Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział II
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:34, 18 Sie 2012    Temat postu:

[W drodze] Dzień 2 (25 grudnia), wieczór

Zaczynało się ściemniać, a Mis niezbyt miała ochotę błąkać się po ciemku po lesie. W ciągu całego dnia zdążyła przejechać przez pola uprawne, autostradę i spory fragment lasu. Rozłożyła mapę na kolanach, mazakiem robiąc kolejną kropkę. Obliczenia Jima były idealne. Wszystko się zgadzało. Prawdopodobnie wysokość i kąt nachylenia też, ale tego nie mogła sprawdzić.
Przyspieszyła nieco, słysząc za sobą wycie. Ktoś niewątpliwie kilka dni temu tędy jeździł, bowiem warstwa śniegu była nieco ubita. "Pewnie ludzie z ośrodka. To tylko dwa kilometry stąd", pomyślała, odkładając mapę i jadąc dalej. Słońce zaszło już kilkanaście minut temu, ustępując miejsca księżycowi. Mis jeszcze kilkanaście razy zatrzymywała się, badając powierzchnię bariery. Oczywiście, nie znalazła żadnej luki. Żadnego wyjścia z tej beznadziejnej, mlecznej kopuły.
Las ustąpił miejsca górom Helldore. Mistle widziała światła ośrodka wypoczynkowego, oraz ich odbicie w jeziorze Abyss. "Pewnie zostały tam jakieś dzieci", pomyślała, jadąc dalej. Nagle światła Wranglera oświetliły jakiś niewyraźny kształt. Mis zaklęła wyjątkowo szpetnie, naciskając pedał hamulca. "Szlag", pomyślała, kiedy koła zarzuciły na oblodzonej nawierzchni nieopodal ośrodka. Zatrzymała się kilka metrów przed dziwnym, niewyraźnym kształtem. Otworzyła drzwi, żeby przekonać się, co to takiego.
- Taczka? - mruknęła do siebie ze zdziwieniem. Zrobiła jeszcze kilka kroków, rozglądając się. Czuła czyjąś obecność. "Och, pewnie znowu mam omamy...". Nie pomyliła się jednak.
- Nolan?
- Wyłudzaczka cukierków, jak widzę - mruknął brunet, odrywając ręce od bariery. Nie był zbyt zachwycony. - Co, też wpadłaś na ten genialny pomysł, żeby przyjechać do ośrodka?
- Nie - potrząsnęła głową, przy okazji strząsając z włosów śnieg. - Od rana jadę wzdłuż bariery. Mam nawet mapę.
- Pokaż - mruknął. Kiedy dziewczyna mu ją podawała, zauważyła coś jeszcze.
- Co ci się stało w ręce? - zmarszczyła brwi, a Nolan natychmiast schował je do kieszeni. - Pokaż, idioto. Masz chyba połamane kości.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
A.
Louis Black, II kreski



Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:30, 18 Sie 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 2, wieczór

Louis obudził się po zachodzi słońca, był wieczór. Powoli zwlekł się z kanapy i ruszył do łazienki. Przemył twarz zimną wodą i przeczesał włosy palcami. W kuchni napił się kawy, zarzucił płacz i wyszedł na ulicę zamykając dom.
Ruszył w stronę placu.
Dzieciaki w okolicach placu chodziły zmieszane. Nikt się nie śmiał i zerkał na każdego. Po chwili chłopak rozumiał dlaczego. Na linie wisiał chłopak z wnętrznościami na środku, a na głowie miał maskę clowna. Black podszedł bliżej tłumu.
- Greg…
- To na pewno Gregory Apfelbaum– szeptali miedzy sobą.
– ZABILI GREGA! – krzyknął Louis z ironią w głosie. – ZEBILI GREGA! ZABILI GREGA! – zaczął biegać i radośnie śpiewać. – GREGORY APFELBAUM NIE ŻYJE. NIE ŻYJE. NIE ŻYJE. ZABILI GREGA. ZABILI GREGA. GREGORY NIE ŻYJE. GREGORY APFELBAUM NIE ŻYJE. – radośnie śpiewał jeszcze jakiś czas. Wszyscy stali jak wryci.
Kiedy zamilkł nikt się nie odzywał, natomiast on wydał z siebie histeryczny śmiech.
– POTRZEBY WOREK! DUŻY WOREK! WOREK. WOREK! – w tym momencie ciało spadło na ziemię.
Louis szczerzył się do siebie.


Tak, post inspirowany Bellą <3


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez A. dnia Sob 16:30, 18 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Sob 17:12, 18 Sie 2012    Temat postu:

[ST, dom Flo i Elle] Dzień 2 (25 grudnia) wczesny wieczór

Elle nadal była w szoku po tym, jak ujrzała zmasakrowane ciało Grega, wiszące na niewidzialnym sznurze. I jeszcze ta maska... Ciało dziewczyny przeszły spazmatyczne dreszcze. Położyła nogi na kanapie i objęła je swoimi rękoma. Po jej policzku powoli zaczęły spływać łzy, które rozmazały czarną kredkę wokół niebieskich oczu.
- Wszystko okej? - usłyszała niedaleko siebie głos Heleny. - Elle?
Dziewczyna usiadła na kanapie obok Whitemore, stawiając wcześniej na stoliku czerwony kubek z herbatą.
- Wiem, że to, co zrobiła Flossy jest okropne, ale nie wiem, dlaczego tak zareagowałaś.
Elle otarła wierzchem prawej dłoni łzy i spojrzała pirokinetyczce głęboko w oczy.
- Maska. - szepnęła.
Czarnowłosa uniosła lewą brew.
- No tak. Ten chłopak miał założoną maskę, ale co z tego?
- Boję się ich. - warknęła i schowała twarz w dłoniach.
- Masek?
- Clownów. - wyciągnęła trzęsącą się dłoń w stronę stolika, złapała kubek i łapczywie wypiła parę łyków gorącego napoju.
Na chwilę zapanowała niezręczna cisza, którą w końcu przerwała czarnowłosa.
- Nie bój się. To była tylko maska.
Elle uśmiechnęła się ponuro, po czym odstawiła kubek i wyciągnęła z kieszeni swój telefon.
''The clown is dead.''
Szybko wystukała wiadomość i wysłała ją do Flo. Do salonu weszli Theo i Seth, którzy skończyli grać w grę komputerową pięciolatka.
- Jesteś niezły. - oznajmił wesoło Bennet, szczerząc się do Theo.
La Mettrie zmierzwił ciemnobrązowe włosy chłopczyka i usiadł na kanapie obok Elle.
- Nigdy jej nie zrozumiem.
- Kogo? - spytała, obserwując przyjaciela.
- Twojej siostry.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wildness dnia Sob 17:13, 18 Sie 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gaia
Sebastian Fleming, II kreski



Dołączył: 05 Maj 2012
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Sob 17:16, 18 Sie 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 2, wieczór

Palce Sebastiana bębniły o blat stołu, a wygrywana przez nie nerwowa melodia roznosiła się echem po pustym domu. Jego rozbiegane oczy omiatały pomieszczenie, myśli wirowały.
Co się zwykle robi o tej porze?
Przygryzł wargę i zaczął szurać nogami.
Trzeba coś zrobić.
Zerwał się z miejsca i chaotycznie okrążył pokój.
Nie wytrzymam tu dłużej.
Skierował się w stronę drzwi, po chwili zawrócił i pobiegł do kuchni.
Wyniosę śmieci.

Czuł się kuriozalnie, niosąc w lewej ręce czarny worek i idąc cichą ulicą. Wydawało mu się, że jedyne dźwięki dobiegają z centrum.
Tam chyba też mają kontenery.

Plac Samantha Town powitał go groteskową sceną: dzieci skupione wokół czegoś w milczącym kręgu. Wysoki, ciemnowłosy chłopiec stał poza kołem, śmiejąc się głośno i wymachując rękoma.
-Potrzebny worek, duży worek. Worek. Worek!
Sebastian zawahał się, po czym uniósł obciążoną dłoń i bąknął cicho:
-Ja mam.
Chłopak zatrzymał na nim radosny wzrok.
-Ale niestety pełny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mashu95
Matthias Moore, III kreski



Dołączył: 28 Cze 2012
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa/Koszalin

PostWysłany: Sob 17:20, 18 Sie 2012    Temat postu:

ST, 25 grudnia 2012r. wieczór. - Chase


– POTRZEBY WOREK! DUŻY WOREK! WOREK. WOREK! – w tym momencie ciało spadło na ziemię.
Chłopak dziwnie szczerzył się do siebie, patrząc na truchło, jak się okazało, Greg'a Apfelbauma.
-Ja mam.- powiedział ktoś.
Chłopak zatrzymał na nim radosny wzrok.
-Ale niestety pełny.
Chase, niewiele myśląc, podbiegł do niego, złapał go za ramiona i starając się go przekrzyczeć, powiedział.
- OGARNIJ SIĘ!- Trance złapał chłopaka za nos, mocno ścisnął i pociągną na boki. Tamten jęknął czując ból, za to przestał się histerycznie wydzierać.- A teraz powiedz mi kilka, rzeczy... Znałeś tego... Greg'a, tak?
- Ehe.- wydusił z siebie tamten, wciąż ściskany za nos. Jego oczy wciąż patrzyły z obłędem. Radosnym obłędem. Chase zaczął podejrzewać, że ten chłopak może wiedzieć coś więcej.
- Matt... masz może coś czym mógłbym go... nie dokończył pytania, bo spojrzał sie na kolegę.- SKĄD MASZ TEGO PACZKA?!
- Wziąłem z cukierni, wszyscy sobie wchodzą i wychodzą, biorąc co chcą. Pomyślałem, czemu nie?
- Ale...- patrzył się na Moore'a w osłupieniu. Ze zdziwienia wypuścił dziwnego chłopaka, który korzystając z okazji odbiegł gdzieś w boczną ulicę.
- Przewidziałem, że tez możesz chcieć, więc mam tez jednego dla ciebie.- Matt uśmiechnął się wręczając mu torebkę ze słodyczem.- Niestety, wszystkie z marmoladą wyszły, więc mamy tylko z serem.
Chase przejechał tylko ręką po twarzy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mashu95 dnia Sob 17:21, 18 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Sob 19:33, 18 Sie 2012    Temat postu:

[Bariera] Dzień 2 (25 grudnia), wieczór.

Knight mruknął coś pod nosem wyciągając ręce z kieszeni.
- Nic mi nie jest. Nawet nic nie czuje. Potem je sobie jakoś nastawie i zabandażuje.
"Chociaż nie wiem po co skoro za ponad trzy dni zniknę."
Mistle spojrzała na niego zaskoczona, a chwilę później patrzyła na niego jak na winnego.
- Normalnie ludzie powinni zwijać się od tego z bólu. - rzuciła.
"Brawo Mis. Wiesz już o mnie więcej niż moi znajomi i przyjaciele."
- Nie patrz tak na mnie. Nie wyskoczyłem przecież z X-men'ów i Heroes'ów. Mam wrodzoną obojętność na ból z anhydrozą. Czytaj "nic mnie nie boli, więc możesz mnie zadźgać, a nawet nie zauważę".
- Nie powinieneś gdzieś z tym pójść? Może ktoś ci to opatrzy.
- Lekarze zniknęli tak samo jak moi rodzice. Dzieje mi się to minimalnie sześć razy w roku, więc sam dam sobie radę lepiej niż większość dzieciaków.
Brunet wychylił się trochę i spojrzał na samochód Mistle.
- Więc szukasz wyjścia by pomóc siostrze gdy ja, egoista biję się z barierą tylko dlatego by stąd nawiać. - streścił sam sobie. - Supcio, to jedziemy do Samantha. Nie sądzę by twój samochód zmieniał się w czołg podwodny. Jak chcesz to mogę poootem dać ci moją motorówkę i pomóc szukać sprzętu do nurkowania. Ewentualnie można wziąć helikopter, ale to kopuła. Ten kto robił ci mapę ma 100% rację. Tej kopuły nie da się zniszczyć, ani z niej uciec. Do tego mam już pewną teorię co do tego wszystkiego...
Mistle spojrzała na chłopaka, a w jej oczach było widać jakby złość. Zdążył już zrozumieć, że jest wściekła na durną kopułę.
- Nie ma gwiazd tuż nad horyzontem i wydaje mi się, że właśnie horyzont jest trochę wyżej. Chyba wydawało mi się, że słońce zaszło w innym miejscu... Oznacza to, że kopuła cały czas jest mlecznobiała i to wszystko jest iluzją! Jeżeli Bóg to stworzył to śmiem twierdzić... - zaciął się by złapać powietrze. - Że jest wyjątkowo tępym iluzjonistą!
Maveth szybko odsunął się od Mis i zaczął wrzucać jedzenie, cukierki i broń do bagażnika samochodu. Dziewczyna chwilę coś do niego mówiła, ale nie był zbytnio na tym skupiony. Spojrzał na swoje ręce.
"Serio nie wygląda to zbyt ładnie... A lekarzy cholera wzięła..."
Zostawił taczkę za samochodem i zajął miejsce obok kierowcy podając Page kilka cukierków Dumle.
- Dzięki, że przyjechałaś i jeszcze słuchasz mojego gadania. Za przewóz oddam ci połowę łupu. - mruknął nie zauważając, że zaczyna dostawać wyczekiwane SMS'y od Innocenta.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Sob 19:42, 18 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
A.
Louis Black, II kreski



Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 20:05, 18 Sie 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 2, wieczór
-Ale niestety pełny – nie wiedząc czemu Louis zaczął się śmiać. Po chwili przestał.
– To go opróżnij. – zrobił pauzę i spojrzał na chłopaka. – Ładnie proszę.
Po kilku minutach ciemnowłosy wrócił z pustym workiem. Jego zawartość wyrzucił do pobliskiego kontenera.
– Proszę wszystkich o odejście albo odsunięcie się. Doktor Kości wchodzi do akcji – gapie spojrzeli po sobie i zaczęli się rozochocić. – Doktorze, potrzebuję pańskiej pomocy. Musimy niezwłocznie przetransportować ciało do prosektorium, tfu… na cmentarz. – ‘chłopak od worka’ podszedł do niego.
– Doktor Louis Black.
- Sebastian Fleming.
– Miło mi będzie z panem współpracować. – na chwilę zamilkł. – Sprawdźmy co było przyczyną zgonu. Ale potrzebne nam są jakieś gumowe rękawiczki.
Wstał i ruszył w stronę jakiegoś sklepu wielobranżowego w okolicach rynku.
– Sebastianie! Mam rękawiczki zaraz pomiętosimy sobie wnętrzności! – wyszczerzył się i wyjął z pudełka jedną parę, a resztę rzucił chłopakowi.
- Czy ja naprawdę muszę to zakładać?
– Nie, jeśli chcesz podłapać żółtaczką albo coś.
Louis zaczął powoli ciągać maskę clowna z na pół oderwanej głowy.
„Czy to jest? FOREBMKA DO BABECZKI?!
– Morderca miał ciekawy pomysł. – wyjął z ust metalowy przedmiot i pokazał go Flemingowi.
- Czy to… czy to jest foremka do babeczek?
– Bingo. Udusił się. Do tego ostre ząbki musiały dodać bólu – wskazał na nierówne brzegi brzegi. Spojrzał na jego rozerwany brzuch, a raczej jego resztki. – Brakuje kilku organów. Ofiara musiała być tutaj doprowadzona. No i lewitująca lina. To morderstwo… w ciekawej aranżacji. – chwile przyjrzał się zwłoką. Tak, to morderstwo. - Cóż, muszę go przetransportować na cmentarz. Pomóż mi go włożyć do worka.
Sebastian na początku stawiał opór, ale po chwili przemógł się. W mgnieniu oka szczątki znalazły się w czarnym worku.
– Cel – cmentarz Sebastianie.
- Ale…
– Idź i nie marudź! – popędził go.
Kiedy już dochodzili do cmentarnego placu Fleming zapytał:
- Skąd ty to wszystko wiesz?
– Uwielbiam Kości. No i Biologię. No i seriale tego typu.
Praca we dwójkę poszła im niesamowicie szybko i po trzydziestu minutach dół wcześniej niezasypany (tak, party hard z Flo i trupem) , został zapytany, jak i ten z Gregiem.
- Co z tym? – Sebastian wskazał maskę i foremkę. Louis nie odpowiedział tylko podniósł oba te przedmioty i postawił obok wcześniej wbitego krzyża na grobie Gregory’ego.
– To tak dla upamiętnienia. Pokój jego duszy.
Oboje zwrócili się w stronę wyjścia wyrzucając zużyte rękawiczki do kontenera, jednak Fleming miał ciągle pudełko.
–Wierzysz w ponuraki? – zapytał znienacka Louis.
- Hę?
– Ponurak – najgorszy omen śmierci. Duży, czarny, widmowy pies o czerwonych oczach. Żyją w okolicach cmentarzy. Podobno każdy kto go ujrzy umiera.
Nowopoznany zostawił to bez komentarza.
– Idziesz ze mną na strzelnicę czy wracasz do domu?
- Idę.
Po kilkudziesięciu minutach marszu doszli na miejsce.
– NIE ZABRALI CAŁEJ BRONI! Zwijamy ją.

Hm, akurat pół sklepu jest splądrowane przez Nolana i Mis, ale to się wytnie Razz Pozwoliłam sobie dopisać słowo 'całej', będzie składniej.
Sp.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Lily Wilkes, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 21:11, 18 Sie 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 3, ranek
Nie wiedząc jak zacząć, by zwrócić na siebie uwagę tłumu Lily zaczęła śpiewać kolędę. Dźwięki „Cichej nocy” powoli roznosiły się po całym rynku. Razem z John poddały dzieciakom jeszcze kilka stonowanych kolęd, dopiero potem Lily zabrała głos.
- Eee... mogę prosić o uwagę? Wiem, że każdy może tak powiedzieć, w zaistniałej sytuacji, naprawdę. Ale ja niczego od was nie oczekuję, po prostu chcemy wam pomóc. Nie wiem co się stało z rodzicami, wy też nie. Możemy czekać dopóki nie wrócą, ale... ale jeśli to się nie stanie? Nie powinnam tak mówić, ale żadnej możliwości nie możemy wykluczać. Oni naprawdę mogą nie wrócić. Dlatego kluczem do przetrwania jest współpraca. Jeśli będziemy pomagać sobie nawzajem, gdy rodzice wrócą, powiedzą „Dobrze się spisaliście!” albo „Jesteśmy z was dumni”. Sama próba bycia tutaj bez mamy i taty jest sprawdzianem dzielności. Nie każdy go przejdzie, ale życzyłabym tego jak największej liczbie osób. My po prostu... zajmijmy się sobą. Nie marnujmy czasu, nie jedzmy tylko słodyczy, NIE ZABIJAJMY SIĘ NAWZAJEM! Co to za świat, w którym nie jesteśmy bezpieczeni? Możemy stworzyć utopię na czas gdy rodziców nie ma. Potem będziemy dobrze wspominać te chwile. Z radością na ustach, iskierkami w oczach, a nie... strachem. Musimy wziąć się w garść. Może mnie znacie, nazywam się Lily Wilkes. Staramy się to wszystko uporządkować... ja, John Yashimoto, Celty Knight i Amy Pracley. Wczoraj skierowałyśmy dzieciaki do przedszkola, zebraliśmy jedzenie i lekarstwa. Oczywiście nie dla nas – każdy będzie otrzymywał TAKĄ SAMĄ dzienną rację. Jeśli nie zrobilibyśmy czegoś takiego, później mogło by dojść do głodu, a tego nie chcemy. Raz dziennie możecie zgłaszać się do odpowiednich ludzi po jedzenie.
- Niektórzy pomagają w przedszkolu – dodała John. - Możecie się tam stawić, każda para rąk jest potrzebna. Potrzebujemy kilku chętnych do prowizorycznego szpitala, gdyby komuś coś się stało. Są jacyś ochotnicy? Najlepiej tacy, którzy znają się na pierwszej pomocy... O, super. Do tego dochodzą jeszcze prawa. Ustalmy kilka podstawowych: nie robimy sobie krzywdy, nie bierzemy tego, co należy do kogoś innego – tu mam na myśli należącego do kogoś, kto nie zniknął – nie kłamiemy. Tyle chyba wystarczy. Postarajcie się ich przestrzegać, a wszystko będzie dobrze.
- A wszystko będzie dobrze – zawtórowała jej Lily. - Będziemy żyć w szczęśliwym świecie bez problemów i dorosłych. Sami możemy być dorosłymi, to wspaniałe, prawda? Mimo to, postarajmy się myśleć rozsądnie i podejmować racjonalne decyzje, których przykre konsekwencje po jakimś czasie się nie pojawią, dobrze?
Jakaś dziewczynka podeszła do Lily i pociągnęła nosem. Ta podniosła ją i przytuliła.
- Mały gest, a pomaga – powiedziała do tłumu. - To nic was nie kosztuje, naprawdę.
Lily niepewnie spojrzała w stronę John, która cały czas częściowo używała mocy.
- Masz coś jeszcze do dodania?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gaia
Sebastian Fleming, II kreski



Dołączył: 05 Maj 2012
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Nie 0:55, 19 Sie 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 2, noc

-Zeusie- szepnął z niedowierzaniem Sebastian, wpatrując się w zapychającego kieszenie amunicją Louisa.
-Łap!
Chłopak instynktownie uchylił się i pistolet z łoskotem wylądował na podłodze. Lou westchnął.
-Czy ty musisz być taką sierotą?
Fleming zmieszał się i spuścił wzrok.
-Ja... ja przep-praszam- wyjąkał. -Nienawidzę litery "p"- dodał jeszcze. -Jest prawie tak samo trudna jak "w".
Louis podał mu broń, tym razem do ręki, a kiedy ich palce się zetknęły, wzdrygnął się i skrzywił.
-Masz okropnie zimne dłonie- zauważył, po czym zakasłał.
Nie doczekał się odpowiedzi, rozejrzał się więc i powiedział:
-Robi się ciemno. Chyba muszę cię przenocować.
Sebastian cofnął się o krok i niemal potknął.
-Nie sądzę żeby...no...- przed oczami stanął mu obraz Louisa w gumowych, okrwawionych rękawiczkach.
Chłopak nachylił się podejrzliwie, ale gwałtowny atak kaszlu kazał mu się odsunąć.
-Co no?- wykrztusił.
-Ja chyba trochę....tego...mm...
-Sebastian!- zagrzmiał Louis, sprawiając, że wywołany podskoczył ze strachu.
-Jesteś przerażający, dziwny i się ciebie boję- wyliczył jednym tchem.
Oczy Blacka rozszerzyły się ze zdziwienia.
-Przecież cię nie zabiję i nie wsadzę do...
-...worka?- dokończył niepewnie Fleming, po czym obaj wybuchnęli zdrowym śmiechem.

[Dom Louisa]

-Leżenie na podłodze i wyglądanie jakby Święty Piotr dopiero co zgubił kluczyki do otwartej bramy jest trochę nie na miejscu- skwitował zachowanie Sebastiana Louis.
-Kiedy tu jest tak niesamowicie- wyszeptał chłopak, z wdzięcznością przyjmując parujący kubek herbaty. Gospodarz usiadł po turecku obok niego, zaraz jednak się odsunął.
Sebastian uśmiechnął się krzywo.
-Zaraz powiesz, że źle się czujesz, albo że chce ci się spać.
Black uniósł brwi.
-Skąd wiedziałeś?
Zapytany przygryzł wargę.
-Zawsze tak jest.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Gaia dnia Nie 0:59, 19 Sie 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:02, 19 Sie 2012    Temat postu:

[Ośrodek/w drodze] Dzień 2/3 (25/26 grudnia), noc

- Po co ja ci dałem prowadzić... - mruknął pod nosem Nolan. Mis zacisnęła zęby, starając się na niego nie wydrzeć. W końcu nie wytrzymała i dała upust swojej złości mamrocząc pod nosem przekleństwa. Knight wybuchnął śmiechem.
- Wychodzimy.
Początkowo prowadził chłopak, ale po kilku kilometrach Mis ubłagała go, żeby dał jej poprowadzić przez chwilę, bo zna świetny skrót przez góry.
- Zgubiliśmy się.
- Brawo. Gratuluję elokwencji! - parsknął Maveth. - Ja tam nie trację orientacji w terenie.
- Och, przepraszam bardzo, panie Nie-Mam-Wad. Jest ciemno i jest zima. W dodatku zaczyna padać śnieg, chociaż nie ma do tego żadnych podstaw naukowych, jak sam twierdzisz. Nawet Jeep Wrangler nie poradzi sobie.
- Trzeba było nie jechać cudownym skrótem przez góry.
Wściekła Mis usiadła na masce i wyciągnęła z kieszeni Nolanowe Dumle. Po chwili chłopak do niej dołączył. "Cholera. W sumie, to ma rację. Mamy mapę, to pół biedy. Ale nie wiemy gdzie jesteśmy, szlag by wziął...".
- Nie mogę patrzeć na twoje ręce - burknęła, wyciągając ze schowka apteczkę i wracając na maskę.
- Wierz mi, zrobię to lepiej.
- Nie sądzę. Masz połamane obie ręce, więc z tą pierwszą nie pójdzie ci najlepiej. No, przynajmniej stracisz sporo czasu. Jeszcze wda ci się jakieś piepr*one zakażenie i będę cię miała na sumieniu. Kiedy Ann zachorowała przeszliśmy drobiazgowe szkolenie podstawowej pomocy medycznej. Od tego czasu wiemy, co mamy podawać Ann w razie czegoś. No i nastawiać kości, robić sztuczne oddychanie i inne pierdoły. Kiedyś byłam na obozie survivalowym i moja partnerka spadła ze skałki. Nastawiałam jej staw biodrowy. Poradzę sobie - uspokoiła go. Nolan niechętnie podał jej prawą rękę. Miał bardzo zimne dłonie. Mis ściągnęła rękawiczki. "Jak tak dalej pójdzie, przeziębi się". Z fascynacją obserwowała, jak Nolan bez emocji przygląda się jej prowizorycznej diagnozie. Mimo, że na próbę wyginała połamane palce, zachował kamienną twarz. "Boże". - Złamana szyjka piątej kości śródręcza i podstawa pierwszej kości śródręcza. Chyba naderwałeś też sobie ścięgno. Coś nie tak z chrząstkami w nadgarstku. Kilka obtarć - zawyrokowała, nastawiając mu kość. Twarz Knight'a nawet nie drgnęła. Z lewą ręką było lepiej. Złamał jedynie podstawę trzeciej kości śródręcza. Po dziesięciu minutach było sprawie. Nolan oglądał bandaże, a Mis chowała apteczkę.
- Druga w nocy. Drugi dzień świąt. Wracajmy - zakaszlała.
- Przeziębiłaś się - mruknął, siadając za kierownicą. Jeszcze jakiś czas błąkali się po górach, aż Mis zauważyła coś dziwnego.
- Światło. Zatrzymaj się.
- Gdzie ty coś widzisz?
- No tam. Stój. Gdzie jesteśmy?
- Hm, myślę, że niedaleko źródła Rzeki.
- Jedź, proooszę. W kierunku światła. Proszę, Nooolaaaan. Proszę - odwróciła się do niego, składając ręce jak do modlitwy i posyłając mu swój najpiękniejszy uśmiech. Chłopak westchnął ciężko i ruszył w kierunku domniemanego światła.
- Ej, przecież to jest ta stara baza. Czytałam gdzieś o niej. Skład atomowy, czy coś. Jakiś wypadek tu był, 15 lat temu bodajże.
"15. Nie lubię tej liczby".
- Czy to nie powinno być zamknięte?
- Właśnie - mruknęła, wysiadając. Faktycznie, w jednym z okien paliło się światło. Sama baza była ponurym, wielkim, szarawym budynkiem otoczonym wielkim ogrodzeniem z drutem kolczastym.
- Nie, no. Nie mów, że chcesz tam iść.
Ale Page już szła w kierunku ogrodzenia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Michael West, III kreski



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nowhere

PostWysłany: Nie 18:10, 19 Sie 2012    Temat postu:

[ST, dom Westów] Dzień 2, wieczór - Valerie East

Stała pod drzwiami Michaela Westa trzymając dłoń na klamce.
Valerie. Dasz radę.
Szatynka westchnęła ciężko i przejechała palcami po metalu. Nerwowo rozejrzała się wokoło. W obecnej sytuacji chodzenie po nocy wydawało się naprawdę niebezpieczne.
Nawet mu wtedy nie podziękowałaś.
Nacisnęła klamkę i ze zgrozą odkryła, że drzwi są zamknięte na klucz.
Zapukała. Nic.
- Michael. Wpuść mnie.
Nic.
- Michael! To nie jest śmieszne! - krzyknęła, uderzając w drzwi pięścią.
Bez efektu.
Widok powieszonego clowna naprawdę wystraszył dziewczynę. Gdy usłyszała w oddali czyjeś głosy, spanikowała i zaczęła walić pięściami w drzwi do mieszkania Westa.
- Michael! Otwórz! Błagam się!
Strzęknął zamek, a w drzwiach stanął zlany potem, wysoki blondyn ubrany w koszulkę i dresowe spodnie.
- Czego chcesz do k*rwy nędzy?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Nie 18:11, 19 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Nie 18:46, 19 Sie 2012    Temat postu:

[ST] Dzień 3, poranek.

Flo nie chciała słuchać głupich kłamstw i zapewnień że wszyscy będzie dobrze, więc gdy wszyscy zgromadzili się w jednym miejscu, ona poszła na cmentarz.
Włączyła najweselszą piosenkę jaką znalazła i wsadziła słuchawki w uszy, nucąc wesoło. Przeszła obok starego kościoła i weszła na cmentarz, wchodząc w drugą alejkę, na którą tak często przychodziła.
Zrobiła jeden obrót, prawie wpadając na nagrobek Vivienne Crevy. Prychnęła, stając przed grobem swojego ojca i uniosła głowę w niebo.
- Dziękuję ci za mój popieprzony mózg - powiedziała, ściskając w ręku łopatę.
O ile nagrobek Melodie Whitemore był ładny, to grób jej ojca posiadał tylko drewniany krzyż i tabliczkę. Ciotka miała jedną dobrą cechę.
Też skur**syna nie lubiła.
Szybko zabrała się do pracy, wbijając łopatę w ziemię. Po paru chwilach zaśmiała się z własnej głupoty. Przecież łopata mogła pracować sama.
Flo odeszła i zaczęła machać rękoma, podczas gdy łopata odwalała za nią robotę.
- Po tylu latach... - powiedziała sama do siebie. - Cóż za wzruszająca chwila. Cholernie wzruszająca.
Byłby ze mnie taki dumny - pomyślała z pogardą, wyciągając dłonie przed siebie.
Były splamione krwią Grega.
Gdy pół godziny później zajrzała do dołu, trumna tam była. Flo szybko oceniła jej stan, wiedząc już jaki będzie stan jej ojczulka.
Wzięła głęboki wdech, przygotowując się do wyciągnięcia jej z głębokiego dołu. W jednej chwili uniosła ręce do góry, a trumna wystrzeliła w górę, unosząc chwiejnie nad jej głową. Potem opadła na chodniku koło niej.
Zatrzęsła się raz.
Zatrzęsła się dwa.
A potem wieko otworzyło się gwałtownie.
- Cześć, tato - przywitała się z trupem Flo, zaglądając do trumny. - Tak myślałam. Ładnie zachowane kości i trochę gnijącego mięsa. I robale - czaszka uniosła się lekko, ale po chwili opadła. Flo była zmęczona po używaniu mocy przez taki okres czasu.
Musiała się zdrzemnąć.
"Elle, kochanie, wracam do domu - tatuś" - napisała siostrze i schowała telefon z powrotem.

Sp.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Nie 19:01, 19 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Nie 19:09, 19 Sie 2012    Temat postu:

[Skład odpadów atomowych] Dzień 2/3, noc.

Page ruszyła w kierunku ogrodzenia, a Nolan przeklął i wyskoczył za Mis zabierając z tylnego siedzenia swoją piłę mechaniczną. Pognał za blondynką.
- Miiis, proooszę. Zostaw ten przeklęty budynek i jedźmy. Proszę, Miiii. Proooszę. - powiedział wykonując trik Mistle i składając ręce jak do modlitwy.
Page uśmiechnęła się chytrze i ponownie podeszła do ogrodzenia.
"Ej! To nie fair! Jesteś okrutna."
Brunet podszedł do ogrodzenia ze stalowej siatki zakończonej drutem kolczastym.
"Boże, moja siostra żyje w tym świecie pełnym psycholi, Ness siedzi z blond wiedźmą, Puszek umiera z samotności, wszyscy zniknęli, a ja jak kretyn biegam pod tą kretyńską szklanką badając jakieś ruiny budynków w środku nocy. Czy to jest normalne?! Moje siostry pewnie za mną tęskn... Dobra, co ja się oszukuję, wszyscy mają mnie gdzieś! To smutne..."
Spojrzał na blondynkę.
- Patrz, zamknięte. Idziemy, idziemy. - obwieścił odwracając się do budynku tyłem.
- Nie. Jesteśmy tu to wchodzimy do środka. Przejdę przez ogrodzenie.
Odwrócił się i spojrzał to na dziewczynę to na siatkę.
- Mis, a co jak tam ktoś jest? Może są tu wojskowi? Wiesz, oni wszędzie są. Skoro już ja z Celty sobie zmutowaliśmy, zmocowaliśmy czy co to tam jest, to inni też mogli nie? Co jak tam są poootwory? Zjeedzą naas. Mój patronus nie przybędzie z odsieczą. Zginiemyy. Do tego pewnie zaraz pojawi się banda zbirów spod ciemnej gwiazdy i zabiorą ci piękny samochód i jeszcze piękniejsze cukierki! Miii, wracajmy.
Page prychnęła i zaczęła się śmiać.
- Ta, jasne, ukradną nam samochód. Do tego zjedzą nas potworne króliki i głodni żołnierze. - zaśmiała się i spojrzała na ogrodzenie. - Idę.
Maveth powiedział coś niezrozumiałego i pociągnął Mistle za koszulkę.
- Dobra, to ja pójdę. - warknął.
- Na cholerę? Jeszcze coś sobie zrobisz. Ja pójdę i tyle.
- Nie kłóć się. Jestem starszy i wiem lepiej, o! Zostań tu i mów jak na coś się nabiję.
Niezbyt zadowolona Page sapnęła głośno, a chłopak zaczął wspinać się po siatce wcześniej przerzucając piłę na drugą stronę. Gdy dotarł na górę, postarał przejść nad drutem kolczastym i chwilę potem był przyczepiony do siatki po drugiej stronie.
- BUM! - krzyknął i zeskoczył na dół rechocząc.
Mis chwilę na niego klęła.
- Debil!
Urażony chłopak schylił się po swoją piłę i ruszył w stronę pomieszczeń. Dopiero wtedy zauważył, że potargał sobie bandaż o drug, a jego spodnie zostały w niektórych częściach podarte.
"Moje świąteczne spodnie! Tylko nie oneee! Co jeszcze się popsuje w tej podróżyy?!"
Pomału wkroczył do wartowni i zauważył leżący na ziemi identyfikator. Ruszył do izby głównej i spojrzał na broń. Oczu mu się zaświeciły.
"Piękna! Cudowne karabiny. Przepiękniaste. Teraz żaden wojskowy nas nie zaatakuje. Jednak wolę mieć swoją piłę na wypadek ataku zombie."
Sięgnął ręką po jeden karabin i podszedł do panela. Nacisnął guzik by otworzyć bramę i poszedł na spotkanie z Mistle.
- Jesteś durniem, Nolan. - powiedziała wskazując na piłę mechaniczną w jego ręce.
Drake zrobił facepalma śmiejąc się niczym obłąkany.
"Tia, zaczynam ci wierzyć, Page. Mogłem pociąć tą siatkę. Choćby teraz nikt nie wpadnie tu naszymi śladami."
Chłopak rzucił Mis zabrany karabin, a dziewczyna zaczęła spoglądać to na chłopaka to na karabin.
- Nie zabijaj mnie! Stracisz wtedy szofera i debila w jednym.
Niebieskooka prychnęła i wyrwała do przodu. Nolan zaczął rozglądać się po terenie.
- Jak myślisz, są tu czołgi? Pięknie byłoby wjechać do miasta na czołgu. Czołgi są suuuper. - powiedział bujając się na boki. - Kupisz mi czołg na urodziny? Kupisz, kupisz? Było by supeeer. Mógłbym wjechać nim do McDrive'a. Nakręcisz to i prześlesz na Youtube? Oh, szlag. Nie ma już youtube! Zginiemyyy.
Mistle spojrzała na niego zdenerwowana.
- Irytujesz mnie.
- Dziwisz się? Nie śpię od rana, a jest około trzeciej w nocy! Jeszcze będziemy musieli wracać po ciemku, a nie zasnę jak będziesz prowadzić. - wymamrotał podchodząc do drzwi budynku. - Na pewno nas nie napromieniuje czy coś? W końcu ta Aleja Promieniotwórcza... Podobnież promieniowanie doprowadza do nowotworów i umiera na nie co czwarty napromieniowany! Na pewno nie zginiemy?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Nie 19:29, 19 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Nie 20:43, 19 Sie 2012    Temat postu:

[ST, dom Flo i Elle] Dzień 3, poranek

- Wstawaj, śpiochu. - powiedziała wesoło Elle, stojąc nad śpiącą Heleną.
Dziewczyna powoli otworzyła oczy i rozejrzała się niepewnie po pomieszczeniu.
- Jesteśmy w moim pokoju, gdybyś zapomniała. - uśmiechnęła się szeroko, po czym podała czarnowłosej kubek gorącego kakao. - Na rozgrzanie.
- Dzięki. - mruknęła Helena, upijając duży łyk.
Christelle wsadziła sobie na kolana Samarę, zatapiając swoje palce w jej czarnej sierści. Nagle poczuła dobrze znane jej wibracje, dochodzące z prawej kieszeni. Wyciągnęła telefon, na którym wyświetlaczu widniało imię jej siostry.
"Elle, kochanie, wracam do domu - tatuś"
Whitemore upuściła telefon na podłogę, otwierając szeroko oczy.


Sorry, że tak krótko, ale rodzice mnie wyganiają. -.-


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wildness dnia Pon 12:03, 20 Sie 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
A.
Louis Black, II kreski



Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 23:34, 19 Sie 2012    Temat postu:

[Dom Louisa] Dzień 2, noc
– Zawsze?
- Tak.
–To raczej nie twoja wina. Mogłem nie jeść lodów pod Wieżą Eiffla – Louis w tym momencie wstał. – Jestem strasznie głodny – skierował swój wzrok na rozbite talerze – mam nadzieję, że szczątki zastawy ci nie przeszkadzają. Powiedzmy, że miałem moment słabości…
- Nie boisz się przenocować nieznajomego?
– Nie może być gorszy od znajomych. – wszedł do kuchni. – Dzięki za pomoc z bronią. Troszkę tego jest.
Kroił ciasto i wcześniej wyjął sałatkę z lodówki.
– Wierzysz w Testrale? Chciałbym jakiegoś zobaczyć. Musi im być przykro, wszyscy myślą, że przynoszą nieszczęście. To pewnie przez to, że mogą je zobaczyć ci, którzy widzieli czyjąś śmierć…
- Czy ty?
– Tak. Miałem może sześć, siedem lat. Mój dziadek leżał w łóżku. Poprosił bym tylko ja został. Ostanie słowa jakie wypowiedział były skierowane do mnie. Życzył mi wszystkiego najlepszego, nie z okazji urodzin czy innych świąt. Po prostu. Był wspaniałym człowiekiem, pamiętam jak zawsze wyrażał swoje zdanie. Nigdy nie owijał w bawełnę, dostawał to czego chciał. Zasnął. Najnormalniej w świecie zasnął. Na moich oczach. Zmarł.
Nastąpiła chwila ciszy. Chłopak wrócił do salonu z jedzeniem. Spojrzał na choinkę.
– To śmieszne, ale nawet nie wiem co dostałem na święta. Nie mam ochoty tego rozpakować. Nie da się zapakować marzeń. Można je schować do pudełka, ale nie podarować komuś. – spojrzał na chłopaka. Ten nic nie mówił, leżał na podłodze i gapił się na sufit. – Widzę, że bardzo ci się podoba. Ja też lubię projekty mojej mamy.
- To jest niesamowite!
– Pewnie by się ucieszyła. Chodzisz do Washington, prawda? Kiedyś cię widziałem.
- Tak – nadal patrzył na pomieszczenie.
– Nie przepadam za tamtejszymi. Uważają, ze jeśli mają pieniądze to mogą wszystko. Trzeba mieć coś w głowie – westchnął. – Idę po prysznic, a później możemy coś obejrzeć i zjeść – powiedział to przeżuwając kawałek ciasta. Jak chcesz się umyć to jest jeszcze kilka łazienek.
- No... ja… yyy…
– Zamilcz i idź się umyć! No chyba że lubisz zapach trupa o poranku – uśmiechnął się psychopatycznie. – Zupełnie jak ja. – w odpowiedzi rzucił mu przerażone spojrzenie. – Kości idzie pod przyśnić i zaraz ci jakieś ubrania przyniesie.
- Ale ja…
– Ach, no tak! Prosto i na lewo. – odwrócił się i poszedł do swojej łazienki.
Po kąpieli założył na siebie tylko bokserki. Zabrał ubrania dla Sebastiana i podrzucił mu je pod drzwi.
– Zostawiam ci ubrania i sam idę się ubrać.
- Dzięki.
Chłopak poszedł do salonu i zaczął jeść kawałek ciasta na stojąco.
- Louis, ale…
– Tak?! – zawołał z pełna buzią.
- No bo…
– Tak?!
- Chodzi o to, że…
– ŻE?! – ciągle jadł.
- Ja, no y-y-y-y. Noszę tylko swetry.
– Okej! To zaraz ci jakiś przyniosę! – po czym wrócił do swojego pokoju. Wrócił z czerwonym swetrem w dłoni, a Sebastian siedział na kanapie w pełni ubrany jedynie bez nieodłącznego elementu garderoby. Chłopak rzucił mu go.
- Dzięki.
– Wybacz. Idę się ubrać. Chyba nie wypada tak paradować.
Ponownie pomaszerował do pokoju by się odziać.
W pełni ubrany usiadł obok Louisa i nałożył sobie trochę sałatki.
– Potter?
- Tak.
– Ostrzegam, że mogę płakać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 3 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin