Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział VI
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Śro 19:02, 06 Cze 2012    Temat postu:

[GV, ulice] Dzień 6 (6 lipca), późne popołudnie.

Lacie siedziała z tyłu, opierając głowę o ramię Sophie. Przed chwilą uleczyła swoją poparzoną przez Deborah nogę, co było dość zabawnym atakiem. Robienie Uzdrowicielce krzywdy, nie zamierzając jej zabić wydawało jej się niezwykle śmieszne. Nagle usłyszeli przekleństwo i Lacie uniosła głowę. Uśmiechnęła się na widok drutu.
- Chyba się wkurzyli. Wiecie, jak śmialiście wjechać do Grantville? To miasto jest dla was za dobre. Jedź przez cmentarz, Amai. - zadecydowała. - Dojedziemy trochę później, ale nie będziemy mieli kłopotów. Chyba że Sophie potrafi zmusić drut do uległości.
Amai posłusznie skręciła, a Lacie skrzywiła się lekko.
- Może oddasz kierownicę Ethanowi?
- Nie. - wyszczerzyła się dziewczyna, dociskając pedał gazu.
Lacie wzruszyła nieznacznie ramionami, z powrotem opierając się na Sophie. Nie minęło dziesięć minut, gdy uleczyła całe swoje zmęczenie i teraz znów funkcjonowała normalnie.
Zerknęła na Warpa siedzącego obok Sophie, ściśniętego tak, że głową uderzał o szybę przy każdym kolejnym wstrząsie. Poczuła się dziwnie nieswojo. Może dlatego, że zauważyła, jak jej przyjaciel patrzy na Sophie?
Nie było mnie parę dni, cholera!
- Czy Kage nie będzie się o ciebie martwił? Jak wróci? - zapytała nagle Lacie.
Amai uderzyła w nagrobek i prychnęła.
- Z pewnością się wkurzy. - zauważyła bystro. - Pomogłaś mi uciec. W każdym razie jeszcze raz dziękuję.
- Spoko. - ucięła Amai, skręcając gwałtownie.
Warp z całej siły przywalił głową o szybę i jęknął.
- Nic ci się nie stało? - zapytała Sophie troskliwie, a chłopak od razu ją uspokoił.
- Będziemy miały do pogadania, Sophie. - wymamrotała Lacie. Po chwili wszyscy podskoczyli, usłyszawszy jej głośny, radosny wrzask. - WYRWAŁAM SIĘ Z TEJ CHOLERNEJ PIWNICY!

[MT, dom Nei] Dzień 6, (6 lipca), wieczór.

- Ja jestem całkowicie pewna, że to nie jednorazowy wypadek. - odpowiedziała Lacie za Neę. - Poza tym mamy na to dowody. - to powiedziawszy posłała Amai spojrzenie "potem".
Lacie oparła się wygodnie na krześle.
- Spoko, kuzyneczko. Ja w takim razie wypadam z dwa tygodnie po tobie. Oh, nie pocieszyłam cię. - spojrzała na nią rozbawiona. - Tak szczerze to nie mam pojęcia. Może wcale nie wypadniesz. A może trafisz za tą przeklętą barierę? Albo umrzesz. - dodała po chwili ponuro.
- Lacie! - syknęła Sophie, piorunując ją wzrokiem.
- Ja stawiam na to pierwsze. Nie możesz mnie zostawić w tym popieprzonym świecie. - uśmiechnęła się smutno. - Pomyślę nad tym, dobra? Muszę przekonać się na 100%, czy wtedy się znika.
Nea skinęła głową.
- Jak zamierzasz to sprawdzić?
- Zobaczysz. - mruknęła Lacie. - A tymczasem możecie mi powiedzieć, co się działo w Michaeltown?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Śro 19:57, 06 Cze 2012    Temat postu:

[MT - Dom Nei] Dzień 6 (6 lipca) przed 21

- A tymczasem możecie mi powiedzieć, co się działo w Michaeltown? - spytała Lacie.
- Ja mam bardzo ważną wiadomość. - Sophie podniosła rękę. - Dwa dni temu, razem z Warpem uratowaliśmy dziesięcioletniego Robba. Nic by nie było w tym dziwnego, gdyby nie to, że chłopak miał jakieś wizje. Nie wiem, czy nadal przebywa w szpitalu, ale wątpię.
Przez chwilę wszyscy siedzieli w milczeniu.
- Dziwne... - zaczęła Lacie. - Do tej pory nie spotkałam się z czymś takim. Lepiej miejmy oko na tego chłopaka.
- Ok, a teraz oznajmiam wam, że idę się przejść. Jestem wykończona dzisiejszym dniem. Lacie, gdybyś mogła to pójdź później do mojego domu. Jest tam moja i twoja siostra oraz Lisa.
- Lisa? A co ona tam robi?
- Poprosiłam ją, żeby zaopiekowała się naszymi siostrami. - powiedziawszy to skierowała się w stronę drzwi. - To narazie.
- Poczekaj, pójdę z tobą. - krzyknął Warp i pobiegł za dziewczyną.

*pół godziny później*

Razem z Warpem i kilkoma butelkami wina siedziała na ławce w parku. Wzięła jedną butelkę i pociągnęła duży łyk alkoholu.
- Cieszę się, że już wszyscy jesteśmy razem.
- Jasne.
- Słuchasz mnie w ogóle? - Sophie szturchnęła Warpa w ramię.
- Tak, tak. To o co mnie pytałaś?
Dziewczyna wywróciła oczami i podała chłopakowi butelkę wina. Sama pociągnęła kolejny łyk.

*dwadzieścia minut później*

- Warp, ni tak szepko, bo zaraz siem schaftuję.
Razem z przyjacielem tańczyła na ławce do piosenki 'Ei Se Eu Te Pego', którą chłopak puścił z MP4. Skakali, jak opętani, nie przejmując się przechodzącymi w pobliżu dzieciakami.
- E, ziomuszki. Chodźcie, podensimy troszku. - Sophie straciła równowagę i spadła na ziemię. - Teraz lesze, jak ten placek. - wybuchnęła chisterycznym śmiechem.
Warp zeskoczył z ławki i podszedł do Sophie.
- Hej, dziefuszko. Pomóc ci wstać, bejbe?
- Latino lower z ciebie, żabunio. - podała rękę chłopakowi i z jego pomocą stanęła na nogi. - Co powiecie na kolejną butelkem winusia?
- Dawaj, kochanieńka. Szalejemy na maksa.
Sophie chwiejąco podeszła do ławki i zabrała dwie butelki. Jedną rzuciła Warpowi, a drugą otworzyła i wlała w siebie 1/4 zawartości.
- JA CHCEM DENSIĆ! - rzuciła o ławkę butelką, która rozbiła się na drobne kawałki, oblewając przy tym Sophie. - Cholerciam. - po raz kolejny zaniosła się głośnym śmiechem.
Podeszła do Warpa, wzięła go za ręce i zaczęła nim ciągnąć na wszystkie strony.
- Tera mam pienkny strój do baletu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Śro 20:24, 06 Cze 2012    Temat postu:

[MT, dom Nei] Dzień 6 (6 lipca) 21.

- Boże, on ją kocha. - stwierdziła Lacie, kręcąc głową. Nea spojrzała na nią bez zdziwienia. Wiedziała, że jej kuzynka od razu zauważała wszelkie relacje między ludźmi. - To przerażające!
- Dlaczego?
- Bo to WARP! Ściął włosy, ale to nadal jest Warp! - stwierdziła Lacie. - I Sophie. To niesprawiedliwe, pfff. Kradnie mi przyjaciółkę, skubaniec.
Nea przyglądała jej się przez chwilę, po czym westchnęła i wstała. Wyszła na chwilę i wróciła, niosąc coś w ręku.
- Pytałaś co w Michaeltown. Całe Michaeltown mówiło o tym, albo jeszcze i mówi. - wymamrotała, kładąc przed nią jakąś kartkę.
Lacie zerknęła na nią i otworzyła usta, po chwili je zamykając. W końcu skrzywiła się lekko zerkając kątem oka na Ethana.
- Głupia plotka. - stwierdził.
- Zaiste, głupia. - wycedziła Lacie. - Chyba, że o czymś nie wiem.
Ethan spiorunował ją wzrokiem.
- Dajcie mi łopatę. - rozkazała ponuro Lacie. - Zabiję autorkę a'la gazetki.

[MT, park] Dzień 6, (6 lipca), po 22. - Warp.

- Jesteś, ten, cała popapraropaproarupaprana w winie. - stwierdził Warp, pokazując ręką jej koszulkę.
Sophie zabrała mu butelkę i upiła kolejny łyk.
- Sie wie. Myślisz, żem f takich nie moke tańczyś? - zapytała, kręcąc się wokoło.
Warp pokręcił głową.
- Nienienie, moszesz, ale nie ić do schofka czasem, ciemno tam jest a szarófki nie ma, o. - wybełkotał, wyrywając jej butelkę.
- Pszeciesz rano mamy. - odparła Sophie, chwytając za butelkę. Pociągnęła i ta upadła. Resztka wina rozlała się po ziemi, a Sophie zrobiła smutną miną.
- Oje... - zaczęła, a Warp zachichotał.
Spoważniał na chwilę, przyciągając Sophie do siebie i całując prosto w usta.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Char
Xavier Zake, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:39, 06 Cze 2012    Temat postu:

[MT, park] Dzień 6 (6 lipca) Około północy.

Julie obudziła się gwałtownie. Nawet nie zauważyła, kiedy usnęła. Potarła piąstkami zaspane oczy, i wstała, marszcząc brwi w zamyśleniu. Ciemno.
W ciemności na zewnątrz wyłaziło wszelkie robactwo.
Dosłownie i w przenośni.
Mała chwyciła torbę i skierowała się alejką do wyjścia z parku.
Spacerowała jakiś czas po ulicach, aż w końcu usłyszała coś w jednym z domów.
Modląc się, żeby nie trafić na ludzi pokroju Simona i Jake'a, zapukała do drzwi.

Krótko, wiem. >.<


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Char dnia Śro 20:40, 06 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Śro 20:54, 06 Cze 2012    Temat postu:

[MT] 6, 6 lipca, 22.

Ethan zerknął na zegarek.
Wyrobiliśmy się w jeden dzień. I wszyscy żyjemy. Niesamowite.
McSyer wciągnął powietrze przez nos.
Wojna i tak wisi w powietrzu.
Nea proponowała mu, by przenocował w rezydencji familii Vane, jednak Ethan zdecydował, że musi zajrzeć, czy ZOO przypadkiem nie leży w gruzach.
McSyer zagryzł wargę. Sterty śmieci zostały wrzucone do wybiegów dla zwierząt. Oprócz zniszczonej budki biletera, po której została kupka popiołu, wybitych szyb w budynkach i wielkich grafitti na ziemi, były tam jeszcze dziesiątki butelek po sprayu i alkoholu.
McSyer zacisnął pięści, zgrzytając zębami.
Ciekawe, czy zauważyliście, że Uzdrowicielki nie było w mieście przez jakiś czas.
Chłopak odwrócił się od ZOO i skierował się do swojego domu. Z niego także została już ruina - wszystko było poobdzierane, okna wisiały na zawiasach, drzwi leżały kilka metrów od framugi, meble powyrzucane były na dwór, a wysłużony, ale sprawny skuter leżał w częściach za bramą.
Ethan podrapał się po głowie.
Może jednak powinienem przenocować u Vane'ów.
Pokręcił głową i odwrócił się od szczątków swojego domu.
Popatrzył w prawo i popatrzył w lewo. Przez głowę przemknęła mu myśl, że niedobrze się stało, że od w Grantville zaprezentował się tak negatywnie. Być może jeszcze będzie musiał tam uciekać.
Część napisów głosiła slogany o woli większości i demokracji. Chłopak popatrzył na nie, po czym zaczął grzebać między meblami. Po chwili wyciągnął stamtąd książkę od wiedzy o społeczeństwie. Przekartkował ją, po czym wziął małe, tekturowe pudełko. Wrzucił do niego parę połamanych desek, część pogiętej ramy skutera i fragment oderwanej tapety. Przeszedł się do ZOO, gdzie wrzucił do pudła kilka garści popiołu i parę ułamków szyby.
Szybkim krokiem wrócił do domu Vane'ów. Otworzył drzwi. Lacie i Nea siedziały jeszcze w salonie.
- O, cześć. Co tam...
Ethan rzucił pudło na stolik do kawy. Chmura popiołu uniosła się do góry.
- ZOO jest w ruinie. Z mojego domu zostały szczątki.
McSyer chuchnął, odpychając od siebie mały obłoczek kurzu.
- Dziękuję wam za bezpieczne Michaeltown.
Pstryknął palcami. Wokół każdej drobinki popiołu zmaterializowała się mała kulka lodu. Wszystkie spadły na siostry Vane.
Powrót do góry
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Śro 21:37, 06 Cze 2012    Temat postu:

[MT, dom Nei] Dzień 6, (6 lipca), po 22.

Zabawne. Gdy komuś dzieje się krzywda, to wszystko idzie na nas.
- Ethan, bardzo m... - zaczęła Nea, jednak Lacie przerwała jej, wybuchając śmiechem. Strząchnęła z ramienia kulkę lodu i uśmiechnęła się ironicznie.
- Nea, nie wysilaj się. Jego gówno obchodzi co chcemy zrobić i że się staramy. - powiedziała spokojnie. - Ethan, użyj ostatniej cząstki mózgu jaka ci została i zastanów się. Co znaczą dwie osoby w mieście? Czy ja albo Nea mamy moc teleportacji i szybko rozwaliłyśmy ci dom? Wszystko było w porządku, tylko ty najwidoczniej masz problem. A wiesz dlaczego?
Odczekała chwilę, dając mu czas na zastanowienie.
- Bo najwidoczniej, według tych gówniarzy zasłużyłeś. - stwierdziła ponuro. - Przymrożenie człowieka wzamian za wyzwisko? Serio? I naprawdę dziwisz się, że ktoś zrobił coś takiego? Nie twierdzę, że to było dobre, ba, nie twierdzę, że słuszne, jednak niektórzy mają prawo cię nienawidzić. A to chyba nie nasza wina. Jeśli myślisz, że Nea 24/h będzie krążyła po mieście to chyba masz coś nie tak z głową.
Wstała i przeszła się po pokoju.
- Straż... - zaczął Ethan.
- Robię wszystko co mogę, by zebrać w miarę dobrze posługujących się bronią. - powiedziała Nea. - Chyba, że mam wziąć pierwsze lepsze dziecko nie odróżniające noża od pistoletu. - prychnęła.
- Michaeltown jest bezpieczne, a przynajmniej w porównaniu do Grantville. - dodała łagodnie Lacie, zatrzymując się w pół kroku. - Uwierz mi, spędziłam tam trochę czasu i wiem co mówię. Czy u nas ktoś celowo podpalił całą ulicę domów? Nie. Czy ktoś komuś uciął dłoń za niesłuchanie się nas? Ależ skąd, chyba że o czymś nie wiem. Nea, pocięłaś kogoś? Nie? To dobrze. Psycholi także tu mniej. A jeśli chodzi o twój dom, to zostań na jakiś czas u mnie, i tak jest tam pusto. Gdybym była Nerine, odesłałabym cię teraz komuś pokroju Kage, bo w końcu sam sobie nagrabiłeś. Ale jeśli chcesz, to mogę posprzątać to całe zoo własnoręcznie. - objęła się ramionami i zerknęła na wiszący na ścianie zegar. Dochodziła 23. - Jeśli chcesz nam jeszcze nagadać, to zrób to teraz.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Śro 21:37, 06 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Śro 21:51, 06 Cze 2012    Temat postu:

[MT] 6 lipca, 6, 23.

- No cóż, może mam po prostu słabe nerwy.
Ethan ukłonił się.
- Mogę spać na chodniku. Mi i tak bez różnicy, zasłużyłem sobie na to. I jeśli jeszcze kiedyś zamarzysz sobie wczasy w Grantville, uprzedź kogoś, żeby nikt po ciebie nie przyjeżdżał. Świetnie sobie radziłaś.
McSyer złapał mały nożyk do przycinania liści. Wychodząc z pokoju naciął się na ramieniu. Strumyczek krwi pociekł mu po ramieniu.
Odwrócił się.
- Wystarczy?
Lacie wypadła z pokoju i wrzasnęła
- Nie?
Ethan naciął drugie ramię, sycząc z bólu.
Tym razem Nea wypadła z pokoju. Także wrzasnęła.
- Ups. Przepraszam. Chyba zakrwawiłem pani dywan. Już sobie idę.
Wychodząc z przedpokoju wrzucił nożyk do doniczki. Usłyszał jeszcze parę wrzasków Lacie.
Poszedł na miejsce, gdzie widniały szczątki jego domu. Wziął sobie stamtąd koc i poduszkę, po czym powędrował do parku. Położył się obok ławki, na żwirowej dróżce. Po paru chwilach pacnął się w głowę.
Pogrzebał parę minut wkoło siebie. Wyciągnął mały wapień - na ławce nabazgrał parę słów - Pokuta. Nie przeszkadzać.
Pod spodem dopisał:
Nie dokarmiać mutanta.
Uśmiechnął się. Po paru chwilach zwinął koc w rulon i odrzucił daleko od siebie. Przecież i tak nie był mu potrzebny.
Powrót do góry
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Śro 22:14, 06 Cze 2012    Temat postu:

[MT, dom Nei] Dzień 6, (6 lipca), po 23.

- Co za kretyn. - warknęła Lacie, siadając na kanapie. - Czy ktoś mu kazał po mnie jechać? I tak założę się, że to nie on chciał mnie ratować. - powiedziała, po czym zaśmiała się cicho. - Co ja gadam, na pewno nie. W końcu kim takim jest Uzdrowicielka? Co z tego że w nocy siedziałam w szpitalu, ratując ranne dzieci. Dopuściłam do tego, że zoo zostało zaśmiecone! Nie było mnie w mieście, ale to moja wina! - zawołała ironicznie. - Mogli mnie zostawić w tej piwnicy.
Nea westchnęła.
- Tak, z pewnością w piwnicy byłoby ci lepiej.
- Tak w sumie to miałam tam dobrze. Poza tym... Został tam mój notes. I moje łóżko. I książki Ethana. - uświadomiła sobie Lacie i skrzywiła się. - Właśnie przypomniałam sobie, dlaczego mnie tam trzymali. Będziemy musiały porozmawiać, najlepiej rano. Po prostu zajrzyj rano do szpitala, okey?
- Dobra. - Nea przyjrzała jej się podejrzliwie. - Gdzie idziesz? - zapytała, zobaczywszy że Lacie wstaje i kieruje się ku wyjściu.
- Nie wiem. Może tam gdzie docenia się moje starania. - dodała ponuro i zajrzała do jednego z pokoi. - Amai, idziesz?
Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Nea zerwała się i podbiegła do drzwi wejściowych. Lacie zajrzała jaj przez ramię.
Na progu stała urocza, na oko sześcioletnia dziewczynka. Lacie bez namysłu zgarnęła ją do środka, zatrzaskując drzwi.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Śro 22:15, 06 Cze 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Lily Wilkes, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 22:20, 06 Cze 2012    Temat postu:

[GV] 6, 6, popołudnie

Deborah westchnęła zła na siebie. Ranny chłopak wykrwawił się na śmierć – gdy przyszła do przychodni, nie zastała Alyssy, ale trupa leżącego na kozetce.
Rozzłoszczona wróciła do domu Nerine.
- Steve nie żyje – rzucił Chantal.
- Ten, który przykleił się do lodówki? – mruknęła, wyciągając z lodówki Mountain Dew.
Kiwnął głową.
Wyciągnęła z kieszeni krótkofalówkę, próbując złapać pozostałych.
- Nerine? Nerine, eee… odbiór?
- Deb? – usłyszała po drugiej stronie męski głos. – Odbiór.
- Neah! Próbuję się z wami połączyć od dobrej godziny! Masz Neri pod ręką?
- Poczekaj.
Chwilę później rozpoznała dobrze znany głos przyjaciółki, jak zwykle pewny siebie.
- Halo? Co tam?
- Wracaj tu natychmiast! – pisnęła. – Michaeltown już pojechało. Zdemolowali nam cmentarz i zabili dwie osoby! Zaatakowali pięć! Zdemolowali twój dom! NAPADLI NA NAS! Jedna dziewczyna wierciła mi wiertarką w głowie! Chciałaś powodu do wojny? Proszę bardzo, podano na złotej tacy. A teraz… może wrócisz i im dokopiemy, co?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Śro 23:44, 06 Cze 2012    Temat postu:

[Harkness] Dzień 6, południe. - Neah

Neah spojrzał na lisa. Nerine już się odsunęła i przyglądała z oddali. Podniósł ślepia lisa i spojrzał na nie jeszcze raz.
- Ciekawe. - mruknął.
Przejechał dłońmi po całym ciele lisa przyglądając się wszystkiemu dokładnie. Złapał za fałdy skóry i rozciągnął je. Przyjrzał się im z fascynacją po czym jeszcze raz spojrzał na ślepia.
- To jest dziwne. - stwierdził.
Nerine spojrzała na niego po czym oparła się o drzewo.
- Teraz będziesz rozmyślał nad tym co się temu liskowi stało?
Schyliła głowę. Effy podeszłą do niej i chwilę coś szeptały.
Stał tam chwilę obserwując zwierzaka jak i jego zmutowane oczy.
Po chwili westchnął ciężko i wstał.
Dziewczyny zniknęły.
Rozejrzał się po czym wrócił nad rzekę.
Pustka.
Ruszył w stronę lisa gdy usłyszał krzyk.
Krzyk najbardziej mu znany.

[Harkness] Dzień 6, południe. - Nerine

Dziewczyna spojrzała na chłopaka.
Wyglądał jakby nudził się najbardziej w świecie i w ramach rozrywki zaczął badać truchła.
Westchnęła i po chwili odeszła w stronę jeziora. Zamierzała najnormalniej w świecie tam pójść.
Ruszyła w stronę lasu rozglądając się dookoła.
Wszędzie znajdowały się zielone drzewa i leśne rośliny.
Uśmiechnęła się i ruszyła dalej.
Chwilę potem dołączyła do niej Effy.
Jednak Nerine nadal była zafascynowana lasem.
Jak dawno tu nie była? Od 6 lat? 7?
Dotknęła ręką potężnego pnia drzewa i wyciągnęła nóż.
Wtedy TO się zaczęło.
Buka wróciła.
Brunetka pewną świadomą częścią mózgu napisała na drzewie dwa angielskie słowa.
Ice Cream.
Dłoń jej zjechała po korze, zahaczając słabą skórą o nią.
Pod słowami jakby dla podkreślenia pojawiła się krwawa wstęga.
Nerine opuściła dłonie i głowę.
Stała w miejscu jak upór straszący w lesie.
Czekała, aż TO się skończy.
Chodź do mnie
"Spieprzaj"
Chwilę tkwiła w bezruchu aż nagle usłyszała przerażający dźwięk.
Wycie wilków.
Czemu zaatakowały w dzień?
Chwilę potem trzy wilki okrążyły Effy i Nerine.
Zwierzaki były wysokie i silne. Ich łapy z łatwością mogły je powalić w jednej sekundzie.
Wszystko się jej nie podobało. Całe te zakłócanie spokoju i buka.
Zielonooka wiedziała, że musi zaatakować.

[Harkness] Dzień 6, późne południe. - Neah

Gdy chłopak dobiegł do źródła krzyków, było już po wszystkim.
Nerine siedziała skulona pod drzewem patrząc w niebo.
Effy stała nad nią próbując coś powiedzieć.
Jednak nie to przykuło jego uwagę.
Wilk - albo raczej to, co z niego zostało - leżał na ziemi z odciętą głową.
Spojrzał na dziewczynę z zdziwieniem.
Uśmiechnęła się i wskazała palcem na napis na drzewie.
"'Lody'? Na cholerę chce lody?"
- Wilki tu były. One są coraz bardziej głodne. Gdy się pojawiły, spowolniłam czas i odcięłam mu głowę po czym odskoczyłam. To okropny widok, nawet gdy wszystko dzieje się powoli. - wydukała.
- Może mi ktoś powiedzieć co się dzieje? - zapytała Effy.
- Nerine, znowu to robisz. Powiesz mi choćby teraz czemu tu jesteśmy? Lacie już pewnie siedzi z tamtymi w domu...
Dziewczyna wstała i podeszła do niego.
- To nie Lacie jest moim celem. - wyrzuciła.
Spojrzał na nią zdziwiony. Wtedy usłyszał głos z krótkofalówki. Chwilę rozmawiał z Deb po czym oddał krótkofalówkę Nerine.
- Debile. Wiedziałam, że to zrobią, ha! Wiesz ile mam trupów do pochowania? Wygląda, że 8! Ha, 8! Zakładam, że w Michaeltown nikt nie umarł, a sami przyjeżdżają na obcy teren by mordować! Oni zginą, Deb. Nie sądzę by nas jutro zmiażdżyli. Oni są niebezpieczni, a ja jutro doprowadzę do totalnej anarchii. - rzuciła. - Pytasz 'jak'? Odpowiem ci prosto, porwę kogoś kto pełni w mieście niby nieważną funkcję, ale brak tej osoby rozwali system. Zginie wiele dzieci. Tak, Deb. Wybacz, muszę kończyć. Przyjedziemy wieczorem. Przekaż Chantalowi, ze mam dla niego prezent. Pa.
Nerine schowała krótkofalówkę i spojrzała na chłopaka.
- Wracając do rozmowy, kto jest twoim celem?
Uśmiechnęła się słodko.
- Echo.

[Harkness] Dzień 6, późny wieczór. - Nerine

Dziewczyna usiadła na motorze i spojrzała w ciemne niebo. Effy już przyszła. Czekali teraz jedynie na Neah'a, który postanowił 'coś sprawdzić'. Nerine miała często wrażenie, że chłopak planuje coś, o czym nie chce jej mówić.
Wzdrygnęła się na dźwięk swojego imienia. Chłopak stanął przy niej.
- To co teraz? - zapytała Effy.
- To proste. Idziemy do przedszkola, odłączmy prąd, wpadamy, robimy cichą demolkę, a ty pilnujesz ich myśli sprawdzając czy przypadkiem czegoś nie podejrzewają lub czy nie chcą uciec.
Effy skinęła głową.
- Pojedźcie motorem sami. Ja już idę i spróbuję przybyć na czas. Jakby co to czekajcie na mnie w parku obok przedszkola. - powiedziała. - A i trzymaj się Neah'a mocno. ie chcę byś się zabiła.
Effy spojrzała na przyjaciółkę z zdziwieniem w oczach.
- C..? - zaczęła, ale Nerine już zniknęła.

[Michaeltown - Przedszkole] Dzień 6, późny wieczór. - Echo

Echo spojrzała na śpiące twarzyczki. Uśmiechnęła się mimowolnie. Kochała dzieci. Bycie przedszkolanką miało też dobre strony. Uwielbiała te dzieciaki, a one uwielbiały ją. Jednak płacze za rodzicami nadal nie ustawały. Teraz jednak panowała cisza.
Glen - jej jedyny towarzysz w pracy - niedawno położył się spać. Uśmiechnęła się. Od czasu Nowego Świata stali się sobie bliżsi.
Echo wstała by zajrzeć do małego Tommy'ego, gdy zgasło światło.
Drygnęła. Zawsze bała się ciemności.
Wtedy drzwi się otworzyły i stanął w nich wysoki chłopak. Wyglądał od razu na niezbyt przyjaznego typa.
Światło z latarni naprzeciw przedszkola rzucało światło na gościa przez to po całym pomieszczeniu rozjechał się jego cień.
Wtedy Echo zdała sobie sprawę, że nie jest tutaj sama.
Poczuła czyiś oddech na szyi, a potem zauważyła ciemne ręce otulające ją.
Chciała krzyknąć. Wtedy w jej ustach pojawiła się szmatka. Dosłownie znikąd.
Postać z tyłu popchnęła ją w stronę światła, a typek odsunął się od drzwi.
Wtedy pojawiła się jeszcze jedna dziewczyna z cienia latarni.
"Super. Trafiłam na jakiś Gang Cieni"
Wtedy, przy świetle zobaczyła kto ją obejmuje.
Szmatka wypadła jej z ust.
- Nerine! - pisnęła z łzami w oczach.
Poznała ją od razu. Te same ciemne włosy, zielone oczy i czarno-czerwone ubrania. Oczywiście była od niej wyższa i szczerzyła się w ciemności, tuląc ją. Ona sama miała jaśniutkie włoski, niebieskie oczy, niebiesko-białe ubrania i strach wymalowany na twarzy.
Każdy kto by je teraz zobaczył, pomyślał by, że to jakiś upiór. Mroczny cień Echo. Zła siostra. Odbicie lustrzane. Diabeł.
Echo krzyknęła po czym siostra zasłoniła jej usta swoją ręką.
- Cicho siostrzyczko, nie chcemy byś popsuła mi planu. - szepnęła mroczna siostra.
Druga dziewczyna podniosła wzrok.
- To Echo jest twoją siostrą? - spytała jakby nic nie wiedziała.
- Oczywiście. Zapewne do mnie się nie przyznaje, nie? To tylko pogorszy jej sytuację.
Echo zaczęła płakać jak szalona.
- Co chcesz? - szepnęła.
Nerine przestałą się uśmiechać i tylko wzmocniła uścisk.
- Sprawiedliwości. - odszepnęła. - Od dziś siostro jesteś moją własnością.
- A co z dziećmi? - zapytała przełykając głośno ślinę.
Brunetka ponownie się uśmiechnęła.
- Skoro pytasz to mogę je zabić!
Echo nagle zaczęła się wyrywać.
- Nieeee!
Ból.
Poczuła przeszywający ból.
Potem oberwała z liścia od siostry.
- ZAMKNIJ SIĘĘĘ! - krzyknęła.
Chwilę potem Glen zerwał się z sofy i pobiegł do niej i Nerine.
"Nie idź tu! Nie idź! Niee!"
Echo osunęła się na ziemię łkając jak szalona.
Nerine zniknęła, ale to nie był koniec.
Chłopak złapał ją za nadgarstki i podciągnął do góry.
- Uspokój się. Nerine czasem jest wredna, ale zaraz jej przejdzie. No nie rycz już!
"Kolega Nerine? Chyba coś kiedyś słyszałam..."
- To ty jesteś jej chłopakiem? Tym z poprawczaka co zawsze chodzi z bronią?
Typek zaśmiał się.
- Mylisz mnie malutka. Chyba chodzi ci o Chantala lub Kage'a. Ja nie chodzę z bronią, ani też nie chodzę z twoją siostrą. - odpowiedział. - Jestem Neah Leader.
Echo lekko uśmiechnęła się.
- To chyba cię kojarzę. - odpowiedziała. - Czy ona naprawdę rządzi tym miastem?
Skinął głową.
"Szlag"
Wtedy usłyszała wrzask z pomieszczenia.
Czemu nie zauważyła wcześniej, że jej siostra zniknęła i zajęła się Glenem? Czemu gadała z tym typkiem zamiast uciekać?!
Nerine wyciągnęła chłopaka na zewnątrz. Od razu rzucały się w oczy jego siniaki, rany i pocięte ręce.
"Jak ona to zrobiła?!"
Chwilę potem zaciągnięto ją do jakiegoś samochodu i zakneblowano. Glen był nieprzytomny. Zamknęła oczy.
"Ratuj nas, Boże"
Wtedy zasnęła płacząc.

[Michaeltown] Dzień 6, późny wieczór. - Nerine

Dziewczyna zajrzała jeszcze raz do bagażnika i uśmiechnęła się.
Zgięła ją. Zgięła swoją siostrę. Nareszcie. Po tylu latach nienawiści wreszcie się spotkały.
Zamknęła bagażnik.
Spojrzała jeszcze raz w stronę przedszkola.
Bachory spały, a drzwi były otwarte.
Wyszczerzyła się.
- Ty i Effy jedźcie do Grantville, a ja pojadę motorem. Nie mogę go tu zostawić. - wytłumaczyła się.
Malone spojrzała na nią z żałosnym wzrokiem.
- Ona się ciebie boi. Czemu to robimy?
Nerine nie odpowiedziała.
- Jakby były problemy, to spróbuję wam pomóc, tylko dajcie mi jakiś znak.
- Nerine, uważaj na siebie. - powiedział Leader.
- Zawsze uważam - powiedziała wsiadając na motor po czym ruszyła za samochodem.

*30 minut później*

Ciemny samochód zatrzymał się pod domem dziadka Nerine. Nowa właścicielka domu podniosła chłopaka śpiącego w samochodzie, a Neah niósł dobrego klona Nerine na rękach. Różnica była taka, że Nerine wlokła chłopaka podczas gdy Neah próbował nieść jasnowłosą najbardziej delikatnie jak mógł.
Effy otworzyła im drzwi po czym wszyscy weszli do środka. Glen został położony na sofie. Jego rany nadal krwawiły. Echo na żądanie została położna na ziemi. Deborah i Chantal powitali ich.
- Hej, Neri. Co więc z nimi robimy? Ci głupcy rozwalili nam piwnicę i... - zaczęła Deb.
- Spoko lolo, ja mam wszystko już zaplanowane. Pewnie myślisz czemu ją porwałam. Jest to przedszkolanka Michaeltown. Ten gościu też. Teraz przedszkole padło, dzieci uciekną na ulice przerażone, a niektóre tam zostaną, a wtedy rozpęta się wojna. Dzieci zginą i wprowadzą haos i zamieszanie. - zaczęła po czym wskazała na Glena. - Szczerze to ten gościu to mój stary przyjaciel i najwidoczniej chłopak Echo, a ta dziewczyna to nikt inny jak moja siostrzyczka Echo Devein we własnej osobie!
Deborah zamurowało. Chwilę patrzyła na małą blondyneczkę skuloną na ziemi.
- Musimy pogadać. - powiedziała.
- Właśnie miałam to powiedzieć. - dodała Deb.
Dziewczyny odsunęły się kawałek od tamtych.
- Co to było to na komisariacie? No i ogólnie to co robisz. Widziałam i wiem, ze nie wszystko jest normalne.
Nerine zaśmiała się.
- Szczerze to chyba jestem wyjątkowo potężną mutantką, która manipuluje czasem. Raz zatrzymam, raz przyśpieszę, a raz spowolnię. Czas moim żywiołem! - wrzasnęła.
Deb uniosła brew i odwróciła głowę.
- Od kiedy?
- Pierwszy kwietnia. Wybacz, że ci nie mówiłam, ale każdy by skminił, że w ten sposób zdobyłam 5 z matmy i dlatego siedziałam bez ruchu na lekcjach. Przyśpieszałam czas i stałam spokojnie. Minęła cała lekcja i nic! Bang! Moc wzrosła od czasu powstania Nowego Świata, ciekawe nie?
Deborah spochmurniała.
- Mogłaś mi ufać.
- Wybacz. - szepnęła i przytuliła Deborah. - Tylko Kage, ty, ja, Effy, Chantal, Neah i Lacie wiedzą. To jest na serio smutna moc. Nie można nic zmienić, a inni liczą, że cofniesz czas ratując rodziców, lub skoczysz w czasie sprawdzając co przyniesie przyszłość. A ja nie mogę nic!
Nerine odsunęła się od Deb i ruszyła do grupki. Echo właśnie się budziła. Wtedy dopiero brunetka dojrzała twarz Chantala. Była lekko poparzona, ale wiedziała, ze to nie o to chodzi.
- Co ci się stało?
Chłopak dotknął dłonią swoja twarz.
- Jakiś dupek Eth costam coś tam mnie zamroził, a Deb zaczęła mnie podpalać i to mi zostało.
- CO?! Nie dość, że rozpieprzyli mi dom to jeszcze bliskich mi ranią?!
Nerine skrzywiła się i przyjrzała się domowi.
- Jutro wymienię meble. - mruknęła. - A Ethan pożałuje. Zniszczę go! Muahaha!
Chantal spojrzał na nią zszokowany.
- Znasz go?
- Zgadywałam. Chodził ze mną do równoległej klasy w podstawówce o ile się nie mylę. Czyli zmutował. Zniszczę go! Zamrożę go gdy tylko poznam słaby punkt mutantów! - zaśmiała się histerycznie. - Nie zadziera się z Nerine Devein, o nie!
- Nerine, chyba lepiej będzie jak sam się nim zajmę. - odpowiedział.
- Ethanem, taa? On próbował cię zabić! Dorwę go i zacznę torturować. chcą wojny to dostaną. - wyszczerzyła się.
Do rozmowy dołączyła się Effy.
- A co z nimi? - spytała wskazując na Glena i skuloną Echo.
Nerine wyszczerzyła się i podle 'szturchnęła' nogą Echo.
- Ja z nim zostanę. Niepotrzebnie go brałam. Mogłam go zostawić by się wykrwawiał i straszył dzieci. Wygląda, że dziś śpię na tych meblach w salonie pilnując tego dekla. Pomyślę jutro nad tym co z nim zrobię.
Nerine pomału podeszła do Echo, postawiła ją na nogi po czym złapała za jej niebieską tunikę i popchnęła ją przed Chantala. Dziewczyna opadła na kolana znowu łkają.
- Oto twój prezent. Zniszczono mi piwnicę to zamieszka u ciebie. Oczywiście to twój pokój, więc i ty zyskasz. Echo jest twoją własnością. Gdyby nie dekle, którzy rozwalili mi moją ekskluzywną piwnicę, siedziałaby tam popijając colę z lodówki. Niestety tak nie jest, a to wina twoich przyjaciół Echuniu. Powiesz coś czy zgrywasz biedne EMO? Nic nikomu nie przekazać? - zaczęła podchodząc do Echo jak wąż.
- Nienawidzę cię. - pisnęła.
- Wielka Genialna Echo przemówiła 'nienawidzę cię'! Zapiszcie to gdyż jutro z Genialnej Devein nic nie zostanie. - dodała szczerząc się. - Bierz ją Chantal. Masz wolną rękę.
Chłopak uśmiechnął się po czym chwycił jedną ręką karabin, a drugą złapał Echo za koszulkę i pociągnął na schody. Scena wyglądała jak z horroru gdy Echo próbowała się uwolnić. Nawet za zamkniętymi drzwiami było słychać jej wrzaski i pochlipywania.
Nerine uśmiechnęła się i usiadła na sofie obok nieprzytomnego Glena.
"Śnij, bo od jutra nie będzie takich pięknych snów."


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Czw 16:42, 07 Cze 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 14:38, 07 Cze 2012    Temat postu:

Wreszcie wprowadziłam do fabuły postać Star Very Happy
[Michaeltown] Dzień 7 (7 lipca), świt

- Nea!
Vane przekręciła się z głuchym pomrukiem na drugi bok.
- NEA!
Dziewczyna nakryła twarz poduszką.
- NEEEEEEAAAAA!
Czarnowłosa odrzuciła kołdrę, sięgnęła po szlafrok i klnąc jak szewc ruszyła do drzwi.
- Toby? - zdziwiła się. Po raz pierwszy od początku Nowego Świata widziała swojego najlepszego przyjaciela, Toby'ego Colberta. Blondyn wyszczerzył się.
- A no.
- Przecież miałeś świętować 14 urodziny na farmie u dziadków.
- Nie zdążyłem - skrzywił się. - W każdym razie wróciłem dopiero parę dni temu no i zapomniałem do ciebie pójść.
- OK, przyjmijmy, że ci wybaczam. Ale czy akurat dlatego musisz budzić mnie o 5 rano?
"A miałam taki piękny sen!"
- Chodzi o to, że nikt nie przyszedł do przedszkola na poranną zmianę.
Nea wytrzeszczyła oczy ze zdziwieniem.
- A ty skąd to wiesz?
- Cóż, przeprowadziłem się niedaleko. W czasie, kiedy mnie nie było, jacyś ludzie rozkradli sporo rzeczy w domu - Nea zaklęła, przygryzając wargę.
- Przykro mi. Powinnam tego dopilnować, przecież mieszkasz niedaleko. Dobra, wejdź. Ubiorę się i sprawdzę co z tym przedszkolem. Ale przecież ta dziewczyna... Echo. Ona to uwielbiała!
- Cóż, w każdym razie, rano codziennie wył przez kilka sekund alarm. Dotąd nikomu nie udało się go przeprogramować, ale zawsze ktoś go wyłączał po kilku sekundach. Teraz sam musiałem to zrobić. Dzieciaków pilnowała tylko jakaś jedna dziewczyna, która powiedziała nam, że Echo nie przyszła. Zostawiłem z nią Adama.
"Adam! No, no, czyżby wreszcie zgoda wśród przyrodnich braci?"

*dwadzieścia minut później*

Nea nabazgrała na kartce Lacie, poszłam do przedszkola. Podobno Echo nie przyszła na poranną zmianę. Zajmij się tą małą, którą przygarnęłaś wieczorem. Może wreszcie zacznie coś mówić.
Nea.

Bez śniadania wyszła z domu i razem z Tobym udała się do przedszkola.
"Nienawidzę takiej złowrogiej ciszy", pomyślała, idąc ulicą.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sprężynka dnia Czw 14:39, 07 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
A.
Louis Black, II kreski



Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 14:45, 07 Cze 2012    Temat postu:

[MT] Dzień 6, (6 lipca), po 23 - Lisa
- Widzę, że nie zaśniecie – westchnęła, kiedy dziewczynki włączały kolejną bajkę.
- Dopóki nie wróci Lacie – powiedziała jej siostra.
- Ani Sophie, ani Warp, ani Eeee... nieważne.
- I ten drugi, też nieważny – zachichotały.
– To ja przejdę się po mieście, a wy oglądajcie dalej to mi później streścicie. Ale błagam was, zostańcie w środku.
- No co ty! To jeden z moich ulubionych odcinków! Nie mam zamiaru wychodzić – Lisa w odpowiedzi tylko uśmiechnęła się i przy wyjściu założyła czyjąś kurtkę. Zawsze wieczorem czuła się lepiej w kurtce.
„Pewnie Sophie.”{/i]
Wyszła na zewnątrz i po chwili wędrówki zobaczyła palące się światło. Stanęła i uporczywie przyglądała się postacią przechadzającym się po mieszkaniu.
Wkrótce jakaś mała dziewczynka zapukała do ich drzwi. Otworzyła jej Lacie.
[i]„Lacie, ty pacanico*.”

Po chwili sama Lisa zapukała do ich drzwi, otworzyła jej jakaś Azjatka.
- Czego chcesz? – burknęła.
- Widziałam Lacie.
- No i?
- Chce z nią pogadać.
- Zajęta.
- Zaraz sama się przekonam.
- Tak, tak. Idź lepiej spać.
- LACIEEEEE! – krzyknęła dziesięciolatka. Po chwili za Azjatką pojawiła się białowłosa postać.
- Lisa – wybełkotała.
– Dziękuję za zaproszenie do środka – rzuciła w stronę dziewczynki stojącej najbliżej niej piorunujące spojrzenie i weszła do środka.
- Co jest? – zapytała Uzdrowicielka.
– To, że zostałaś stałą lokatorką piwnicy i wpadłaś w jakiś gorący romans z chłopcem zamrażarką, o którym mówi całe miasto nie oznacza, że możesz zapomnieć o swojej siostrze. Wiem, na pewno jest ci tutaj miło, ale mogłabyś się pokazać w domu – Lacie stała jak wryta. – Sophie, kochanie ciebie też to się tyczy.

*Mam nadzieję, ze się nie obrazisz Em.

[MT] Dzień 6, (6 lipca), noc

Siedzieli na plaży już mocno upici, a ich zapas alkoholu już prawie się skończył. Zostały dwie butelki.
- Wracamyyyyyy? – zapytał Dan.
- Myślę, ze to nie głupi pomysł.
Schowali koc do torby.
- Jedna butelka dla mnieee, druga dla ciebie Danuśśś – chłopak właśnie wyłączał radio. – Nieeee! Zostawmy je włączone. Najwyżej się pobudzi ludków – Jeny wstała, jednak znów się przewróciła. – Nic mi nie jest – zaśmiała się.
Idąc przez miasto, samym środkiem ulicy, dopijali ostanie butelki i słuchali muzyki.
- Yeaaa! Uwielbiam to. Stawaj to i robimy szopkę! – krzyczała Jenny, gdy usłyszała pierwsze dźwięki I'm So Excited.
- I'm so excited
and I just can't hide it
I'm about to lose control
and I think I like it

I'm so excited
and I just can't hide it
And I know, I know, I know, I know
I know I want you – śpiewali razem, a przy ostatnich wersach Jenny rzuciła butelką w drzwi, a hałas tłuczonego szkła był tak głośny, ze obudziłby lokatorów. Gdyby tylko spali.* Trochę wina rozlało się na wycieraczkę.
- Spadamy! – z głośnym śmiechem zdążyli skręcić w ulicę i na szczęście nikt ich nie zobaczył.

*Tak, to dom Nei xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:42, 07 Cze 2012    Temat postu:

[Przedszkole] Dzień 7 (7 lipca), ranek

- Tak, tak. Będę jej szukać - powtórzyła milionowy raz Nea. Przed chwilą po raz drugi przyszła do przedszkola. Tym razem przyprowadziła ze sobą Emily i Leana. Dziewczyna nieoczekiwanie oświadczyła, że chce pomóc w przedszkolu. Natomiast Leander jako 5 latek kwalifikował się do przedszkola. Teoretycznie więc miał bawić się na dworze, skoro miał się nim kto zająć.
W praktyce łaził po budynku szkoły obok i rysował po tablicach.
- Nic mu się nie stanie - powiedziała Nea to Toby'ego. - On jest w czepku urodzony.
Wrócili do domu, gdzie Nea opowiedziała zaniepokojonej Lacie o zniknięciu Echo. "Na dodatek nikt nie wie, gdzie ona mieszka".
- To ja pójdę jej szukać. Popytam ludzi, może coś widzieli.
- Idę z tobą - westchnął Toby. - Adam zajął miejsce tego kolegi Echo, nie mam się z kim sprzeczać. Tylko ty mi zostałaś do kłótni.
"Nie ma to jak przyjaciel", pomyślała Nea z wdzięcznością. Ruszyli po ulicach, ale kolejni wypytywani ludzie nie wiedzieli nawet, gdzie mieszka ktoś taki jak Echo Devein ani Glen.
Zeszli do parku. Na jednej z ławek leżała dziewczyna ze słuchawkami IPoda w uszach. Kiwała nogą do rytmu. Nea uśmiechnęła się.
Nastolatka, na oko 14 letnia, miała farbowane, oczowalne fioletowe włosy. Była ubrana w nabijane ćwiekami, czarne, wysokie buty, obcisłe legginsy, tunikę z jakimś zespołem i skórzaną kurtkę.
- Hej, szukamy Echo Devein. Znasz kogoś takiego?
- No.
- O, świetnie. A Glena Sabreville?
- Nie.
- No nic. Słuchaj, widziałaś gdzieś ostatnio tą Echo?
- Nie.
"Świetnie. Nie ma to jak konstruktywna rozmowa". Odwróciła się, zafalowawszy głosami, kiedy usłyszała głos fioletowowłosej.
- Ale wiem gdzie mieszka, Neo Vane.
Dziewczyna odwróciła się zaskoczona.
- Mów mi Matson.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sprężynka dnia Czw 19:44, 07 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Czw 17:06, 07 Cze 2012    Temat postu:

[MT] Dzień 7, (7 lipca), po północy.

Lacie westchnęła, zamykając drzwi. Zamierzała udać się do szpitala i sprawdzić, czy wszystko gra, a rano szybko zebrać parę osób... Jednak dwaj nieoczekiwani goście zepsuli jej plany.
- Nie pozwalaj sobie, Lisa. - mruknęła Lacie. - A Sophie tu nie ma, słonko.
Jasnowłosa zaprowadziła ją do salonu, gdzie siedziała już dziewczynka. Z tego co dowiedziały się Lacie i Nea, miała na imię Julie. Nic więcej nie chciała powiedzieć.
- A więc jak się miewa Rose? Jeśli żyje to dobrze. Rano do niej zajrzę, bo będę musiała iść po coś do domu. - przygryzła wargę i opadła na kanapę.

*ranek*
"Lacie, poszłam do przedszkola. Podobno Echo nie przyszła na poranną zmianę. Zajmij się tą małą, którą przygarnęłaś wieczorem. Może wreszcie zacznie coś mówić.
Nea." - przeczytała Lacie i uśmiechnęła się do siebie. Echo? Niemożliwe, by nie przyszła, chyba że coś jej się stało.
Albo się nawaliła i leży gdzieś w krzakach.
Po chwili wybuchnęła śmiechem. Taaa, Echo. Do kuchni zajrzała mała Julie, obrzucając jasnowłosą podejrzliwym spojrzeniem.
- Oh, hej. - Lacie uśmiechnęła się do niej, otwierając lodówkę. - Na śniadanie mamy... Resztkę płatków. Bez mleka, bo mleka nie ma. - mruknęła.
Kilkanaście minut później wróciła Nea, informując, że nie ma ani Echo, ani Glena, a potem znów wyszła z domu.
Lacie siedziała przy stole w kuchni razem z Julie, podczas gdy reszta smacznie sobie spała. Lisa wyszła w nocy i wróciła do domu Sophie, a przynajmniej tak myślała Lacie.
Echo. Echo, gdzie może być Echo Devein?
Po chwili uderzyła dłonią w czoło.
- Coś się stało?
- D E V E I N. - wycedziła Lacie. - To zapewne ma związek z tą pomyloną id... Tfu, Nerine. I jak ja mam teraz powiedzieć Nei o swoich przypuszczeniach? Dlatego chciałam iść do domu po krótkofalówki zgarnięte razem z bronią.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Czw 17:07, 07 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rudzik
Celty N. Knight, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:45, 07 Cze 2012    Temat postu:

[GV] Dzień 7, wczesny ranek

Effy leżała na kanapie bezmyślnie gapiąc się w sufit. Tony gdzieś zniknął, a Hayley i Lily nocowały w przedszkolu. Travis został w szpitalu, gdyż po zniknięciu Alyssy przejął również jej obowiązki. Effy pomyślała ze złością, że dziewczyna zwiała jak tylko pojawiły się kłopoty. Na dodatek sama pokazała drogę do domu Nerine. Dessy, która od zawsze skrywała w sobie pasję do bycia lekarzem poszła razem z Travisem. Neri i Neah siedzieli w kuchni i o czymś gadali. Deborah pewnie jeszcze spała, a Chantal gnębił Echo. Została sama. Jednak i tak sto razy bardziej wolała to, niż przebywanie nad Harkness. Relacje Neri i Echo ją przerażały. Były kompletnymi przeciwieństwami, dlatego kiedy wsłuchiwała się w myśli przyjaciółki nie sądziła, że Echo to naprawdę jej siostra. Nie znała jasnowłosej, ale i tak to co planowała zrobić z nią Neri wydawało się jej zbyt straszne. Echo nie wyglądała na kogoś, kto w jakikolwiek sposób by kogoś skrzywdził. Pogrzebała w kieszeni i wyciągnęła swojego iPoda. Włączyła piosenkę Linkin Park - One step closer i przymknęła oczy. Kiedy ze słuchawek leciały właśnie słowa: All these thoughts they make no sense I find bliss in ignorance, ktoś właśnie usiadł obok niej na kanapie. Jak się okazało Tony jednak się pojawił. Warknęła jakieś przekleństwo i ściszyła muzykę.
- Gdzieś ty był? - rzuciła wstając z miejsca. - Napadli nam na piwnicę, zabrali Lacie, a ty w tym czasie...
- ...łaziłem po cmentarzu próbując rozwalić tę barierę. - dokończył.
Effy roześmiała się histerycznie.
- Stąd nie ma wyjścia człowieku. Jesteśmy tu już tydzień, nie zauważyłeś? Tamci na zewnątrz na pewno by się zainteresowali ogromną bańką, która wyrosła nie wiadomo skąd. Gdyby istniało jakieś wyjście, oni już dawno by je znaleźli. Chyba, że to wszystko jest jakimś wielkim doświadczeniem naukowym mającym na celu sprawdzenie nasze szanse na przeżycie.
Tony prychnął i położył się na kanapie zajmując jej miejsce.
- Cuchnie od ciebie alkoholem. - warknęła.
- I kto to mówi.
- Jak widzisz, wczoraj i dzisiaj nie piłam żadnych trunków.
- Ale piłaś je przedwczoraj. I znając ciebie, zapewne to był twój pierwszy trzeźwy dzień w NŚ.
Malone rzuciła mu chłodne spojrzenie i usiadła obok na podłodze. Chantal akurat wszedł do salonu.
- Paskudnie to wygląda. - powiedziała Effy widząc jego poparzoną twarz. Blondyn nie odezwał się. Dziewczyna wstała i poszła po apteczkę do kuchni. Wygrzebała jakąś maść i wróciła do salonu.
- Zawsze chciałam być lekarzem. - stwierdziła otwierając tubkę i wyciskając trochę jej zawartości na dłoń.
- Serio?
- Nie. Ale kiedyś moja mama pracowała w szpitalu i często się z nią zabierałam.
Zaczęła delikatnie wsmarowywać maść w poparzoną rękę chłopaka. Chantal syknął z bólu jednak nic nie powiedział. Po chwili posmarowała również twarz chłopaka uważając by maść nie dostała się do oczu.
- Dzięki. - uśmiechnął się.
- Tylko tyle można zrobić. Gdybyśmy mieli Uzdrowicielkę, poparzenia szybciej by zniknęły. I tak zbliża się wojna, więc może będziesz miał okazję ją spotkać.
Chłopak wyszczerzył się, a w głowie Effy pojawił się straszny obraz Chantala podpalającego Ethanowi twarz i porywającego Lacie. Wzdrygnęła się. Ta cała telepatia czasami ją przerażała. Jednak to myśli Richardes'a wydawały się najgorsze. Sama również miała czasem myśli, w których mordowała tych, których najbardziej nienawidziła, jednak nie sądziła by kiedykolwiek posunęłaby się do zabójstwa. Ale teraz zbliżała się wojna...
Pistolet, który zawsze przy sobie nosiła zaczął ciążyć jej w kieszeni.
Tak łatwo mogła teraz pozbawić istnienia każdego, kto się jej naraził.
Na jej twarz wstąpił złośliwy uśmieszek. Tony spojrzał na nią ze zdziwieniem. Chantal gdzieś wyszedł i znowu została sama z Collinsem. Prawie zapomniała o pijackiej imprezie i zakładzie, dopóki nie zaczęła przeczesywać umysłu chłopaka. Zaklęła pod nosem. Tony zaczął ją irytować. Może to był efekt tego, że myślała trzeźwo. Skupiła się na myślach chłopaka po kolei odkrywając wszystkie jego przemyślenia. Coraz lepiej rozwijała telepatię. Potrafiła odczytać czyjąś historię nawet bez rozmowy z kimś.
Nagle spojrzała na chłopaka z przerażeniem. Jej niepokój wynikał z dwóch przyczyn. Pierwszą była jego zbliżająca się 15. Drugą, jego wczorajsza wycieczka na cmentarz.
- Coś ty wczoraj zrobił, Collins...
Chłopak podniósł na nią wzrok.
- Czasami mam wrażenie, że wiesz o mnie więcej niż mi się...
- Zamknij się do cholery! Gadaj co wczoraj zrobiłeś!
- Już mówiłem. Cmentarz, bariera...
- Zabiłeś tego chłopaka. - przerwała mu.
- O czym ty mówisz? - spojrzał na nią zmieszany.
- Nie kłam! Znam prawdę! Jesteś idiotą, skończonym idiotą! - wrzeszczała. - To co zrobiłeś było chore. Upiłeś się. Wtedy pojawił się ten dzieciak. Płakał za matką. To był wystarczający powód, żeby sięgnąć po broń, co? Na cmentarz poszedłeś tylko po to, żeby go pochować.
Zapadła cisza. Tony unikał jej wzroku. Effy rzuciła mu wściekłe spojrzenie i wybiegła z pokoju.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 2 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin