|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Sprężynka
Mistle Page
Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 15:37, 22 Sie 2012 Temat postu: Rozdział III |
|
|
Załamujecie mnie Powoli nam idzie. Do roboty, proszę państwa, ożywmy to RPG!
Rozdział III uważam za otwarty!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski
Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gniezno
|
Wysłany: Śro 17:49, 22 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[ST, dom Flo i Elle] Dzień 3, przed południem
Elle spojrzała szeroko otwartymi oczami na swoją siostrę. Pierwszy raz usłyszała z jej ust to słowo. Zauważyła, jak po policzku Flo powoli spływają słone krople.
- Ej. Nie rozklejaj się. - uśmiechnęła się ponuro, po czym kontynuowała otwieranie dużego pudła, obklejonego świątecznym papierem. Chwilę później na podłodze znalazły się takie rzeczy, jak: replika różdżki Bellatrix Lestrange, cztery płyty AC/DC, dziesięć paczek żelków, kubek z Johnnym Deepem, pluszowy jednorożec, figurka Voldemorta i Harry'ego, masa ciuchów oraz zdjęcie, przedstawiające tulące się do siebie bliźniaczki Whitemore. Christelle wybuchnęła głośnym śmiechem, przypatrując się fotografii.
- Flo, nie wiedziałam, że to zdjęcie jeszcze kiedykolwiek ujrzy światło dzienne. - wyszczerzyła się do siostry. - Wiedz, że jesteś psychiczna, kupując to wszystko, ale bardzo cię kocham i z całego serca dziękuję ci za te cudowne prezenty. - podniosła się z ziemi i z całej siły przytuliła Flossy.
Rudowłosa otarła oczy wierzchem dłoni, kiedy wkońcu udało jej się wyswobodzić z uścisku Elle. Brązowowłosa podniosła z ziemi różdżkę i zaczęła nią wymachiwać na wszystkie strony.
- Skąd ty ją wytrzasłaś? - spytała, spoglądając kątem oka na Flo.
- Tajemnica. - szepnęła, po czym uśmiechnęła się wesoło.
Elle położyła różdżkę, którą zdążyła już pokochać na podłodze i szybkim krokiem opuściła pokój. Parę chwil później znalazła się w swoim Potterowym pomieszczeniu, skąd wzięła podobny, do tego który przed chwilą otrzymała karton i wróciła z powrotem do pokoju siostry.
- Ja też mam dla ciebie prezent. - oznajmiła radośnie, kładąc pudło przed nogami rudowłosej. - Dobrze, że nie owinęłam go tym samym papierem, bo to by była klapa. - wskazała na karton, szczerząc się od ucha do ucha.
Obserwowała, jak Flo rozcina sprawnie papier. Zaśmiała się głośno, kiedy Flo tuliła do piersi futrzastą poduszkę z wizerunkiem kota z Cheshire.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Wildness dnia Śro 17:50, 22 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sprężynka
Mistle Page
Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:21, 22 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[Skład odpadów atomowych] Dzień 3 (26 grudnia), południe
Nolan wyszedł, a Mis wciąż stała na środku archiwum. Kartki wypadły jej z dłoni. To, co mówił Knight było dla niej totalną abstrakcją.
Musiała jednak przyznać, że miało sens. Chory, pokręcony, totalnie abstrakcyjny... ale miało. "Takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach. Albo w książkach sci-fi. A jeśli Nolan ma rację, a pewnie ma... To dorośli nie wrócą. Nie wrócą...".
- Dorośli nie wrócą - powtórzyła Mistle trzeci raz, jakby wypowiedzenie tego na głos miało pomóc jej uporać się koszmarną wiedzą. A potem, stopniowo i powoli, na jej twarz wpełzł szeroki uśmiech.
Nagle jej wzrok padł na jeszcze jedną nieprzeszukaną szafkę.
- Projekt Kasandra?
Szafka była zamknięta. Bez skrupułów Page przestrzeliła zamek, dziękując sobie w duchu, że wie, jak to zrobić, nie rozwaliwszy większości jej zawartości.
W końcu, po kilku szarpnięciach, szafka puściła. Był tam stos dokumentów i gruba teczka. Mis wzięła je i opuściła ponury budynek, dołączając do Nolana, który czekał w samochodzie.
- Co tam masz?
- Projekt Kasandra, cokolwiek to jest - mruknęła. Chłopak ruszył, a Mis z ciekawością zajrzała do teczki. "Rany, ile dokumentów..."
- Czytaj na głos.
- Imię i nazwisko: Aileen Gray. Data urodzenia: 29 grudnia 1998.
"Powinna wciąż być w ETAP-ie!". Brutalna prawda spłynęła na nią w kolejnym zdaniu.
- Data śmierci: 25 lipca 2012.
Przełknęła ślinę. Dalej ciągnęły się szczegółowe dane, od wszystkich jej złamań, po wady genetyczne pięć pokoleń wstecz. Pokazała Nolanowi zdjęcie.
- O kur*a.
Dziewczyna była łudząco podobna do chłopaka, którego spotkali w zamkniętej bazie.
*dwie godziny później*
Dojechali do miasta, kiedy Mis skończyła zapoznawać się z teczką. Nolan zatrzymał się blisko centrum.
- Podsumujmy. 15 lat temu walnął tam meteoryt. Od tamtej pory był wyciek promieniowania, więc wszyscy, którzy od tej pory tutaj przebywają, tak poniżej 15 są napromieniowani, więc się, no... zmutowali. Odkryli to u Aileen Gray. Zamknęli ją więc tam, urządzając potajemne eksperymenty. Baza oficjalnie była zamknięta, ale wewnątrz wciąż coś się działo. Dlatego od wewnątrz nie wyglądała na zamkniętą. Aileen ponadto miała brata u którego zdiagnozowano jakieś zaburzenia psychiczne. I to jego spotkaliśmy tam, w tym pomieszczeniu. Jakimś cudem wiedział, że tam kiedyś była jego starsza siostra, która notabene, zginęła, po przedawkowali jej jakiś pieprz*ny psychotrop! - wykrzyczała ostatnie zdanie. Zacisnęła zęby.
- Dorośli nie wrócą, Nolan. Jesteśmy zdani na siebie. A te sukins*ny pewnie siedzą za barierą i zakładają, kiedy zaczniemy się zabijać.
- Zakładam, że jeszcze dziś - mruknął ponuro Maveth.
- A wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze?
- No co?
- Nie wzięliśmy czołgu... - westchnęła ciężko. Drake pokręcił głową z lekkim rozbawieniem. - Chodź. Musisz odebrać pelerynkę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rex
Gość
|
Wysłany: Śro 20:54, 22 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[ST] 3, poranek.
Peter otworzył oczy i wyprostował się, patrząc od razu na wskazówki zegara.
Witaj, dziewiąto trzydzieści.
Westchnął i zszedł z łóżka. Zjadł trochę tego, co można było jeszcze przegryźć z wigilii i wyszedł na zewnątrz. Robiło cię coraz cieplej, śnieg zniknął już prawie całkowicie.
Odetchnął głęboko całkiem świeżym powietrzem.
Wypuścił zawartość płuc, machając przy tym rękami. Otworzył szopę, wziął kilka narzędzi i poszedł do bariery.
Najpierw użył łopaty. Przekopał się dwa metry poniżej powierzchni. Kopuła była tam tak samo silna jak wszędzie.
Młot tylko odbijał się od bariery.
Wiertło po kilku chwilach rozgrzało się i zaczęło odkształcać.
Peter usiadł na ziemi, zmęczony. Po chwili jednak wstał i machnął siekierą, która odbiła się od ściany.
Dmuchnął powietrzem przez nos i wskoczył do dołu wykopanego przez siebie, by pogłębić go jeszcze bardziej. Jak się okazało, kopuła była tak samo mocna pięć metrów dalej, jak stopę nad ziemią.
Westchnął głośno i wygrzebał się z dziury. Wrzucił tam popsute przez siebie narzędzia i odszedł parę kroków.
Odwrócił się i poszedł na plac. Potknął się parę razy przez barierki z niewidzialnium, ale od jakiegoś czasu zauważył, że łatwiej rozbijają się pod jego dotykiem niż wcześniej. Albo jego dziwaczna moc była coraz słabsza, albo zdobywał nad nią większą kontrolę. Miał nadzieję, że to to drugie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rudzik
Celty N. Knight, II kreski
Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 21:11, 22 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[ST] Dzień 3, przed południem
"Nienawidzę cię. Nienawidzę cię. Nienawidzę cię."
Treść sms-ów wysyłanych z zabójczą prędkością przez Celty była taka sama. Sms-y trafiały głównie do jej brata, Vincenta i Savannah.
Dziewczyna po szaleńczym biegu opadła na kolana czując spływające jej po policzkach łzy.
Minęły 3 dni, a Celty widziała kilkanaście trupów, strzelaninę i morderstwo. A teraz zobaczyła zombie.
Rozpłakała się na dobre i rozejrzała wokół. Była nad zatoką. To miejsce było opustoszałe w czasie zimy. Knight podniosła się z ziemi czując wilgoć w butach. Nie miała tu nic do roboty. To miasto nie potrzebowało jej, a ona nie potrzebowała tego miasta. Na dodatek jej brat nie wrócił. Okłamał ją pisząc, że już wraca.
Nienawidzę kłamców.
- Czemu płaczesz?
Celty odwróciła się słysząc za sobą cichy głosik. Chłopiec, na oko 8-letni stał za nią trzymając w ręku figurkę batmana. Blond włosy wystawały mu spod czapki zakrywając niebieskie oczy.
- Ponieważ świat jest okrutny. - odezwała się - A w szczególności ten, w którym teraz się znaleźliśmy.
- Tęsknię za mamą. Kiedy wróci?
- Nigdy. Pogódź się z tym. Oni nie wrócą. Zamknęli nas tutaj jak chomiczki w klatce. Jeżeli przeżyjesz kolejny miesiąc będziesz miał zarąbiste szczęście.
Na twarz chłopca wstąpił smutek. Celty miała wrażenie, że za chwilę się rozpłacze, ale nie próbowała go pocieszać.
Lepsza najgorsza prawda od najpiękniejszego kłamstwa.
- Mogę iść z tobą?
- Nigdzie się nie wybieram.
- Tu jest zimno. Chodźmy gdzieś indziej.
Knight spiorunowała go wzrokiem.
- Nie powinieneś być w przedszkolu z innymi dzieciakami?
- Nie chcę zostawiać domu.
Dziewczyna prychnęła i ruszyła w stronę portu.
- Gdzie idziesz?
- Nie twoja sprawa.
- Chcę iść z tobą!
- Niestety bez wzajemności.
- Proszę! Zrobię co zechcesz!
Na twarz Knight wstąpił złowieszczy uśmiech. Wyjęła telefon i wystukała wiadomość do Vincenta.
"Zgredek, przyjdź nad zatokę. Zabierz część słodyczy, a resztę schowaj w schowku pod klapą w piwnicy. Bądź jak najszybciej."
Chwilę później otrzymała wiadomość od Rise'a.
"Ale na klapie stoi akwarium z Puszkiem : ( Ehhh...Postaram się."
- Co za beznadziejny sługus. - mruknęła do siebie.
- Weźmiesz mnie ze sobą?
Chłopiec stanął przed nią uśmiechając się od ucha do ucha.
- A ty nadal tutaj? Ehh...Jak się nazywasz?
- Charlie.
- Super, Charlie. No to teraz przejdź się po porcie i znajdź nam jakiś ładny jacht. Zabiorę cię we wspaniałe miejsce! Ale jeżeli nie będziesz mnie słuchać użyję moich magicznych zdolności i wyrzucę cię do wody na pożarcie rekinów.
- Ściemniasz. Nie masz magicznych zdolności.
- Chcesz się przekonać?
Chłopiec przekręcił głowę jakby się nad czymś zastanawiał po czym pobiegł w stronę portu. Celty spojrzała w jego stronę ponuro i zaczęła wysyłać Vincentowi kolejne wiadomości, by się pośpieszył.
Pół godziny później, Rise obładowany słodyczami pojawił się nad zatoką ciężko sapiąc. Najwyraźniej biegł przez całą drogę. U jego boku zobaczyła Losera i Savannah. Celty zacisnęła zęby widząc jak blondynka piszczy na jej widok i biegnie w jej stronę.
- Ahh Nadine! Martwiłam się!
- Doprawdy?
- Tak! Szczególnie kiedy sługus powiedział mi, że płyniesz na wyspę! Nolan pewnie już tam jest, prawda?
Knight zagryzła wargę i spojrzała na Vinca ze wściekłością.
- Miałeś. Nie mówić. Nikomu.
- Niczego takiego nie pisa...
- Zamknij się! - odwróciła się do przyjaciółki - Sav, nie będę cię okłamywać. Nolan... - przerwała patrząc jak coraz szerzej się uśmiecha. - Jest na wyspie od dwóch dni!
Parks pisnęła i Celty uśmiechnęła się krzywo. Charlie wrócił machając z daleka figurką batmana.
- Mamy transport.
***
- Dopływamy! - krzyknął Charlie skacząc w jednym miejscu.
- Przestań do cholery! Mam cię dość. Krzyczysz, śmiejesz się i rozsiewasz szczęście! Jak się ciebie wyłącza?
- Nijak. Jestem niczym perpetuum mobile.
Chłopiec zaczął udawać wyścigówkę i Celty pacnęła go w czoło.
- Skąd ty znasz takie słowo jak perpetuum mobile? Masz 8 lat. Jesteś głupi.
- Nie głupszy od tej blond wiedźmy! - wskazał palcem na Sav, która piszczała patrząc utęsknionym wzrokiem na wyspę.
- Racja. Przypomniałeś mi, że miałam coś zrobić. Pokazać ci magiczną sztuczkę, Charlie?
Chłopiec pokiwał głową uśmiechając się od ucha do ucha. Celty wyciągnęła ręce w stronę Savannah i dziewczyna uniosła się do góry. Zaskoczona pisnęła rozglądając się wokół.
- Nadine, możesz mnie już opuścić na ziemię?
Knight zaśmiała się i dziewczyna zaczęła lewitować w stronę tafli wody. Blondynka skierowała przerażony wzrok w stronę Celty i po policzkach popłynęły jej łzy.
- Dlaczego to robisz? Przyjaźnimy się, już zapomniałaś?
- To nigdy nie była przyjaźń. Zależy ci tylko na moim bracie.
Savannah coraz rozpaczliwiej próbowała wyciągnąć ręce w stronę barierki.
- Patrz i ucz się Charlie. Tak pozbywamy się niechcianych przyjaciół. Żegnaj Savannah. Twój pisk na zawsze pozostanie w mojej pamięci.
Celty opuściła ręce po raz ostatni patrząc na Savannah. Blondynka wpadła do wody znikając pod jej taflą.
- Przyspiesz, Vincent. - odezwała się Knight i chłopak posłusznie wykonał polecenie.
- Jesteś niedobra. - Charlie spojrzał na nią z wyrzutem.
- Widziałeś Grega? Tego w masce clowna, wiszącego na lewitującej linie? Pamiętasz strzelaninę wigilijną? A widziałeś może chodzące po mieście zombie? Czy po tym wszystkim co zobaczyłeś wciąż uważasz, że pozbycie się irytującej koleżanki jest takie złe?
Charlie wyglądał jakby się zastanawiał. Loser zawył ponuro i podbiegł do chłopca trącając go nosem.
Świetnie. Nawet mój własny pies woli jakiegoś przygłupa ode mnie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em
Flossy Whitemore, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Jednorożców
|
Wysłany: Śro 21:40, 22 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[ST, dom Flo i Elle] Dzień 3, przed południem.
- Kocham cię, Elle - wymamrotała, przełamując się by powiedzieć te dwa słowa i rozpakowała wszystkie prezenty.
Flo położyła kubek z Alicją i Kotem w kuchni, a figurki postawiła na honorowym miejscu w swoim pokoju. Poduszki zostawiła na kanapie, zakazując komukolwiek ich ruszać.
Usiadły razem z Sethem i Mattem na kanapie, wcinając cukierki z ukradzionej paczki. I przez chwilę znów było tak jak dawniej, a jednak...
Flo schowała twarz w poduszce, gdy przed oczami stanął jej Greg. Dlaczego w jednej chwili potrafiła zamordować człowieka z zimną krwią a w następnej się załamać i być tylko słabą dziewczynką?
Przecież... Wszystko było z nią w porządku. Ciocia nie mogła mieć racji, a psycholog... Susan była jej przyjaciółką. Nie okłamałaby jej nigdy.
Flo przełknęła ślinę, wstając i wpychając do buzi garść cukierków.
- Wychodzę.
- Mhm? - Elle i Matt nawet nie oderwali wzroku od telewizora, a Flo uśmiechnęła się, zakładając płaszcz i wsuwając na nogi glany. Stanęła jeszcze przed lustrem, rozczesując rude włosy.
"I ktoś taki zabił człowieka?" - mruknął w jej głowie Mad Hatter, a Flossy uśmiechnęła się kpiąco, poprawiając rękawy.
- Jesteś piękna - powiedziało nagle lustro, a Flossy cofnęła się, wpadając na ścianę.
- Ej, Flo, wszystko ok? - dobiegł ją z salonu głos Elle. Flo spojrzała na lustro z rosnącym zachwytem.
"Ty naprawdę zawsze słyszysz to co chcesz..." - zakpił głos, a Flo obróciła się parę razy przed lustrem.
Jej odbicie zafalowało, a Flo zamrugała.
- Ok - powiedziała sama do siebie. - Sprawianie że ożywia pluszak, że lustro zaczyna gadać a zwłoki wstają...
"Tak. Chyba powinnaś zacząć się o siebie martwić" - zachichotał głos, a Flo zawtórowała mu.
- Nie. To znaczy że nie zdaję sobie sprawy z tego co umiem robić. To fascynujące - oznajmiła do samej siebie. A może oznajmiała to głosowi w głowie.
I nadal śmiem twierdzić, że jestem zupełnie normalna?
Usłyszała lekkie skrzypienie schodów i odwróciła głowę, zobaczywszy jak w paru susach doskakuje do niej nie kto inny, jak Kot z Cheshire.
- Nie wyglądasz zbyt dobrze - stwierdził pluszak, łasząc się do jej nogi. - Idziesz gdzieś bez eskorty? A jeśli napadnie na ciebie jakiś niewychowany cham?
Myślisz, że ktokolwiek odważyłby się chociażby do mnie podejść? Przecież jestem wariatką. A teraz zostałam także morderczynią.
Z westchnieniem wzięła go na ręce i wyszła z domu, trzaskając drzwiami.
- Nigdy nie byłem na zewnątrz! - ekscytował się Kot, szamocząc się w jej uścisku i wzbudzając uwagę przechodzących obok dzieci swoim psychopatycznym uśmiechem.
- Nie masz czego żałować - burknęła Flo, stając przed lunaparkiem.
- Oh, Flo, to twoje ukochane miejsce! Tak się cieszę, że w końcu mogę zobaczyć co lubi moja pani...
- Zamknij się w końcu, Kocie - warknęła Flossy, wchodząc przez bramę do środka i kierując się w stronę strzelnicy. Kot z Cheshire wyskoczył z jej ramion, lądując na blacie. Rozbieganymi oczami wodził po wiszących pluszakach i wielkich maskotkach.
- Oni nie żyją, Flo. Ludzie są naprawdę brutalni.
- To maskotki - wyznała brutalną prawdę Flossy. - Maskotki nie mają prawa żyć. - dodała, sięgając po karabin (no wiecie o co mi chodzi).
- NIE ZABIJAJ ICH! - wrzasnął Kot, jak gdyby nic do niego nie dotarło. Flo spojrzała na niego ze zdziwieniem, odkładając pistolet.
- No pięknie. A więc sprawiam przykrość nawet pluszakom - stwierdziła smutno, a wielka, niebieska kałamarnica z pluszu zafalowała, uśmiechając się do Kota.
- Nazywam się Michał - przedstawiła się. - Lubię kisiel.
Kot z Cheshire spojrzał na Flo, a potem na kałamarnicę.
- Proszę. To prezent dla ciebie. Możesz rozerwać ją na strzępy.
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Em dnia Śro 21:43, 22 Sie 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Helen!
Nolan Knight, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Chyba Świnoujście.
|
Wysłany: Śro 22:26, 22 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[Samantha Town] Dzień 3, południe.
Nolan pomaszerował za Mistle do jej mieszkania przy okazji uważając by psy dziewczyny go nie zagryzły. Chwilę potem wpadł do domu, a Mistle ruszyła poszukać peleryny. Brunet zauważył jakiegoś chłopaka z salonie. Zorientował się, że to brat Mistle.
- Hej. Jestem Nolan.
- Jim. - burknął i wyszedł z pokoju.
Kilka chwil później pojawiła się Mistle z pelerynką.
"Chyba obiecałem jej coś z Ann. Ale ona chyba... śpi. Kiedy indziej. Choćby wiesz do gdzie wbić gdy zechcesz herbatki."
- Trzymaj.
- Dziękiii Miii. - wyszczerzył się idąc w stronę drzwi. - Jeszcze kiedyś wpadnę do was na herbatkę. Jakbyś kiedyś potrzebowała pomocy lub by ci się nudziło to...
"Dureń. Zostawiłem swoją nokię w tym budynku... Zresztą i tak później odwiedzę Innocenta i zabiorę mu telefon."
- W sumie znajdziesz mnie. Dobrze wiesz, że nie wysiedzę długo w jednym miejscu. Obstawiałbym strzelnicę, Mc'a, cukiernię, mój dom na Malone. Ewentualnie prywatną wyspę naprzeciw elektrowni wiatrowej.
Knight odwrócił się i ruszył w kierunku bramy.
- Pa.
Zatrzymał się i spojrzał na samochód.
- Mój łup... A z resztą i tak mam więcej cukierków na Malone. Broń będę najwyżej pożyczał. Potraktuj to jako prezent. Wesołych świąt. - wymamrotał rzucając dziewczynie jeszcze kilka Dumli.
Knight wesoło ruszył w stronę centrum.
"I co teraz? Pomyślmy... Celty mnie nienawidzi, Vincent mnie zdradził i jest gdzieś z nią, Sav... bez piły nie podejdę, Inno... pewnie qwtyka nos w sprawy innych i nie przyjmie mnie z otwartymi ramionami. Lily? Niee, jestem dla niej niczym obcy. Patricia? Chyba też lepiej nie... Matt? Cholera, pewnie mnie nie pamięta. Chase też... A znajomi Celty mnie nie lubią i chyba lepiej... Więc... Okradamy domy i robimy [K]Night Party w parku nocą!"
Brunet pognał do domów licząc, że są puste. Postanowił nie wracać się po rzeczy na wyspę, więc przy napadach na dom ukradł walizkę i zaczął wkładać do niej ubrania, które wydawały mu się na niego odpowiednie. Zabrał też kilka cukierków, czekolad, zupek chińskich, płaski odtwarzacz CD, kilka płyt zespołów rockowych i metalowych oraz kilka szczotek do włosów, zębów, suchy szampon na wypadek gdyby znowu musiał spędzić noc w takim miejscu jak Skład Odpadów oraz karabin z wyspy, który zdążył zabrać z samochodu Mis. Wziął prysznic, przebrał się w czyste ubrania i przepakował wszystkie rzeczy z starych w których między innymi były cukierki, paczka papierosów, zapalniczka, skrawki papierów, obgryziony ołówek, pistolet TT (którego obecność zdziwiła chłopaka) i czarną różdżkę. Jego sowa nagle magicznie się pojawiła (niestety z truchłem myszy w dziobie), więc Knight doszedł do wniosku, ze jest gotowy. Założył pelerynę, wziął do prawej ręki piłę mechaniczną, lewą niósł zamkniętą walizkę, a sowa po konsumpcji usiadła na ramieniu właściciela.
"Super. Teraz się idealnie nadaję na ETAP-owego podróżnika."
- Beast, lecimy do lunaparku! Ciekawe jak będę wyglądał w szacie czarodzieja. Co powiesz na magiczne występy? Albo kij z nimi, dawno nie odwiedzałem luna. Może mają watę cukrową! - krzyknął do siebie wylatując z ograbionego domu.
"Cholera. Myślę tylko o słodyczach. Trzeba było zapisać się na odwyk od cukru."
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Pią 12:40, 24 Sie 2012, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Michael West, III kreski
Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: nowhere
|
Wysłany: Śro 22:44, 22 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[ST, dom M.W.] Dzień 2, noc
- Na pewno chcesz tego się napić? - zapytała niepewnie Valerie, spoglądając na butelkę wina tkwiącą trzymaną przez Westa.
- Czemu nie? Widzisz, posiadam moc...
- Zdążyłam zauważyć - przerwała mu dziewczyna, wpatrując się w butelkę.
Wkurza mnie!
- Mogłabyś mi łaskawie nie przerywać? Nawet nie wiem dlaczego cię wpuściłem.
- Bo doskwiera ci samotność, a nie mogłeś odmówić mi koczowania, gdy na zewnątrz panoszy się psychopata.
Ciekawe co byś zrobiła, gdybym ci powiedział, kto to jest.
Zamiast tego nalał do jednej z dwóch szklanek soku i postawił butelkę wina na stole. Usiadł obok niej i strącił jej nogi ze stołu. Włożył palec do szklanki ze sokiem i wbił wzrok w ścianę. Zaczął w myślach liczyć od 20 w tył.
Sok powinien już sfermentować.
Wyjął palec z napoju, podniósł szklankę i upił łyk.
Tak. To na pewno wino.
- I co? - zapytała szatynka, wyrywając go z zamyślenia. Chłopak parsknął pod nosem i przesunął palcami szklankę ku niej.
Ich spojrzenia spotkały się, a po chwili dziewczyna złożyła na jego wargach delikatny pocałunek.
- A to za co? - zapytał, uśmiechając się kpiąco. Ona odsunęła się od niego i chwyciła szklankę. Po wypiciu zawartości szklanki wytrzeszczyła oczy na blondyna.
- To wino. Jak to...
- Sfermentowałem sok. Widzisz, tak rozkłada się sok - odparł, uśmiechając się szyderczo. Podniósł butelkę z winem. - Obalamy to?
[ST, dom M.W.] Dzień 2/3, północ
Valerie siedziała sztywno na kanapie z nogami złączonymi , podczas gdy West leżał rozłożony z głową na jej kolanami. Spojrzała w dół na jego twarz i potrząsnęła nim lekko.
- Co? Jak? - zawołał Michael. Przeszył ją spojrzeniem swoich intensywnie zielonych oczu. - Aaaa! East! O co ci znowu chodzi? Znowu chcesz się ze mną lizać?
Dziewczyna zaczerwieniła się, a on parsknął śmiechem. Zasłonił twarz dłońmi i uśmiechnął się do siebie.
- Pytałaś wcześniej, dlaczego cię wpuściłem. W sumie sam nie wiem - westchnął ciężko i zamknął oczy. - A ten psychopata to ktoś kogo znam i wiem, że raczej by się tu nie kręcił.
- CO?!?
West sięgnął ręką po szklankę z winem. Upił łyk i posłał jej krytyczne spojrzenie.
Jest głucha czy co?
- Nie powiem co kto to - odparł, uśmiechając się złośliwie. Następnie upił łyk trunku.
- To ktoś dla ciebie ważny? - zapytała. Blondyn zakrztusił się i wypuścił wino nosem.
- Co? Jeszcze czego? - chwycił ją w barku i przysunął jej twarz do swojej. - Ludzie to ohydne kreatury. Tylko niszczą. Jak można ich lubić?
- Więc dlaczego mnie uratowałeś? - zapytała, krzyżując z nim wzrok.
To mnie masz.
Westchnął ciężko i spuścił głowę, pozwalając włosom zasłonić mu twarz.
- Może nie potrafię przejść obok krzywd innych? Może jestem romantykiem? Może jestem wrażliwy? - spojrzał na nią ukosem uśmiechając się wrednie. - Zapomnij, kpię sobie.
Nalał im jeszcze trochę soku i używając mocy sfermentował je. Podał jej szklankę i zaśmiał się cicho pod nosem.
- Co cię tak bawi? - zapytała, spoglądając na niego półprzytomnym wzrokiem.
- Jeśli chcesz tu koczować musisz mi zapłacić - uśmiechnął się pod nosem, widząc że dziewczyna jest równie pijana co on. - Zapłacić swoim ciałem.
Nie myśl o tym. Pomyśl o jej chłodnych dłoniach. Wilgotnych wargach. Spoconej szyi. Czarnych oczach.
Pijany czternastolatek pocałował ledwo poznaną dziewczynę i zdjął jej skórzaną kurtkę. Zaśmiał się spazmatycznie, gdy ona rozpinała mu rozporek.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em
Flossy Whitemore, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Jednorożców
|
Wysłany: Śro 23:04, 22 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[Samantha Town] Dzień 3, późne popołudnie.
- Magiczna, tajemnicza podróż czeka by zabrać cię stąd - zaśpiewała Flo, patrząc na srzępy Michała, leżące pod jej nogami. - Oj, Kocie, nagle takiś nieczuły.
- Nie. Lubię. Kiślu - parsknął Kot, oblizując sobie łapę (pluszaki też muszą się myć, zwłaszcza po morderstwie na pluszowej kałamarnicy!).
Nagle jej uwagę zwrócił wchodzący do lunaparku chlopak. Wytężyła wzrok, dostrzegając walizkę, którą dzierżył w dłoni, sowę na ramieniu i czarną pelerynę.
Czy on urwał się z Hogwartu?
- Peron 9 i 3/4 w inną stronę! - krzyknęła, gdy znalazł się dostatecznie blisko.
- Wiem, gdzie jest - odparł chłopak, spoglądając na Kota z Cheshire, który momentalnie znalazł się przy jego nogach, spoglądając w górę. Flo obrzuciła uważnym spojrzeniem jego piłę mechaniczną.
- Ja też mam piłę. Ma na imię Jadzia i mieszka pod łóżkiem. Michael West uważa trzymanie piły pod łóżkiem za coś dziwnego.
- To całkowicie normalne - odparł poważnie brunet, cały czas przyglądając się Kotu z Cheshire. - Tak samo jak posiadanie żywego pluszaka. Żywy pluszak... Czy to w ogóle ma sens?
- Ty masz w ręku piłę i sowę na ramieniu. To ja powinnam pytać - odparła Flo, zeskakując z blatu strzelnicy i wyciągając rękę w jego kierunku. - Flossy Stormy Brielle Whitemore - powiedziała, czekając aż wzdrygnie się, odskoczy albo zwieje czym prędzej.
Nie zna mnie - stwierdziła ze zdumieniem, wytrzeszczając na niego oczy.
- Raven Nightray - odparł brunet, a Flo powstrzymała wybuch śmiechu.
Pandora.
- Żółtych oczu nie masz - mruknęła niedosłyszalnie, chwytając go za rękę i ciągnąc w stronę Domu Strachów. - W drodze do Hogwartu możesz zachaczyć o Dom Strachów, nie, Raven?
- Drake. Mam na imię Drake.
A twój brat to Josh?
- Jak chcesz, Drake - mruknęła, polecając mu usiąść w wagoniku. Sama uruchomiła wszystko i puściła się biegiem za wjeżdżającym już do środka wagonem, w ostatniej chwili wskakując na siedzenie obok Ravena Drake'a. - Sławny Dom Strachów, a mnie nigdy nie straszy, Drake. - pożaliła się.
- Mówiłem, że Nolan... Choć możesz mówić Lord Nolan - dodał po chwili.
- Nolan to fajne imię. Czytałam kiedyś taką książkę o hibernacji. Pewien Nolan udawał obojętnego na wszystko a na koniec poświęcił się dla dobra ogółu i zginął* - powiedziała, ignorując drącą się gdzieś obok nich krzywą mordę.
- Jak?
- Został rozszarpany przez żądne krwi obrzydliwe mutanty.
NIKT o zdrowych zmysłach nie wsiadłby do jednego wagonika z Flossy Whitemore. Nolan, uczeń Hogwartu i bohater Pandory Hearts z pewnością nie jest do końca normalny.
Nagle przekonała się, że Nolan wcale jej się nie bał. Ba, po chwili to ona z przerażeniem patrzyła na atakujące ich wagon potwory.
- Żądne krwi, obrzydliwe mutanty, tak? - Nolan zaśmiał się cicho, a Flo zakryła usta dłońmi.
Nie bój się.
- Twierdziłaś, że Dom Strachów jest nudny.
Flo wyluzowała się w jednej chwili, wpatrując uparcie w bestie, które wcale nie miały zamiaru jej pożreć. Chyba.
- Już nie - odparła łamiącym się głosem, nie mając pojęcia jak to robi.
*Nie mogłam się powstrzymać, H. :3
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Persephone
Helena Foster, II kreski
Dołączył: 30 Lip 2012
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Królestwo Umierającego Słońca
|
Wysłany: Czw 11:58, 23 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[ST, dom Flo i Elle] Dzień 3, przed południem.
Helena nie wiedziała co się stało, co zrobiła Flo, co tak bardzo przeraziło Elle. W każdym razie, musiało to być coś strasznego. Teraz rudowłosa wyszła. Foster poszła na górę się przebrać. Założyła swoją (czarną) koszulkę Clan Of Xymox i zielone, wojskowe spodnie, po czym przeniosła wzrok na plakat z... Dolores Umbridge. Przez chwilę zastanawiała się, czemu Elle powiesiła tu tą różową landrynę, jednak kiedy przyjrzała się dokładniej, zobaczyła w plakacie malutkie dziurki.
Piękny cel do rzucania cyrklem!
Miała wrażenie, że Dolores patrzy na nią nienawistnie.
- Jeg hader dig.* - powiedziała, wychodząc z pokoju.
Na dole zauważyła Elle oglądającą swoje nowe prezenty.
- Szczęściara! Ja nic nie dostałam. No, oprócz... a zresztą, nie ważne. - zreflektowała się po chwili.
Prawie zdradziła swój sekret. Elle była jednak zainteresowana.
- Oprócz czego?
Helena westchnęła.
Skoro i tak już z nimi mieszkam...
- Oprócz szalika Chelsea. - powiedziała cicho.
Ku jej zaskoczeniu, Elle wcale się nie roześmiała. Może to nie było aż tak dziwne, że ta mroczna, ubierająca się na czarno i nienawidząca ludzi Foster ogląda piłkę nożną.
- Nie są źli. - Christelle wzruszyła ramionami. - Ale czemu kibicujesz angielskiemu klubowi?
- Widziałaś jakiś porządny klub w Stanach? Tu nie szanuje się tego pięknego sportu, jakim jest piłka nożna. - Helena wolała przemilczeć drugi powód.
- W sumie racja. - Elle wzruszyła ramionami, włączając swoją nową płytę AC/DC.
* po duńsku: nienawidzę cię.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Persephone dnia Czw 11:59, 23 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Michael West, III kreski
Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: nowhere
|
Wysłany: Czw 14:30, 23 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[ST, plac zabaw] Dzień 3, popołudnie
Michael West westchnął ciężko zaglądając do butelki piwa. Rozejrzał się wokoło. Rozbite samochody. Brudne ulice. Graffiti. Rozbite okna.
Co ja wyprawiam? Siedzę na przystanku i co? Czekam na autobus?
Zaśmiał się sam do siebie i utkwił wzrok w najbliższym zakręcie.
Jak to mogło się tak skomplikować? Przespałem się z nieznajomą dziewczyną. Głupota.
Nagle blondyn usłyszał warkot silnika i zza zakrętu wypadł Land Rover mało nie zatrzymując się na bramie parku. West naprężył się w tym czasie niczym tygrys gotowy do skoku.
W razie gdyby wóz wpadł w poślizg i zjechał w stronę przystanku.
Mutant wzruszył ramionami i włożył do uszu słuchawki od Discmana. Podniósł się na równe nogi i wolnym krokiem ruszył w stronę lunaparku.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sprężynka
Mistle Page
Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 18:08, 23 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[ST, dom Mistle] Dzień 3 (26 grudnia), wczesny wieczór
- Jim, dlaczego jeszcze nie robi się ciemno? - zawołała Mis, patrząc w dół.
- Nie jestem do końca pewien - odkrzyknął jej przyrodni brat. - Tu wszystko jest poprzesuwane. Pory wschodu słońca i w ogóle. Sprawdzałem w planetarium, w ciągu trzech dni wcale się nie zmieniły. A powinny, minimalnie, ale powinny. Jest też cieplej.
- Wiem - zaśmiała się, z rozkoszą wciągając do płuc chłodnawe powietrze. - Właśnie to sprawdzam.
- Mis, nie wygłupiaj się. Złaź.
"Jakbyś wiedział, jak tutaj jest fajnie, to być wszedł!. A nie, nie wszedłbyś. Zapomniałam. Jesteś tylko panem Jamesem Nie-Robię-Nic-Nienormalnego Bloomwoodem. Nie jesteś z Page'ów! Czy raczej Sparksów, bo Page jest zmyślone. Ray by weszła. Piszczałaby jak głupia, ale by weszła".
Mis jeszcze raz odetchnęła głęboko, rozkładając ręce. Stała na szczycie rodzinnej rezydencji, na [url=http://pl.wikipedia.org/wiki/Kalenica_(architektura)]kalenicy*[/url], która ciągnęła się przez całą długość dachu. Jej stopa mieściła się na niej swobodnie. Spojrzała w dół. Stała na samej jej krawędzi, gdyby zrobiła jeszcze krok, spadłaby z około 10 metrów na pokrywę basenu.
- Mis, porąbało cię? Spadniesz i zabijesz się!
"Tu jest fajnie, głupku".
- Jiiiiim...?
- Co?
- Ile metrów ma nasz basen?
- W najgłębszym miejscu jakieś cztery metry, może więcej.
- O, fajnie. Idź i ściągnij z niego pokrywę z łaski swej. I nalej wody.
- Mis, chyba nie chcesz...
- Skoczyć? Widziałam filmik na joemonsterze. Nie zabiję się. No, ruchy, ruchy!
"Będzie duuuuże plum!"
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Helen!
Nolan Knight, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Chyba Świnoujście.
|
Wysłany: Czw 19:37, 23 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[Samantha Town, Lunapark] Dzień 3, późne popołudnie.
Knight przyglądał się ze zdziwieniem Brielle Whitemore. Gdy porwała go do wagoniku i sama zajęła się włączaniem maszyny, on sam zaczął się zastanawiać czy to wszystko nie jest jakoś ustawione.
"To jakiś durny żart. Jestem w 100% pewny, że chodziła do Primary School. Chyba. Serio mnie nie kojarzy? Ilu takich porypanych Nolanów łazi po ETAP-ie? Chore. Kto normalny zaciąga iluzjonistę do domu strachu? Przecież nikt nie wie... Prawie. Chore. Kto normalny wsiadałby do jednego wagonika z Knight'em ciągnąć go za rękę? Przecież przy ostatnim aż tak bliskim kontakcie z niespokrewnioną dziewczyną jedna taka umarła. Chyba, że... Flossy, jesteś moją zaginioną kuzynką, której nie mam?"
Wagonik ruszył, a Flossy zaczęła opowiadać chłopakowi o żądnych krwi obrzydliwych mutantach.
"Niczym my za kilka lat. 'Projekty'. Phy. Cóż, skoro Panna Brielle tak bardzo chce potworków to je dostanie. Najwyżej zamkną mnie w Składzie Odpadów i nafaszerują psychotropami."
Spojrzał w kierunku rudowłosej i pozwolił by potwory wskoczyły z jego umysłu nawiązując kontakt z Brielle. Wiele potworów zaczęło atakować wagon. Były to tylko słabe, bezimienne potwory. Gdy zauważył, że dziewczyna wyluzowała, przygryzł wargę znikając wcześniejsze potwory. Wśród nowych pojawiła się czarna Buka z jarzącymi się oczyma, kościotrup obrośnięty mchem na kościach, wielki pająk z wielką mordą dzieciaka lalki. Uśmiechnął się.
-Zostanie rozszarpanym przez mutanty musi być interesującą śmiercią. - stwierdził z błyskiem w oku.
"Nie boi się. Czy wszystkie dziewczyny z tego miasta niczego się nie boją? Ah, no tak Nolan, to tylko ETAP. Nie boimy się dziwnych typów z Hogwartu i potworów."
Spod wagonika wyskoczyła czarna macka złożona z samych mięśni. Przez chwilę zastanawiał się skąd macka wzięła się w jego umyśle. Dopiero wtedy przypomniał sobie obrazy matki. Zaśmiał się gdy macka owinęła się dookoła niego, a kościotrupek spojrzał mu w twarz przyklejając się do przodu wagoniku. Brielle wydała z siebie coś pomiędzy krzykiem, zdziwieniem, a jękiem.
"No tak panie Nolanie, nie czuje pan nic nawet gdy potworki cię pogryzą."
Zamiast krzyczeć zaczął się śmiać, a pstryknięciem palca wszystkie potworki zniknęły.
- Dlaczego już ich nie ma? - zapytała rudowłosa.
Brunet uśmiechnął się szeroko i na ich wagoniku wylądował biały króliś.
- Hej, Wiecznie Uśmiechnięty. Wybaczyłeś mi, że przerobiłem ciebie na patronusa, prawda? Ale tamten chłopak z przystani na pewno ci posmakował, prawda? Kiedyś mi opowiesz jak smakuje strach. - powiedział niczym psychol.
"Brak reakcji?"
Królik pomału odwrócił się w ich stronę, gdyż wcześniej stał tyłem. Nagle normalny zwierzaczek zmienił się. Jego oczy zrobiły się czerwone, wypadły zostawiając po sobie krwawe łzy, na pyszczku zwierzaka pojawił się uśmiech jokera z krwi, a gdy otworzył pyszczek, ukazał w im rządek rekinich zębów gotowych rozerwać parkę na strzępy. Knight zaśmiał się.
- Urocze zwierzątko. - stwierdził z uśmiechem, a jego oczy nagle się zmrużyły, przybierając mroczny i poważny wygląd. - A teraz umrzyj.
Królik spojrzał na niego z rozpaczą w oczach, których nie miał i w tej samej chwili wybuchnął jakby miał mini bombę w sobie. Krwawa plama zniknęła po trzydziestu sekundach z wagoniku, ubrań i twarzy dwójki.
"Panno Brielle, kiedy uciekniesz z krzykiem? Jeżeli nie załatwię cię strachem to śmiechem."
Wyciągnął ręce przed siebie.
- Poproszę jedzenie.
Przed dwójką na przodzie wagoniku pojawił się Bochenek chleba (dokładniej kromka, bo Bochenek to imię), z nóżkami i rączkami. Buźkę miał w środku kromki. Wielką i wyszczerzoną.
- Witajcie! Nazywam się Bochenek i jestem chlebem! - powiedziała piskliwym głosem kromka.
- To mówi!
Maveth zasłonił usta by nie wybuchnąć śmiechem.
- Wiem wszystko o chlebie! Chleb się robi z mąki, drożdży, soli! Można robić chlebki z wszystkiego byleby było zdrowe i tanie. To zadanie żywności! - wypiszczał Bochenek robiąc obrót na jednej robotowej nóżce.
Nolan zaczął się śmiać podczas gdy Bochenek przybrał pozę niczym model posyłając parce buziaka.
- Też możesz spróbować naszego chleba!
Flossy uniosła brew i uśmiechając się do kromki.
- Lepiej nie... - odpowiedziała.
- Jak chcesz to możesz zjeść mnie! - zdecydował bochenek łapiąc się za głowę (?) dwoma robocimi łapkami.
Bochenek zaczął rozciągać się na dwie części i po chwili pękł rozdzielając się na pół, ale tylko w połowie. Z głowy (?) wytrysnęła mu krew opadając na twarz Whitemore.
- Też byłem świeżym bochenkiem... - wymamrotał ciągle stojąc i obficie krwawiąc.
Bochenek zachwiał się, a Flossy zrobiła najdziwniejszą minę na świecie.
- Czemu ten chleb krwawi?!
- Właściwie, nie jestem bochenkiem białego chleba... - powiedział padając na ziemię. - Byłem zmieszany z sokiem marchewkowym... Polecam się dla dzieci, które nie lubią marchewek.
I umarł. Umarł zostawiając po sobie sok marchewkowy na całym wagoniku. Knight wybuchnął do tej pory powstrzymywanym śmiechem.
- Proszę się poczęstować. - rzekł niczym rasowy sprzedawca krwawiącego chleba.
- Nie dziękuję. - wymamrotała.
Wagonik się zatrzymał i oboje wysiedli. Nim Brielle się zorientowała, Nolan pobiegł w stronę stoiska z watą cukrową, a dednięty Bochenek zniknął. Po chwili Whitemore pomknęła za nim. Gdy dotarła do stoiska, chłopak już miał swoją niebieską, colową watę. Ruda jednym ruchem oderwała sporą część jego waty.
- Cholera, ukradnij sobie swoją własną, a nie! - warknął odwracając się do niej plecami by chronić watę. - Ta książka jest autorki Samozniszczenia i Shelleley?
Oczy rudowłosej zabłysnęły gdy ta pałaszowała watę.
- Tak.
- Jak się jeszcze kiedyś spotkamy to mi ją pożyczysz? Wiesz, tą o hibernacji.
- Spoko Ravenie, ale ty masz mi powiedzieć jak zrobiłeś to w Domu Strachów.
"Nie ma bata, nie weźmiecie mnie na psychotropy."
Dopiero wtedy chłopak zauważył, że zbliża się do nich jakiś blondyn. Zdążył zorientować się, że zna go z podstawówki. Znaczy z widzenia gdyż był od nich klasę wyżej.
"Dobra, myśl co teraz się stanie.
A. Minie nas.
B. Pozna Flossy, zacznie z nią gadać i przy okazji niezauważony zniknę.
C. Rzuci się na mnie i pobije za Bóg wie co."
Z daleka zauważył, że West im się przygląda. Był pewien, że opcja A już jest z góry wykreślona. Chłopak dotknął swojej sówki na ramieniu i zacisnął ręce na pile i walizce.
"Proponowałbym natychmiastową ewakuację."
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Czw 19:38, 23 Sie 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Michael West, III kreski
Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: nowhere
|
Wysłany: Czw 20:29, 23 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[ST, lunapark] Dzień 3, późne popołudnie
Michael dostrzegł Flossy Whitemore w obecności jakiegoś chłopaka. Uśmiechnął się szyderczo pod nosem i stanął 10 metrów przed nimi.
Wyjął z kieszeni paczkę papierosów i zapalił jednego cały czas mierząc wzrokiem parę.
Stał tak przez chwilę, spoglądając z kpiną na Flo, cały czas paląc przy tym papierosa. Wypuścił dym z płuc po raz ostatni, rzucił peta na śniegi i minął ich szturchając ramieniem dziewczynę.
- Jesteś mordercą, Whitemore - wycedził, kierując się w stronę diabelskiego młynu. Blondyn był wściekły na siebie, Flo, Valerie i wszystko co go otacza.
Stanął pod diabelskim młynem przyłożył dłonie do platformy. Ignorując obecność wpatrującej się w niego dwójki aktywował swoją moc i jeden z dwóch słupów podtrzymujących koło pokrył się rdzą.
West przegryzł wargę, a z nosa puściła mu się stróżka krwi. Obraz rozmył mu się przed oczami, a dłonie drżały mu tak, że nie mógł zacisnąć ich w pięści. Za to jednak słup od ziemi do metra wzwyż pokrył się rdzą i zaczął pękać.
Chłopak schował ręce do kieszeni i ruszył przed siebie, słysząc jak słup przy gruncie pęka i koło przechyla się na bok. Splunął na ziemię i wziął z budki z hod-dogami serwetkę. Zwinął ją i wcisnął do krwawiącej dziurki w nosie.
Wytarł pot z czoła, drżącymi palcami wyjął z kieszeni papierosa i zapalił go mijając Flo.
Chłopak osiągnął swój cel. Był na tyle zmęczony, że zdołał pozbyć się mętliku w głowie, który towarzyszył mu od rana.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em
Flossy Whitemore, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Jednorożców
|
Wysłany: Czw 20:56, 23 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[ST, lunapark] Dzień 3, późne popołudnie
- Spoko Ravenie, ale ty masz mi powiedzieć jak zrobiłeś to w Domu Strachów - powiedziała, wpatrując się w niego wyczekująco. Gdy nie odpowiedział, podążyła za jego wzrokiem i skrzywiła się.
West.
Przypomniała sobie jego słowa z rynku i zacisnęła zęby, powstrzymując się przed pobiegnięciem tam i wybiciem mu zębów.
Nazwał mnie suką. MNIE. M N I E.
- Dobra, nie musisz mówić, ale pokaż mi coś jeszcze raz - poprosiła, wyrywając go z zamyślenia. Sekundę potem na jej lewym ramieniu pojawił się mały krasnoludek z japą na pół głowy. ([link widoczny dla zalogowanych]). Dotknęła go palcem i po chwili zniknął, a Flo przyjrzała się uważnie nieobecnemu myślami Nolanowi.
- To iluzja... - powiedziała cicho i spojrzała na intruza, zauważając że przygląda jej się z kpiną.
Idź, Flo. Idź i przywal mu.
Chwilę potem Michael minął ich, szturchając ją ramieniem.
- Jesteś mordercą, Whitemore - wycedził i skierował się w stronę diabelskiego młynu.
*potem*
Flo powstrzymała łzy, patrząc za odchodzącym Westem.
- On zepsuł młyn - stwierdziła tępo. - ON ZEPSUŁ MÓJ MŁYN! - dodała głośniej i rzuciła się w pogoń za chłopakiem, chwytając go od tyłu za płaszcz.
Michael odwrócił się, spoglądając na nią z pogardą.
- Ty za to jesteś idiotą - warknęła i zamachnęła się, w ostatniej chwili zatrzymując pięść przed jego twarzą, upadając na kolana i wybuchając płaczem. - Byliśmy przyjaciółmi.
- Co? Nigdy nie byliśmy... - nie dokończył, bo Flo uśmiechnęła się przez łzy uderzając go z dołu w szczękę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|