Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział IV
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 18:34, 07 Paź 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 5 (28 grudnia), około południa

- Czasami naprawdę się zastanawiam, kto z nas jest bardziej popierdo**ny - powiedziała pogodnie Mis, z zadowoleniem obserwując, jak Bryce sapie, próbując ją dogonić.
- Masz na myśli mnie i ciebie?
- No. I Nolana, i Flo.
- Uhm, jeszcze pół roku temu, powiedziałbym że ty, ale teraz nie jestem już tego pewien. No, właściwie, to wcale nie jestem pewien. Ta twoja maszyna coś rzęzi.
Mis odgarnęła włosy z twarzy, poprawiając czapkę i poklepując odśnieżarkę. Poprawiła wylot tuby wysypującej śnieg, tak, że mokra breja tryskała na przechodniów. "Trudno się dziwić, że rzęzi. Przeleciała przez szklane drzwi i wbiła się w ściankę. Cud, że żyje".
Niestety, kilka sekund później odśnieżarka wydała swoje ostatnie tchnienie, a wściekła Page wywaliła ją na chodnik. Bryce cierpliwie znosił jej mamrotania, kiedy skracali sobie drogę przez park. Zmierzali z powrotem do domu Mistle, by ta mogła realizować swój genialny plan przejęcia władzy.
Nagle rozległy się huki, a zaraz potem krzyki. "Panika, paniiiika, paniiiiiiika".
- Chodź!
- Gdzie, po co? Mis, mało ci, oszalałaś?
- Nie. Rusz tyłek, nie mam pojęcia czemu jeszcze nas tam nie ma! - zawołała rozpromieniona, poprawiając kaburę z pistoletem. Za paskiem miała następny. Ruszyła sprintem przez park, klucząc między drzewami, żeby było szybciej. Niestety, zapomniała o stawie. Klnąc wyjątkowo nieprzyzwoicie zaczęła go omijać, w efekcie sporo nadużywając drogi, niż gdyby wybrała alejkę.
Wypadli na rynek akurat, żeby zobaczyć jakąś rozhisteryzowaną nastolatkę w stanie skrajnego przerażenia. W ręce trzymała pistolet, wymachując nim gorączkowo i strzelając gdzie popadnie. Oczywiście, widać było, że nie trzymała pistoletu pierwszy raz w życiu, ale do jej umiejętności strzeleckich można by się było przyczepić, często bowiem chybiała celu.
Rynek ogarnęło pandemonium. Wyły alarmy tych sklepów, których szyby jakimś cudem jeszcze ocalały, a teraz zostały rozwalone przez kule dziewczyny. To samo działo się z kilkoma samochodami. Na śniegu leżało pięć osób, w tym dwie na pewno martwe. Mis z psychopatycznym uśmiechem dostrzegła jeszcze jednego trupa - ośmio-, może dziewięcioletnią dziewczynkę. Z początku wyglądało to tak, jakby opierała się o pomnik. Wrażenie przechodziło, gdy dostrzegało się jej mózg rozbryzgany na cokole.
Dzieciaki biegały po placu bez ładu i składu, płacząc i krzycząc. Wszyscy mieli w pamięci zamieszki sprzed zaledwie pięciu dni. Wtedy jednak tamta dziewczyna niewątpliwie miała doświadczenie.
Huk i na śnieg padł kolejny chłopczyk, wrzeszcząc, wzywając mamy i zalewając się łzami. W końcu zemdlał, trzymając się za ramię. To wzmogło chaos, który uroczo podtrzymywała jakaś grupa chuliganów, napadając na sklepy, których alarmy uruchomiła dziewczyna z pistoletem, wciąż wyglądająca na przerażoną.
W jej zachowaniu było coś nienaturalnego. Nie miała psychopatycznego, sadystycznego uśmiechu tamtej, którą postrzeliła Mistle. Ta była przerażona. Śmiertelnie przerażona. Zupełnie jakby strzelanie bez ładu i składu miało jej pomóc. Płacząc i błagając kogoś o coś upuściła pistolet. Zabrakło jej nabojów. Ruszyła przed siebie, szlochając i krzycząc. Reszta, sądząc pewnie, że ma do czynienia z wariatką, zaczęła się zachowywać jeszcze bardziej nieracjonalnie.
Wtedy Mis skojarzyła z czymś to przerażenie. Ignorując Bryce'a, który usiłował powstrzymać szaleńczy chichot ("Ja też cię nie rozumiem, Bryce", przemknęło jej przez myśl), szukała kogoś wzrokiem.
Przechyliła głowę, dostrzegłszy osobnika z trzymającego w dłoni jakieś małe urządzenie i z kapturem naciągniętym na głowę.
- No, no, panie Nolan. Dzieło chaosu i pan mnie do niego nie zaprasza? - wyszeptała do siebie. W rzeczywistości wcale nie była zła. Nolan, o ile to był on, dostarczył jej niepowtarzalnej okazji. Chociaż wcale nie wiedział o jej planie przejęcia władzy, wpisał się w niego doskonale.
Page ruszyła przed siebie, zmierzając do miotającej się i opędzającej od niewidzialnych napastników dziewczyny.
- Hej! - zawołała, a tamta spojrzała prosto na nią. Wtedy dziewczyna rozpoznała ją i wybuchnęła szaleńczym śmiechem. - KoszMara, miło cię widzieć!
- N-nie! - wrzasnęła Mara, rzucając się na nią z pięściami. To nieco zaskoczyło Page. Pięść Sherrie trafiła ją w twarz. Mis odskoczyła, ścierając krew z rozciętego łuku brwiowego i wyszczerzyła się. Cokolwiek planował Nolan, widok dwóch psychopatek ścierających się na środku rynku z co najmniej 3 trupami i kilkoma rannymi musiał go zadowolić.
Kiedy Mistle rzuciła się na nią, Mara wrzasnęła przeraźliwie. "Mam nadzieję, że zamieniłeś mnie w jakiegoś szalenie przystojnego potwora, Nolan". Blondynka chwyciła ją za ramię, wykręcając ręce i rzucając w mokrą resztkę śniegu. Przygniotła KoszMarę kolanem, poprawiając chwyt i podnosząc do góry szarpnięciem.
- Patrz co zrobiłaś, gówniaro - wysyczała jej do ucha, kierując się ku ośmiolatce z rozbryzganym mózgiem. Chaos ani na chwilę nie słabł, bowiem do akcji włączyła się kolejna, mniejsza grupa znudzonych wandali, wspólnie z poprzednią znęcając się nad tymi dzieciakami, które jeszcze zostały na placu.
Wtedy znowu rozległ się huk i Marą szarpnęło wściekle. Mistle poczuła coś ciepłego spływającego jej po rękach. Ciało Mary nagle zwiotczało i znieruchomiało w jej ramionach.
- O BOŻE... O Boże, zabiłem ją, Jezu...
- Percy!
- Patrzcie, strzelił, Percy Edgecombe, ten debil...
- Ona nie żyje...
- Ej, czy na blondynka za nią to nie jest ta wariatka od Page'ów?
- Czy to KOSZMARA?!
Tłum gęstniał, a Mistle dygotała z wściekłości. Zepsuł jej cały spektakl. Cały genialny plan cudownego ratowania miasta przed rzezią i szybkiego przejęcia dowodzenia nad Samantha Town. Uniosła wzrok na spanikowanego chłopaka, wciąż trzymającego stary rewolwer w rozdygotanej dłoni. Lufa dymiła lekko. Mara osunęła się na ziemię, martwa, ze szkarłatną plamą w brzuchu. Mistle podniosła zakrwawione ręce do twarzy, jakby widziała je po raz pierwszy w życiu i gu obrzydzeniu tłumu, oblizała palce.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Nie 23:08, 07 Paź 2012    Temat postu:

[Samanth Town] Dzień 5, wczesne południe.

"To fascynujące, że jedna osoba nie robiąca praktycznie nic potrafi rozpętać takie piekło."
Knight ze spokojem spojrzał na siłującą się Marę i Mistle.
- Nie zareagujesz? - zapytała Em Em zwana również Haluną.
- Nie mam po co. Mistle da sobie radę, a marionetka i tak najmocniej oberwie. - odpowiedział spoglądając na Mis pokazującą Marze dziewczynkę z rozwalonym mózgiem.
- Zabiłeś te dzieciaki. Nie żal ci?
Chłopak wzruszył ramionami i wyciągnął przed siebie palec wskazujący oraz kciuk robiąc pistolecik przy okazji przyglądając się Percy'emu.
Puff.
Marą szarpnęło, a po chwili z jej brzucha zaczęła lać się krew. Mistle wydawała się być wściekła z niewiadomego chłopakowi powodu. Brunet zakończył nagranie na Mistle oblizującej palce.
"Mogło być lepiej. Nadrobi się to... Chyba teraz moja kolej."
Spokojnie wymaszerował w stronę zbiegowiska ze schyloną głową. Nadszedł czas na kolejny monolog należący do przedstawienia. Jednak chłopak uklęknął przy Marze starając się nie spoglądać na zdenerwowaną Page. Wyciągnął dłoń w stronę twarzy szatynki.
- Twoje pięć minut minęło. Spoczywaj w pokoju marna marionetko. - powiedział zamykając jej oczy.
Powoli wstał spoglądając na Percy'ego z niezauważalnym uśmiechem. Wyciągnął normalną kamerkę i wystawił przed tłum, a dokładniej chłopaka z rewolwerem.
- Siema Edgecombe. Media chcą wiedzieć jak to było. Opowiesz nam? Co czułeś pociągając za spust? Czy odczułeś specyficzny zapach jej krwi? A może kropelka padła na twoje usta zostawiając metaliczny posmak? Podobał ci się szkarładny kolor krwi? Opowiadaj! Masz swoje cudowne pięć minut.
Chłopak zbladł jeszcze bardziej i upuścił broń. Zgromadzenie przycichło i tylko Mistle mówiła coś z dołu, a Haluna przebiegała między ludźmi próbując zrobić zdjęcia chmurek.
- No dzieciaczki, uśmieszki do kamerki! Mamusia i tatuś będą z was cholernie dumni, że nie ratowaliście dziewczyny tylko jak tępe szuje patrzyliście jak wariuje i na koniec umiera. Nie próbowaliście ratować też pozostałych niewinnych! To takie piękne! Mamcie i tatusiowie będą tacy dumni! - krzyknął wyłączając nagrywanie. - Wszyscy jesteście tacy sami. Tępi ludzie. Czyżbym was przerażał? Wow. Przepełnię was przerażeniem! To co dopiero teraz się stało jest namiastką tego co będzie. Wojny, podziały, bijatyki, głód, masowe morderstwa, pożary, zniszczenie... Wszystko to was czeka ludzie! Cieszmy się ogromnie! Yahoo! I wiecie co jeszcze wam powiem? Korzystajcie ze strzelnicy póki ta jeszcze stoi. Jeśli nie nauczycie się strzelać ani bronić to umrzecie. Zginiecie jak ta 8-latka z rozwalonym mózgiem! Cieszmy się szalenie! Coraz więcej balów pogrzebowych! - krzyknął śmiejąc się niczym psychopata.
Kilka osób zaczęło szeptać przeklinając na bruneta, który nic sobie nie robił z ich słów.
- Kim ty właściwie jesteś? - zapytał jakiś męski głosik z tłumu.
Knight uniósł głowę i zdjął kaptur ciągle śmiejąc się. Na chwilę pohamował śmiech i spojrzał na tłum.
- Nolan Maveth Knight. Więcej mówić nie muszę. Pamiętacie mnie jeszcze z dawnych lat, prawda? A zwłoki małej Rainsworth i jej bal pogrzebowy pamiętacie? Tak więc oto wróciłem! Wróg uliczny kłania się. - powiedział pochylając głowę i szybkim ruchem wyciągnął z bluzy taki sam pistolet jaki miała Mara. - A teraz spier***ać, bo wystrzelam jak kaczki!
Oddał trzy strzały w powietrze, a potem położył nogę na zakrwawionym brzuchu Sherrie. Tłum troszeczke rozproszył się i jakby oddalił od Nolana, Mis i trupa.
- A więc jednak rozpoczynasz strzelaninę i mnie nawet nie zapraszasz. - powiedziała blondynka wstając na nogi.
- Trzeba było przeczytać kartkę. - warknął. - To gdzie teraz? Szczerze to trochę mi się nudzi, a do kolejnego aktu przedstawienia jeszcze duuużo czasu.
Drake rozejrzał się po rynku i dopiero wtedy zauważył grupke pseudo gangsterów i złodziei, więc postanowił nie przeoczyć takiej okazji i nagrał kolejny 'bonusowy' filmik do kolekcji. Gdzieś w tle błysnęła mu Em Em z telefonem.
"Jeśli twoje haluny robią zdjęcia słońcu, to wiedz, że coś się dzieje."
Chłopak zanucił sobie Show must go on co jakiś czas oglądając się za upaćkaną krwią Page. Jak już zdążył zauważyć, jego cichy plan nawrócenia ludzi i przekonania ich do uczestniczenia w akcjach dobroczynnych oraz do ratowania wielorybów wyrzuconych na brzeg zszedł na manowce. Nie zostało mu więc nic innego jak powolne skierowanie się w stronę domu bliźniaczek i niezwracanie uwagi na niezbyt zadowolony tłumik jak i niezbyt zadowoloną Mistle.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Pon 1:26, 08 Paź 2012, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:42, 08 Paź 2012    Temat postu:

[Samantha Town] Dzień 5 (28 grudnia), około południa

- Jaką kartkę? - zmarszczyła brwi Mistle, dotrzymując kroku Nolanowi. Bryce włóczył się gdzieś za nimi.
- Zostawiłem ci kartkę. Bo eee...
- Wiem, geniuszu. Clinton nie wyssało mi mózgu na tyle, żebym zapomniała o czym rozmawialiśmy kilka dni temu. Podejrzewasz, że twoja hipoteza z 15 urodzinami się sprawdzi. Myślisz, że... że wypadniesz? Puff, znikniesz?
- Tak, tak właśnie myślę - odparł Drake, marszcząc lekko brwi, jakby nie mógł uwierzyć że jej to mówi. Mistle westchnęła. Pogrążona w rozmyślaniach jakoś nie zauważyła, że mijają coraz więcej zaniepokojonych dzieciaków mówiących, że na całym osiedlu mieszkaniowym wysiadł prąd.
"Trutututu, czyżbym wyzbyła się sumienia?", przemknęło jej przez myśl, kiedy obojętnie oglądała swoje zachlapane krwią ręce. "Tam właśnie zginęli ludzie. Jedną z nich nawet trzymałam w ramionach. Dlaczego mnie to nie rusza?".
- Nezira, spokój - mruknęła nakazująco, kiedy suka stanęła na tylnych łapach, przednie opierając o tors Nolana i warcząc, nie chciała go przepuścić. - Zjesz go później.
- Dzięki - prychnął Nolan, bawiąc się paskiem kamerki i wchodząc do domu.
- Jezu, Mis, co ci się... - zaczęła Ray, spoglądając z przerażeniem na uwalaną we krwi bliźniaczkę. Ta przerwała jej niecierpliwie:
- O matko, nic. Bach, ktoś mi umarł na rękach. Z wszystkiego robisz problem.
To powiedziawszy wbiegła po schodach na górę, pozostawiając Nolana bawiącego się kamerą i Ray w stanie silnego szoku. Domyła krew z rąk, co wcale nie było takie łatwe i otworzyła szafę marszcząc brwi.
- Cholercia - mruknęła, zerkając na góry ubrań przeznaczonych do prania. W ciągu zaledwie 5 dni zdążyła uwalić o wiele więcej kompletów, bowiem co chwilę wpadała w jakieś tarapaty. Dodawszy do tego pozostałości sprzed ETAP-u ("Hmm... w sumie, całkiem niezła nazwa...") w szafie zostało niewiele rzeczy z długim rękawem.
- Będę marznąć, trudno - mruknęła, przebierając się w wąskie jeansy i jedną z kilkudziesięciu koszulek HP. Tym razem z nadrukiem 'Weasley is our king'.
- Czyżby nawalało nam ogrzewanie? - spytał Jim, kiedy Mis zeszła na dół. "Ty żyjesz?!".
- Chyba jestem chora.
- Trzeba było dłużej biegać w koszulce z krótkim rękawem na zewnątrz. W Wigilię, kiedy jeszcze...
- ...było zimno - dokończyła ponuro Mis. "Niech mnie, ciekawe, na jakim etapie stanie 'ewolucja' pogody...". - Dobra, spadamy.
Poprowadziła Nolana do biblioteki, uciekając przed wścibskimi spojrzeniami rodzeństwa, które rzucali na jego kamerkę.
- OK. Tu nas nie będą słyszeć. Pokażesz filmik?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Pon 21:47, 08 Paź 2012    Temat postu:

[Helldore] Dzień 5, południe.

Obudziła się, poczuwszy mocny podmuch wiatru. Otworzyła oczy, dostrzegając nad sobą głowę lalki z wydłubanymi oczami.
- Flossy, mówisz przez sen.
Flo pociągnęła nosem, żałując że nie ma chusteczek i usiadła na dywanie.
- Wysoko.
- Kim jest Greg? Czym jest krew?
- Zimno - Flo chuchnęła w dłonie i dopiero teraz obdarzyła lalkę łaskawym spojrzeniem. - Dla ciebie krew jest tylko krwiście czerwonym flamastrem. - powiedziała spokojnie i dotykając śladów po flamastrze w pustych oczodołach zabawki uśmiechnęła się złośliwie.
- Czy morderstwo jest czymś złym, Flossy? - lalka bez głowy drgnęła. Flo machnęła dłonią, pozbawiając ją możliwości wydobywania z siebie głosu.
To nienaturalne, by lalka bez głowy mówiła. Nie ma prawa. Nie ma.
- Zależy jak na to patrzeć - odparła. - Generalnie tak. Jednak ja nie odpowiadam za swoje czyny. Przecież jestem niespełna rozumu, mimo że w to nie wierzę. To nienormalne, ale byłam szczęśliwa, gdy rozrywałam mu gardło. Jego oczy, niewyobrażalnie wytrzeszczone i przerażone. Nieme błaganie. I słodki zapach krwi, prześladujący mnie w snach...
- Zagapolowujesz się, Flo - przerwał jej Kot z Cheshire, spoglądając na nią z dezaprobatą.
Flossy zaśmiała się uroczo, a Kot westchnął ciężko.
- Dolecieliśmy prawie na miejsce.
- Mogę sprawić, że zabraknie wam tchu, choć generalnie nie oddychacie. Jednak czy to sprawi wam ból? Czy wy czujecie? - Flossy mówiła do zabawek, podczas manipulowania dywanem.
Idiotko, to zabawki. Jedynymi twoimi towarzyszami są ZABAWKI. ZABAWKI BEZ MÓZGÓW I UCZUĆ.
- NIE CZUJECIE BO JESTEŚCIE TYLKO PIEPRZONYMI LALKAMI I MASKOTKĄ KOTA KUR*A! - wrzasnęła nagle wściekle.
- Zabijesz nas.
- NIE MOGĘ WAS ZABIĆ DURNY KOCIE Z CHESHIRE, A WIESZ DLACZEGO? WY NIE ŻYJECIE! N I E Ż Y J E C I E.
Jedna z lalek zatrzęsła się i rozpadła na tysiąc maleńkich kawałeczków. Druga zaczęła krzyczeć, wyrywając sobie z głowy czarne, sztuczne włosy.
Potrzebuję wódki.
- Spadamy, kretynko - warknął kot.
Flo uśmiechnęła się i prychnęła.
- Wątpisz we mnie - mruknęła, zatrzymując dywan w ostatniej chwili nad ziemią. Zeskoczyła zgrabnie i ukłoniła się, a zabawki zaklaskały.
- Pamiętasz, po co tu przybyliśmy?
- Michael.

*ileśtam później*

Flo zajrzała do jaskini z ciekawością.
- Myślicie, że tu jest?
Czy wy w ogóle myślicie?
- MICHAEL! - wrzasnęła, wchodząc do środka.
- Idiotko, a jeśli to nowa kryjówka Królowej Kier? Co jeśli znów stracisz głowę?
Flo zignorowała go, idąc naprzód. Podskoczyła z radością, dostrzegwszy znajomą sylwetkę i... wilka.
Przechyliła głowę ze zdziwieniem, jednak uśmiechnęła się.
- Michaelu West, przybyłam ci na pomoc.
Blondyn spojrzał na nią obojętnie, trzymając w dłoni telefon.
- Powiedz coś.
West zmarszczył brwi, cały czas jej się przyglądając.
- Bo cię trzasnę.
W końcu prychnął i odwrócił głowę.
- Kim jesteś?
Flo cofnęła się o krok i zaśmiała.
- Bardzo śmieszne.
- Nie znam cię - odparł spokojnie Michael. - Chyba - dodał po chwili, jednak wzruszył ramionami.
- To ja, Flossy Stormy Brielle. Uderzyłeś się w głowę, czy co? Gdy byliśmy dziećmi... Byłeś moim najlepszym przyjacielem. Jedynym przyjacielem. Nie pamiętasz? Michael. Udajesz, że mnie nie lubisz choć wiem, że jest inaczej - oznajmiła bezczelnie. - MASZ MNIE PAMIĘTAĆ!
Michael przyjrzał jej się z lekkim niepokojem.
- CO CI SIĘ DO CHOLERY STAŁO DZIWAKU? - Flo osunęła się na kolana i wbiła wzrok w swoje dłonie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Michael West, III kreski



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nowhere

PostWysłany: Pon 22:18, 08 Paź 2012    Temat postu:

[Helldore] Dzień 5, południe.

Michael West kucnął przy rudowłosej dziewczynie i chwycił ją za policzki, zmuszając ją do spojrzenia mu w oczy
- To zdecyduj się. Lubię cię czy nie lubię? - zapytał z nutą kpiny w głosie. Tamta zaczęła gromić go wzrokiem, więc czym prędzej ją puścił. - No co? To jedyne pytanie jakie mi przyszło do głowy.
Podniósł się na równe nogi, otrzepał spodnie z puchu i wyciągnął w jej stronę dłoń.
- Skoro nic nie pamiętam, to mi to przypomnij. To będzie nasza umowa, dobra? - odparł, uśmiechając się cynicznie. Naprawdę, niektóre odruchy są silniejsze niż by się mogło wydawać.
- Wow! Jesteś miły - odparła tamta, dając się podnieść.
- A to źle? - zapytał, spoglądając na nią jak zaciekawione dziecko.
Flossy nie mogła znaleźć na to pytanie odpowiedzi.
- Flossy, Floss, Flo. Ładne masz imię - odparł i ruszył w stronę wyjścia odruchowo wyjmując z paczki papierosa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mashu95
Matthias Moore, III kreski



Dołączył: 28 Cze 2012
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa/Koszalin

PostWysłany: Pon 22:29, 08 Paź 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 5 (28 grudnia) - ranek


Matt po nieprzespanej nocy, która spędził na ganku domu Page'ów, stwierdził, że jego łóżko chyba się za nim stęskniło. Mimo zmęczenia jakie go ogarnęło zwlókł się z sofy ogrodowej stojącej na zadaszonym tarasiku i ruszył w stronę swojego domu. Po drodze podsumowywał swoje przemyślenia. Wszyscy dorośli zniknęli... nie nie dorośli... zniknęli nawet ci, którzy byli o zaledwie rok od niego starsi, został tylko Nolan. Ponadto jego moc... od kilku miesięcy zastanawiał się skąd ją posiada. Zaczęło się, gdy na jednym z treningów popchnął Flo, nawet jej nie dotykając, sama tego chyba nie zauważyła, ale on wiedział, że tak się stało. To był jeden jedyny raz gdy udało mu się z nią wygrać. Nigdy więcej żadne z nich nie mogło zdobyć przewagi. Nie wiedział co było źródłem jego mocy, ale zauważył, że jej zapalnikiem były uczucia. Wiedząc to nauczył się ją kontrolować za pomocą odpowiednich ćwiczeń oddechowych. Wszystko to bardzo go zastanawiało, jednak był już zbyt zmęczony na dalsze rozmyślania. Padł na swoje łóżko niczym kłoda i zasnął.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:10, 10 Paź 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 5 (28 grudnia), południe/po południu - James Bloomwood

Jim po jakże owocnej rozmowie z przybraną siostrą, bez słowa ubrał się i wyszedł na zewnątrz, mimo, że ledwie wrócił z dyżuru w przedszkolu. Jak się spodziewał - zastał chaos. "No tak. Moja siostra wróciła do domu upaprana krwią. Moja siostra WRÓCIŁA do domu. To już wydaje się podejrzane...".
- James? - usłyszał, reagując automatycznie na swoje imię i szukając w rozhisteryzowanym tłumie osoby, która go zawołała.
Okazał się nim być jakiś czarnowłosy chłopak. Matematyczny umysł Jima natychmiast go przeanalizował - 180 cm wzrostu, około 60-70 kg, zielone oczy, pewnie pali - palce pożółkłe, nerwowy. Rozpoznał go dopiero po kilku sekundach - miał głęboko nasuniętą czapkę i szal, w którym ukrywał połowę twarzy.
- Bryce.
- No tak, to ja - mruknął, przytupując nerwowo i rozpryskując smętnie resztki śniegu. Nigdy nie poznali się bliżej, właściwie Jim nigdy nie interesował się życiem Mistle. No, owszem, siadał wraz z Ray na kuchennej szafce i podjadając paluszki słuchał z przyjemnością setek awantur z jego rodzicami i Mis w roli głównej i często wspólnie się sprzeczali, ale w gruncie rzeczy nie zadawał się z jej znajomymi. Bryce'a znał właściwie tylko dlatego, że co roku uczestniczył w ich wigilijnej bitwie na śnieżki. Jeśli odwiedzał Mis, zawsze się mijali. "No tak, nie należę do zbyt towarzyskich osób", przemknęło mu przez myśl. Bryce mógłby być nawet w sąsiedniej klasie i on nawet by się nie zorientował. Ba! Jego życiowym osiągnięciem było zachowanie kontaktów między osobami z klasy na tyle, że mówili sobie rano 'cześć', kiedy widzieli go po raz pierwszy i 'na razie', kiedy żegnali się popołudniami.
"Dziwne, że mi to nie przeszkadza".
- Gdzie Mis?
- Eee... W domu. Z Nolanem.
"Czy Bryce i Mistle są parą?", zastanowił się niespodziewanie, przyglądając podejrzliwie Bryce'owi.
- Aha. Dobra, nieważne. Słuchaj, znasz Vivienne Harper?
- Nie.
- OK, nieważne. Trudno, kiedy indziej ci wyjaśnię... Słuchaj, musimy to jakoś ogarnąć. Może i jestem luzakiem, ale nie aż tak.
- Stary, ja się w nic nie będę mieszał, ja...
- James, myślałem, że jesteś inny - jego rozczarowany ton głosu podziałał na Jima jak kubeł zimnej wody.
- Dobra. Może na początek trupy i ranni?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Pią 19:55, 12 Paź 2012    Temat postu:

[Helldore] Dzień 5, południe.

- Tak, wiem - odparła Flossy, zamiast ładnie podziękować. - A więc mam ci przypomnieć?
- Ta - odparł Michael, zaciągając się.
- Papierosy skracają życie i tak samo jak inne używki...
- Cuchniesz alkoholem - przerwał jej Michael.
Flo otworzyła usta, by coś powiedzieć jednak rozmyśliła się po krótkiej chwili i wyprzedzając go, pokręciła głową. Przy wyjściu klasnęła w dłonie i lalki-kaleki zagrzechotały, lewitując przed Michaelem.
Głowa jednej przechyliła się na bok, a po chwili upadła mu pod nogi.
- Co to ma być? - Michael cofnął się lekko, wyjmując z ust papierosa.
Naprawdę nie pamięta.
- Spędziliśmy razem upojną noc tydzień temu - zaświergotała lalka bez oczu, gwałtownie podlatując do Michaela i obejmując jego policzki porcelanowymi dłońmi.
- WTF - Michael uderzył lalkę pięścią w twarz, a ta odleciała i upadła nagle na ziemię.
- No ładnie, zabiłeś ją.
- To trochę nienaturalne, nie uważasz? - wycedził Michael, próbując odczepić od siebie Kota z Cheshire, krzyczącego do niego "jak wygodnie się na tobie spało, Mike!".
- Nie miałeś zbyt wiele przyjaciół.
- ?
- Odsuwałeś od siebie ludzi, odtrącałeś ich, sprawiałeś wrażenie zimnego, nieczułego drania, byłeś chamski, obojętny, egoistyczny... - ciągnęła beznamiętnie Flossy, podczas gdy lalki-kaleki umieszczały się na jej głowie i ramionach.
- Może właśnie taki jestem? - zastanowił się Michael.
- Nie jesteś. Hej, Michael, zastanawiam się czy to ja się tak zmieniłam czy ty. Szkoda, że nic nie pamiętasz. Byłam twoją jedyną przyjaciółką, a ty moim jedynym przyjacielem, jeśli nie liczyć Elle.
- Więc czemu...?
- Przez ten wypadek, w którym spłonął mój dom i rodzice. Chciałeś mnie pocieszyć, ale ja przywaliłam ci tomem Alicji w Krainie Czarów. JAK MOZESZ TEGO NIE PAMIĘTAĆ?
- I kto tu był chamski?
- Chciałam cię przeprosić wiele razy, ale moja duma jest zbyt wielka.
- Niech zgadnę, byłaś takim samym wyrzutkiem jak ja.
Jak bardzo się mylisz, West.
Flo uśmiechnęła się tylko, a pistolet wystrzelił z kieszeni jej płaszcza i w jednej chwili znalazł się przy skroni chłopaka.
- Ludzie mnie nienawidzą. Omijają mnie szerokim łukiem. Boją się mnie. Byłam postrachem Clinton. Szkoda, że nie pamiętasz Grega, kiedyś skopał ci dupę. Zamordowałam go całkiem niedawno i wyprułam flaki. Więc radzę ci usunąć z twarzy ten arogancki uśmieszek.
Pistolet wskoczył w dłoń Flossy, a ta schowała go z uśmiechem.
- Zwróciłam na ciebie uwagę około miesiąca temu, gdy zauważyłam, że też jesteś inny. Mutant. Dziwadło. Odmieniec.
Michael spojrzał na nią bez zrozumienia.
- Jak ty, ale powiedz...
Flo zignorowała go, dotykając dłonią jego policzka.
- Masz zaschniętą krew na twarzy - zauważyła i uśmiechnęła się złośliwie, dotykając jego drugiego, zarumienionego policzka. - O, pewne reakcje zostają takie same.
Odsunęła się od niego i klasnęła w dłonie. Dywan poderwał się lekko do góry i wskoczyła na niego, wyciągając dłoń w stronę blondyna i ignorując wycie wilka w jaskini.
- Wracasz ze mną do Samantha Town? Mogę opowiedzieć ci jeszcze wiele rzeczy.
Michael przyjrzał jej się sceptycznie.
- Nie chcę zostawiać cię tu samego. To niebezpieczne miejsce - oznajmiła, starając się brzmieć jak najbardziej naturalnie.
Nie przypominaj sobie. Niczego. Bez pamięci możesz być całkiem użyteczny.
- Michael.
- Mówiłaś, że zwróciłaś na mnie uwagę. Zaczęliśmy się przyjaźnić, czy coś?
Jeśli liczyć moją chęć zaprzyjaźnienia się z tobą, twoje odrzucanie mnie i bicie po mordzie, to... Właściwie to...
- Zaufaj mi.
Twoja moc...
Nie pamiętaj o moich wizytach u psychologa. Nie pamiętaj o moim urazie w mózgu. Nie pamiętaj o tym że jestem psychiczna. O tym, że jestem mordercą. Nie pamiętaj. Nie pamiętaj o tym co ci powiedziałam.
- Pomogę ci ze wszystkim. Wystarczy, że chwycisz mnie za rękę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:41, 12 Paź 2012    Temat postu:

[Dom Page'ów i Bloomwoodów] Dzień 5 (28 grudnia), popołudnie - Ray

Jim wyszedł, Mis zamknęła się z Nolanem w bibliotece i w domu zrobiło się nadspodziewanie spokojnie. Ray nerwowo wygładziła kołdrę przybranej siostry, odkładając na jej stolik płytką miskę z wodą i gąbką.
Mycie Ann, opróżnianie jej cewnika, zmienianie kroplówek, zastrzyki i przebieranie dziewięciolatki zawsze były krępującymi czynnościami. Ray czuła, że w pewien sposób ingeruje w sferę, w którą nie powinna. Każda wizyta w białym pokoju przynosiła jej wyłącznie ból i wyrzuty sumienia.
Nie była Mistle, nie potrafiła siadać przy Ann każdego ranka i każdego wieczora, czytając książki.
Ona mnie nie słyszy i nic tego nie zmieni.
Zżerało ją poczucie winy. Powinna się nimi zająć. Roztrzepaną Mis, chorą Ann, nieobecnym duchem Jimem. Przyzwyczaiła się myśleć, że przecież jest najstarsza, powinna być odpowiedzialna, powinna...
- Ale nie jestem - wyszeptała, nie zdając sobie sprawę, że mówi to głośno. To niesamowite, że kłamstwo powtarzane codziennie do obłędu w końcu staje się prawdą.
Wylewając wodę i odkładając piżamę Ann do przepełnionego kosza na pranie, nie potrafiła przestać myśleć o piętnastu zapisanych notesach matki. Czytała je w kółko od bardzo dawna, obsesyjnie czepiając się każdego zdania, każdego wspomnienia, każdego zdania o...
Stop. Stopstopstop... STOP.
Niczym duch przemknęła korytarzem, mechanicznie wyciągając zdjęcie z kieszeni. Zaledwie dzień wcześniej wypadło ono z jednego z dzienników, piękne i błyszczące, mimo, że przedarte na pół. Teraz było wymięte od ciągłego rozkładania. Ray nie mogła się powstrzymać.
Raz jeszcze wyciągnęła je z kieszeni. Znała na pamięć każdy szczegół fotografii. Każdy cień drzewa, każdą przyrdzewiałą sztachetkę płotu, każde pęknięcie chodnika, każdy szczegół trójkątnej twarzy blondwłosej kobiety.
Kręcąc głową, jakby odpychała od siebie jakieś złe moce, Ray schowała zdjęcie do kieszeni.
Nikt nie może się dowiedzieć, powtórzyła po raz setny. Nigdy.
Przepełniło ją poczucie beznadziejności. Łkając, osunęła się po ścianie, ukrywając twarz w dłoniach, wstrząsana suchym szlochem.
Ja mam tylko czternaście lat. To zbyt wiele. Zbyt wiele.
Nie wiedziała, ile czasu minęło, kiedy siedziała na podłodze, trzęsąc się jak w gorączce. Kiedy jednak podniosła się, zbyła zdecydowana.
- Musi się dowiedzieć.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Sob 8:57, 13 Paź 2012    Temat postu:

[Dom Flo i Elle] Dzień 5 (28 grudnia) popołudnie

Elle siedziała na kanapie, wpatrując się już od dobrych kilku godzin w pistolet, którego trzymała w swojej prawej dłoni. Uśmiechnęła się błogo, kiedy w magazynku znajdowała się wystarczająca ilość naboi, aby pozbyć się chociaż tych najbardziej niebezpiecznych osobników.
- Pozorny zawsze ubiezpieczony. - zaśmiała się głośno, odrazu się uspokajając, kiedy zdała sobie sprawę, że do pomieszczenia wszedł Theo.
Odwróciła głowę w jego stronę, tym samym przykładając sobie pistolet do swojej skroni. Widząc przestraszoną minę przyjaciela, uśmiechnęła się, udając, że naciska na spust. Wydała charakterystyczny dźwięk dla strzału, a potem wycelowała w chłopaka.
- Do reszty ci odbiło? - pokręcił mimowolnie głową, wpatrując się nadal w broń.
- Nie, tylko trenuję. A pamiętasz przecież, że trening czyni mistrza, prawda?
- A nie możesz trenować na kimś innym?
Dziewczyna zarzuciła nogi na oparcie kanapy, przeczesując palcami swoje włosy.
- A widzisz tu kogoś innego? - widząc bezradną minę Theo postanowiła kontynuować. - Moja siostrzyczka tak poprostu mnie zostawiła. Rozumiesz to? Zostawiła. S-A-M-Ą. Nawet nie raczyła spytać, czy mam ochotę wybrać się razem z nią. I jak tu liczyć na kogokolwiek.
Chłopak powolnie wyszedł z pomieszczenia, prawdopodobnie udając się do kuchni.
- DZIĘKI! - prychnęła, po czym, jak rażona piorunem zeskoczyła z kanapy, chwytając w ostatniej chwili swoją kurtkę i wychodząc na dwór.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wildness dnia Sob 8:58, 13 Paź 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Michael West, III kreski



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nowhere

PostWysłany: Sob 17:11, 13 Paź 2012    Temat postu:

[Helldore] Dzień 5, południe

West przyglądał się dziewczynie siedzącej na latającym dywanie w towarzystwie zniszczonych lalek i szurniętego pluszaka. Coś mu podpowiadało, że nie powinien do końca ufać tej dziewczynie. Nie dlatego, że jest fałszywa czy coś.
Po prostu nie powinien.
Mimo to uśmiechnął się wrednie, zapewne tak się dawniej uśmiechał, i ujął jej dłoń wskakując na dywan.
Flossy uśmiechnęła się szeroko i dywan uniósł się niosąc ich w stronę miasta.
Michael odpalił kolejnego papierosa i powoli wypuścił dym z płuc.
Chcę minie wykorzystać? Moją moc? Tylko do czego?
Pewnie gdybym miał wspomnienia, nie próbowała by tego zrobić.
Tak się sprawy mają? Dobra! Zobaczymy, kto kogo wydyma.


[ST] Dzień 5, popołudnie - Jack

Jack czekał przy drzwiach sklepu na... No właśnie, na kogo? I jakim cudem znalazł się w mieście, skoro był w ośrodku.
Chłopak zmierzwił sobie włosy i podrapał po głowie, ruszając w stronę... W jakąkolwiek stronę, byle nie stać w miejscu.
Nie było go w domu, ani na tamtym drzewie. Na plaży też go nie spotkałem.
Nagle zatrzymał się w połowie kroku i triumfalnie pstryknął.
- A może... a może poszedł do niej?
Dopiero po 10 minutach znalazł mieszkanie Flossy Whitemore. Poczekał aż wyjdzie z niego jakaś dziewczyna(To nie Flossy. Mike mówił, że ma piękne rude włosy) i dopiero, gdy tamta zniknęła za horyzontem wszedł do środka.
Mogła chociaż zamknąć drzwi.
Uśmiechnął się do siebie i obszedł mieszkanie w poszukiwaniu pokoju pełnego motywów z książki Lewisa.
Gdy tylko znalazł pokój dziewczyny zamknął za sobą drzwi i rzucił się na łóżko.
Może nawet przyjdzie z Mike'm? Jeśli tak to nawet lepiej.



W domu Flo i Elle są jeszcze Seth i Theo (post nad tobą), więc wątpię, że Jack'owi udało się spacerować po domu bez napotkania choćby jednego z nich.

W.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Sob 22:35, 13 Paź 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Nie 17:09, 14 Paź 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 5, popołudnie.

Siedzieli razem na dywanie w otoczeniu żywych zabawek i drzemiącego Kota z Cheshire. Flossy opowiadała z zapałem Michaelowi o ich wielkiej przyjaźni od lat, o jego przywiązaniu do niej i innych kłamstwach.
Mimo, że West z początku przyglądał jej się sceptycznie, jego mina zmieniała się, a sama Flo musiała przyznać, że brzmiała dość przekonująca.
Bo zawsze chciała, by opowieści te stały się prawdą. A tak naprawdę zawsze była sama, a Michael zachowywał się jak dupek.
Zerknęła w bok i ścisnęła mocniej krawędź dywanu, opuszczając go lekko w dół.
Drgnęła nagle, a Kot z Cheshire uniósł głowę i zamachał pręgowanym ogonem.
- Widziałeś to, Michael? - zapytała, nie spoglądając na niego.
- Co?
- Koło dywanu coś przeleciało. Ta duża, czarna zjaw... - urwała i zacisnęła powieki.
Idiotko, jeszcze pomyśli że masz coś z głową.
"Przecież masz" - zaprotestował Mad Hatter w jej głowie.
Nieprawda.
"Prawda."
NIE.
- Nieważne. Spójrz, to Samantha Town. Witaj w domu, Mike.

"Mike?"

[ST] Dzień 5, późne popołudnie.

Flo otworzyła drzwi wejściowe i wsunęła się ostrożnie do środka.
- Mojej siostrzyczki nie ma - stwierdziła, zajrzawszy do salonu. Popchnęła Michaela na schody i razem weszli na górę.
Pchnęła drzwi z tabliczką WONDERLAND i weszła do środka.
Chwilę potem z kieszeni jej płaszcza, którego jeszcze nie zdjęła wypadł pistolet i jak w przypadku Michaela szybko znalazł się przy skroni intruza, tak samo jak cały arsenał broni spod łóżka.
- Masz dziesięć sekund na wyjaśnienie dlaczego wylegujesz się na MOIM łóżku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Pon 21:53, 15 Paź 2012    Temat postu:

[Samantha Town, park] Dzień 5, popołudnie.

Chłopak w jednej chwili otworzył oczu wybudzając się ze snu. Chwilę zajęło mu połączenie kilku faktów jak to, czemu znowu jest w tym cholernym parku. Prychnął cicho przeciągając się na ławce. Spojrzał na zegarek znudzonym wzrokiem.
"Po piętnastej. Ranyyy. Ale ten czas się wlecze."
Pomału zwlókł się z ławki zabierając ze sobą wszystkie rzeczy i cukierki, które powypadały mu z kieszeni. Ruszył przez park nucąc pod nosem piosenkę Gone jakiegoś szwedzkiego zespołu. Ciągle próbował sobie coś przypomnieć, jak to, dlaczego spał w parku.
No właśnie. Myśl deklu. Byłeś u Mis i co? Zostawiłeś kamerkę i wyszedłeś bez słowa? Próbujesz uniknąć tematu opętywania ludzi i zmuszania ich do zabijania niewinnych? Troll. Mutant. Kretyn. Czy jedyne miejsca jakie znasz to park, domy przyjaciół i cukiernie? Mordeeercaaa. - powiedział w myślach jakby innym głosem.
Chwilę krążył po parku próbując rozmyślać nad błahymi sprawami, które jednak nie były tak błahe.
"Ciekawe co tam u Nessie. Wreszcie ją odwiedzę. Pewnie świetnie się bawi z Celty i tym popieprzonym bachorem Vincem... Jak uroczo. Moja siostrzyczka bawi się z moją drugą siostrzyczką, a kretyński służący pewnie mizdrzy się do opiekunki Billie! Jak uroczo... aż niedobrze. Ciekawe co będzie z Ness gdy ja i Celty... Grr. Sama myśl, że ten debil będzie najstarszą osobą w domu i będzie zajmował się moją siostrzyczką mnie obrzydza. To wszystko jest takie głupie... Skoro każdy po piętnastce wyskoczy za barierę to jaki to ma sens? Jakijakijaki?! Przez piętnaście lat ta bańka będzie tu stać i czekać aż ostatnia osoba ucieknie? Jak to ma wyglądać? 'Hej mamusiu. To ja twój synek bez imienia. Urodziłaś mnie na święta i zniknęłaś. Oto ja!' Chorechorechore. I co wtedy? Wszyscy uciekną i bańka zrobi puff? Zniszczony świat ukarze się dorosłym? Bum? Jest jeszcze gorsza opcja. Jeśli dzieci zaczną robić sobie dzieci przed piętnastymi urodzinami to wychodzi na to, że urodzą się kolejne dzieci i znowu wszystko to będzie długo trwać i dłuuugo... To bez sensu. Nienawidzę nie rozumieć..."
Knight kilka chwil później stanął przed sklepem Salad Story. Jak zauważył, większość szyb było powybijanych, a większość jedzenia leżała na ziemi w lokalu. Mimo tego wszedł do lokalu, a po chwili odwrócił się o 180° spoglądając na termometr.
"Zimno... A ja nawet nie mam kurtki na sobie. Nie ma to jak nie odczuwać bólu ani nawet temperatur... Póki co żyję, więc nie jest źle... Nie licząc, że niedługo będzie źle."
Podszedł do lady biorąc talerz i nakładając sobie sałatki wegetariańskie.
"Dzisiaj będę wegetarianinem. Psychicznym wegetarianinem. Czy to ma jakikolwiek sens?!"
Ma. Zapewne ma. Twój psycholog nie byłby zadowolony z tego co robisz...

Wzruszył ramionami dalej wcinając sałatkę i odliczając godziny do zniknięcia.
"Nikt nigdy nie jest zadowolony z tego co robię. Jedyna dobra rzecz na mojej liście dobrych uczynków to potrącenie babci w sklepie kilka dni temu. Ups... To chyba nie jest dobre, prawda? No to... Pomoc Flo gdy chciała umrzeć. To smutne. Takie jest życie, racja?"
No tak. Życie to również zabijanie ludzi od tak by móc się pobawić kamerką. Czyż nie mam racji?
"Nie zabiję już nikogo. Chciałem poderżnąć gardła dzieciom i podpalić połowę miasta, ale znudziło mi się to. Niestety. A do tego zostawiłem kamerę u Mis."

Chłopak przerwał rozmyślania odstawiając talerz i wyciągając 'śmieci' z kieszeni. Kilka chwil później na stole znalazł się nóż, pudełko po tik-takach, masa papierków po cukierkach, resztka zupki chińskiej popsuty scyzoryk i połamane słuchawki.
"Zostają dwa pistolety, telefon, scyzoryk, MP3, cukierki..."
Brunet wyciągnął z wielkiej kieszeni w bluzie telefon Innocenta i przejrzał książkę telefoniczną oraz jego SMS'y. Po kilku minutach uznał, że są strasznie nudne, więc schował telefon i spojrzał na zegarek.
15:24
Zaśmiał się cicho i wstał z krzesła. Ruszył pomału w stronę Vane i Accel.
"Potrzebuję towarzystwa. Cholernie. Gadanie do siebie nie działa na mnie dobrze..."
Co ty nie powiesz. Może poszukaj ludzi na cmentarzach? Tylko oni będą zainteresowani twoim życiem.

Knight prychnął i poprawił włosy na chwilę wyobrażając sobie jakby wyglądał w loczkach.
"Dlatego właśnie pójdę po Flo."
Po piętnastu minutach krążenia między ulicami doszedł do wniosku, że nie trafi do tego domu z dwóch powodów. Pierwszym było to, że słabo znał miasto, a drugie, że był u niej tylko raz i to na chwilę, w nocy.
Brawo geniuszu.
Przez kolejne pięć minut szedł na ulicę Devein a Hinner. Jednak Innocent tym razem nie zechciał wpuścić Mavetha do środka.
"Świnia."
Przez kolejne minuty szedł do domu Matt'a jednak i ten mu nie otworzył. Nolan warknął pod nosem i znowu ruszył na Vane.
"Matt pewnie śpi, albo wyszedł... Albo robi coś innego... Mniejsza. Do Lily nie znam adresu. To oznacza, że już nikt inny mi nie zostaje. Ohh, to smutne. Ludzie mnie nie lubią. Yay, jak dobrze. Powinni za to dostawać nagrody. Współczucia dla osób, które mnie znoszą."
Kilka minut przed czwartą Nolan doszedł ponownie do domu Mistle. Jak zawsze jej psy podbiegły do płotu próbując go przestraszyć.
"Niestety, nie nie tak łatwo jest się pozbyć."
Sięgnął prawą ręką w stronę zegarka na lewej ręce i przestawił go o dwie godziny do przodu.
"Ojej, już szósta. Pora na podwieczorek! Mam ochotę na sernik i herbatkę."
Niebieskooki usiadł spokojnie pod płotem i sięgnął po telefon pisząc na szybko wiadomość do siostry.
Nikt nie chce zjeść ze mną podwieczorku. Ty też nie chcesz, prawda? Mam nadzieję, że czujecie się tam dobrze. Niedługo wrócę. Jakbyś mogła to przywal Vincentowi z całej sił w r... twarz.
Dziękuję, Nolan.

Chłopak jeszcze raz spojrzał na zirytowane amstafy i westchnął.
"Zapewne wyglądam jak menel. Cholera. Nie chcę by Vincent rządził MOIM domem! Może powinienem powiedzieć Mistle i Flossy gdzie mieszkam? Mogliby kiedyś wpaść i poznęcać się nad Vincentem... Wiem! Zapiszę to w testamencie, którego nie napiszę - Mistle Page i Brielle van Flossy dostają pozwolenie na znęcanie się nad Vincentem. Genialne... A tak właściwie to czemu Mistle nie ma mocy? Może nie chce powiedzieć... Michael niszczyciel, Matt, Flossy, Elle jakaś tam inna gostka co okradła mi mój piękny dom w mieście podczas gdy moja siostrzyczka straciła czujność... Wszyscy mutują. Ciekawe czy Page w ogóle mnie lubi... Tak czy nie? Flossy przy pierwszym spotkaniu chciała oglądać iluzje nawet tego durnego krasnala, piły czy strasznego domu. Mis tylko raz..."
Dziwisz się? Jesteś D-Z-I-W-O-L-Ą-G-I-E-M! Głupim mupem. Mordercąąą. Zabiłeś Clove, zabiłeś ludzi, zabiłeś Marę.

Z kolejnych interesujących rozmyślań wyrwał go głos Ray.
- Znowu ty?
Skinął głową wstając z chodnika.
- Mówiłam chyba, że idę na krótki spacerek.
Dziewczyna odgoniła zdenerwowane psy i zaprowadziła Nolana za drugą stronę drzwi, a ten spokojnie wpadł do salonu.
"No tak. Jeśli ktokolwiek wychodzi na podwórko by mnie wpuścić to chyba znaczy, że jestem mile widziany. A jeżeli ludzie nie chcą iść ze mną na podwieczorek to znaczy, że zrobiłem coś złego. Co to mogło być?"
Usiadł na kanapie jakby wpół po turecku pozwalając by jedna noga zwisała swobodnie z kanapy. Spojrzał na znikającą Ray, która miała dziwny wyraz twarzy, i zerknął na schody.
- Hej Mistleee! Jest już ósma! Pójdziesz ze mną na szalony podwieczorek? - krzyknął licząc, że dziewczyna go usłyszy i zejdzie na dół.
"Osiem godzin i znikam. Kilka minut przed pierwszą. Szkoda. Choćby zjem podwieczorek... Ciekawe ile bym dostał punktów w skali nienormalności od 1 do 10."


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Michael West, III kreski



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nowhere

PostWysłany: Wto 13:47, 16 Paź 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 5, późne popołudnie

Michael przyglądał się scenie rozgrywającej w pokoju Whitemore, mając nieodparte wrażenie, ze powinien powstrzymać dziewczynę. Na razie jednak chciał jeszcze chwile nacieszyć się mina tamtego.
- Mike? - usłyszał pytanie, zadane przez szatyna otoczonego przez "zabawki" Flo. - To ty?
West podszedł do tamtego i pchnął go na łóżko. Następnie usiadł na nim okrakiem i chwycił za brodę.
- Masz do mnie jakiś interes? - zapytał uśmiechając się wrednie. Tamten wbił wzrok w blondyna i niepewnie oparł dłonie na jego torsie.
- Nie poznajesz własnego kuzyna? - zapytał tamten. - To ja! Jack!
West wbił wzrok w twarz tamtego i po chwili poklepać go po policzkach.
- Nie musisz się tak drzeć Jackie. Zgrywam się. - katem oka spojrzał ma zaskoczonego rudzielca.
"Skoro ona go nie zna to koleś nie pochodzi stad. Chyba, ze zna mnie tak słabo.
A to mało prawdopodobne.

- Kiedy przyjechałeś? - zapytał, uśmiechając się wrednie. Całkowicie olewał fakt, ze wokół głowy latają mu bronie. Dopóki nie uderzył go z tylu głowy uchwyt piły mechanicznej. - Opuść to, bo mnie zaraz szlag trafi!
Rudowłosa trzepnęła go z tylu głowy, na co on zgromił ja wzrokiem.
- Ty... Później pogadamy. Nie odpowiedziałeś, Jackie.
- Jack! - krzyknął tamten, na co Michael parsknął i posłał Flossy szydercze spojrzenie. - Przyjechałem 6 dni temu do ośrodka w Helldore. Pisałem ci wiadomość, nie pamiętasz?
West wzruszył ramionami i wyjął z kieszeni paczkę papierosów.
O! Ostatni papieros.
Zapalił i posłał kuzynowi przenikliwe spojrzenie.
- Uznałem, ze nie opłaca otwierać wiadomości - West wskazał Jack'owi drzwi. - Poczekaj na mnie przy wejściu, potem pójdziemy do mnie.
Zszedł z kuzyna i zachęcająco kiwnął głową. Po chwili niepewności Jack zostawił ich samych. Gdy tylko tamten zszedł po schodach na dol blondyn zamknął drzwi i oparł się o nie plecami.
Spuścił głowę i utkwił wzrok w milczącej dotychczas Whitemore. Aż dziw ze tyle wytrzymała.
- Wierzysz mu? - zapytała podejrzliwie. West na to jedynie pokazał jej kontakt "Jackie West" zapisany w pamięci jego telefonu. - Sądzisz ze to on?
Chłopak kiwnął głową i wypuścił dym z płuc. Dziewczyna uśmiechnęła się kpiąco.
- Naprawdę jesteś taki głupi?
Wzruszył ramionami, podszedł do okna i chwycił między palce łyżeczkę do cukru.
- Może się zdziwisz, ale nie pamiętałem swojego imienia, dopóki nie zawołała mnie w tej jaskini. W telefonie pisało wyłącznie West. A zakładając, ze jest mój mogłem zapamiętać nazwiska moich znajomych - widząc, ze Flossy chce coś powiedzieć uniósł w gore dłoń. - Sama mówiłeś, ze odtrącałem ludzi, co nie? Więc nazwałem go tak i czekałem na jego reakcje. W końcu im mniej osób wie o mojej amnezji tym lepiej, nie?
Otworzył drzwi i wyszedł z pokoju zostawiając dziewczynę z mętlikiem w głowie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Wto 17:02, 16 Paź 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Wto 16:36, 16 Paź 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 5, późne popołudnie

- Tik-tak, tik-tak, tik-tak, tik-tak, tik-tak... - powtarzała bez końca, spacerując po rynku.
,,Tik-tak, tik-tak, tik-tak. Pierwszy będziesz...''
Szybko wyciągnęła pistolet z kieszeni kurtki i wycelowała w chłopaka stojącego najbliżej niej.
- Ty. - uśmiechnęła się szyderczo. Brunet otworzył szeroko oczy i rozglądając się na wszystkie strony powoli się wycofywał.
- Co ci zrobiłem? - spytał, błagalnym tonem.
- Nic. Właśnie, że nic. I tym mi się najbardziej narażasz, wiesz? - kątem oka zauważyła, że dzieciaki zaczynają z zaciekawieniem przyglądać się jej ruchom.
,,Tik-tak, tik-tak, tik-tak.''
Nastolatek potrząsnął nerwowo głową, nadal wpatrując się w Elle.
- Zegar tyka, a czas mija. Zegar tyka, a czas mija. Czy go wykorzystasz? - pogłaskała czule wskazującym palcem lewej ręki lufę pistoletu. - Nazywam się Christelle Evelyn Whitemore i jestem naprawdę stuknięta. Nigdy nie wiesz, kiedy coś mi odbije. Mogę w każdej chwili wsadzić ci to w gardło i pociągnąć za spust, czując przy tym delikatny dreszczyk podniecenia i zadowolenia.
Chłopak powoli podniósł swoje obie ręce do góry, próbując jakoś zniechęcić do tego pomysłu brązowowłosą.
- Błagam cię, nie rób tego. - zauważyła, że po jego policzkach zaczynają spływać słone krople.
Elle podeszła do niego i przytknęła mu lufę do skroni. Tym samym usłyszała parę wstrzymywanych oddechów, dobiegających gdzieś z głebi zebranego tłumu. Pchnęła rękę w dół, nakazując brunetowi ukleknąć. Ciałem nieznajomego wstrząsnął dreszcz, a chwilę potem zaczął płakać, jak małe dziecko.
- Śmierć jednego głupiego dzieciaka nie robi dla mnie znaczenia. Jest tu ich tysiące. Każdy staje się kimś innym. Nikt nie jest sobą. A teraz pomyśl sobie. Żaden z zebranych tutaj debili nie przejmuje się twoim losem. Poprostu się mnie boją. Boją się tego pistoletu, którego trzymam w dłoni, a którym zaraz sprawię ulgę dla naszej Matki Natury.
Przyglądając się zaczerwienionym oczom chłopaka, bez najmniejszego oparcia nacisnęła na spust. Rozległ się huk, a ciało bezwładnie opadło na ziemię. Z daleko dobiegło parę przestraszonych krzyków. Tłum jak najdalej oddalił się od miejsca zbrodni, zostawiając tym samym Elle w towarzystwie trupa. Dziewczyna opadła na kolana, a z jej gardła wydobył się złośliwy śmiech.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 2 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin