|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Em
Flossy Whitemore, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Jednorożców
|
Wysłany: Nie 16:07, 09 Wrz 2012 Temat postu: Rozdział IV |
|
|
Weźmy się w garść, kochani.
Rozdział IV uważam za otwarty!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Sprężynka
Mistle Page
Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 17:24, 09 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
[W ciemnym, zimnym lesie] Dzień (27 grudnia), późne popołudnie
- Ja zawsze muszę mieć jakiś obiekt narzekań, West. ZAWSZE. Przywyknijcie do mojej paplaniny - mruknęła, z galanterią wskazując reszcie czołg.
- Gdzie go znalazłaś? - zapytał z zachwytem Nolan, stając obok niej na gąsienicy.
- Na tyłach bazy. Staranowałam drzwi i ogrodzenie, ale myślę, że nie powinni się kapnąć - zaśmiała się, klepiąc czołg. - Ten grat ma chyba ze 30 lat, ale kij z tym. Właź.
Wewnątrz było ciasno i ciemno. "Więcej was matka nie miała?", pomyślała Mis, sadowiąc się na miejscu, hm... kierowcy. Po prawej miała Flo, która strofowana przez Brunetkę (czy jak wolała reszta - Valerie), wciskała po kolei wszystkie przyciski. Silnik zaryczał, a Mis przekrzyczała hałas:
- Niech ktoś wytknie głowę przez ten właz na górze! - Nolan wstał z trudem z kucek, przy okazji popychając Westa na otwory na karabiny. Page otworzyła okienko, przez które operator czołgu widział co ma przed sobą.
- W lewo! - krzyknął Maveth do Elle, która przekazała Mis wiadomość. "Się robi". Pchnęła dźwignię do przodu, a czołg ruszył. Nolan wrzasnął coś niezrozumiale, a po chwili pojazdem porządnie wstrząsnęło.
- Zawadziłaś lewą gąsienicą o drzewo - poinformował ją, z trudem hamując szaleńczy chichot. Mis wyszczerzyła się na widok zaniepokojonej miny Brunetki i ruszyła w kierunku miasta.
[ST, dom Mistle] Dzień 4 (27 grudnia), wieczór - Ray
Dom był przygnębiająco pusty i cichy. Dopiero po kilku dniach Ray uświadomiła sobie, że tęskni za dawnym, wszechobecnym harmiderem. Za starego życia, jak w myślach nazywała czas przed zniknięciem dorosłych, w tym domu wiecznie się coś działo.
Mama krzyczała na Mistle, która znowu wróciła do domu z pałą z jakiegoś przedmiotu/zagrożeniem na semestr/przyprowadzona przez nauczyciela po bójce, gdzie druga strona wylądowała na izbie przyjęć/z grupką podejrzanych typków (niepotrzebne skreślić). Jim biegał między biblioteczką, obserwatorium a swoim pokojem, powiewając kartkami i gubiąc po drodze długopisy. Kevin siedział nad kolejnymi papierami do fabryki zaopatrującej drogerie, ofukując każdego, kto mu przeszkadzał (czytaj Mistle i jej muzykę na cały regulator). Ann z pogodną miną spacerowała po ogródku, a jej lekarze zatroskani miotali się po całym domu. Marie, ich pomoc domowa mamrotała pod nosem przekleństwa na kogoś, kto znowu ubłocił korytarz (czytaj Mistle).
Ray westchnęła ciężko, siadając na blacie w kuchni. Ann leżała w pokoju pod kroplówką, w śpiączce. Jim w przedszkolu. Mis nie wiadomo gdzie.
Dziewczyna przeszła przez dom jak duch, stąpając cicho, jak gdyby nie chciała by ktoś się obudził.
Sypialnia państwa Page-Bloomwood była ładnym, jasnym pomieszczeniem o wielkim łóżku. Jednak to nie to interesowało teraz Ray.
Otworzyła delikatnie szufladę biurka. Przerzuciła niecierpliwie jakieś rachunki i stare pocztówki, wyjmując na blat spore, drewniane pudełko zamknięte na kłódkę. Czuła się jak złodziej, jak włamywacz w cudze życie. Wiedziała jednak, że musi to zrobić. Usprawiedliwiając się w myślach, otworzyła kłódkę kluczykiem znalezionym w rzeczach matki.
W drewnianym pudełku spoczywało kilkanaście niewielkich, oprawionych w skórę czarnych zeszytów. Dzienniki Nei Page.
Wyjęła je wszystkie, przeliczając mechanicznie. Piętnaście notesów.
Jak piętnaście lat życia bliźniaczek.
"Ona nie może się dowiedzieć", pomyślała, tłumiąc wyrzuty sumienia i odkładając pudełko na miejsce. Otoczyła ramionami stosik zeszytów, zabierając je z biurka. "Nigdy".
Na podłogę upadł fragment fotografii przedartej na pół, ale Ray tego nie zauważyła, zajęta ukrywaniem dzienników matki w swojej szafie.
W posiadaniu drugiej połowy zdjęcia była Mis, która dostała ją od matki. Jedyne zdjęcie jej ojca. Starsza siostra Ray zawsze była pewna, że na drugiej połowie jest jej matka, a zdjęcie to posiada jej biologiczny ojciec.
"Nie może się dowiedzieć... nie może...", powtórzyła w myślach raz jeszcze Ray, wracając do sypialni, żeby zatuszować to co zrobiła. Wtedy jej uwagę przykuło zdjęcie na podłodze. Podniosła je, zaciskając zęby. Jednak osobą, która widniała na kawałku fotografii na podłodze w sypialni nie była Nea Page.
"Nigdy", pomyślała, chowając zdjęcie do kieszeni.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sprężynka dnia Nie 17:26, 09 Wrz 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Michael West, III kreski
Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: nowhere
|
Wysłany: Nie 19:30, 09 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
[Czołg] Dzień 4, wczesny wieczór
Karabin wrzynał się Michaelowi w mostek, co było przyczyną bólu piersi. Nie dość tego siedział oplatając łydki ramionami i co chwila walił czołem w peryskop.
Ogólnie rzecz ujmując, upchali chłopaka w sam róg czołgu, a on tam niepotrzebnie się stresował i denerwował.
Od jakiegoś czasu gwizdał pod nosem, w rytm którejś z jego ulubionych piosenek. Czym niemiłosiernie wkurzał resztę załogi.
- Możesz przestać? - zapytał Nolan/Drake/Raven czy jak się tam zwał. West osobiście preferował imię Drake.
- Wybacz Kaczorze, ale nie ma szans. Siedzę tu ściśnięty i nie mam jak zapalić. Jak myślisz, co mi pozostaje?
Tamten w odpowiedzi wysłał mu wizję w której stalowe ściany czołgu powoli się na nim zaciskają, tak jakby był zgniataną puszką.
Blondyn wrzasnął i chwycił kurczowo karabin, sprawiając że jego lufa popękała od grubej warstwy rdzy.
Wizja zniknęła, ale West dalej zaciskał kurczowo dłonie na zniszczonej lufie. Wziął głęboki oddech i zaczął wygwizdywać tę samą melodię od początku.
Widząc minę Drake'a nie mógł się nie uśmiechnąć.
- Macie może papierosa?
West odezwał się po raz pierwszy od dwóch godzin. Oczywiście jako odezwanie nie liczy się wkurzające gwizdanie wciąż tego samego kawałka.
Chyba tylko Flossy nie wkurzała jeszcze ta melodia.
- Macie może papierosa? - powtórzył pytanie. Zero reakcji. Wycelował karabin w jakieś drzewo i wystrzelił serie. Poczuł swąd prochu strzelniczego, a w uszach zaczęło mu dzwonić.
Pewnie jak reszcie.
- WEST! - krzyknęła Mistle. Michael podłubał chwile w uchu, po czym wyjął woskowinę i wbił w nią wzrok.
- To macie może papierosa? - zapytał.
- NIE!!!- odparli wszyscy jak jeden mąż.
- Szkoda - uciął krótko, wracając do gwizdania.
W końcu ktoś musiał nie wytrzymać!
- WEST! Masz natychmiast przestać gwizdać! - krzyknęła Ellie. Michael wypełznął ze swojego stanowiska i przecisnął się do włazu. Otworzył go i ujrzał nocny nieboskłon.
- Wiecie. Każda przygoda zasługuje na odpowiedni soundtrack - zakpił otwarcie. Wyszedł z czołgu i przed zatrzaśnięciem włazu krzyknął - Narka.
Stanął z tylnym kadłubie pojazdu i zeskoczył z niego w bruzdę pozostawioną na śniegu przez gąsienice pancernego pojazdu. Wylądował na zgiętych kolanach, opuszkami palców dotykając płatków śniegu.
Otrzepał się w ruchu, ostatni raz spoglądając na odjeżdżający pociąg. Przed nim wyrastało pasmo gór Helldore, które wręcz go zapraszały do podjęcia wyzwania.
Czy byłbym w stanie tu przeżyć?
Odruchowo sięgnął do kieszeni, i od razu parsknął, przypomniawszy sobie o braku papierosów. Zamachnął się nogą i w górę wzbiła się kopka śniegu.
Ponownie wbił wzrok w górski krajobraz, a w jego oczach pojawił się specyficzny błysk. Uśmiechnął się szeroko, niczym małe dziecko które dostało nową zabawkę.
- Może warto to sprawdzić?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Nie 19:31, 09 Wrz 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Helen!
Nolan Knight, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Chyba Świnoujście.
|
Wysłany: Nie 21:47, 09 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
[Samantha Town] Dzień 4, około czwartej w nocy.
Mave przeciągnął się leniwie na ziemi pomału się wybudzając. Coś poruszyło się,a drugie dziwne coś wpadło chłopakowi do ust.
"Żarcie!"
Mimowolnie uśmiechnął się i zajął się gryzieniem czegoś. Pomału zaczął otwierać oczy.
- Tym razem nie wyszedł ci ten Mexican Chicken. - wymamrotał siadając.
Ciężkie coś opadło mu na kolana, a 'żarcie' wypadło z ust. Przetarł oczy i ziewnął próbując ogarnąć co się dzieje.
"Hę?"
Ku jego zdziwieniu na jego kolanach leżała głowa osobniczki przeciwnej płci. Do tego miała ciało i obślinione włosy. Knight prychnął.
"To dlatego czułem mydło. Mexican Chicken nie ma mydła w składnikach."
Spojrzał na swoje poparzone ręce i westchnął. Spróbował potrząsnąć dziewczyną by się obudziła. Bez skutku.
"Kurde, co się wczoraj działo? No WTF."
- Hej Flooossy. Wstaawaj. Twój szampon jedzie kurczakiem. Wstawaaaj. Budź sięę. Kisiel nam kradną. Zjeem cięę. Flossy, no! Pali się! - jęknął potrząsając dziewczyną.
Dopiero po chwili otworzyła oczy przecierając je.
- Ooo, hej Kapeluszniku.
"Eee yyy Break? Yyy Kevin? Pandora? Ale ja nie chcę być Chainem! Chyba, że White Knight'em... Eee... Nie, ja się nadaję na Nightraya!"
- Nie, Flo. Ja mam oko. - warknął. - Mogłabyś łaskawie ze mnie zejść?
Rudowłosa potrząsnęła głową i pomału wstała. Knight szybkim ruchem chwycił Whitemore za rękę i usłyszał syk dziewczyny. Puścił ją i chwilę wlampiał się nią pustym wzrokiem. Po chwili zrozumiał o co chodziło z sykiem i zaczął ciągnąć ją za ramię. Gdy dotarli do domku w którym Knight zostawił piłę i walizkę, brunet zaciągnął Brielle do łazienki pod kran i zaczął lać wodę na jej ręce wsłuchując się w cichy syk bólu.
"Widzisz? Czujesz. A ja nie. Muahaha."
Spojrzał na dziewczyną z powagą.
- Nie wyglądasz najlepiej. - stwierdził.
- Ty też.
Skinął głową nadal trzymając jej ręce pod kranem.
- Chcę ci coś powiedzieć. Nie obraź się. Nie bierz mnie przypadkiem za dobrą osobę. Nigdy nie chciałem nikomu pomagać. Sam się dziwię, że to zrobiłem. Dlatego nie dziękuj mi za to, ani nikomu o tym nie mów. Nolan Knight nigdy nie był bohaterem. Nolan Knight zawsze był pacjentem z zamkniętej sali. - wymamrotał odchodząc od kranu i siadając przy walizce.
Niebieskooki chwilę przeglądał ubrania po czym rzucił rudowłosej T-shirt zabrany z jakiegoś domu. Od razu widział, że jest zbyt duży, ale kij go to obchodziło.
- Radzę ci się przebrać. Chodzenie w spalonych ubraniach nie jest cool. Idę po opatrunek. - warknął wychodząc z pomieszczenia.
Przez kilka minut powolnym krokiem ruszył w stronę salonu. Znalazł tam żel na oparzenia i jałowe opatrunki. Tak czy inaczej po znalezieniu potrzebnych rzeczy ruszył w stronę barku gdzie znalazł wiele różnych paczek z cukierkami. Oczywiście alkoholowe. Wyszczerzył się i rozerwał paczki przy okazji pakując ich zawartość do kieszeni lub po prostu zjadając. Po pięciu minutach zakręciło mu się w głowie od słodkości do tego zaczął wżerać kawowe cukierki co wystarczało by do końca dnia był pełen energii.
"Cóż... Peszeeek! Cukierki są cudne, ale przyda się też coś zjeść."
Spokojnie pomaszerował do kuchni i zrobił kanapki z sałatą i pomidorem, a po chwili wrócił do łazienki w której była już przebrana Flossy. Podał jej maść na opatrzenia i zaczął przyglądać się jak nieporadnie wsmarowuje ją w skórę cicho jęcząc.
"Ludzie to fascynujące istoty." - pomyślał podchodząc do Brie i wsmarowując jej maść. Kilka chwil później zmoczył opatrunek w wodzie i założył go dziewczynie, a potem sam się obandażował.
- Nolan, czemu ty... wiesz, tak spokojnie zakładałeś sobie opatrunek i to wszystko?
Knight zignorował pytanie dziewczyny i spojrzał pustymi wzrokiem za okno.
"Sześćdziesiąt godzin. Tak mało czasu..."
Szybko się otrząsnął i wyszedł z łazienki.
- Jeszcze raz dzięki.
Spojrzał na nią znudzonym wzrokiem.
- Prosiłem cię o coś. Idę się przebrać. - warknął idąc do pierwszego lepszego pomieszczenia z walizką.
Przez kolejne minuty zajął się przebieraniem, wywalaniem ubrań, paleniem i wżeraniem cukierków po czym wrócił do Flossy. Potem pojawił się Matt z niemową, która zniknęła tak szybko jak się pojawiła, a potem wpadła jakaś brunetka i West. Nie do końca kontaktujący Nolan pomknął z nimi poszukiwać jakąś dziewczynę. Potem robiło się jeszcze dziwniej.
[Party Hard w czołgusiu] Dzień 4, wczesny wieczór.
Knight spojrzał za Michaelem i wyszczerzył się.
- Do tyłu Mistle! - wrzasnął.
Czołg chwilę sunął do przodu,a chwilę potem zaczął się cofać i wrócili do Westa. Nolan wyszczerzył się.
"No bo co! Jak można porzucić blondaska bez pożegnania?!"
- Michałek Weścik! - powiedział Nolan z polskim akcentem. - Nie będę taki zły i dostaniesz prezencik! Znaj moje miłosierdzie! - krzyknął.
Chwilę przeszukiwał kieszenie aż wreszcie wyrzucił z nich kilka cukierków i dwa papierosy. Włożył je do pustej paczki wraz z cukierkami i rzucił nimi prosto w czoło Westa zanosząc się szaleńczym śmiechem. Grzecznie pomachał mu ręką i puścił Michaelowi buziaczka.
- Papa Weścik!
- Nara Kaczuszko.
Brunet zaśmiał się i spojrzał przed siebie.
- Wiśta wio czołgusiu! - wrzasnął usadawiając się na wieżyczce dowódcy, a dokładniej na włazie wkładając nogi do środka czołgu.
Gdy odjechali kawałek, Knight wybuchnął śmiechem ledwo trzymając się na wieżyczce.
- Weścik nas porzucił! ROBIMY PARTY HARD! - krzyknął.
- Czy z nim wszystko w porządku? - zapytała Lady Brunetka.
- Tsaa. - odpowiedziała Mistle kierując pojazdem.
Maveth uśmiechnął się i zaczął rozglądać się po lesie.
- Ej, mamy plazmę w tym czołgu? Chcę obejrzeć Piratów z Karabiów! - wrzasnął.
- Em, Nolan? To czołg. Nie kino. - odpowiedział Ced.
Brunet spojrzał w dół i zaczął przyglądać się Cedowi.
- Kaito!* Zaśpiewajmy! - krzyknął bujając się na boki. - Ten, Drugą Alicją zwany, śpiewał wciąż pieśni by zabawić cały lud z Krainy Czarów, i każdy dźwięk, który zaśpiewał w ciągu wszystkich lat złożył się na całkiem niemożliwy, dziwny świat!**
Ced potrząsnął i wymamrotał coś niezrozumiałego pod adresem Drake'a, a ten zaczął się kiwać na boki.
- Czy to Alicja? - zapytała Flossy potrząsając głową.
Chwilę potem coś błysnęło mu w umyśle i złapał się za głowę. Zazgrzytał zębami.
- Cholera! Zostawiłem ją! Zostawiłem piłę! Boże... Jak ja mogłem?! - krzyknął.
- Przecież możesz sobie ją zrobić. - powiedziała Flossy, a Matt przytaknął jej.
- Okej! - powiedział, a w jego ręce pojawiła się piła, którą tylko on widział. Do tego wyglądał komicznie tuląc powietrze. - Jesteś cudowna! Jakby cię tu nazwać... Może Dżoana Miotła-Piła Dwa? Oh, będziesz superowa! Będziesz zadawać rany, których nigdy nie będzie! Zniszczysz ludziom psychikę, muahahaha!
"Ogarnij się, bo kaftanik już jedzie..."
Brunet zamilknął, a reszta zaczęła rozmawiać w czołgu pomału zbliżając się do miasta. Po kilku minutach uśmiechnął się, zaczął jeść cukierki z alkoholem. Po zjedzeniu kilku sztuk zaczął śmiać się do siebie. Jego nowa piła zmieniła się w skrzypce i zaczął na nich grać mimo iż inni widzieli, że gra na powietrzu.
- Połóż mnie na swym ramieniu połóż jak Pieczeń na sercu, poczuj smak mego pragnienia jak Pieczeń proszę połóż mnie! - zawył i usłyszał jęki z dołu.
- Jezu, drugi West. - jęknęła Brunetka.
"Ale ja mam czarne włosy... Tyra mi je..."
- Nie w moje włosy, dziewojo! - wrzasnął. - Nie podoba się to nie musicie słuchać. - warknął poprawiając włosy i przygotowując się do kolejnej piosenki. - Dzień dobry, Kocham cię! Już posmarowałem tobą chleb. Dzień dobry, Kocham cię, nie chce cię z oczu stracić, więc jeszcze więcej Dzień dobry, kocham cię!
Kilka chwil później grupa przyzwyczaiła się do jego śpiewania. Brunet pomyślał, że pewnie wyczekują czasu gdy wrócą do miasta i się od niego uwolnią.
- Nolan, zaśpiewaj coś normalnego. - powiedział ktoś z dołu.
Brunet uśmiechnął się i zaczął śpiewać piosenkę Gloomy Sunday Rezsô'a Seress'a. Dokładniej śpiewał drugą zwrotkę, która między innymi brzmiała "Świat dotarł do swojego końca, nadzieja przestała mieć znaczenie. Miasta znikają z powierzchni Ziemi, bomby tworzą muzykę. Łąki są zabarwione na czerwono ludzką krwią. Wszędzie na ulicach są martwi ludzie. Odmówię kolejną cichą modlitwę Ludzie są grzesznikami, Panie, oni popełniają błędy... Świat się skończył!".
"To superowa piosenka. Nazywają ją piosenką samobójców. Skąd ty to w ogóle znasz?"
Wzruszył ramionami, a jego skrzypce zmieniły się w piłę. Mimo iż przez piosenkę zapanowała ponura atmosfera, Knight uśmiechnął się i pomachał z góry Flossy.
- Wbijajcie do góry! Zagrajmy w Scrabble! - wrzasnął wyobrażając sobie planszę.
"Warto spróbować tej Iluzji grupowej!"
- Nie zagram z tobą. - warknęła Elle, która najwidoczniej go nie lubiła.
Przechylił głowę i spojrzał na Elle, Ced'a i Valerie, których nie znał. Dopiero wtedy przez głowę przeszła mu myśl przedstawienia się.
- Oh, racja, nie przedstawiłem się! - krzyknął spoglądając na dół. - Witam, jestem Nolan Knight, król wariatów, cukierków, pił, mikrofalówek, oskubanych kurczaków i nieoficjalny król Samantha Town i własnego psychiatryka zwanego Alcatraz. Moim marzeniem jest zmienić ETAP w świat cukierków i przemienienie społeczeństwa w wyznawców Nolanizmu czyli wiary w moją boskość, wielki geniusz i wszechwiedzę dzięki której wyzwolę ETAP z wszystkich problemów, a każdy będzie wierzył iż wszystko co powiem jest święte. Zamierzam ustanowić oskubane kurczaki na moich zastępców, a moimi sekretarkami zostaną promieniotwórcze mutujące mikrofalówki mówiące językiem radiakcji. W wolnych chwilach pracuje jako pacjent z psychiatryka, rozmawiam z moim psychiatrą, piszę pamiętnik, szydełkuje, gram na wszystkich instrumentach, jestem opiekunką, hazardzistą, gram nałogowo w każdą grę, którą chwycę w dłonie, studiuje zaocznie filologie, jestem wielkim geniuszem, który już dawno skończył gimbaze swoim poziomem edukacji i do tego znęcam się nad swoimi wyznawcami. - zakończył przemówienie kiwnięciem głowy.
"Brawo Nolan. Naćpałeś się cukierkami z alkoholem i do tego masz jakiś chory kompleks Piotrusia Pana! Zachowujesz się jak 8-latek, a wkrótce będziesz mieć 15 lat, a potem 16 rocznikowo! Jesteś chory, No. Bardzo, bardzo chory. Uciekasz od dorosłości? A może społeczeństwo cię przeraża i nie pasujesz tutaj? Wracaj do zamkniętej sali!"
Prychnął spoglądając w stronę miasta, a potem zerkając przez właz na twarze reszty.
"Phy, nie będę siebie obrażać. Jestem całkiem normalny"
* Kaito - jeden z męskich Vocaloidów o niebieskich włosach.
** Część piosenki Alicji Ludzkiej Ofiary (Alice Human Sacrifice) śpiewaną przez Kaito (czyt. pierwsza gwiazdka ^) w której Vocaloid zostaje Alicją, która pod koniec zostaje postrzelony, zmienia się w kwiat, a ludzie dalej go sławią w Krainie Czarów...
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Pon 21:21, 10 Wrz 2012, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sprężynka
Mistle Page
Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:24, 10 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
[Party hard w czołgu] Dzień 4 (27 grudnia), wieczór
Mis obrzuciła Nolana przeciągłym spojrzeniem, unosząc jedną brew do góry.
- Nie rób min, Miii, bo wyglądasz jak zdziwiona sowa - wyszczerzył się Nolan, łaskawie rzucając jej Dumla. Czołgiem szarpnęło, Lady Brunetka pisnęła coś, pojazd rąbnął w coś dużego (prawdopodobnie drzewo), Nolan 'upuścił' swoją wyimaginowaną piłę, a Mam-Niebieskie-Włosy wrzeszczał jej do ucha, żeby chwyciła do jasnej cholery drążek, bo nie chce ginąć tak młodo.
- Luzik, stary. Cukierka nie można sobie zjeść?! - mlasnęła z oburzeniem, dzieląc Dumla na trzy części i łaskawie dzieląc się nim z Flo i Elle. Reszty nie raczyła poczęstować.
- Tee, panie Zgubiłem-Mój-Kaftan, daleko jeszcze? - Nolan wsadził głowę z powrotem we właz, co wyglądało dosyć komicznie, bo wewnątrz pozostawało ciało od połowy torsu w dół.
- Hm, nie mam zielonego pojęcia. W trakcie mojego przemówienia o mej zacnej osobie eee... straciłem orientację. Rąbnęłaś w to drzewo jak jadłaś cukierka i chyba zawróciłaś.
- Zgubiliśmy się? - zapytała z błyskiem w oku Flo.
- Na to wygląda - wyszczerzyła się Mis. Mam-Niebieskie-Włosy i Brunetka jęknęli. - No co, no co? Jechaliście kiedyś czołgiem sprzed trzydziestu lat, którym kieruje popiep**** blondynka której w ogóle nie znacie, jej pilotem jest psychopatyczny iluzjonista o zawyżonym ego?
- Wcale nie mam zawyżonego ego!
- Siedź cicho, Nolanek. Psujesz party hard.
- O, widzę miasto!
- No i zepsułeś - jęknęła, ale posłusznie szarpnęła drążkami we wskazanym kierunku. - A tak chciałam się zgubić...
Coś łupnęło, a czołgiem wstrząsnęło. Znowu.
- New highscore! - krzyknął zza włazu Nolan. - Dwa drzewa za jednym razem. Miiiis, poprawiasz się.
Rozświetlone lampami ulicznymi Samantha Town przybliżało się, a Nolan, Mistle, Elle i Flo zabrali się za wycie kolejnej psychicznej piosenki.
- Nareszcie - westchnęła znużona Brunetka, kiedy Nolan ze smutkiem oznajmił, że dojechali do granic miasta. "Nieee, ja nie chcę końca party hard w czołgu!".
- Która godzina? - zapytała Page samą siebie, zerkając na wyświetlacz telefonu. Dochodziła dziewiąta. - Pozwólcie, że będę kontynuować party hard u siebie w domu. Jak z takiego dużego domku będzie słychać histeryczne wrzaski mojego braciszka i siostrzyczki, to znaczy, że się udało. Flo, byłaś kiedyś u mnie?
- Nie.
- No to będziesz. Choooodź, proszęproszęproszęproszęproszę - wydusiła na jednym oddechu. - Wkurzanie rodzeństwa nie jest tak fajne w pojedynkę. Chodźcie wszyscy - rzuciła, wbijając Nolanowi palec pod żebra, żeby szybciej gramolił się z czołgu.
"Nie chcę spędzać kolejnego dnia w nudnym jak flaki z olejem domku z jeszcze nudniejszym rodzeństwem. Nie chcę myśleć o Ann. Muszę się czymś zająć".
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Helen!
Nolan Knight, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Chyba Świnoujście.
|
Wysłany: Pon 21:19, 10 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
[Party hard już nie w czołgu] Dzień 4 (27 grudnia), wieczór.
Spojrzał na dziewczyny zeskakując z czołgu. W głowie pojawił mu się wielki napis 'Impreza w czołgu z brutalnym mordowaniem drzew', a obok pojawiło się odznaczenie dokonanej 'misji'. Zaśmiał się cicho i ruszył za grupą w stronę domu Mis.
"Czołg czołg czołg czołg!" - pomyślał odtwarzając w myślach początek Piątej symfonii Beethoven'a.
Chłopak zaczął nucić ową symfonię bujając się na boki i co chwila wpadając na Matt'a, który po pewnym czasie zezłoszczony wyrwał do przodu.
"Yay, to takie... dziwne. Myślałem, że już mnie porzucą i ruszę szukać kolejnych jednodniowych przyjaciół."
- Miii, pojedziemy jutro też na wycieczkę, prawdaa? Zabierzemy też Flo, Elle i Matta? Pojedziemyy? - zaczął jęczeć tuż za Mis i Flo.
- Zobaczymy.
- Yaay! Dziękii! Uwielbiam wycieczki. Superowoo.
Zbliżyli się do domu blondynki, a Knight wyrwał do przodu kucając przy płocie i wyciągając rękę w stronę zwierzaków Mistle przez owy płot. Dwa amstaffy szybko rzuciły się w jego stronę.
- Yaay! Psiaczkiii! - zaczął głaskać zwierzaki, które najwyraźniej rozmyślały jak odgryźć mu rękę. - Jakie śliiiczne. Znamy się, prawda? Jasne, że się znamy! Cudne psiaki z was. Zostaniemy przyjaciółmi? Zrobię wam duuużo kości do obgryzania i możliwe, że dołączę do pakietu jakiegoś żywego kujona. Wiecie, am am. To jak? Zostaniecie moimi przyjaciłmi na zawsze?
Nezira warknęła i ugryzła chłopaka w rękę,a ten odsunął się od płotu i rozmasował rękę spoglądając na grupkę.
- Lubią mnie! To pewnie przyjacielski gest zawarcia przyjaźni. - powiedział bardziej do siebie.
Page mruknęła, przeszła przez bramę i odgoniła psy. Wesoła siedmioosobowa grupka wpadła do dużego domu Mistle i chwilę później Hard Party się rozkręciło. Nolan postanowił jednak powłóczyć się po domu przy okazji co jakiś czas wyrzucając cukierki z kieszeni na różne strony. Kilka razy proponował Lady Brunetce grę w wymyślone Scrabble (w które zamierzał ją ograć), ale ku jego zdziwieniu ta cięgle odmawiała. Po kilku minutach wpadł do pokoju w którym był śpiący na kanapie Jim i Matt siedzący przed kompem.
- Yaay, co robisz? - zapytał spoglądając w ekran.
- Nic ciekawego. - odparł Moore.
Maveth chwilę przyglądał się Mattowi i dorwał pierwsze lepsze krzesło, przyciągnął je do komputera i usiadł na nim bujając się na boki.
- Skoro nic nie robisz to daj mi myszkę! - wrzasnął.
Kilka chwil później usłyszał jakiś krzyk, który całkowicie zignorował i zaczął przeglądać foldery Jim'a. Szybko dorwał mapę ETAP-u i zarechotał. Włączył paint'a i zaczął rysować po mapie czerwonym pędzelkiem wielką, wesołą japę przypominającą minkę ': D' z kłami. Knight wybuchnął śmiechem i zapisał plik. Potem kontynuował przeszukiwanie folderów. Przy okazji co chwila przestawiał mu pliki, zmieniał nazwy folderów lub je ukrywał. Dopiero po chwili znalazł jedną z jego ulubionych gier - Minecraft. Kilkoma kliknięciami włączył single player i zaczął grać z Mattem. Po dziesięciu minutach gry świat James'a zaczął płonąć głównie przez lawę, którą oboje wylali. Nolan wydał z siebie potworny śmiech gdy zabił kolejną krowę. Wtedy usłyszał, że ktoś do niego podchodzi i właśnie wtedy rozległ się wrzask Jim'a.
- Co wy do cholery odwalacie?! To mój komp!
Drake szybko zapisał stan gry i odskoczył od komputera.
- Nie wiedzieliśmy, że to twoje.. cóż... i tak na pewno nic się nie stało. - powiedział ciągnąc Matta w stronę salonu i zostawiając zrozpaczonego Jim'a samego.
Gdy Knight pacnął się na kanapie, zauważył obok Flossy i kota z Cheshire przy jej nogach. Mis i reszta zapewne poszli do jej pokoju lub poszli balować/demolować gdzie indziej.
- Hej, Floo. Nie zagrasz ze mną w Scrabble, prawda? Może włączymy jakiś film i zwołamy resztę? Piraci z Karaibów, Potter lub może coś innego. Supciooo.
Rudowłosa spojrzała na niego.
- Ale nie mamy popcornu...
- Dobra! To ty poszukaj jakiś filmów i zwołaj resztę, a ja pójdę do kuchni. - odpowiedział zwlekając się z kanapy.
Gdy znalazł się w kuchni, zaczął przetrząsać szafki aż wreszcie znalazł popcorn do mikrofali, wrzucił go do naczynia z pokrywką, dodał trochę masła i włożył do mikrofalówki. Kolejne minuty stał sobie bezmyślnie wlampiając się w strzelający popcorn.
"Ta mikrofalówka jest piękna..."
Gdy po trzech minutach popcorn był gotowy, wyciągnął go z mikrofali, posolił i na koniec pogłaskał mikrofalówkę z czułością.
- Jesteś super mikrofalą. - stwierdził idąc do salonu. - MAM POPCORN!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Pon 21:20, 10 Wrz 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em
Flossy Whitemore, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Jednorożców
|
Wysłany: Pon 21:44, 10 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
[Party hard u Mistle] Dzień 4, przed północą.
- ALICJA W KRAINIE CZARÓW! - wrzasnęła Flo.
- HARRY POTTER! - odparła Mis, uśmiechając się złośliwie.
- MIKROFALA! - dodał Nolan, ściskając michę popcornu.
- Alicja - wycedziła Flo, sięgając dłonią do kieszeni. Matt rzucił się na nią, przewalając na ziemię. Flossy jęknęła i kopnęła go w brzuch. - Co ty odwalasz?
Matt bez słowa wskazał na jej kieszenie. Flo westchnęła, dźwignęła się z podłogi i wyciągnęła z wszystkich czterech kieszeni swoje zabawki, czyli trzy scyzoryki i coś ostrego, czego nikt nie potrafił sprecyzować.
- A więc Piraci - stwierdził ponuro Cedric, włączając film. Flo usadowiła się między Nolanem, a Mattem i wpakowała sobie do ust garść popcornu.
- ORLANDO!
- To William - mruknęła Elle.
- Nieważne. Ma fajne ciuchy.
- Śmierciożercy mają lepsze... - prychnęła Mis, a Flo zachichotała.
- Ale i tak zazdroszczą Kapelusznikowi...
- Zamknąć się - rozkazał Nolan, oglądający film z zapartym tchem.
Przebrnąwszy przez dwie części bezproblemowo (Nolan i Matt jednocześnie zakryli jej oczy w scenie pożaru) Flo poczuła jak dopada ją zmęczenie.
- Obudźcie mnie, gdy znów pojawi się Kraken, ok? - wymamrotała i głowa opadła jej w miskę popcornu trzymaną przez Nolana. - To mój idol - burknęła, gdy chłopak wyszarpnął spod jej głowy miskę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Michael West, III kreski
Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: nowhere
|
Wysłany: Pią 19:40, 14 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
[Helldore] Dzień 5, noc
- Łuuuuaaaaa!!! - krzyczał West tocząc się w dół góry po puszystym śniegu. Nawet by mu się to podobało, gdyby nie fakt, że co chwila wpadał twarzą w jakąś zaspę.
Wtedy kątem oka dostrzegł, że niebezpiecznie szybko zbliża się do krawędzi. Zaczął ryć palcami po śniegu, próbując się zwolnić.
Dupa nie zwolnić!!!!
W końcu chwycił się wąskiej części skały, przypominającej kolec lub ząb. Obrócił się w prawo, o jakieś 90 stopni i zawisł nad przepaścią.
- Dobraa. Koniec dnia dziecka.
Nieporadnie wdrapał się na krawędź i usiadł na niej okrakiem. Spojrzał przez ramie w białą otchłań.
Uff! Niewiele brakowało!
Wtedy coś go naszło i wyjął telefon wybierając numer Matta.
"Drogi More, jestem nad przepaścią i nie wiem w którą stronę do Rzymu. Przesłałbyś mi może jakąś mapę?
Poza tym, powiedz Kaczorowi żeby skołował mi jakieś fajki.
Bawcie się dobrze, nie utopcie się w kałuży ani
Chłopak przerwał pisanie w połowie zdania. Podniósł głowę, spoglądając w oczy zbliżającego się wilka.
Szlag! - pomyślał gorączkowo, przez przypadek wysyłając wiadomość. Obejrzał się przez ramię, przypatrując się przepaści.
- Nie tak źle. Lepsze to niż - nie dokończył, robiąc fikołka do tyłu i spadając w dół.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mashu95
Matthias Moore, III kreski
Dołączył: 28 Cze 2012
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa/Koszalin
|
Wysłany: Nie 22:45, 16 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
[Party, już chyba nie tak hard jak wcześniej, u Mistle] Dzień 5 koło godziny 1.
Po ponad godzinie Piratów z Karaibów Matt czuł się znużony. Zastanawiał się ile to już razy oglądał każdy z filmów tej serii. Nie bardzo za nimi przepadał, wolał filmy sztuk walki lub jakieś komedie. Rozejrzał się. Flo dalej spała, Nolan najwyraźniej zdegustowany brakiem pił w filmie przytulał swoją wyimaginowaną maszynę. Przez mrok panujący w pokoju nie widział dokładnie co robi reszta. Wyjął z kieszeni telefon. Zauważył, że dostał sms-a. Prawie godzinę temu. Od jakiegoś West'a, chyba chodził z nim na jakąś lekcję, arytmetykę "albocoś". Nie bardzo rozumiał o co w nim chodzi, a na szukanie Kuby* było już za późno, poza tym wątpił czy chłopak jeszcze znajduje się "gdzieś", w końcu był od nich ponad rok starszy. Podłączył słuchawki i włączył muzykę po czym wstał i wyszedł na dwór. Rozłożył się na dużej sofie, która tam stała i zaczął od początku jak prawie co wieczór kontemplować swoją moc, jej pochodzenie i naturę. Bez poznania nie ma zrozumienia, bez zrozumienia nie ma opanowania, a bez opanowania jest chaos, który prowadzi tylko do samozniszczenia.
* Mam w klasie kolegę o przezwisku Kaczor xD
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mashu95 dnia Nie 22:53, 16 Wrz 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sprężynka
Mistle Page
Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:00, 17 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
*wpada jak burza na forum taszcząc defibrylator i rozgląda się dzikim wzrokiem po pustce*
Nie dam zginąć temu forum, choćbym miała pisać z telefonu (jak teraz) i gadać sama ze sobą!
[Dom Mistle] Dzień 5 (28 grudnia), noc
Nolan i Mistle jednogłośnie zdecydowali, że nie będą budzić Flo i razem z Miss Brunetką i Mam-Niebieskie-Włosy ruszyli zwiedzać dom.
- Ci Piraci są nudni. To był 200 raz jak to oglądałam - skrzywiła się Mis, grzebiąc w barku. Stuknęła się z Nolanem butelkami. On miał wódkę, ona jakieś wino. "Półsłodkie", zdecydowała po kilku łykach.
- Wow - westchnęła Miss Brunetka, kiedy blondynka wpuściła ich do planetarium.
- Jak to działa? - zainteresował się Maveth. Mis pchnęła drzwi i usiadła w sterowni. Przycisnęła guzik interkomu.
- Podłoga wyłożona jest miękką wykładziną. Połóżcie się - poleciła im, zabierając się za ustawienia komputera sterującego machinami, które odczytywały mapy nieba i przetwarzały je na obraz wyświetlany na kopule. Widok dało się ustawić na konkretny dzień i godzinę oraz miejsce na Ziemi.
Pomajstrowawszy przez chwilę, Mis wróciła do pozostałej trójki, kładąc się na ziemi.
- Dwunasty sierpnia. Noc spadających gwiazd - dodała. W ciemności nie mogła dojrzeć min jej gości, ale była pewna, że są pełne zachwytu. Niebo było bardzo realne. Pociągając z butelki, razem z nimi obserwowała noc spadających gwiazd.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Michael West, III kreski
Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: nowhere
|
Wysłany: Sob 19:54, 22 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
[Helldore] Dzień 5, noc
Do diabła! Bolą mnie wszystkie kości.
Wygrzebał się z 2-metrowej warstwy ubitego śniegu i zaczął rozmasowywać bark.
Dobrze, że wylądowałem na nogach. Strach pomyśleć co by się stało, gdyby...
Usłyszawszy cichy warkot naprężył się jak struna i odwrócił w prawo.
Przeżył szok, widząc wypełzającego z dołka wilka. Tego samego, który go zaskoczył nad przepaścią.
Co on? Nie ma instynktu samozachowawczego? Żeby tak skakać za ofiarą...
Chłopak odruchowo zrobił krok do tyłu. Życiowym mottem Westa było: "Nie umiesz - nie rób". Co także odnosiło się do walki.
Tyle, że teraz był w sytuacji patowej. Nie miał jak uciec przed szybkim czworonogiem. Co z tego, że wychudzony? W konfrontacji człowiek-wilk, ten drugi wygrywał na polu fizycznym.
Więc pozostaje mi tylko dać się zjeść?
I gdy już stracił nadzieje, jego wzrok spoczął na bladych od zimna dłoniach.
West uśmiechnął się szpetnie, spoglądając na wielkiego wychudzonego wilka. Rozczapierzył palce prawej dłoni i wysunął do przodu lewe przedramię, stając przy tym w lekkim rozkroku.
Na raz mi ręki nie odgryzie, więc będę miał czas... Oho! Nadciąga!
Wilk rzucił się na blondyna, zaciskając szczęki na wystawionym przedramieniu. Mimo tego, że chłopiec się tego spodziewał, nie był w stanie powstrzymać się od okrzyku bólu.
Czym prędzej przyłożył dłoń do pyska bestii, wpychając palce kolejno do pyska, lewego oka i ucha.
Nie działa? Jak to?!?
Zaczął panikować, gdy wilka zaczął wiercić pyskiem, podczas gdy on usilnie do niego przyciskał dłoń. Po chwili dostrzegł, nie bez ulgi, że na źrenicy tamtego zaczęła rozrastać się biała plama. Zęby których dotykał pokrywały się próchnicą, a sierść po lewej stronie pyska zaczęła wypadać.
Zwierze odskoczyło z piskiem, gdy z jego ucha zaczęła wyciekać ropa.
Utkwili w sobie wzrok. On, zmutowany dzieciak i tamten, przerośnięty wilk.
Spoglądając w prawe oko tamtego Michael dostrzegł błysk inteligencji.
Wilk obrócił się i odbiegł w stoją stronę. West wzdychając z ulgą opadł na śnieg.
[Helldore] Dzień 5, ranek
West zaklął pod nosem, po raz kolejny wywracając się twarzą w śnieg.
Pie#%^*&y królik niedor^*$%ny!
Utkwił nasycony czystą nienawiścią wzrok w białym króliku, który niewinnie kicał wte i wewte.
- Gdybym choć raz go dotknął - wycedził przez zęby, ochrypłym głosem. Skoczył jeszcze raz i tym razem udało mu się chwycić tamtego za uszy. Wiercił się niemiłosiernie, gdy Michael unosił go na wysokość swojej twarzy.
Zaraz mi ucieknie - stwierdził beznamiętnie mutant i zacisnął dłoń na głowie zwierzęcia. Tamto w krótkiej chwili przestało się ruszać i zastygło bez ruchu.
Wyjął telefon i zrobił zdjęcie swojemu śniadaniu. Wybrał z listy kontaktów Flo(nawet nie pamiętał jak zdobył jej numer) i wysłał jej zdjęcie, napisawszy pod nim:
Złapałem białego królika. U mnie wszystko dobrze, tylko wszędzie wokół są te cholerne góry i śnieg. Pilnuj się abyś nie utopiła się w kałuży. Z wami nigdy nic nie wiadomo. Mike.
Sięgnął do kieszeni wyjął z niej jeden z trzech cukierków od Nolana.
Przydałoby się opuścić te góry jak najszybciej.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Sob 19:56, 22 Wrz 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em
Flossy Whitemore, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Jednorożców
|
Wysłany: Nie 14:54, 23 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
[Ulica ST] Dzień 5, ranek.
Flo stała na chodniku, wpatrując się bezradnie w swoje glany. Obudziwszy się samej w domu Mistle od razu wybiegła, choć sama nie wiedziała dlaczego.
W końcu pociągnęła nosem, opatuliła się mocniej szalikiem i ruszyła przed siebie, na zakręcie prawie wpadając na Kaia z Shelley na plecach i Kotem z Cheshire uczepionym jego nogi. Kai westchnął, podając Flossy paczkę chusteczek.
- Niczym dziecko.
Flossy spiorunowała wzrokiem jego siostrę, uśmiechającą się do niej złośliwie.
- Demon.
- Rudy debil - powiedziała bezgłośnie Shelley.
- Flo, mogłabyś go... - Kai spojrzał wymownie na szczerzącego się do rudowłosej Kota. Flossy prychnęła, odczepiając Kota od jego nogi i przytulając go do siebie.
- Tylko on mnie rozumie.
- Tak? Też jest mordercą? - Kai spojrzał na nią zimno. - Potworem bez uczuć? Żałosną parodią człowieka? Podłą imita... - nie dokończył i wrzasnął, gdy Flo szybkim ruchem wyciągnęła z kieszeni płaszcza pistolet przystawiając lufę do czoła przyjaciela.
- Jesteś bliski płaczu. Naprawdę myślisz, że pociągnęłabym za spust? - zapytała beznamiętnie, spoglądając mu w oczy. - Nie ufasz mi. Przyjaciele powinni sobie ufać.
- Ty już nie masz przyjaciół.
- Masz rację - powiedziała radośnie Flo. - Nie mam.
Kai odepchnął ją od siebie, gdy schowała pistolet i obrzucił ją uroczą wiązanką nieodpowiednią dla uszu trzylatki. Flo uśmiechnęła się i wyciągnęła dłoń przed siebie. Szalik zerwał się z jej szyi, oplatając mocno nogę Shelley i unosząc ją do góry.
- Rozchuśtam ją mocno - zaczęła, machając ręką. Szalik i wrzeszcząca Shelley wykonały takie same ruchy. - Potem delikatnie poluzuję węzeł i wesoło upadnie na ziemię, łamiąc sobie kości. Rozwalę czaszkę, a przedtem każę jej połknąć coś ostrego i wypruję flaki. Zmiażdżę. Poćwiartuję. Zrobię z niej pasztet i każę ci to zjeść. Zrobię z niej nadzienie do pączków i zacznę rozdawać dzieciom. Albo nie, nie będę tak podła i obrzydliwa. Zrobię z niej marionetkę, która będzie towarzyszyła ci w dzień i w nocy. Ohydne, martwe zombie z rozkładającym się ciałem. Shelley Hart...
- PRZESTAŃ! - Kai spoglądał w górę z niepokojem.
- A może najpierw wydłubię jej oczy widelcem? Nie będzie patrzyła na twoją smutną minkę. Ej, a co myślisz o masce klowna i...
- Dobra, zrozumiałem. Przepraszam - mruknął Kai. Flo uśmiechnęła się promiennie opuszczając dziewczynkę na dół. Zacisnęła dłoń w pięść i ubrania Kaia pociągnęły go z impetem na dół, uderzając mocno o chodnik.
- Spójrz, Kai. Nawet nad twoimi ubraniami mam władzę.
[ST, dom Flo] Dzień 5, poranek.
- Even though we can't afford
The sky is over - zaśpiewała śpiewnie, zatrzaskując drzwi. - Helena? Theo? Nikogo nie ma. Jestem sama. Sama. Sama... - powtórzyła, zamykając oczy i robiąc obrót.
- Nie jesteś - usłyszawszy piskliwy głos klasnęła w dłonie, odwróciła się i zachichotała.
- Moje lalki!*
- Zostawiłaś telefon - Kot z Cheshire pociągnął ją za nogę, prawie wpadając na stolik. Flossy sięgnęła po niego i pokręciła głową ze smutkiem.
- Dostałam smsa!
- Od cioci? - Kot z Cheshire zaśmiał się z własnego żartu i przyjrzał się jej minie. - Co je...
- OD MICHAELA - oznajmiła Flossy poważnie. - To niewiarygodne. Dobrze, że zapisałam mu ukradkiem swój numer! On mnie potrzebuje - zakończyła dobitnie.
- Skąd ten wniosek?
- "Złapałem białego królika. U mnie wszystko dobrze, tylko wszędzie wokół są te cholerne góry i śnieg. Pilnuj się abyś nie utopiła się w kałuży. Z wami nigdy nic nie wiadomo. Mike." - przeczytała Flo. - "U mnie wszystko dobrze" - tak zwykle kłamią ludzie którzy umierają. "wokół są te cholerne góry i śnieg" - jest samotny. Albo góry chcą go zabić.
- Kocham twoje nadinterpretacje - zachichotał Kot. - Co teraz?
- Zabawimy się w Aladyna - odparła Flossy, otwierając okno. Dywan z salonu poderwał się do góry i wyleciał przez okno.
Lalki wskoczyły na parapet i wyskoczyły, wskakując na latający dywan. Kot, uczepiwszy się pleców Flo zadygotał.
- To niebezpieczne.
- JUUUHUUUU!!! - wrzasnęła Flossy wyskakując przez okno i wskakując na dywan, który błyskawicznie poderwał się wyżej i pomknął we wskazanym kierunku. Kot zamiauczał, trzymając się jej mocno a lalki zaśmiały się upiornie. - JESTEM WŁADCĄ ŚWIATA! - dodała, wstając i z trudem utrzymując równowagę.
Cel: Helldore.
*przypomnienie: te zmasakrowane, jedna bez oczu, kolejna bez głowy, rąk, nóg, itd.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Em dnia Nie 15:01, 23 Wrz 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sprężynka
Mistle Page
Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 20:18, 30 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
[ST] Dzień 5 (28 grudnia), późny ranek
- Mistle... Mistle!
- Mamooo, jeszcze pięć minut - wymruczała blondynka, kładąc poduszkę na głowie. Głos parsknął śmiechem.
- Mis!
- Rozumiesz po angielsku, czy mam zacząć mówić w suahili? - zdenerwowała się Page, podnosząc się gwałtownie do pionu. Natychmiast tego pożałowała, kiedy czaszkę przeszył jej ostry ból. Syknęła, mrużąc oczy. Do pokoju wpadało jasne światło.
- To ja, debilko - mruknęła Ray. - Piliście? Nic nie mów, to było pytanie retoryczne. Po drodze zgubiliście gdzieś tę rudą.
- Gdzie reszta? - wychrypiała Mis, gramoląc się z łóżka i przywołując strzępki wspomnień z ostatniej nocy. Film urwał się jej około trzeciej, kiedy wyleźli z planetarium i dobrali się do barku.
- Hm, ten z niebieskimi włosami śpi, ale chyba nie jest nawalony. Brunetka wyszła z tym, no... Mattem - westchnęła nieco zawiedziona. - A ten przystojny, bez koszulki...
Mistle wypluła wodę, którą łapczywie piła prosto z dwulitrowej butelki.
- Co?!
- Nic, nic, nie przeszkadzaj sobie - odrzekła, notując w pamięci, żeby powiedzieć Nolanowi co o nim sądzi jej kochana siostrzyczka. Rayne kontynuowała swój wywód.
- Łeb mnie boli - przerwała jej, wychodząc z pokoju za Ray, która bardzo pilnowała się, żeby nie spoglądać na ołtarzyk. "Kac, kac, kac...".
Po zażyciu tabletki paracetamolu, Mis poczłapała do swojej łazienki, gdzie skulony w wannie spał Nolan.
- Dobranoc - mruknęła, z powrotem gasząc światło i wędrując do innej łazienki.
Dwadzieścia minut później olała fakt, że w jej domu są jeszcze niedobitki wczorajszej imprezy, Mis otuliła się płaszczem i wyszła na zewnątrz. Żałosne resztki śniegu zalegały na brzegach chodników, a rozmoczona mamałyga nieprzyjemnie lepiła się do butów. Bezwiednie zawędrowała do bloku Bryce'a.
- Cześć - mruknęła, nawet nie pukając. - Powinieneś się zamykać. Widziałeś co się dzieje w mieście?
- Widziałem - odpowiedział jej przyjaciel, wydmuchując w powietrze kłąb dymu papierosowego. - Jednym słowem: pierdolnik.
- Dokładnie - ściągnęła płaszcz, czapkę i szalik, rzucając je niedbale na stojący wieszak i ostentacyjnie otrzepując martensy ze śniegu. Oczywiście na środku dywanu w salonie. Bryce melancholijnie obserwował topiące się, szarobiałe bryłki. Mis opadła na kanapę, opierając nogi o stolik. - Trzeba coś zrobić. Nawet mnie to denerwuje. Prądu zaczyna brakować, a nikt nie kwapi się, żeby cokolwiek zrobić. Spodziewałam się bujnej walki o władzę, a tymczasem każdy pilnuje własnego nosa, nawet nie próbując pomyśleć... szerzej.
- I kto to mówi - odparł sarkastycznie Pale, zapalając drugiego papierosa. - Właściwie to po co przyszłaś? Wygłosić filozoficzne przemówienie? Orzec, że życie nie ma sensu?
- Nie. Zamierzam rządzić tym miastem i ty mi w tym pomożesz.
"10:17. Muszę jeszcze oblecieć Flo, Nolana, Matta i parę innych osób z naszego domu wariatów"
[Gospodarstwo] W tym samym czasie - Vivienne
Viv zmęczona otarła czoło, osuszając je z potu, który obficie spływał jej na kark. Powoli zaczynała doceniać ciężką pracę rodziców, którzy prowadzili gospodarstwo. Hodowali nie tylko mnóstwo drobiu (zarówno dla mięsa jak i jajek), ale i krowy i kilka koni. "Dobrze, że jest zima i nie trzeba harować na polach uprawnych", pomyślała z ulgą, sprawdzając, czy na pewno nakarmiła wszystkie zwierzęta.
- Nienawidzę wywalania gnoju - jęknęła, kiedy brnąc przez topniejące resztki śniegu dotarła do domu. Wymacała włącznik, naciskając go. Nic się nie wydarzyło.
Nie było prądu. Tego było już za wiele. Vivienne osunęła się po ścianie, oplatając kolana rękoma i wybuchając płaczem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Helen!
Nolan Knight, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Chyba Świnoujście.
|
Wysłany: Sob 20:44, 06 Paź 2012 Temat postu: |
|
|
[Samantha Town] Dzień 5 (28 grudnia), późny ranek.
Mave obudził się słysząc trzask drzwi. W tej samej chwili uderzył z całą siłą o ścianki wanny cicho się śmiejąc.
- A więc popiło się co? - zapytał siebie ponownie się śmiejąc.
Przez dobre dziesięć minut siedział w tym samym miejscu próbując usilnie przypomnieć sobie coś z ostatniej imprezy. Na koniec uśmiechnął się i poprawił włosy.
"Nie to nie."
Knight pomału wygramolił się z wanny i postanowił doprowadzić się do ładu co zajęło mu dobre piętnaście minut, a potem zszedł na dół gdzie zastał jedynie Ray. Zgromił ją wzrokiem ruszając do kuchni.
- Hej Ray, gdzie reszta? - zapytał dobierając się do szafek.
Dziewczyna spojrzała na niego przewracając oczyma.
- Zgubiliście rudą, niebieski śpi, brunetka wyszła z Mattem...
"Żę What? No tak, już wszystko jasne... Matt poderwał dziewczynę Michaela, który bierze mnie za dealera od papierosów, a do tego reszta zamknęła mnie wtedy w łazience z szamponem Flo by Mis i Kaito mogli wszystko wspólnie wychlać!..."
- A Mis przed chwilą wyszła.
"... Tak Nolan, chcieli sami pochlać, no no... Oczywiście. Czy aby w szamponie nie było wódki? Dlatego lepiej nie chlać..."
Brunet wyciągnął z jednej z szafek kisiel oraz kubek do której nalał kranówy i wsypał zawartość saszetki.
- Kiedy wróci? - zapytał usilnie mieszając wodo-kisiel. - Nudzi mi się bez ludzi. Z Flo, Mis i Mattem była fajna zabawa. Z Michaelem nie, bo psuje. Ale krzyk ma śliczny.
Ray spojrzała na niego z miną 'WTF'.
- Co do Mistle do nie wiem. Ostatnio wracała w nocy lub wcale.
"Hmm... Kiedy ja byłem w domu? Ahh, w święta. Wszystkie noce spędzam w dziwnych miejscach... Ośrodek dla pomylonych, Skład odpadów, trawa, wanna..."
- Mam sobie iść, tak?
Ray podeszła do kuchni spoglądając na bruneta.
- Jak chcesz to możesz zostać.
Knight spojrzał ostatni raz na beznadziejny kisiel i wypił go jednym łykiem wycierając usta.
- Ohyda. Walić to. - warknął wyjmując z innej szafki zupkę chińską i krusząc ją. - Tak Nolan, dalej mów, że potrafisz gotować...
Wraz z bliźniaczką Mistle przenieśli się do salonu gdzie Knight usiadł po turecku wcinając makaron prosto z torebki.
"Warto się pożegnać. Skoro wróci w nocy, a ja po północy zniknę to będzie problem."
Niebieskooki spojrzał na Ray siedzącą obok niego z dziwną minką przypominającą mu rozanielonego chomika, który dostał wielkiego orzeszka w dzień swojej śmierci. Roześmiał się przypominając sobie wszystkie swoje chomiki.
- Ray, przyniesiesz mi kartkę i długopis? Chcę coś zostawić Mis.
Trzy minuty później Ray wróciła z rzeczami podając je Nolanowi, który zaczął pisać pożegnanie niestarannym pismem.
Droga Mis i reszto ekipy,
Chciałem powiedzieć wam, że było zabawnie, ale już nie jest. Nie ma was. Puff? To smutne. Dlatego idę rozstrzelać połowę ludu Samantha Town. Potem podpalę domy z zamkniętymi ludźmi i pójdę do przedszkola. Jeszcze nigdy nie słyszałem krzyku umierających dzieci, to cudowne! A na sam koniec wrócę do swojego domu za miastem i w spokoju umrę.
...
Ha! Okłamałem was >.< Tak na serio to idę do przyjaciela pożyczyć kilka rzeczy, a potem przejdę się po mieście. Może wpadnę do was i na pewno wrócę do domku za miastem gdzie spotkam się z siostrami i ustalimy co dalej. Chyba już się więcej nie spotkamy... Szkoda... Do zobaczenia w piekle!
Nolan Maveth Drake Knight.
P.S. Przyślę wam potem pocztówki.
P.S.2. Pozdrów resztę tzn. Matta, jego dziewczynę, Flo, Ray, niebieskiego i swoje psy.
P.S.3. Strzeżcie się kranów. Krzyczą na mnie.
P.S.4. Zjadłem ci kisielek, zupkę i wypiję wódkę. Oddam ci kiedyś.
P.S.5. :3
Drake jeszcze kilka razy przeczytał list i położył go na stole gromiąc wzrokiem Ray.
- Daj siostrze i nie czytaj. - warknął ruszając do barku i wyjmując sobie wódkę.
- Znowu? - zapytała spoglądając na wódkę.
- No co? Nudzi mi się, tak? - odpowiedział siadając na podłodze i popijając alkohol. - Co porobimy?
Ray wzruszyła ramionami.
"A tak właściwie reszta wie gdzie mieszkam? Chyba nie... To dobrze? Może im powiem kiedyś tam..."
- Więc Page, co powiesz o akcjach w mieście? Wiesz, trupach i tak dalej.
Oczy Ray zrobiły się wielkie niczym spodki.
- Dużo ludzi umarło. To okrutne, że dorośli zniknęli. Teraz każdy może rozpocząć strzelaninę w której mogą zginąć niewinni.
"Tekst niczym ze słonecznego patrolu..."
Nolan wybuchnął śmiechem, który w jednej sekundzie urwał.
"Yay... Brawo."
- Jesteś genialna, Ray! Brawo, brawo, brawo! - krzyknął tuląc Ray z entuzjazmem, która wyglądała na przerażoną tym gestem. - Świetne! Świetne! Zawsze marzyłem o tym dniu! To piękne! Dzięki Ray! Widać, że jesteś siostrą Mis. Oby dwie macie genialne pomysły.
Nim dziewczyna zdążyła coś odpowiedzieć, chłopak rzucił się na kartkę na której dobazgrał kolejny P.S.
Pożyczam kilka pistoletów, noży i innych gadżetów z samochodu, którym wracaliśmy ze składu. Dziękiiii.
Rzucił długopis na stół i w tej samej chwili wybiegł z domu.
Kilka chwil później chłopak dotarł do jednego domu na skrzyżowaniu Devein Alley, a Hinner Avenue. Uśmiechnął się zauważając przyjaciela czającego się pod drugiej stronie okna. Podszedł do drzwi usilnie próbując je otworzyć.
- Kto tam?
Przewrócił oczyma rozumiejąc co tym razem chce Jeremy. Po prostu nie zamierzał go znać.
- Maveth. - waknął.
- Nie znam. Idź.
Parsknął śmiechem.
- Nolan. A teraz Jeremy przestań mnie wkurzać, otwieraj te cholerne drzwi!
- A co będę z tego miał?
Knight prychnął słysząc dźwięk otwieranego zamka.
- Dowiesz się wszystkiego o ETAP-ie, mojej teorii spiskowej, znikaniu, mutacjach i wszystkim innym. Do tego pomożesz mi wydostać was z tej chomiczej kulki. - roześmiał się przekraczając próg domu.
Po trzydziestu minutach rozmowy Knight powiedział przyjacielowi wszystko co zamierzał. Mimo iż powiedział mu o kilku mutantach, ominął część o swojej mocy, a do teorii powstania ETAP-u dołączył UFOludki i UFOwirusy kontrolujące bańkę. Jeremy Sullivan wydawał się być zaciekawiony całą opowieścią.
- Więc co z tym wydostaniem?
- To proste Inno. Cholernie proste. Po północy znikam. Puff. Myslałem i o tym dużo i wiem, że zniknę za tą barierę. Siedzimy tutaj i dorastamy. Po prostu wrócimy jako dorośli do świata. Mieliśmy czekać, ale nie musimy. Widziałem mapę brata tej Mistle. Znam dokładne obliczenia. Wiem o składzie, projekcie, promieniowaniu i tej dziewczynie tego dziwnego śpiewającego chłopca. Oni z drugiej stronie zrozumieją wszystko. Jedak jest opcja, wiesz, że wyskoczę TAM martwy. Nie wszystko ma happy endy. Gdyby mnie przeszukali, znaleźliby nagranie. Do tego zmierzam. Chcę nagrać mój monolog o ETAP-ie oraz film jak wygląda dzień w tym świecie. Może pokażę też trupy i wszyscy będą się orientować kto żyje, a kto nie. W sumie to 25 martwych dzieci.
- 35 - odpowiedział Jeremy.
- Niech będzie Inno. Chodzi o to, że jak oni to zobaczą to postarają się was uwolnić. Będą wiedzieć jak wygląda promieniowanie, fale i inne rzeczy tutaj. Zdobędą to co chcą i będą wiedzieć jak to zakończyć. Koniec. Dlatego nagram wszystko i dam po nagraniu dla mnie i Celty. Do tego włączę kamerkę przy Puff i zobaczymy. - skończył pochylając głowę.
- Czyli chcesz umrzeć, ta? Zgrywanie baranka i bohatera za jednym razem? Mam ci załatwić order pośmiertny? Dobra... Teraz powiedz co ja robię w twoim planie. Chcesz czegoś ode mnie, a więc co to?
- Chciałbym być normalny. - powiedział tak cicho, że nawet tamten go nie usłyszał. - Potrzebuję dwie mini kamery, zwykła kamera, twój telefon, MP3, nowe ubranie, a w tym bluzę i przyciemnione okulary. Do tego chcę tort, lizaczki, cukierki i kaftan.
Innocent zaśmiał się.
- Załatwię ci wszystko do bluzy i może kilka lizaków. - powiedział wstając z miejsca.
Nolan śledził go wzrokiem aż do schodów, a gdy chłopak zniknął z pola widzenia, Knight rzucił się na barek z którego wyciągnął kilka paczek papierosów i trochę narkotyków. Nie były one mocne, ale schował do kieszeni pudełeczka z psychotropami, głównie przeciwdepresyjnymi, nasennymi, przeciwlękowymi oraz przeciwpsychotycznymi. Uśmiechnął się lekko wyciągając jedną tabletkę przeciwpsychotycznych i połykając szybko. Dopiero wtedy zauważył, że Inno wrócił z MP3, ubraniami i telefonem.
- Jesteś ćpunem? W sumie czuć było od ciebie alkohol i wiem, że palisz, ale żeby ćpać? Słyszałem trochę o nasennych i przeciwdepresyjnych, ale nie myślałem, że aż tak jest źle... Mój ojciec był lekarzem, pamiętasz? Ile widzisz palców? Jestem normalny? Masz omamy? - zaczął trejkotać brunet.
- Morda psie. Nie biorę nic i nie piję. Tylko wczoraj piłem ze znajomymi i teraz nad ranem... I nigdy nie ćpałem. To tylko leki, prawda? Musiałem coś wziąć na odstresowanie... Mam zryty dzień i będzie jeszcze gorzej. - powiedział zabierając ubrania i idąc do łazienki. - Oj będzie, będzie.
W łazience chłopak wyjął ze skrytek pięć pistoletów na których wyrył nożem swoje inicjały "N.M.D.K". Spokojnie schował je w wielkiej kieszeni bluzy oraz ukrył tam zabrane leki i paczki papierosów. Do kieszeni w spodniach przerzucił cukierki, MP3, telefon, lizaki oraz jedną paczkę fajek.
"Taa Nolan, ograniczasz..."
Na pożegnanie dostał od przyjaciela zażyczone malutkie kamery typu LC-S989, które były prezentem świątecznym Sullivana od matki. Chłopak wyszeptał jeszcze "Wszystkiego najlepszego" i zatrzasnął drzwi przed nosem Nolana, który pomału skierował się w stronę parku.
Po przejściu kilku metrów założył na głowę kaptur czarnej bluzy i wyciągnął z wielkiej kieszeni bluzy MP3. Po kilku sekundach [link widoczny dla zalogowanych] uśmiechnął się mimowolnie.
"Jak to powiedział West - Każda przygoda zasługuje na odpowiedni soundtrack."
Gdy doszedł do parku, usiadł na ławeczce znajdującej się bardziej w centrum. Spojrzał na zegarek zabrany ukradkiem z domu Innocenta. Było kilka minut po wpół do jedenastej. Wyjął z kieszeni normalną kamerę i włączył nagrywanie. Jak planował - powiedział wszystko co wiedział o ETAP-ie, wytłumaczył nazwę, dokumenty z składu, mapkę oraz opowiedział o barierze. Postanowił darować sobie gadkę o kosmitach stojącymi za wszystkim. Skończył nagrywanie i odetchnął głęboko. Wyciągnął z kieszeni jedno opakowanie tabletek, otworzył ję i wysypał 1/4 zawartości na ziemię.
- Patrzcie, prochy! Chodźcie gimgnojki! Patrzcie, to narkotyki! To ETAP! Żryjcie! - krzyknął rozkopując pastylki.
"To nudne."
Sięgnął po telefon Innocenta i zaczął przeszukiwać książkę telefoniczną. O dziwo znalazł tam numery wszystkich znajomych.
"W sumie racja. To Innocent."
Szybko napisał SMS'a do siostry, że wróci wieczorkiem i, że przeprasza. Po wysłaniu SMS'a zaczął bawić się opcjami robienia zdjęć i zauważył, że jego źrenice są powiększone.
"Super. Teraz pewnie Inno zapisał, że jestem ćpunem. Ekstra. W sumie lepiej się czuje. Gdzie są moje zwidy?"
Dokładnie w tej samej chwili przez park przeleciała około 13-latka kręcąca się dookoła własnej osi i w przód. Do tego rozłożyła ramiona i uniosła głowę do góry.
- Chmurki, chmurki, chmurki! - krzyknęła stając przy jego ławeczce. - Słiiit! Są słiiit! Patrz jakie słiiit! Chmurki, chmureczki, yay!
Z kieszeni wyciągnęła telefon i zaczęła fotografować chmurki. Wyszczerzyła się do niego przykładając mu przed oczy błyszczący ekranik.
- No popatrz sam!
Zaśmiał się spoglądając na ciemnawe chmureczki.
- Śliczne, śliczne. Kim jesteś chmurkowa dziewczyno?
Dziewczyna zaczęła się kiwać w tył u przód na swoich czarnych trampkach, które sięgały do kolan. Dopiero wtedy zauważył, że ma na sobie białą sukienkę i czarną spinkę w ciapki trzymające jej brązowe włosy.
- Em Em. Niestety nie mogę się wytłumaczyć, ponieważ nie jestem teraz sobą.
W tej samej chwili dziewczyna odeszła w podskokach.
"Fajna... Ludzie szaleni to fajni ludzie."
W tej samej chwili 'Em' zniknęła, a Nolan przybrał zdziwioną minę.
"Haluny?"
Wtedy zauważył, że przez park idzie kolejna dziewczyna, tym razem bardziej normalna.
- Pora czynić szaleńców, Nolan. - szepnął chowając prawą dłoń do kieszeni i łapiąc pistolet oraz wyjmując malutką kamerkę. - Kill Everybody.
[Samantha Town, park] Dzień 5, przedpołudnie. - Mara Sherrie
Kolejny nudny dzień ETAP-u.
KoszMara wybrała się na zwyczajny spacerek do domu przyjaciela.
Robiła tak każdego dnia tego świata. Oglądali filmy, bawili się, śmiali się ze zniknięcia dorosłych. Próbowali być normalni. Jednak ale właśnie nastąpiło teraz.
Coś powiedziało jej by tym razem poszła przez park. Nic dziwnego - droga na skróty w miłej atmosferze. Tak więc ruszyła przed siebie nucąc sobie [link widoczny dla zalogowanych]. Idąc przez park minęła parę ludzi śpiących na ławkach przy butelkach alkoholu.
"Biedni ludzie..."
Dziewczyna założyła kosmyk włosów idąc dalej aż minęła ławeczkę na której siedziała nieruchoma zakapturzona postać. Dziewczyna dygnęła i spojrzała kątem oka na postać, która schyliła głowę i zaczęła cicho się śmiać. Sherrie ruszyła dalej wiedząc, że jest już spóźniona. Po kilku krokach poczuła jak ktoś kładzie jej rękę na ramieniu. Odwróciła się spoglądając prosto na twarz pozbawioną oczu, nosa i ust.
Krzyknęła idąc pomału do tyłu z wymalowanym przerażeniem. Zasłoniła usta dłonią próbując wmówić sobie w myślach, że owy potwór nie istnieje. Jednak przerażająca podobizna Slenderman'a istniała w narzuconej rzeczywistości Mary. Potwór stał naprzeciwko szatynki gdy nagle na jego dolnej partii twarzy pojawiła się kreska przypominająca pęknięcie. Wtedy owe pęknięcie zaczęło przypominać szew zszywający usta, który naglę puścił ukazując tysiące ostrych kłów szczerzących się do dziewczyny, a dłonie Slender'a zmieniły się w szpony próbujące przerwać Marę.
Uciekaj
Dziewczyna odwróciła się i pobiegła kawałek, aż ręce wyrastające z ziemi nie chwyciły ją za kostki. Mara zaczęła płakać i krzyczeć próbując wyrwać się z uścisku.
- Odejdźcie! Zostawcie mnie! Błagam!
Ręce pomału zaczęły wynurzać się z przykrytej resztkami śniegu ziemi. Kawałek po kawałku wychodziło przerażające zombie. Gdy pojawiła się bucząca głowa, Mara upadła ciągle szlochając. Policjanci, strażacy, lekarze, burmistrz, prezenterki telewizyjne... wszyscy pomału wychodzili z ziemi próbując dorwać dziewczynę. Coraz bardziej przerażający. Niektórzy z nich nie mieli oczu. Inni nosa, ust, uszu, rąk, palców, stóp... Jeden z potworów miał rozszarpany brzuch z którego pomału wypadały jelita. Wtedy do Shierre podskoczył zakrwawiony królik bez oczu wgryzając się zębami w jej rękę. Wrzaski, krzyki, spazmy bólu, przerażenie.
Dziewczyna kucnęła na ziemi z całej siły przyciskając ręce do uszu i zamykając mokre od łez oczy. Bardzo chciała przestać siedzieć w tym horrorze. Chciała by choćby potwory przestały wyć.
W tej samej chwili potwory stały się jakby szare, martwe. Jak na zawołanie przestały robić cokolwiek.
Nagle za Marą rozległ się dźwięk kroków. Była zbyt przerażona by się odwrócić. Postać chwilę stała za KoszMarą, a potem uklęknęła i objęła ją. Dziewczyna zadrżała nie rozumiejąc co się dzieje. Postać przejechała palcem przy jej oczach ścierając łzy śmiejąc się przy tym cichutko. Nagle zakapturzona głowa wychyliła się w stronę lewego ucha Mary.
- Celuj, strzelaj, uciekaj. - szepnął wciskając jej jakiś przedmiot w dłonie. - Nie odwracaj się.
Postać wypuściła ją z ramion i wstała. Dziewczyna mimo zakazu spojrzała na chłopaka w kapturze, który zaczął się rozsypywać śmiejąc się przerażająco.
- Odwróciła się. Odwróciła się. Sziszisziszi. Zginiesz. Zginiesz.
Chłopak rozsypał się w popiół, a potwory znowu zaczynały żyć swoim życiem. Mara spojrzała na prezent od nieznajomego. Pistolet TT z inicjałami N.M.D.K. Uśmiechnęła się przez łzy i wycelowała.
[Samantha Town, park] Dzień 5, przedpołudnie.
Nolan z wyższością spojrzał na celującą w potwory Marę. Musiał przyznać, że teatrzyk zagrany przez nią i potwory dla niego sprawiał mu przyjemność. Pomysł był banalny. Wystarczyło nagrać idącą dziewczynę, która płacze i panikuje, zmusić ją do ucieczki za obiektyw kamery gdzie trzeba było dać jej pistolet i napuścić na ludzi. Właśnie w tej chwili potwory zaczynały ją gonić, a Nolan podążał na samym tyle próbując być niezauważonym. Według planu Mara musiała pójść za park gdzie spotka ludzi. Wtedy Nolan nałoży na ludzi potwory w które Mara będzie celować. Przed wystrzałem przemieści potwora tak by dziewczyna nie zastrzeliła żadnego człowieka. W najgorszym wypadku tylko raniła.
A to wszystko tylko po to by dorośli mieli wystarczająco dobry materiał pokazujący jak tu jest. Wszystko miało być zwykłym przedstawieniem w trzech aktach, którego pierwszy jest już nagrywany, a prolog opowiadający o miejscu akcji został nagrany przez kamerzystę i jednocześnie winowajce całego wydarzenia.
"To przezabawne."
Shierre właśnie uciekała z parku, a brunet ruszył za nią trzymając w ręce małą kamerkę i przy okazji jedząc lizaka jak gdyby cała ta akcja to niezbyt interesowała. Zauważył, że Mara w każdej chwili może się odwrócić i strzelić do niego. I to najbardziej go ekscytowało. Knight wyszedł z parku i spojrzał na ulicę. Jedyne czego nie wiedział to jak nazywa się ulica. Vane? Hinner? Usagi? Wolf?
Maveth zaśmiał się zauważając jedno dziecko przechadzające się po drugiej stronie ulicy. Nagle oko dziewczyny stało się wielkie, a twarz zaczęła się zniekształcać tak, że została sama wielka głowa i osiem pajęczych odnóży. Mara stojąca na środku ulicy zaczęła celować. W tej samej chwili z jednego domu wyszły kolejna osoba, albo raczej potwór. Nolan sapnął cicho czując, że tworzenie potworów idzie mu trochę gorzej.
"Czy to jest te zmęczenie? Yay. A ta dziewczynka znowu celuje do Slendera podpierającego drzewo. Co za kretynka. W LUDZI!"
Wtedy przy brunecie pojawiła się Em Em wskazując palcem na chmurki.
- Siema chmurkowa. Co tam?
Dziewczyna przechyliła głowę, a jej brązowe włosy opadły na prawą stronę jej ciała. Brązowooka wykonała rękami znak krzyża i złożyła ręce do modlitwy ciągle patrząc w niebo.
"Łaa, haluny."
W tej samej chwili rozległy się strzały.
___
Zezwalam na zabicie Mary jeśli ktoś chce.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Sob 20:51, 06 Paź 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Michael West, III kreski
Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: nowhere
|
Wysłany: Sob 22:45, 06 Paź 2012 Temat postu: |
|
|
[Helldore] Dzien 5, południe
Nigdy bym nie pomyślał, ze w ten sposób umrę.
Michael West leżał w ciemnej jaskini czując, jak z każdą chwila traci coraz więcej krwi.
Nie powinien wchodzić do jaskini. Gdyby nie to, niedźwiedź dalej by spal.
I nie trzasnął go łapą, oczywiście.
Powoli West przestał drzeć i w końcu mógł podnieść powieki.
Powoli podniósł dłoń i wymacał nią głowę w poszukiwaniu rany.
Tu jest!
Następnie znowu zamknął oczy.
***
Zbudził go ryk misia i wilczy skowyt.
Podniósł głowę i rozejrzał się wokoło nie wiedząc gdzie się znajduje.
Jak tu się znalazłem?
Szybko jednak zapomniał o pytaniu, które wyraźnie oczekiwało na odpowiedź, gdy tylko utkwił wzrok w scenie rozgrywającej się przed nim.
Przyciśnięty do ściany stał wilk, osaczony przez stojącego na tylnych łapach niedźwiedzia.
Atakuj! Od tyłu!
Dopiero po krótkiej chwili uświadomił sobie, że słowa te kieruje nie do wilka lecz samego siebie.
Później wszystko potoczyło się błyskawicznie.
Podbiegł do miśka, odbił się od jego pleców i chwycił go za głowę, tuż obok uszu. Dzikie zwierzę zaczęło wiercić się na boki i próbowało go zrzucić, co skutecznie utrudniała mu budowa ciała.
Już po chwili oczodoły gospodarza jaskini(bo w niej się znajdowali) wypełniły się krwią. Podobnie uszy i nozdrza.
Następnie padł martwy.
Młodzieniec nie do końca świadomy tego co zrobił i gdzie się znajduje stoczył się z pleców truchła i ponownie stracił przytomność.
***
Ocknął się, gdy tylko poczuł na twarzy cuchnący oddech wilka. Otworzył oczy i z niezmierną ciekawością utkwił wzrok w zdeformowanym pysku zwierzęcia. Jego lewa część pyska była pozbawiona futra, a oko niemal całkiem białe.
Zwierzę widząc że się obudził ruszyło w stronę truchła i oderwało, nie pierwszy już, kawałek mięsa. Chłopak podrapał się po głowie i natrafił na świeży strup. Przystawił dłoń do twarzy i polizał nieco wyschłą ciecz, przez którą lepiły mu się włosy.
Krew?
Podniósł się z klęczek i wytarł dłonie w pasie. W ciepłe dresowe spodnie.
Następnie opuszkami palców zaczął centymetr po centymetrze badać kształt swojej twarzy.
Nie mogąc odtworzyć w swojej pamięci obrazu własnej twarzy westchnął ciężko i splunął na ziemie.
Co to za odruch? Czy zawszę tak robię?
Wbił wzrok w wilka i zapytał:
- Jak się nazywasz?
- A ty człowieku?
14-latek nie znał odpowiedzi na to pytanie. Wyjął z paczkę papierosów i telefon.
- Pierwszy zadałem pytanie - rzekł, uśmiechając się zjadliwie. Na wyświetlaczu urządzenia widniała odpowiedź na pytanie wilka.
- Zero.
- Ja zapewne jestem West - odparł uśmiechając się promiennie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|