|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Persephone
Helena Foster, II kreski
Dołączył: 30 Lip 2012
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Królestwo Umierającego Słońca
|
Wysłany: Pią 18:14, 17 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[ST, dom Celty] Dzień 2 (25 grudnia) południe
Elle na chwilę pojawiła się za oknem i natychmiast zniknęła. Był to znak, że plan się powiódł i najlepiej już wracać do domu.
- No więc, twój dom jest piękny, Celty. Prawda, Flo? - powiedziała Helena.
- Tak, tak. - przytaknęła rudowłosa. - I miło nam, że nas zaprosiliście.
Obie uśmiechnęły się uroczo do Knight.
- To ON was zaprosił. - wycedziła dziewczyna, wskazując na Louisa.
Nie wiedzieć czemu, chłopak uśmiechnął się, przypominając coś sobie.
- Ach, szkoda, że nie było was na śniadanku! Śpiewaliśmy sobie mięsnego jeża i w ogóle... Właśnie! Czas na występ!
Celty spojrzała na niego z politowaniem.
- Okay szwagier, jest tutaj przy brzegu. I'm gonna give'ema chicken. Widzisz jak je?
It is fourfeet'
At least fourfeet' szwagier
At least fourfeet'
- Tak. Zaiste świetnie śpiewasz Forfiter Blues, ale musimy już iść. - skomentowała Helena.
- No co wy, już? - zmartwił się Louis.
Helena i Flo spojrzały na siebie.
- Eee... my... przypomniało nam się, że zostawiłyśmy włączony piekarnik w domu.
Louis i Celty pokiwali głowami ze zrozumieniem.
Chyba to kupili. Przynajmniej Louis, bo Celty po prostu chce się nas pozbyć.
- Do zobaczenia! - krzyknęła Helena, idąc w stronę wyjścia i popychając Setha przed sobą.
Za nią wyszli Flo i Theo.
- Udało się! Teraz szybko do Elle. - chłopak odetchnął z ulgą.
Po półgodzinie dotarli do domu, w którym powitała ich Christelle z workiem pełnym kiełbasek, słodyczy, bananów i pomidorów.
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Helen!
Nolan Knight, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Chyba Świnoujście.
|
Wysłany: Pią 18:40, 17 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[Ośrodek dla pomylonych] Dzień 2, ranek.
Nolan Knight zaczął kręcić się po kuchni w ośrodku wypoczynkowych. Od rana rzucał wiązankę pod swoim adresem. Po wyjściu z łóżka ładnie przeprosił dziewczynki wymachując piłą, poszedł do kuchni zrobić sobie kawę z kopiko, a potem zajął się wyzbyciem się negatywnej energii przez pobicie jednego chłopaka i włożenie mu głowy do kibla. Jak już większość ludzi zauważyło - chłopak w jednej chwili zmienił się w szaleńca, a w drugiej w zdesperowane dziecko. Nolan zacisnął palce na blacie kuchennym i przywalił nim głową.
- Po co ja to robiłem?! Po co?! Zmieniam się w Innocenta. Chciałem wiedzieć tylko o tej barierze, czy to tak źle?! - wyrzucił łapiąc się za głowę. - Celty pewnie mnie nienawidzi, a Vinc został zabity przez Savannah. Blond wiedźma pewnie zabiła Nessie i mojego kota oraz psa. Mój dom pewnie płonie, a ja zostawiłem Celty wśród młodocianych gwałcicieli i niedoszłych przestępców.
Chłopak wydał z siebie przedziwaczny dźwięk i wyprostował się.
- Cóż, muszę jakoś pomścić ich ofiarę i naprawić wyrządzone krzywdy! Wpierw przeproszę wszystkich pięknie. Tak, to genialne! A potem ruszę rozpieprzyć te dziadostwo... Yaaay, jestem geniuszem.
Chłopak szybkim ruchem włączył telefon i zaczął wysyłać SMS-y do znajomych. Pierwszy wysłał do Celty.
Wybacz mi. T-T. Jestem beznadziejnym bratem. Możesz mnie znienawidzić, i tak nie mam już po co żyć. Nie powinienem pokazywać się nikomu na oczy. Wybacz mi, błagam.
Przepraszam. Nolan.
Brunet wysłał SMS'a do siostry po czym zaczął pisać do Billie zapisaną jako Blondwłosa Wiedźma.
Wybacz mi. Przekaż Nessie, że jej brat jest debilem. Przepraszam. Wrócę niedługo.
NMDK
Ostatni SMS wysłał do Innocenta. Śmiał się pisząc wiadomość. Przed oczyma widział miny wszystkich znajomych. Zaśmiał się ponownie.
Inno, wyślij mi numery wszystkich, którzy zostali pod kopułą. Chce mieć je WSZYSTKIE! Wzamian dowiem się wszystkiego o kopule i Dobrze-Wiesz-Czym i dam ci znać.
P.S. Zapisz w Dzienniku Samatha Town, że jestem wrednym debilem.
Kilka chwil później dostał SMS od Innocenta, że zgadza się na to i, że niedługo przybędą numery. Maveth zaśmiał się. Oprócz swojego telefonu miał ładną nokię wykradzioną z pokoju z ośrodka. Było na nim bardzo dużo pieniędzy, więc wtedy wpadł do jego głowy szalony pomysł... O ile coś mogło być jeszcze bardziej szalone niż zniknięcie dorosłych.
Knight po wypiciu herbatki i zjedzeniu cukierków ruszył do lodówki i zaczął pakować jedzenie do pustej taczki, którą oczywiście ukradł. Postanowił też, że ukradnie wszystkie cukierki i jedzenie jakie znajdzie. Jedynym i jakże genialnym planem Nolana było zdobycie wszystkich cukierków spod bariery. Nic więcej się nie liczyło.
[Samantha Town] Dzień 2, południe. - Vincent
Blondyn pomału ruszył w stronę domu Celty i Nolana z torbami pełnymi cukierków. Mówiąc szczerze cukierki już dawno mu zbrzydły, ale wolał się do tego nie przyznawać. Chwilę zastanawiał się gdzie polazł Nolan gdy usłyszał znajome szczeknięcie i spojrzał w stronę przystani. Dopiero wtedy zauważył psa swojego pana, Losera. Był w 100% pewny, że to ten pies. Obroża jednoznacznie wskazywała, że nazywa się Loser, a tylko Nolan był na tyle szalony by nazwać psa przegranym. Chłopak schylił się, złapał mokrego psa za obrożę i pociągnął do domu.
- Grzeczny, mądry pies. Choćby wiesz gdzie wrócić w przeciwieństwie do swojego porąbanego pana. - szepnął do zwierzaka.
[Przy jeziorze Abyss] Dzień 2, południe.
Nolan spojrzał na zamarznięte jezioro i ubrany w ciepłą kurtkę postanowił przebrnąć przy nim. Według obliczeń chłopaka za jeziorem powinna być bariera. Idealnie w połowie. Zacisnął ręce na pile mechanicznej i pobiegł przed siebie. Miał mało czasu. Do nocy musiał rozprawić się z barierą, wrócić do ośrodka przed urodzinami Laurie'go - chłopaka poznanego w ośrodku, który miał mieć piętnastkę, pójść do centrum Zamkniętego Świata, a potem wrócić do miasta z łupem. Westchnął głęboko i zdał sobie sprawę, że jezioro się skończyło. Przez piętnaście minut przechodził przy górach aż stanął przy barierze. Dotknął ją lekko przypominając sobie jej część za jego wyspą. Zaśmiał się nie czując nic i odsunął się od niej.
- Witaj bariero. Jestem Nolan i lubię piły. - rzekł z uśmiechem włączając piłę mechaniczną.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Pią 21:24, 17 Sie 2012, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rudzik
Celty N. Knight, II kreski
Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:54, 17 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[ST, Dom Celty] Dzień 2, południe
Celty zostawiła gości i wróciła na dół. Musiała dokarmić Puszka, bo była pewna, że Vincent jak zwykle tego nie zrobił. Na schodach natknęła się na Amy wpatrującą się wciąż w jeden punkt.
- Nie miałyśmy zwidów.
- Słucham?
- Obserwowałam ją. Tą całą Elle. Kiedy wyszła z kuchni tak po prostu zniknęła. Potem wy wyszliście, a ja się schowałam i dalej ją obserwowałam. Reklamówka z jedzeniem tak po prostu wylewitowała z naszego domu.
- Dlaczego nic nie zrobiłaś?
Amy skuliła się i zasłoniła twarz dłońmi.
- Myślałam, że to duchy. - wyszeptała. - Boję się duchów. Dopiero teraz zrozumiałam, że to ta dziewczyna.
Celty zacisnęła pięści i z furią weszła do kuchni. Zaczęła przeglądać szafki i zajrzała do lodówki. Rzeczywiście większość jej zawartości po prostu zniknęła.
Wzięła paczkę z jedzeniem dla Puszka, którego całe szczęście nikt nie tknął i nakarmiła małego rekinka. Chwilę później wciąż wściekła wyszła z piwnicy.
- Co robimy? Wypie*dalamy ich? - Amy wyszczerzyła się wyjmując pistolet.
- Załatwimy to jak ludzie cywilizowani.
Z niechęcią spojrzała na jej broń.
- Po prostu przyznaj się, że nie umiesz strzelać. - prychnęła.
- Tu się mylisz. Od kilku lat ojciec zabierał mnie na strzelnicę. Umiem strzelać prawie tak dobrze jak mój brat.
- Więc czemu nie sięgniesz po broń? Tracisz kolejną okazję na to. Wtedy mogłaś załatwić tą dziewczynę od strzelaniny i tego nie zrobiłaś. A teraz nie chcesz wyrzucać gości.
- Po prostu udajmy, że wszystko jest w porządku.
Knight zacisnęła pięści i wróciła na górę z przylepionym do twarzy uśmiechem.
*pół godziny później*
- Do zobaczenia! - krzyknęła Helena, idąc w stronę wyjścia i popychając Setha przed sobą.
Chyba w piekle.
Celty zatrzasnęła za nimi drzwi z hukiem patrząc na nie ze wściekłością, po czym osunęła się na ścianę. Ciemne włosy opadły jej na twarz.
- Louis, ty też się wynoś.
- Słucham?
- Wynoś się.
- Czemu mnie wywalasz?
Spojrzała na niego z frustracją.
- Twoi znajomi to oszuści. Nienawidzę kłamców i oszustów. Nawet nie wiesz jaką mam teraz ochotę wydrapać komuś oczy! Okradli nas rozumiesz? Mnie i mojego brata! To nasz dom! Nolan im tego nie wybaczy. Tak samo jak ja.
Black nic nie rozumiejąc wraz z Amy poszedł do kuchni skąd po chwili dało się słyszeć jego okrzyk zdziwienia.
Knight wróciła do salonu, gdzie Lily rozmawiała razem z John. Usiadła obok nich w fotelu biorąc do ręki pierwszą lepszą książkę. Zasłaniając nią telefon wystukiwała do Nolana SMS-a.
Zauważyła jak Louis wchodzi do pokoju i rzuciła mu wściekłe spojrzenie. Chłopak wydawał się być trochę zakłopotany jednak jej to nie obchodziło. Czuła jak wściekłość opanowuje całe jej ciało. Książka poleciała w stronę chłopaka i uderzyła go w głowę. Celty roześmiała się sięgając po kolejną książkę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
A.
Louis Black, II kreski
Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:03, 17 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[Śniadanko-obiad (?) u Celty] Dzień 2, południe
Amy zabrała chłopaka do kuchni. Pokazała mu puste szafki.
Zdenerwowany wrócił do salonu.
- Tak oczywiście. Włączony piekarnik. Zapewne – pokiwał retorycznie głową.
- Po co je tu zapraszałeś?! – zaczęła krzyczeć Celty. W tym momencie książka poleciała w jego stronę i uderzyła go w głowę. Nie zwrócił na to większej uwagi.
– Ja ich TU nie zapraszałem. Zaprosiłem je na OBIAD. OBIAD! Rozumiesz? Do siebie, tak samo jak was. Wiesz, myślałem, że obiad je się później, a chili miało być na śniadanie.
- Jasne, jasne, jasne. Oczywiście! – krzyczała dalej.
– Chcesz mój telefon? Cokolwiek. Po pierwsze, wspomniałem o tobie tylko raz, po drugie nie wiem skąd one znają ciebie, po trzecie, nie wiem skąd wiedzą gdzie mieszkasz. - Celty nie odpowiadała.
Louis podniósł książkę leżącą koło niego. Zamachnął się i rzucił nią przed siebie. Zatrzymała się w połowie lotu.
– Jeśli nie wierzysz przyjaciołom to nie wiem co potrafisz uwierzyć.
Chłopak skierował się do wyjścia. Zakradając płaszcz zdjął z głowy czapkę Mikołaja i rzucił ją w kąt. Machnął ręką i usłyszał jak książka uderza w ścianę..
Wyszedł na ulicę i pędem ruszył w stronę domu.
Nie wiedział kiedy otwierał zamek. Wszedł do środka, ręce mu się trzęsły. Nerwo zamknął od środka zamek. Opuścił pałasz na podłogę i wbiegł do salonu. Złapał talerz i rzucił w nim stronę ściany. Nie roztrzaskał się. Wisiał w powietrzu trzydzieści centymetrów od ściany. Louis ‘odmroził’ talerz. Uderzył w ścianę i roztrzaskał się.
Po chwili zaczął rzucać talerzami w ścianę. Wszystkie zatrzymywały się kawałek od niej. Przy ostatnich był już wyczerpany. Położył się na kanapie, zamknął oczy, machnął ręką, a wszystkie talerze roztrzaskały się. Białe kawałki leżały na podłodze.
Po chwili zasnął odpłynął w sen.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em
Flossy Whitemore, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Jednorożców
|
Wysłany: Pią 19:38, 17 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[ST] Dzień 2, południe.
Flo przybiła piątkę Elle, a w następnej chwili usłyszała dochodzący z kieszeni płaszcza odgłos sms-a.
- Pinky... - westchnęła, uświadamiając sobie, że zupełnie zapomniała o Kaiu. - Pyta się gdzie u diabła się podziewam i czy żyję. I...
- Co jest? - zapytała Helena.
- Greg - oznajmiła jej siostra spokojnie, widząc jej minę. - Znów go pobił?
Flo nie odpowiedziała. Odwróciła się na pięcie, otworzyła drzwi wejściowe i wybiegła. Po paru chwilach znalazła się na Hinner Avenue, waląc w drzwi domu Grega.
Przywaliła mu z pięści w nos na powitanie i przeszła obok niego.
- Nie mam zamiaru znosić cię w tym pięknym świecie bez dorosłych, rozumiesz? Nie mam zamiaru już dłużej ratować tyłka temu słabemu Pinky'emu.
- Więc co, znów mnie pobijesz? - zapytał spokojnie Greg. Flo nie cierpiała go pewnie właśnie dlatego. Był silny i przyzwyczaił się już do przemocy z jej strony.
A ona chciała by płakał. By płakał i krzyczał jak mała dziewczynka.
Zlikwiduję cię raz na zawsze. Teraz wolno mi wszystko.
Weszła do kuchni, otwierając szafki. W jej głowie narodził się pewien nieco chory pomysł.
- Usiądź, Gregory. Porozmawiamy. Albo stań pod ścianą i nie przeszkadzaj mi.
Wyciągnęła z szuflady foremkę do ciastek i podrzuciła ją lekko. Opadła i Flo poczuła ukłucie w skórę.
1. Wyciągnięcie spod łóżka piły mechanicznej. 2. Ukamieniowanie. 3. Pobicie na śmierć... Ale to oklepane wszystko.
Zmarszczyła brwi, wpatrując się w foremkę.
Foremka była ostra. Foremka miała ząbki.
Foremka mogła zabijać.
- Ha! - zawołała Flossy. - Masz jakieś ostatnie słowa, Greg? Mam przekazać coś twoim rodzicom?
- Hę? Znów grozisz mi śmiercią? - zachichotał, nieświadom niczego. - Wiele razy to robiłaś. "Zabiję cię, Greg!".
Flo uniosła kącik ust do góry, wyciągając telefon i włączając piosenkę The Clown is Dead.
- Będziemy słuchali muzyki? Ok. Lubię tą piosenkę.
Jak ja kocham ten dramatyzm. ALE ON WSZYSTKO PSUJE!
- Masz jeszcze tą maskę z poprzedniego Halloween?
- Przyniosę ją! Będzie tak nastrojowo!
Co za kretyn. Albo pajac. Więc klown pasuje.
Gdy po paru minutach wrócił, dzierżąc w dłoniach maskę klowna, kazała mu ją założyć na twarz.
"Przerażające" - stwierdził Mad Hatter, śpiewając w jej głowie razem z wokalistą Axel Rudi Pell.
Flo uśmiechnęła się, usłyszawszy komplement.
- Greg, to naprawdę koniec - powiedziała spokojnie, wciskając mu do ust foremkę z ząbkami. - Połknij to! - rozkazała, drżąc z podniecenia. Miała zaledwie dwadzieścia sekund, zanim się udławi.
A musiał umrzeć w bólu.
Zobaczyła pot spływający mu po skroniach. Cieszyła się że nie widziała jego twarzy, przykrytą maską klowna. Zapewne miał coraz bardziej wytrzeszczone oczy. I ten strach w nich.
- The Laughter Is Gone - zaśpiewała wraz z telefonem Flo, kręcąc palcem w powietrzu (Flo manipuluje dłońmi przy używaniu mocy). Coraz szybciej i szybciej.
A sekundę później gardło Grega rozerwało się. Jego krew rozbryzgnęła się na wszystkie strony, łącznie z samą Flo, która wybuchnęła radosnym śmiechem. Kuchenne szuflady otworzyły się i wyleciały z nich wszystkie noże, przeszywając ciało Grega we wszystkich miejscach, od szyi w dół.
- The clown is dead... - zakończyła Flo, ocierając telefon z krwi i jakichś części (nie przykładała się na biologii), bardzo obślizgłych, co z radością zauważyła. "Przyjdź na rynek. Mam dla ciebie niespodziankę" - napisała Kaiowi, Elle i Helenie i uśmiechnęła się, unosząc wzrok do góry.
Spokojnie, to tylko rozgrzewka. Uczę się od najlepszych, tatusiu.
[ST, rynek] Dzień 2, późne popołudnie. - Beverly.
Trup pojawił się znikąd. Odwróciła się tylko na parę chwil, by uspokoić jakąś dziewczynkę niewiele od niej młodszą, gdy jej uwagę odwrócił głośny wrzask jakiejś dziewczyny.
Bev odwróciła głowę, a wisielec już tam był, z sznurem przywiązanym do rąk, ponieważ jego głowa z maską klowna była na wpół oderwana i odchylona nieco na bok. Bev powstrzymała odruch wymiotny, podziwiając zmasakrowane ciało i luźno zwisające jelita.
Sznur wisielca nie był przywiązany do niczego konkretnego. Lewitował sobie luźno przed pomnikiem George'a Freebrien'a, bujając się delikatnie na boki.
- Tylko ktoś zdrowo popier****ny mógł zrobić coś takiego - stwierdziła jakaś dziewczyna i Bev spojrzała na nią, ze zdziwieniem zauważając że rudowłosa uśmiecha się nie wiadomo do kogo. Po chwili dołączył do niej brązowowłosy chłopak z małą dziewczynką na rękach.
- Patrz, Pinky. On próbuje powiedzieć "przepraszam Kai" ale nie może. Wiesz dlaczego? Bo ostra foremka z ząbkami rozerwała mu gardło.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Em dnia Pią 19:42, 17 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Poison
Lily Wilkes, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:48, 17 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[ST] 2, południe
- Ja... em... yyy... - zaczęła niepewnie Lily.
- Hm? - mruknęła John.
- Nie wiem jak to powiedzieć... hm, przewidziałam to, ale widziałam tylko lewitujące jedzenie i kompletnie nic z tego nie rozumiałam...
Dziewczyny westchnęły.
- Co my teraz będziemy jadły? - ciągnęła Lily. - Pfu, ważniejsze jest to: CO TERAZ BĘDĄ JADŁY DZIECIIII?
- Powiedziałam ci już, że... - wcięła się Celty, ale przerwał jej Vincent, taszcząc worek słodyczy. - Problem rozwiązany. Mamy coś do jedzenia.
Lily przemilczała kwestię dzieci. Już miała coś powiedzieć, kiedy przeszkodził jej mocny ból głowy. Podtrzymała się na rogu krzesła i umysłem próbowała nadążyć za zmieniającymi się migawkami.
- LILY? Lily, wszystko w porządku? - powiedział ktoś, ale dziewczyna nie była w stanie rozpoznać głosu.
Zamrugała kilkakrotnie i zauważyła, że leży na ziemi.
- Spadłaś z krzesła - powiadomiła ją Amy. - Wszystko okej?
Kiwnęła głową.
- Emmm... wizja? - podsunęła Celty.
Lily przymknęła powieki, próbując sobie wszystko uporządkować.
- No nie! - huknęła, gdy przypomniała sobie całą wizję. - Tego już za wiele! Ten cały Louis powinien lepiej dobierać sobie przyjaciół. "Jeśli nie wierzysz przyjaciołom to blablabla..." ciekawe, czy JEGO powiadomili o swoich planach! Nie wiecie, co oni chcą zrobić!
- Rzeczywiście, nie wiemy - podchwyciła John.
- Chcą okraść sklepy. W nocy. CZY ONI NIE MAJĄ SUMIENIA? Nie dość, że okraść, to jeszcze schować i zachować dla siebie...
Wilkes zawsze miewała wizje, gdy ktoś podjął ostateczną decyzję. Ledwo się podniosła z pomocą dziewczyn, straciła czucie w nogach i upadła drugi raz.
Głód. Płaczące dzieci, jedzące trawę i robaki. Wylizujące stare pudełka po ketchupie i przyprawach. Jedzące spleśniałe jedzenie i niewielkie resztki ze śmietników. Smażące własne zwierzątka domowe...
- LILY!
Znów zamrugała, widząc nad sobą Celty z szklanką wody.
- Żyjesz?
- Głód - szepnęła. - Jeśli zabiorą całe jedzenie... My... ŚWINKI MORSKIE, rozumiecie? Te dzieci jadły świnki morskie....
- Co możemy zrobić? Są sprytni. - zastanawiała się John.
- Nadziać ich śrutem? - podpowiedziała Amy.
- Nie - odezwała się Celty. - Ukraść zapasy przed nimi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Persephone
Helena Foster, II kreski
Dołączył: 30 Lip 2012
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Królestwo Umierającego Słońca
|
Wysłany: Pią 20:15, 17 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[ST] 2, południe
- W sumie... po co mamy czekać z kradzieżą do nocy? Kto nas zatrzyma? - stwierdziła nagle Helena.
- Racja, im szybciej, tym lepiej. - Elle zgodziła się z nią.
Seth patrzył na nie, zdziwiony.
- Ale co wy chcecie zrobić? - nie rozumiał.
- Nic takiego, kochanie. - uspokoiła go Elle.
- Taka tam, mało ważna sprawa. Lepiej popilnuj jedzenia. - Helena uśmiechnęła się.
Obie dziewczyny zabrały największe torby, jakie były w domu i wyszły z niego.
- Na rynek?
- Na rynek.
*15 minut później*
- Boże, Flo... - Helena patrzyła na wiszącego w powietrzu trupa, z rozerwanym gardłem.
- Zabiłaś go. - wolno powiedziała Christelle.
- Takie bywa życie. - odparła rudowłosa.
Helena była w szoku. Nie wiedziała, co zrobił ten chłopak, ale musiało to być straszne. Pociągnęła Elle za rękaw.
- Chodźmy...
- Jesteś w szoku, Heleno? - Flossy powoli opuściła ciało Grega na ziemię. - Nie pochowam go.
- Idziemy, Flo. Idziemy po nasze zapasy. - powiedziała Elle, wyrywając siostrę z transu.
- Idźcie.
Helena i Christelle skoncentrowały się na najbardziej potrzebnych rzeczach, takich, które długo się nie psuły, takich, bez których nie dało się przeżyć.
- Czuję się, jak w jakiejś chorej grze, w której zabijamy się nawzajem. Jak w... Igrzyskach.
Elle podzielała jej odczucia.
Wyszły wolno z ostatniego sklepu. W samą porę, bo Helena zdołała dojrzeć kątem oka wściekłą Celty, Lily i John, wbiegające na rynek.
- Spadamy. Szybko.
Do domu dotarły biegiem, zostawiając Flo na rynku. Nie chciała iść, mimo że obie nalegały. Zaryglowały drzwi i odetchnęły głęboko.
- Mam nadzieję, że nas nie widzieli.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Persephone dnia Pią 20:16, 17 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Michael West, III kreski
Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: nowhere
|
Wysłany: Pią 20:20, 17 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[ST, rynek] Dzień 2, późne popołudnie
Michael stał w tłumie gapiów wpatrując się w wiszącego chłopaka. Sznur do którego był przywiązany biedny clown nie był do niczego przywiązany.
- Whitemore - odparł i kilka osób stojących obok niego, spojrzała na niego ze zdziwieniem. - Flossy Whitemore. Ty suko.
Obrócił się na pięcie i ruszył przed siebie. Wychodząc z tłumu wpadł na Elle Whitemore.
Tamta chciała coś powiedzieć ale splunął jej pod nogi i ruszył przed siebie.
Flossy Whitemore. Właśnie zapisałem cię na liście osób, którymi gardzę.
Westchnął ciężko i trzęsącymi się dłońmi wyjął z kieszeni papierosa. Pierwszy raz w życiu widział trupa. Ledwo się zaciągnął, a już zarzygał ścianę jakiegoś sklepu.
Ona zamordowała człowieka.
Otarł resztę wymiocin w rękaw i wszedł do Tower. Załadował do reklamówek dużo owoców, dwa bochenki chleba, masło, szynkę i ser żółty.
Wyszedł z marketu i dotarł do swojego mieszkania. Zamknął za sobą dom na klucz i władował wszystko do zamrażalki. Odłączył większość urządzeń elektrycznych, pozostawiając jedynie światło i lodówkę.
Jedzenie i prąd. To trzeba oszczędzać.
Zostawił światło włączone w salonie, postawił na stole popielniczkę i wziął z półki książkę.
O ile to niezbędne, lepiej unikać innych ludzi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em
Flossy Whitemore, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Jednorożców
|
Wysłany: Pią 20:28, 17 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[ST, rynek] Dzień 2, późne popołudnie. - Beverly.
Bev nie kryła się z podsłuchiwaniem rudowłosej i chłopaka któego nazwała Pinky.
- Flo, kto to... Kto to jest? - zapytał chłopak, zasłaniając oczy płaczącej dziewczynce.
- Trup. Trup zwany kiedyś Gregiem - odparła zachwycona i widocznie dumna z siebie Flossy. W tej chwili chłopak wybuchnął płaczem, a Beverly odeszła na chwiejnych nogach, byleby nie patrzeć na trupa.
Wyobraziła sobie co mógł czuć ten chłopak w chwili śmierci. Dlaczego tamta dziewczyna mówiła o jakiejś foremce? Bev nie wiedziała.
Jednak wiedziała że musi uważać, bo inaczej skończy jak on. Oczami wyobraźni ujrzała siebie. Niebieskowłosy trup, a raczej jego resztki z jelitami na wierzchu i...
- Mamo - załkała Bev, łapiąc się za brzuch i pochylając głowę.
W pierwszej chwili była zachwycona, gdy matka zniknęła. Z nią zniknęły jej problemy.
Ale teraz... Boże, tak bardzo chciała znów się nią zajmować.
Poczuła łzy na policzkach i otarła je nerwowym gestem. Nagle wpadła na czarnowłosego chłopaka.
- To ohydne - powiedziała, widząc że przygląda się wisielcowi. Chłopak spojrzał na nią, lecz nie odpowiedział. - Prawda?
Znów nie doczekawszy się odpowiedzi, splotła ręce na piersi.
- Ty też mnie ignorujesz, tak? Jak wszyscy.
Chłopak pokręcił przecząco głową i pokazał coś rękoma.
Bev zmarszczyła brwi.
- Nie umiesz mówić. To język migowy... - zawahała się, przypominając sobie wszystko w jednej chwili. Pracowała jako wolontariuszka, a język migowy opanowała parę lat temu. Musiała jakoś porozumieć się z bardzo chorą matką która odzywała się pojedynczymi wyrazami, bo więcej powiedzieć było jej trudno.
"Chodźmy stąd" - pokazała językiem migowym, spoglądając na niego błagalnie.
Nagle trup spadł na ziemię, dokładnie obok jakiegoś dziecka. Bev przełknęła ślinę.
"Boję się. Chodźmy zobaczyć tą barierę, o której wszyscy mówią" - pokazała znów.
Kątem oka zauważyła biegnącą rudowłosą, zwaną Flo.
"Flossy Whitemore. Ty suko." - powiedział wcześniej jakiś chłopak, a Bev przypomniała sobie teraz te słowa i zadrżała.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rudzik
Celty N. Knight, II kreski
Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 22:11, 17 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[ST] Dzień 2, popołudnie/późny wieczór
- Nie - odezwała się Celty. - Ukraść zapasy przed nimi.
- Nie damy radę we czwórkę. I to w tak krótkim czasie...
- Musiałybyśmy mieć moc przekonywania i zjednywania do siebie ludzi. - mruknęła Amy.
- Nie mówiłam wam tego wcześniej... - zaczęła John - W sumie mogłabym pomóc. Posiadam pewne zdolności...
***
- Wiecie co robić, tak? - upewniła się Celty.
Dwóch nastolatków pokiwało głowami wręcz jednocześnie.
- Tak. Musimy wam pomóc zebrać jedzenie. Tylko to ochroni miasto przed głodem. Jeżeli tego nie zrobimy wszyscy zginiemy.
- Genialna ta twoja moc! - pisnęła Amy widząc jak grupa nastolatków wchodzi do pierwszego sklepu zbierając z niego całą żywność i wkładając do busa. Pracowali wspólnie z takim zapałem, jakby od tego zależało ich życie. W sumie po obrazie klęski i głodu jaki pokazała im John, nietrudno było się im dziwić.
- To teraz grupa szpitalna i przedszkolna. Wiesz co robić John. - Lily uśmiechała się od ucha do ucha - Uratujemy to miasto. Uda nam się zapobiec głodu.
Yashimoto niechętnie podeszła do kolejnej grupki sprowadzonej przez Lily i zaczęła wygłaszać kolejny monolog.
***
Celty wraz z Lily, John i Amy kończyły zaczętą wczoraj pracę. Zbierały dzieciaki, wśród których niestety zdarzały się również trupy. Dzięki mocy John zagoniły do pracy również innych, dzięki czemu w ciągu dwóch godzin udało im się ogarnąć większą część miasta. Celty zaczęła coraz bardziej optymistycznie myśleć o przyszłości. Mogły pomóc wszystkim.
Jednak tak myślała dopóki nie znalazły się na rynku.
Knight stojąc wśród tłumu gapiów, wciąż nie mogła uwierzyć w to co widzi.
Tłum był zebrany przed postacią chłopaka w masce clowna. Był przywiązany do liny lewitującej w powietrzu.
John stała wbita w ziemię jak słup soli, a Lily odwróciła się od widowiska i puściła biegiem przez tłum. Amy zacisnęła tylko dłoń na pistolecie.
- Czy teraz wreszcie możemy powystrzelać ich wszystkich?
Celty nie odpowiedziała. Starała się wymazać z umysłu ten obraz jak najszybciej. Pociągnęła John za rękę i wycofała się.
- Nie przerywajmy pracy. Ktoś go stamtąd w końcu ściągnie.
***
Dopiero późnym wieczorem zakończyli pracę. Wszystkie dzieciaki umieszczono w przedszkolu razem z opiekunami i zadbano by maluchy miały dostarczane jedzenie i wszystko co jest im potrzebne. Żywność umieścili w pensjonacie, a do szpitala przetransportowano wszystkie lekarstwa jakie znaleźli. W tym wszystkim pomogło im kilkadziesiąt dzieciaków oczarowanych mocą John. Celty jednak wciąż wiedziała, że to za mało. Ktoś w każdej chwili mógł podprowadzić żywność z pensjonatu.
- Jutro Lily wraz z John wygłoszą przemówienie na rynku.* Zrobimy przydziały żywności, zorganizujemy jakoś to wszystko. Być może po szoku, którego doznali wszyscy dzisiaj jak i wczoraj, wreszcie zaczną samowolnie współpracować. Moc John nam to ułatwi.
- To na pewno fair? - odezwała się Lily. - Używanie na nich mocy. Poza tym to co robisz to w pewnym sensie przejęcie władzy nad całym miastem.
- A co innego możemy zrobić? Sama chciałaś pomóc tym dzieciakom. A jedynym wyjściem jest współpraca. Wtedy nie dojdzie do klęski głodu z twojej wizji. Nie mam zamiaru przejmować władzy. Nie nadaję się do tego. Jeżeli będą chcieli mieć króla, niech sami go wybiorą. Jeszcze jedno. Ktoś musi pilnować żywności. Przydałaby się straż.
- Straż? Jeżeli Amy ma rację i Elle rzeczywiście ma moc niewidzialności, nie będziemy umieli tego ochronić. Nie zauważymy jej. - powiedziała Lily.
- Wciąż nad tym myślę. Na razie obstawimy wszystkie wejścia do pensjonatu. Zwykły człowiek nie wyczuje kogoś, kto jest niewidoczny. Dlatego zostawimy tam też psy. Mają lepsze zmysły od człowieka. Zaalarmują nas, jeżeli ktoś się zbliży.
Przydałby się nam teraz Nolan. - pomyślała ze smutkiem.
W tej samej chwili telefon Celty zadzwonił w jej kieszeni.
Jestem w mieście siostrzyczko. Niedługo się spotkamy ;3
Uśmiechnęła się do siebie. Tak, Nolan był kimś kogo teraz potrzebowali.
*Poison, mam nadzieję, że ty o tym napiszesz. Ja jestem kiepska w organizacji, a tym bardziej przemowach ._.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Rudzik dnia Pią 23:36, 17 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Helen!
Nolan Knight, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Chyba Świnoujście.
|
Wysłany: Pią 22:15, 17 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[Bariera] Dzień 2, południe.
Knight spojrzał na barierę z przekrwionymi oczyma. Piła nie dała rady. Nóż też nie. Taczka również. Nie zamierzał już wracać się po lodówkę, która i tak by się roztrzaskała. Postanowił skorzystać z jednej z najdziwniejszych broni na ziemi.
Z siebie.
Zacisnął ręce najmocniej jak mógł. Zobaczył jak krew wypływa z zbyt mocno zaciskanych dłoni.
"Teraz albo nigdy."
Z całej siły uderzył pięściami o barierę słysząc dźwięk łamanych kości. Zadrżał lekko, ale bariera nie ruszyła się. Uderzył ponownie. I znowu i znowu. Zrozumiał, że nic tego nie zniszczy.
NIC.
Wyprostował ręce sprawdzając czy są jeszcze do czegoś zdolne. Nie licząc kilku małych złamań i tego, że były pokryte krwią, nie stało się nic złego.
Brunet mrugnął kilka razy i wytarł ręce o śnieg po czym przyłożył czoło do bariery.
- Wiem, że tam jesteście. Pomóżcie mi. Nie chcę tu umierać. - szepnął po czym odsunął się od przedziwnej bariery.
Spojrzał jeszcze raz na szkarłatny śnieg komentując w myślach iż wygląda to jakby kogoś zabili. Sekundy później odwrócił się zmierzając do ośrodka i ignorując, że w jego umyśle bariera zaczęła płonąć.
[Ośrodek dla pomylonych] Dzień 2, popołudnie.
Drake spojrzał na Laurie'go ze smutkiem. Nie widział puff dorosłych. Nie wiedział też jak to będzie wyglądało.
- Jeżeli zaczniesz się rozpływać w powietrzu to przetnę cię piłą bez pohamowania. Zabraniam ci znikania. To mój rozkaz. - przekazał chłopakowi.
Dookoła nich zebrał się mały tłumik. Niektórzy płakali i kazali mu się trzymać.
"Co za niedorzeczność."
- Spokojnie, No. Przecież wiem, że mam zostać.
"Zobaczymy Laurie, zobaczymy."
- Dwie minuty. - obwieścił spoglądając na zegarek.
Jakaś dziewczyna z tłumu wybuchnęła niepohamowanym potokiem łez.
"No nie. Tylko nie zakochana wariatka."
Maveth przez minutę postanowił nie oglądać tkliwej sceny i ziewnął. Spojrzał na zegarek. 30 sekund. Zaczął odliczać. Chwilę potem chłopak spojrzał na niego ze smutkiem.
- Żegnajcie. - wyszeptał.
Zniknął.
Dziewczyna wrzasnęła i zaczęła płakać, a tłum się odsunął. Knight zamarł.
"Zamknijcie się. Zamknijcie się. Wasze krzyki mnie męczą."
Przez chwilę Nolan nie czuł nic, a chwilę potem zezłoszczony podskoczył do 'zapłakanej' i złapał ją za nadgarstek.
- Wstawaj i przestań się drzeć. To tylko jeden chłopak. - odpowiedział podciągając ją w górę.
Dziewczyna opierała się wrzeszcząc i krzycząc.
"Męczy. Krzyczy. ZAMKNIJ SIĘ!"
- Uspokój się do cholery! - warknął zaciskając uścisk mocniej.
Szatynka wrzasnęła, a do jej umysłu wpadł potwory Nolana. Gryzły ją po nogach. Rekiny i króliki z zębami rekina. Przegryzały jej skórę, a ta darła się jeszcze mocniej.
- ZAMKNIJ SIĘ! Wstawaj! - krzyknął do dziewczyny.
- Zostaw! Niee! - darła się dalej.
"Dom pomyleńców..."
Upiorne wizje zniknęły, a Nolan puścił dziewczynę, która z hukiem opadła na ziemię. Kucnął przy niej gdy ta przestałą się drzeć.
- To była tylko jedna osoba. Daj sobie spokój. Skąd wiesz, że umarł, hm? Może jest niewidzialny? Albo stoi za barierą? Albo po prostu się teleportował? To nie musi mieć związku z puff. On żyje. A teraz przestań ryczeć. Warto zawsze mieć nadzieje. Życie tutaj będzie trudną grą, a słabsi odpadną. Nie chcesz umrzeć, nie? To bądź dobrej nadziei. - powiedział do szatynki gdy ta ściskała i rozmasowywała nadgarstek.
Kolejne wydarzenia zdarzyły się wyjątkowo szybko. Kilku chłopaków przeniosło szatynke do jednego z pokoi, a Knight przyniósł do dziewczyny bandaż i zabandażował jej nadgarstek z ramieniem. Zdążył szybko się wytłumaczyć, przekazał, że nadgarstek nie jest złamany, przeprosił i pomknął do zajętego przez siebie pokoju. Piętnaści minut później niebieskooki wraz z ukradzionym jedzeniem, cukierkami i bronią w taczce wyszedł z ośrodka w towarzystwie swojej sówki. Wiedział, że podróż do środka świata się nie opłaca. Pomknął w strone bariery i chwilę potem znowu dotykał zimnej powierzchni rozmyślając co to wszystko znaczy.
I dopiero wtedy przypomniał sobie o Alei Promieniotwórczej.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Sob 4:38, 18 Sie 2012, w całości zmieniany 7 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mashu95
Matthias Moore, III kreski
Dołączył: 28 Cze 2012
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa/Koszalin
|
Wysłany: Pią 22:41, 17 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
ST. 25 grudnia (Boże Narodzenie). Popołudnie.
Zarówno Matt jak i Chase, zmęczeni po połowie nieprzespanej nocy, obudzili się dopiero koło południa. Całkiem powyginani i z obolałymi plecami wyszli przed budynek. Od strony rynku dochodził dziwny hałas. Gdy tam dotarli zobaczyli co go powodowało. Tłum gapiów, zebrany naokoło czegoś. Wszyscy patrzyli w górę, więc Matt również postanowił podnieść wzrok. To co zobaczył było przerażające. Chłopak w masce klowna, spod której wyciekała krew, wisiał na pętli.
Moore stał przez chwile nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Ktoś ZABIŁ tego chłopaka. Oto co się dzieje gdy nie ma dorosłych. Musi się czegoś dowiedzieć. Co się tutaj dzieje, a co najważniejsze, dlaczego?
- Czy ktoś widział co tu się stało? Ktoś wie coś na ten temat?!- donośny głos jego przyjaciela przebił się przez głośne rozmowy tłumu. Matt pomyślał, że chciałby być taki jak Chase. Zachować spokój i opanować sytuację. Jakieś dziewczyny zaczęły zabierać co młodsze dzieciaki z miejsca zdarzenia pozostawiając tam jedynie tych w wieku ponad 11 lat.
ST. 25 grudnia 2012r.- Cana
Cana nie rozumiała co się działo. W jednej chwili jej rodzice i brat znajdowali się z nią przy stole, w drugiej była sama. Nie miała przyjaciół do których mogłaby się zwrócić. "Jestem zbyt straszna". Ta myśl dręczyła ją odkąd tylko otrzymała swój przydomek: "Demoniczna Strażniczka". Może faktycznie troche przesadzała... ale nawet w elitarnej szkole potrzeba dyscypliny.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mashu95 dnia Pią 23:18, 17 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em
Flossy Whitemore, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Jednorożców
|
Wysłany: Pią 22:42, 17 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[ST, lunapark] Dzień 2, wieczór.
Flo patrzyła na całe miasto. Siedziała w "łódeczce", jak zwykle nazywała siedzenia Diabelskiego młynu.
Godzinę zajęło jej ożywienie go, a i tak zakręciła nim tylko raz, zatrzymując się u góry. Potem spała w spokoju, nie przejmując się niczym.
Potrzebowała Elle albo Susan. Ale ich nie było, nie tu, tak wysoko. Nie mieli skrzydeł. Flo uśmiechnęła się pod nosem, wyobrażając sobie Elle ze skrzydełkami, które zupełnie do niej nie pasowały.
Nagle usłyszała swoje imię, powtórzone parę razy. Spojrzała w dół, dostrzegając sylwetkę chłopaka. Zacisnęła pięści i Diabelski młyn zaczął się kręcić. Powolutku, ale zawsze jakoś.
- Pinky, wskakuj - powiedziała sennie, otwierając barierkę, a Kai usiadł na siedzeniu naprzeciwko niej. Młyn znów zaczął się kręcić, jeszcze wolniej niż wcześniej.
- Flossy... Nie mogę na ciebie patrzeć, wiesz?
- Zabawne. Ha - powiedziała cierpko. - A mówi to ktoś kto zawsze kazał mi go tłuc.
Kai odwrócił wzrok.
- Ale to co zrobiłaś... Nadal jesteśmy dziećmi.
- No i co? Zasłużył? Zasłużył. Czym jest ludzkie życie? W każdej chwili mogę zginąć ja. Albo ty. Tak miało być.
- Nie...
Flo przymknęła oczy.
- Czy ktokolwiek kochał Grega? Był nic nie wartym śmieciem - powiedziała równie spokojnie. - Nudzi mi się, Pinky.
- Lily, Celty i ta John ogarnęły miasto - oznajmił Kai, powodując wybuch śmiechu Flo i wiązankę przekleństw.
- Po cholerę?
- Przecież...
- A zresztą co mnie to obchodzi. Zapewne niedługo ogłoszą, że miasto należy do nich - zachichotała. - Dwa dni wystarczyły.
- To chyba dobrze, że ktoś chce się tym zająć...
- Pinky, jakiś ty naiwny - ucięła Flo. - Każdy sen, ten czarowny i piękny, zbyt długo śniony zamienia się w koszmar. A z takiego budzimy się z krzykiem.
- O co ci...
- Wiesz, boli mnie głowa, gdy używam dużo mocy. Ale kiedyś sprawię, że całe Samantha Town stanie się piekłem dla każdego mieszkańca prócz mnie. O patrz, Pinky, jesteśmy na dole. Spadaj.
- Nie chcę zostawiać cię sa... Flo, czy ty PŁACZESZ? - zapytał z niedowierzaniem Pinky.
- Idź sobie... - wymamrotała Flo, ocierając oczy. Gdy zszedł, młyn znów ruszył, opatuliła się szalikiem mocniej. - Strzyg, wiwern, endriag i wilkołaków wkrótce nie będzie na świecie. A skurwysyny będą zawsze - zacytowała jeszcze cicho, zanim zasnęła.
Śniły jej się klowny.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rex
Gość
|
Wysłany: Sob 8:29, 18 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[ST] 2, późne popołudnie
„Kto to jest?” - spytał Peter, czubkiem nosa podążając za biegnącą rudowłosą morderczynią.
Dziewczyna wzruszyła ramionami, a po chwili wróciła do języka migowego.
„Nie mam pojęcia.”
Chłopak uderzył się w czoło.
„Jestem niemy, a nie głuchy.”
Niebieskowłosa opuściła dłonie.
- Oj... przepraszam.
„Nic się nie stało. Bariera, tak?”
Pacnął się w czoło i pogrzebał w kieszeniach. Wyjął notes i długopis, wyrwał kartkę i nabazgrał na niej – Peter, miło mi. Złożył papierek w samolocik i podał go dziewczynie.
- Jestem Beverly – odparła niebieskowłosa, wyciągając dłoń.
Jacobson niepewnie ją potrząsnął i odwrócił się. Przez plecy machnął jej słowo „bariera”.
Oczywiście, nim dotarli do mlecznej ściany, potknął się kilka razy o swoje własne niewidzialne płotki. Bev spojrzała na niego dziwnie, ale nic nie powiedziała.
W końcu dotarli do bariery, o którą było tyle szumu.
Gdy Peter ją zobaczył, wzruszył ramionami.
Przecież nie strzela wypalonymi żarówkami. To przecież zwykła ściana, ustawiona pewnie przez Koreańczyków.
Przyłożył dłonie do bariery i odskoczył.
O. Pod napięciem. Ale muszę sprawdzić coś jeszcze.
Potarł o siebie dwie dłonie. Po chwili poczuł, że na każdej pojawiły się jego własne, małe bariery.
Znów przyłożył ręce do bariery. Tym razem nie poczuł nic.
Aha. Niewidzialnium nie przewodzi prądu.
Beverly wytrzeszczyła oczy.
- Nie razi cię?
Peter momentalnie zniknął dwie małe barierki na dłoniach i wzruszył ramionami.
„Kwestia przyzwyczajenia.”
- Ale... ale to przecież kopie!
Jacobson machnął ręką.
„Nieważne. Zaczekaj tu chwilkę, potrzebny mi mój laserowy mierzykąt, miernik i kilka innych przedmiotów”.
Wskoczył między budynki. Na szczęście jego dom był niedaleko, więc szybko wrócił.
Usiadł przed barierą. Postukał w nią kilka razy, wziął kilka pomiarów i zapisał coś na kartce. Dziewczyna spojrzała na niego dziwnie.
„Edukacja domowa jest o wiele bardziej wymagająca niż na przykład to żałosne Washington” - powiedział dłońmi między pomiarem zakrzywienia bariery a wysokością miejsca pomiaru.
Kiwnął parę razy głową.
„Jeśli nigdzie nagle nie zaczyna skręcać, iść prosto czy się krzywić, i zawsze jest taka jak tu...”
Z kieszeni wyjął też przyniesioną mapę okolicy. Cyrklem wyrysował odpowiednie koło.
„Proszę. Oto mapa naszego świata.” - powiedział, i podał Beverly plan okolicy. W środku koła znajdowało się wysypisko odpadów atomowych.
Cóż... może to jednak nie Koreańczycy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mashu95
Matthias Moore, III kreski
Dołączył: 28 Cze 2012
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa/Koszalin
|
Wysłany: Sob 13:52, 18 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
ST. 25 grudnia 2012r.- Cana (kontynuacja poprzedniego posta*)
Cana nie rozumiała co się działo. W jednej chwili jej rodzice i brat znajdowali się z nią przy stole, w drugiej była sama. Nie miała przyjaciół do których mogłaby się zwrócić. "Jestem zbyt straszna". Ta myśl dręczyła ją odkąd tylko otrzymała swój przydomek: "Demoniczna Strażniczka". Może faktycznie troche przesadzała... ale nawet w elitarnej szkole potrzeba dyscypliny.
Noc udało się jej przespać. Teraz przechadzała się po okolicy w poszukiwaniu jakiegokolwiek dorosłego. Bezskutecznie. Wszędzie przechadzały się jedynie dzieciaki. Obeszła spory kawałek miasta, była nawet w Tower, gdzie kilku chłopaków próbowało rozwalić automat ze słodyczami. Wyglądało na to, że byli z Washington, bo gdy tylko ją zobaczyli zaprzestali procederu i zwiali.
Cana westchnęła. Brakowało jej przyjaciół. Wszyscy, którzy wiedzieli jaka jest naprawdę chodzili do Clinton, które wbrew pozorom nie było szkołą jedynie dla trudnej młodzieży, ale też dla tych bez "szczególnych" zdolności.
Wędrując ulicami widziała jeszcze kilka aktów wandalizmu. Jednak, gdy zauważyła dwóch chłopaków rozbijających wystawę sklepową, coś strzeliło w jej umyśle. Opuściła głowę. Sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła z niej coś z czym nie rozstawała się odkąd dołączyła do szkolnego patrolu. Zieloną opaskę z białym obrazkiem tarczy i założyła ją na rękę.
- EJ WY! STAĆ! Jesteście zatrzymani!- krzyknęła.
Gdy delikwenci zobaczyli kto ich przyłapał, zbiegli w popłochu.
"Widać Demoniczna Strażniczka jest potrzebna teraz, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej." pomyślała ruszając w pościg, za niedoszłymi złodziejami.
*wczoraj rodzice się sprzysięgli przeciw mnie i nie mogłem skończyć
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|