Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział II
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
A.
Louis Black, II kreski



Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 22:55, 06 Maj 2012    Temat postu:

[MT] Dzień 1, późny wieczór

Dan, Jenny i Des szli do ich domu. Czekały na nich jakies koce, Scrabble i DVD, a póżniej sen.
Gdy byli już na miejscu Dan otorzył dom.
- Witamy w naszych, skomnych progach - powiedziała Jen. Des usiadła na kanapie, już nie przejmowała się Dogiem, bo ten usnął w holu i włączyła telewizor, sam śnieg.
- Dan, nie ma telewizji - powiedziała do chłopaka robiącego coś w kuchni.
- I Internetu też! - krzyknęła z góry Jenny. Zostali odcięci od świata.
- Czyli jesteśmy sami - Dziewczyna poszła po Scrabble, koce i jakieś DVD na wypadek gdyby na dole nie znaleźli niczego ciekawego. Jej brat zrobił gorącą czekoladę i kanapki oraz jajecznicę.
Grając w Scrabble rozmawiali, jedli, śmiali się. Poznawali siebie wzajemnie, rozmawiali o minionym dniu, mocach. Później włączyli film i wszyscy razem usnęli na kanapie. Dla nich pierwszy dzień w TYM miejscu dobiegł końca. Nie wiedzieli co zobaczą rano.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Pon 0:11, 07 Maj 2012    Temat postu:

[McDonald's] Dzień 1 (1 lipca) , noc

Nerine, Deb, Effy i Hayley siedziały przy stolikach w fastfoodzie. Wszyscy zabrali się za jedzenie i panowała w miare miła atmosfera. Brunetka odsapnęła i spojrzała na upitą Deb. Przypomniała sobie jak zaatakowała ją psycholka w psychiatryku. Dziewczyna spojrzała do góry i zobaczyła wiatrak, który kręcił się w wyjątkowo szybkim tempie. Nerine miała ochotę zobaczyć jak wygląda w spowolnionym tempie. Skupiła się na nim i... No właśnie, i nic. Kilka razy próbowała się na nim skupić, a nawet wyobrażała sobie zegar. Przeklnęła na głos.
"Cholena moc! Nienawidze cię!"
- Co jest? - spytała Deb
- A już nic. Pośpieszmy się, bo Neah się wkurzy - powiedziała i wyszła na zewnątrz.
Po chwili dołączyła do niej reszta i ruszyli na Tweed Street. Neah czekał już w samochodzie. Nerine zajęła miejsce przy kierowcy, a reszta usiadła z tyłu. W czasie jazdy upitym odbiło i zaczęły wystawiać głowy za okno prawdopodobnie naśladując psy w filmach. Nerine przeklęła w duchu i zaczęła nerwowo spoglądać na zegarek. Gdy dojechali do domu Nerine, było już po północy.
- Dzięki Neah. Świetnie prowadzisz - powiedziała po czym ruszyła do domu z dziewczynami, gdy ten próbował jechać do garażu.
Pierwsze, co rzuciło się Nerine w oczy, to nieobecność Chantala.
- Gdzie ten psychol poszedł?
- Kfto? - wymamrotał Effy
- Już nic - odburknęła - Dziś ja śpię w pokoju z Deborah, a Hayley z Effy. Jutro sobie pogadamy. Wszystko jasne?
- A Wojtek też może spać w naszym pokoju? - spytała Hayley
- Oczywiście, a teraz idźcie spać - mruknęła po czym zaprowadziła każdego do swojego pokoju.
Po połowie godziny wszyscy spali - Deb i Effy nawet nie raczyły się przebrać. Nerine przewidziała, że Effy nie będzie za dużo pamiętać, więc zostawiła jej na stoliku nocnym w jej pokoju, kartkę z wytłumaczeniem wszystkich wydarzeń od spotkania na plaży. Brunetka po drugiej w nocy zrobiła obchód po domu i na koniec opadła zmęczona na łóżko.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Pon 0:14, 07 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Michael West, III kreski



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nowhere

PostWysłany: Pon 0:33, 07 Maj 2012    Temat postu:

[Grantville] Dzień 1, wieczór
Kage Usagi dotarł na miejsce spotkania przed zachodem słońca. Omiótł go obojętnym wzrokiem, tylko chwilowo skupiając go na rusztowaniu stojącemu koło sceny.
Jeśli przyjdzie ich więcej to mogę mieć mały problem jeśli nie będę miał żadnej broni.
Podszedł do rusztowania i po dłuższej chwili siłowania się wyrwał z mocowania stalową rurkę.
Aikido obejmuje także walkę bronią białą. Chociaż to nie jest drewniany miecz.
Chwycił pewniej rurkę i zamachnął się nią na próbę.

*20 minut później*
- Więc przyszliście. - odparł spoglądając na grupkę obojętnym wzrokiem. Jeżeli oczekiwali po chłopaku chociażby najmniejszej reakcji na ich przybycie czy ilość to w tej chwili wyzbyli się tej nadziei.
Usagi stał na scenie spoglądając na zbliżającą się grupę, spoglądając na twarze tamtych. Nie dostrzegł wśród nich nikogo poza tymi których oczekiwał.
- Pusz się, pusz! Jest nas 35! Spróbuj nam podskoczyć!!! - wrzasnął jeden z nich prowadząc grupę biegiem w stronę podium.
Gdy znaleźli się wystarczająco blisko, Kage naprężył mięśnie i wyskoczył jak z procy, spadając w dół, wprost w paszczę rozwścieczonej grupy.
Japończyk wylądował na twarzy jednego z nich, kopiąc go obydwoma nogami. Zanim reszta zdążyła zareagować obrócił w dłoni rurkę i trafił nią w skroń kolejne dwie osoby.
I wtedy ktoś ciął go nożem w policzek. Syknął cicho odskakując do tyłu. Wpadł na jakiegoś osiłka, więc obezwładnił go kopiąc w kroczę.
Uśmiechnął się szeroko, czując jak adrenalina buzuje mu we krwi.
- Nie bójcie się! Po wszystkim będą was stąd zdrapywać!!!

*5 minut później*
- To demon!
Kage chwycił leżący u stóp kij do krykieta i przywalił nim w tył głowy uciekającego, zarazem zwalając się na niego całym ciałem. Dźwignął się ciężko na równe nogi zaciskając zęby.
Dranie. Trafili mnie w głowę.
Zostało ich jeszcze 23, podczas gdy on stał naprzeciwko nich z rozciętym łukiem brwiowym.
- Zobaczcie! Jest ranny! Teraz mamy szansę!
Pobiegli w jego stronę w dziesięciu. Każdy miał w dłoni kij, rurkę bądź nóż.
I tego właśnie oczekiwał Usagi. Rzucił się między nich, pochylając się tak aby uniknąć ciosów. Wybił jednemu z nich nóż z ręki a następnie chwycił za nadgarstek i obrócił nim w powietrzu. Przeturlał się do następnego, odskoczył w prawo unikając ciosu rurki i zadał cios pięścią prosto w szczękę. Chwycił go za koszulę, wbił mu kolano w żebra i pchnął go wprost na kretyna biegnącemu ku Usagi'emu z kijem uniesionym w górę.
Ale z nich idioci. - pomyślał kopiąc kolesia z półobrotu w głowę.

*kolejne 5 minut*
- Ale żałosny obraz przedstawiacie chłopaki. - wycedził przez zęby Kage, wypuszczając z ust dym. Wokół walały się bezwładne ciała jego przeciwników. Sam Kage miał rozcięty policzek i łuk brwiowy, obdarte kolana i kilka sińców na plecach.
Teraz mogę spokojnie jechać do Michaeltown. Jeszcze tylko znajdę zapasową paczkę papierosów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Lily Wilkes, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 11:58, 07 Maj 2012    Temat postu:

[GV] Dzień 2, ranek

Deborah ze snu wyrwał płacz i dźwięk alarmu samochodowego. Przeciągnęła się i wyjrzała za okno obok łóżka.
- Boże – szepnęła.
Myślała, że Michaeltown źle sobie radzi. W porównaniu z nim Grantville wyglądało jak obraz nędzy i rozpaczy. Szare budynki z poobdzieranym tynkiem były pokryte graffiti. Większość okien ktoś wybił, gdzieś daleko jarzył się jeszcze ogień. Sklep naprzeciwko był spustoszony, jeszcze przy drzwiach wejściowych było widać kilka rozsypanych batoników, które najwyraźniej komuś wypadły (”Komuś, kto wynosił masę rzeczy, inaczej wróciłby się po te batony”) i rozbitą butelkę jakiegoś trunku. Na drodze był też mały karambol.
Głowa bolała ją niemiłosiernie. „Jak ja uwielbiam mieć kaca…” Wsparła się na ręce, próbując zejść z łóżka. To, na którym spała Nerine było już puste.
Wspomnienia z wczorajszego dnia widziała jak przez siatkę; pamiętała tylko ogólne fakty, o szczegółach nie było mowy.
Gdy wstała, uderzył ją niesamowity fetor. Cała śmierdziała alkoholem. Ubranie dziwnie zesztywniało, pewnie od słonej wody. Włosy miała w nieładzie, a na podłodze niedaleko łóżka zauważyła kałużę wymiocin.
Otworzyła okno i skierowała się do łazienki. Wzięła szybki prysznic, żeby opłukać włosy i ciało. Na stoliku leżała duża torba podróżna z przylepioną karteczką. Deborah zerwała ją, widząc pismo Nerine.
„Wysłałam Neaha po nasze ciuchy.”
Ubrała się w pośpiechu i zeszła do kuchni. Wszyscy siedzieli przy stole, patrząc po sobie.
- Cześć – przywitała się Deborah, siadając na wolnym taborecie.
- Czekaliśmy na ciebie – mruknęła Effy, przecierając oczy. Najwyraźniej też niedawno wstała. Miała na sobie bluzkę Deborah i spodnie należące do Nerine.
Nerine postawiła na stole kilka kubków z kawą. Deborah machinalnie wzięła jeden i upiła duży łyk.
- Trzeba tutaj zrobić porządek – zaczęła Nerine. – Widziałyście co się dzieje na ulicach, nie? Masakra.
- Podtrzymuję - Deborah kiwnęła głową. - Wiecie, to niby od zawsze było gorsze miasto, ale żeby zrobić coś takiego już pierwszego dnia? Jeśli dorośli nie wrócą, to jak to będzie wyglądać za tydzień? Dwa? Może wymyślmy jak to wszystko zorganizować, a potem zgromadźmy gdzieś dzieciaki i przemówmy im do rozumu? Nie mówię tu o nie wiadomo czym, ale mogliby przestać demolować sklepy, przecież ci z poprawczaka obiecali, nie?
- Najwyraźniej zobaczyli, że mnie nie ma i zabrali się do roboty - mruknęła Nerine. - Ogólnie pasowałoby zrobić coś w kwestii jedzenia, w tym tempie niedługo nie będziemy mieć co jeść...
- Może przejdziemy się po mieście i zobaczymy jak to wszystko dokładnie wygląda, co?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Poison dnia Pon 12:35, 07 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cukierkowa
Delaney Fairfield, I kreska



Dołączył: 05 Maj 2012
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Pon 15:23, 07 Maj 2012    Temat postu:

[Grantville] 1 lipca, Dzień pierwszy, noc

Alyssa dojechała do Grantville. Sama nie wiedziała po co, ale tu była.
Miasto było w opłakanym stanie.
Cieszę się, że tu nie mieszkam.
Ustawiła samochód z boku drogi i położyła się spać.
Jutro coś wymyślę.

[Grantville] 2 lipca, dzień 2, ranek

Dziewczyna obudziła się i obejrzała. Była w samochodzie, pełnym różnych rzeczy zabranych ze sklepu.
Czy to nie kradzież? Zresztą nie ważne.
Była w Grantville, teraz widziała, że tu jest strasznie. Miała nadzieję, że ktoś coś z tym zrobi.
Zjadła batonik i wyszła z samochodu. Zamknęła go i ruszyła w stronę poprawczaka.
*trochę później*
Brama była wykrzywiona i co najważniejsze - otwarta, co znaczyło, że wszyscy wyszli.
-Dlatego w mieście jest jak jest. - powiedziała sama do siebie.
Potem poszła dalej. Całe miasto było zdemolowane i zaśmiecone.
Czasem widziała kogoś, ale uciekała przestraszona.
Dalej szła przed siebie. Postanowiła zobaczyć całe Grantville.
Ciekawe, czy przyjechał tu już ktoś z Michealtown.
Alyssa chodziła po mieście zauważając coraz więcej oznak zupełnego niedbalstwa wobec miasta.
Chodziła tak przez pewien czas.
Wtedy z pojawił się jakiś wysoki chłopak. Dziewczyna była prawie pewna, że chce ją zaatakować.
I, że nie ma szans.
Wtedy chłopak krzyknął, a Alyssa miała szansę na ucieczkę.
To ta moc!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rudzik
Celty N. Knight, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 16:47, 07 Maj 2012    Temat postu:

[Grantville] Dzień 2, ranek
Effy obudziła się z ogromnym bólem głowy. Wstała z łóżka czując suchość w gardle.
-Wody – jęknęła.
Zauważyła Hayley w drugim krańcu pokoju. Siedziała na łóżku i przeglądała jakiś zeszyt. Kiedy rudowłosa usłyszała jej głos z dziką furią rzuciła w nią zeszytem.
-Auu! - zawyła Effy, gdy zeszyt uderzył ją prosto w twarz. - Chyba nie trafiłaś. - burknęła.
-Celowałam w twoją pustą głowę, siostrzyczko. - warknęła tamta.
-O co ci znów chodzi?!
Hayley podniosła się z łóżka i chwyciła ją mocno za ramię. Effy jęknęła i wyjrzała za okno.
-Widzisz to? Widzisz?! - krzyczała.
-Nie wrzeszcz tak, mam kaca i...
-No właśnie! - podniosła głos jeszcze bardziej – Masz kaca! Właśnie przez to wylądowaliśmy tutaj. Powinnam pozwolić ci jechać samej i nie martwić się, że właśnie przyłączyłaś się do jakiegoś gangu! „O jeejkuu jak ja nienawidzę tegoo miaastaa” - przedrzeźniała ją – Masz co chciałaś. Tu jest lepiej? - utkwiła w niej zimny wzrok.
Effy uparcie milczała. Nie miała zamiaru się o to kłócić. Zawsze ją trochę ponosiło kiedy w pobliżu był alkohol, ale jeszcze nigdy nie zrobiła nic głupiego pod jego wpływem. Prawdopodobnie był to jej pierwszy raz. Albo i nie...
-Nie będziesz nic mówić? Proszę bardzo. Ja również mogę się nie odzywać. Przemyślałam to wszystko, Effy. Przemyślałam sobie wszystkie sytuacje, w których ci pomogłam. Zawsze to ja źle na tym wychodziłam. Ty unikałaś awantur rodziców, krzyków kolegów i utraty zaufania. Bo ty zawsze byłaś najważniejsza. Ale już na mnie nie licz. Nawet nie skinę palcem jak jakiś psychol napadnie cię i będzie próbował zabić. - wysyczała.
Wzięła swoje rzeczy i wyszła z pokoju trzaskając drzwiami. Effy skrzywiła się słysząc trzask. Westchnęła ciężko i rozejrzała po pokoju. Na szafce leżały jakieś ubrania, kartka i butelka wody. Dziewczyna natychmiast odkręciła butelkę i wlała w siebie jej całą zawartość. Potem szybko przebrała się i dopiero wtedy zajęła kartką. Była zaadresowana do niej od Nerine. Dziewczyna streszczała w niej wszystko co wczoraj się zdarzyło. Effy powoli układała sobie wszystko w głowie. Gdy czytała ostatnią linijkę tekstu, serce podskoczyło jej do gardła.
„A i wiem o twoich myślowych zdolnościach. Sama się wydałaś.”
-Boże, co ja zrobiłam?!

Kilka minut później odnalazła kuchnię. Przy stole siedziała już Hayley z jakimś chłopakiem i w milczeniu jadła swoje śniadanie. Nawet nie podniosła głowy gdy siostra weszła.
-Nie mieliśmy jeszcze okazji się poznać. Ostatnim razem jak cię widziałem byłaś pijana i niezdolna do myślenia.
Hayley parsknęła śmiechem i wbiła wzrok w swoje śniadanie.
Szczególnie to drugie. - usłyszała głos Hayley.
-Tak, chyba jednak nie powinnam tyle pić. - uśmiechnęła się przyjaźnie do chłopaka. - Jestem Effy.
-Neah.
-Jak już się poznaliście, możemy wreszcie coś zjeść? Jestem głodna jak wilk.
Do kuchni wparowała Nerine, która natychmiast rzuciła się w stronę lodówki. Effy zrobiła sobie kanapkę i usiadła obok siostry. Rudowłosa nadal milczała. Nawet myśli starała się wyciszyć. Urywała zdania w środku nie kończąc ich lub zastępując przekleństwami wobec siostry.
-Cześć – przywitała się Deborah, siadając na wolnym taborecie.
-Czekaliśmy na ciebie – mruknęła Effy, przecierając oczy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rudzik dnia Pon 16:49, 07 Maj 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
A.
Louis Black, II kreski



Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:01, 07 Maj 2012    Temat postu:

[MT] Dzień 2, 2 lipca, rano
Dan obudził się, spojrzał na zegarek było dobrze po dziesiątej. Spojrzał na telewizor wciąż był włączony. Leżeli na sobie, o ile tę „pozycję” można było nazwać leżeniem.
„Zasnęliśmy.
Ciekawe jak by ktoś zareagował gdyby nas zobaczył.
Na pewno by sie uśmiał.”

Uśmiechnął się sam się siebie.
„Trzeba się jakoś wydostać.”
Dan ostrożnie podniósł się z kanapy. Wyłączył telewizor i ruszył na górę by się umyć. Po wczoraj nie wyglądał najlepiej, a pod prysznicem dręczyły go myśli. Właściwe pytania bez odpowiedzi.
„Co to za ludzie będący z Effy?
Dlaczego rzucała we mnie butelką? No dobra...ostatnio ludzie bardzo lubią mnie atakować.
Czemu się upiła? Gdzie teraz jest?
I co ona mówiła? Czy to prawda, że czyta w myślach? ”

Chciał o tym porozmawiać przy śniadaniu. Jenny wiedziała o jego mocy, Des również.
Po wyjściu z łazienki założył czyste ubrania – szare spodnie typu chinos, niebieskie marynarskie buty z białymi wykroczeniami i żółty T-shirt w serek. Ostrożnie zszedł na dół.
„Nadal śpią.”
Chłopak zabrał się za przygotowanie śniadania. Trwało to dobre kilkanaście minut. Zrobił omlety i zaczął parzyć kawę.
„ Trzeba będzie je obudzić”
Dan chciał zacząć je budzić, jednak wyprzedizły go i same wstały.
- Dan, czy to kawa? – Jen wstała z kanapy i ruszyła do kuchni. Chłopak jedynie uśmiechnął się. Jeszcze raz wciągnęła mocno powietrze. – Kocham cię – po czym pocałowała brata w policzek. Des na kapnie przeciągała się. Jen spojrzała na jeszcze trochę zaspaną dziewczynę. – Kochana, zabieram cię na górę. Na pewno chcesz się umyć, a resztą zajmę się ją – po czym zabrała ją z kanapy, sama wiedziała, że musi zająć się tez sobą, ale da sobie radę.
- Ale wracajcie w miarę szybko!
- Jasne - odpowiedizała Jen, miała ochotę na kawę i omlety, ale musiała zjać się sobą i Desiree.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez A. dnia Pon 17:23, 07 Maj 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Chihiro
Johnatan Yashimoto, III kreski



Dołączył: 01 Maj 2012
Posty: 91
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:42, 07 Maj 2012    Temat postu:

[MT] Dzień 2 (2 VII), rano

Des otworzyła jedno oko. Potem drugie. Leżała na kanapie. I to na pewno nie w swoim domu...
Co ja tu robię, do cholery? - przeszło jej przez myśl. A potem jej się przypomniało. Statek, scrabble, film...
Des zamknęła oczy. Statek.
Przypomniała sobie jak rozdzielili się na pokładzie, a już niedługo potem w jednej z kajut znalazła dziewczynkę. Miała może dziewięć, dziesięć lat. Jednak mimo że nikogo po za nią na statku nie było, ta nie wydawała się bać. Des wprawiło to w zdumienie. Dziewczynka patrzyła na nią wielkimi oczyma. Uśmiechnęła się.
- Hej! Skąd się tu wzięłaś? - spytała wdzięcznym głosikiem. Miała głos pasujący do dużo starszej osoby niż ta dziewczynka.
- Przypłynęłam - odpowiedziała Desiree. Coś kazało jej stamtąd uciekać i trzymać się z dala od tej dziewczynki...
- Statkiem? - dziewczynka uśmiechnęła się szerzej. Desiree zauważyła, że jej źrenicy były bardzo zmniejszone. Właściwie nie było ich widać.
Des nawet nie zauważyła, kiedy dziewczynka się zbliżyła. Coś ciężkiego uderzyło ją w brzuch. Szybkim ruchem sięgnęła do pasa po nóż. Ale gdy znowu spojrzała na dziewczynkę, ta siedziała na ziemi, patrząc na nią zza łez. Jej oczy były całkowicie normalne.
- Co tu robisz? Kim jesteś? Wiesz gdzie są inni? - zaczęła się pytać drżącym głosem. Jej głos nadal nie pasował do ciała dziecka, ale teraz miał bardziej dziecięce brzmienie. Była przerażona na widok noża trzymanego przez Des.
Desiree otworzyła usta, aby odpowiedzieć, ale szybko je zamknęła.
"Co się przed chwilą stało? Całkiem zmienił się jej charakter i nastawienie"
Czternastolatka schowała nóż z powrotem za pas. Zauważyła, że drzwi prowadzące do sąsiedniej kajuty są uchylone. Podeszła do nich. Poczuła dziwny zapach dobywający się zza drzwi. Zerknęła przez nie, ale szybko odskoczyła.
Ciała. Było ich kilka. Około pięciu. Wszystkie należały do dzieci nie mających więcej niż siedem lat.
"Co one tu robią? Są świeże. Musieli zostać zabici całkiem niedawno. Może nawet dzień temu - pomyślała Des. Spojrzała na dziewczynę kuląca się w kącie i pochlipującą. - "Czyżby to ona ich zabiła? Już widziałam, że jest dość niezrównoważona, ale żeby aż tak? Może powinnam ją tu zostawić? Nie... Prędzej czy później i tak umrze, a śmierć z głodu lub szaleństwa nie jest chyba zbyt przyjemna... Może powinnam ją zabić, żeby jej ulżyć?
Desiree spojrzała na dziewczynkę. Nagle przyszedł jej inny pomysł. Uśmiechnęła się do siebie.
[i]"W sumie czy nie zabawniej by było wziąć ją ze sobą do miasta i zobaczyć jak sobie radzi? W normalnych warunkach już wylądowała by w wariatkowie... Tak może troszkę przerzedzi potajemnie ludność tego miasta... Zapasów starczyłoby wtedy na dłużej..."
I wzięła przerażoną dziewczynkę za sobą.
Gdy teraz o tym pomyślała Desiree uznała, że była to z jej strony głupota. Mogła jednak zabić tą dziewczynkę. Byłoby to bardziej ludzkie, niż wzięcie ją ze sobą.
Des przeciągnęła się. Otwierając oczy poczuła, że nadal jest nie rozespana. Zauważyła, że Jenny też się obudziła.
- Dan już wstał? - spytała ją. Des pokiwała głową. Nie widziała chłopaka, a to że wstał wydawało się jedynym wyjaśnieniem.
Jen poszła do kuchni. Des przez chwilę nie zwracała uwagi na rodzeństwo, a przynajmniej dopóki Jenny nie zwróciła się do niej:
– Kochana, zabieram cię na górę. Na pewno chcesz się umyć, a resztą zajmę się ją.
- Hę? - zdołała wydukać nim została porwana przez Jenny. Czyżby to był rodzaj kary za coś?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Pon 17:54, 07 Maj 2012    Temat postu:

[Grantville] Dzień 2, ranek

- Może przejdziemy się po mieście i zobaczymy jak to wszystko dokładnie wygląda, co?
- Taki mam plan,ale wpierw wysłuchajcie mnie - powiedziała po czym ruszyła w stronę kanapy z której zabrała mapy i kilka kartek.
Nerine rozejrzała się po pomieszczeniu i westchnęła.
- Znalazłam dwie mapy. Mapę okolic i mapę naszego miasta - powiedziała wyciągając pierwszą mapę - Próbowałam obliczyć ile zajmuje terytorium pod barierą. w sumie nic o tej kopule nie wiemy. Pewne jest, że pod nią znajdują się dwa miasta oraz pola uprawne z lasem, które mijaliśmy. Rzecz biorąc jest dobrze
Przerwała jej Effy.
- Pode kopułą? To jest kopuła?
- Tak. Sądzę, że nasze chmurki są iluzją, mirażem. Wszystko zależy od kąta spod którego na nią patrzymy. My możemy ją oglądać od dołu. Kopuła i już
Dziewczyna rozłożyła na stole mapę ich miasta po czym uśmiechnęła się do niej.
- Głupi są ci, którzy obrażali założycieli miasta. Miasto jest zbudowane jakby ktoś wiedział o barierze - idealnie przystosowane. Cmentarz jest prawie połączony z parkiem. Gdyby nagle spadł na nas meteoryt i rozwalił pół miasta to moglibyśmy pochować wszystkich w parku. Po prostu jest idealnym miejscem na ofiary Nowego Świata. Spójrzcie na ambulatorium, przychodnię i szpital psychiatryczny. Oni też muszą coś jeść. Jeżeli ktoś by im coś zaniósł, to miałby wszystkie budynki blisko siebie i nie musiałby się męczyć bieganiem przez całe miasto. A teraz poprawczak, szkoła z przedszkolem i bloki mieszkalne. Planowałam by zebrać jedzenie w poprawczaku by każdy mógł coś zjeść. Ludzie z przedszkola mieli by blisko i to jest akurat dobre. Tak samo ludzie z blokowisk i dzieci z poprawczaka
- Myślisz, że ludzie dadzą ci jedzenie i nic z poprawczaka nie ukradną? Nie rozumiem twojego toku myślenia - skomentowała Deb.
- Chyba właśnie jest pora na przejęcie władzy. Pierwsze co trzeba zrobić to zabronić ludziom demolowania miasta. Potem najlepiej będzie pozbierać szkło i wyrzucić śmieci. Najlepiej było by przy okazji zabierać z domów lekarstwa dla ambulatorium oraz zabierać długoterminowe jedzenie jak zupki chińskie i inne. Planuję zabrać jedzenie do hurtowni, a owoce i warzywa zanieść do poprawczaka. Każdy mógłby brać tyle ile chce. Choćby będzie pewność, że nikt nie wżera chispów by potem głodować - mruknęła - No i trzeba zmusić ludzi do roboty. Trzeba zająć się ambulatorium, przedszkolem, hurtownią z jedzeniem i poprawczakiem by nikt w nocy nie napadł i nie rozwalił owoców. Trzeba będzie zająć ratusz i zebrać kilka normalnych ludzi z miasta i ustalić godziny patrolów. Nie sądzę by każdy się dostosował do nakazu 'nie demolujcie miasta'. Przydałoby się spisać prawa NŚ (Nowego Świata) typu 'nie demoluj, nie kradnij, nie zabijaj - pomagaj'. Ale to wszystko potem. Pewnie podczas przeszukiwania domów znajdziemy dzieci do przedszkola. Rzecz w tym, że dzieci nie przeżyją za długo. Radziłabym wziąć samochody i pojechać na plac by wytłumaczyć dzieciom plan. Cholernie potrzebni są nam lekarze i opiekunki do dzieci. Była jakaś bijatyka i niektórzy są nieźle ranni. Co do dzieci to wiadomo. Dwie osoby wystarczą. Potem byśmy się przeszły po mieście w poszukiwaniu dzieci, lekarstw i jedzenia. Potem byśmy wystawili owoce w poprawczaku i zajęli się sprzątaniem, lub po prostu byśmy kogoś innego do tego zmusili, ale to mi się zbytnio nie widzi. Na placu pewnie będzie sprzeciw, ale Chantal niedługo wróci, a ludzie się jego boją, więc raczej nie powinno być niepowodzenia. Zapewne wiele dzieciaków wyjedzie demolować Michaeltown z powodu 'zakazu' oraz zmuszania do jedzenia owocków i warzyw. Wtedy Michaeltown oberwie, a my uchronimy się przed głodem i totalnym zniszczeniem. Rzecz w tym, że musimy na prawdę szybko działać. Sądzę, że i mutantów niedługo nam przybędzie, więc trzeba zrobić listę. Na razie widzę na nich tylko dwa nazwiska. Ale listę zostawmy w spokoju. Więc jak? Idziemy na plac przejąć miasto i tak dalej? Co sądzicie o tym pomyśle? - zakończyła Nerine.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
A.
Louis Black, II kreski



Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:23, 07 Maj 2012    Temat postu:

[MT] Dzień 2, 2 lipca, rano – Jenny
- Umyj się- wskazała drzwi do łazienki. Des nie była zadowolona z tej propozycji, a na jej twarzy pojawił się grymas – Nawet ze mną nie dyskutuj! Do łazienki marsz! A i nie ubieraj się, mam co do ciebie pewien pomysł. Zostań w ręczniku . – dziewczyna chyba zauważyła, ze w tych kwestiach z Jenny się nie dyskutuje i powoli ruszyła do łazienki. Sama Jen. Postanowiła umyć się w łazience ojca.
Po kilku minutach pooranej toalety dziewczyna musiała się ubrać. Wyjęła z szafy czerwony, długi, jakby wyciągnięty, czerwony sweter z dużymi, czarnymi guzikami w prawym danym rogu. Po założeniu sięgał jej do połowy uda, a rękawy podciągnęła przed łokcie. Całość eksponowała jej plecy i dekolt. Z szuflady wyjęła wisiorek – czarną kokardę na łańcuszku. Do tego wyjęła czarne botki na małym obcasie, a podanie założyła lekko wystające skarpety w tej samej tonacji.
Des nadal się myła wiec postanowiła wykorzystać ten moment na zrobienie sobie makijażu. Pomalowała sobie oczy na czarno, nie aż tak bardzo, jednak eye-liner i kretkę było widać. Na ustach pojawiła się również lekko czerwoną szminka w cienkiej warstwie.
„ Coś jej długo idzie.”
Jenny wiedziała już w co ubierze Des ta dosłownie przed sekundą pojawiło się w pokoju.
- Wow – powiedziała dziewczyna patrząc na pokój, a teraz spojrzała na Jen. – Wow.
– Trochę mam tych manekinów, pokrowców, no i teraz, kiedy miałam mieć swoje stoisko wiec jest tego tu dużo więcej. PR’owcy i organizatorzy potrafią zabijać – zaśmiała się.
- Jesteś naprawdę genialna – nadal czuła się jak w obcej krainie. Nie powtrzymała się i dotknęła jeden z sukienek.
- Nie przesadzaj są lepsi – mówiąc to wstała i wyszukała kilka ubrań z szafy. - Przymierz to, powinno być dobre – podała to Des.
Dziewczyna wróciła ubrana w chabrowe spodenki przed kolano, bluzkę w wąskie czarne pasy biegnące poziomo.
- Zostań w swoich czarnych trampach i czarnych muślinowych bransoletkach. A choć jeszcze do mnie, podmaluję ci trochę oko.
Po chwili były gotowe.
- Masz piękne oczy.
- Jenny, jesteś modowym gigantem! – dziewczyna w odpowiedzi jedynie uśmiechnęła się. – No, schodźmy już, Dan nas zabije.

- Siadajcie i jedzcie, musimy porozmawiać o wczoraj – powiedział Daniel.
- KAWYYY – domagała się głośno Jenny.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez A. dnia Pon 18:24, 07 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:26, 07 Maj 2012    Temat postu:

[MT] Dzień 1 (1 lipca), wieczór

- Nea, złaź stamtąd.
- Śpijcie - odkrzyknęła do Emily i rozejrzała się po okolicy. Na stole w swoim domu zostawiła kartkę, na wypadek, gdyby Lacie jej szukała.
"Poszłam dookoła bariery. Wrócę najpóźniej za parę dni".
Teraz siedziała wysoko na drzewie, rozglądając się po okolicy. Na dole rozpaliła ognisko, przy którym zasypiało jej rodzeństwo.
Łażenie po drzewach zawsze było jedną z jej ulubionych rozrywek, dlatego też siedziała tam pewnie, bez trudu wybierając dobre gałęzie. Po kilkudziesięciu minutach, upewniwszy się, że okolica jest pusta, zwinnie i szybko zeszła na dół. Z obawą uniosła rękę, podnosząc spory kamień i upuściła go na żarzące się ognisko, gasząc je do końca.
Zmęczona ciężkim, stresującym dniem, zasnęła.

[Za MT] Dzień 2 (2 lipca), ranek

Cała trójka zaczęła się zwijać. Ze strony Leandra nie obyło się bez narzekań. Szli wzdłuż bariery, którą Nea dokładnie sprawdzała. Jednak z każdym metrem jej nadzieja, że gdzieś znajdzie lukę lub dorosłych - malała.
- Stop - mruknęła i przyjrzała się napotkanemu drzewu. - Emily, wydaje mi się, czy to drzewo zaczyna usychać?
- No... tak.
- Połowa gałęzi i pnia jest za barierą - powiedziała do siebie i odrzuciła plecak, podwijając rękawy koszuli.
- Ej, chyba nie chcesz tam wchodzić?
- Pewnie, że chcę.
W mniej niż minutę była na szczycie, jednak prócz bariery i usychających gałęzi nie znalazła nic interesującego.
Szli przez pola uprawne, mijając łany zbóż, pola warzyw i rozległe sady, oraz od czasu do czasu pojedyncze farmy rolników, wraz ze zwierzętami.
"Niedługo Grantville..."


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Pon 18:30, 07 Maj 2012    Temat postu:

[MT - Plac] Dzień 2, poranek.

Kątem oka spoglądała na dwóch chłopaków popychających się ze śmiechem obok niej. Oprócz nich, kręciło się tu wiele osób, jednak Lacie nie zamierzała się nimi przejmować.
- Ej. - warknęła, gdy jeden wpadł na nią.
Chłopak spojrzał na nią, jakby dopiero ją zauważył.
- Przepraszam. - uśmiechnął się, a Lacie uśmiech odwzajemniła.
Sympatyczny.
Szybko zmieniła zdanie, gdy wyciągnął z kieszeni pistolet. Zerwała się, gdy zaczęli się nim bawić.
Rzuciła się w stronę chłopaka, jednak ten już zdążył go niechcący odblokować. Rozległ się strzał.
Na placu zapanowała nagle cisza. Lacie rozejrzała się w poszukiwaniu potencjalnych rannych. Już miała odetchnął z ulgą, gdy jakiś blondyn niedaleko osunął się na kolana, trzymając się za pierś.
- Zabiłeś go! - wrzasnęła jakaś brązowowłosa dziewczynka, celując oskarżycielsko palcem w stronę chłopaka z pistoletem.
Tamten rzucił na ziemię broń i uciekł, ciągnąc za sobą swojego kolegę. Lacie spokojnie podniosła z ziemi pistolet i schowała go do torby. Podbiegła do chłopaka. Odgarnęła mu blond strąki z oczu i skrzywiła się.
- Warp. - mruknęła, po czym odsunęła jego ręce.
- Toż to nasz szkolny geniusz. - szepnął Warp, po czym jęknął. - Przestrzelił mi pierś.
- Spokojnie, nic ci nie będzie. - uspokoiła go Lacie. Dostrzegła kilka ironicznych i gniewnych spojrzeń.
- On umiera. - wycedził chłopak obok, klękając przy Lacie.
Lacie posłała mu sarkastyczne spojrzenie.
- Coś ty, nie zauważyłam. - rozerwała zachodzącą krwią białą koszulę Warpa i przyłożyła ręce do jego nagiej piersi.
Piętnaście minut. Lacie odsunęła się od Warpa, o wiele bledsza z cholernym bólem głowy.
Ktoś wrzasnął. Usłyszała także pełne niedowierzania okrzyki.
Wpatrywali się w Lacie z rosnącym zdumieniem.
Chłopak obok niej złapał ją za nadgarstek.
- Uleczyłaś go. To niemożliwe! - krzyknął. - Przestrzelili go, do cholery!
Słaba Lacie uśmiechnęła się blado.
Brązowowłosa dziewczynka szybko znalazła się przy niej. Dotknęła jej nogi, jak gdyby była jakimś eksponatem w muzeum.
- Wyleczycielka.
Lacie odsunęła się szybko od tłumu i osunęła się na ziemię. Schowała twarz w kolanach i zaczęła głęboko oddychać. Chyba wyczerpała zasób mocy na dzisiaj.
*pół godziny później*
Gdy zebrała siły i zamierzała wstać, znikąd pojawił się na oko dziesięcioletni chłopak z wózkiem.
- Podobno uleczyłaś Kena. - mruknął i wyciągnął z wózka czteroletnią dziewczynkę.
Lacie schyliła się przy niej i odsunęła z przerażeniem.
- Ona jest martwa od kilku godzin. - szepnęła.
- Ulecz ją! - zawołał błagalnie chłopak.
Lacie wytłumczyła mu spokojnie, że nie potrafi ożywiać martwych.
Wtedy się rozryczał.
- Jesteś kłamczuchą! - wrzasnął z wyrzutem. - Ulecz ją!
Lacie zrobiło się słabo. Zawróciła na pięcie i wybiegła z placu. Gdziekolwiek.
Zatrzymała się dopiero przez zoo, gdzie potknęła się i wywaliła.
Wbiegła do zoo i zajrzała z ciekawością do budki biletera. Potrząsnęła ramieniem śpiącego chłopaka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Lily Wilkes, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:40, 07 Maj 2012    Temat postu:

[GV] Dzień 2, ranek
- Albo nie spałaś całą noc, żeby to obmyślić, albo od zawsze marzyłaś o przejęciu władzy – zaśmiała się Deborah – Dobra, teraz serio. Plan jest bardzo dobry, wszystko trzyma się kupy. Grunt, żeby sytuacja w mieście się ustabilizowała, wtedy będziemy mieć spokój, a Michaeltown zacznie się martwić.
Dziewczyna dopiła do końca kawę i ciągnęła dalej.
- Nerine, widzę, że masz już to wszystko poukładane w głowie, więc dobrze byłoby gdybyś wygłosiła jakąś przemowę czy coś, nie? Blablabla, ustalenie zasad, blablabla, współpraca i miłosierdzie, blablabla, zebranie jedzenia i leków, blablabla przeszukiwanie domów, sprzątanie, blablabla podział obowiązków. Mogą być problemy, ale chyba zabrałaś jakąś broń, nie? Wystarczy postawić Chantala z czymś większego kalibru i wszyscy się zgodzą. Chodźmy.
Wyruszyli w stronę miasta, uważnie oglądając ulice. Po drogach walały się śmieci, jakiś alarm samochodowy nadal wył… Tu i ówdzie przebiegały dzieci, goniąc się z paczkami chipsów. Starszych można było zobaczyć żłopiących alkohol z pubu, który był jednym z najbardziej zdemolowanych budynków.
- Kwestia jak zgromadzić wszystkich na placu – westchnęła Effy. – Przecież w ogóle nie zwracamy na siebie uwagi.
- Plotka – mruknęła Nerine. – Wystarczy, że zejdzie się z dwadzieścia osób, reszta pójdzie za tłumem, nie? Hej, wy! – zawołała w stronę dzieciaków, na oko trzynastoletnich, idących grupką ulicą. – Słyszeliście o tym zamieszaniu? Coś ma się dziać na placu za dwadzieścia minut. – powiedziała cicho takim tonem, jakby mówiła im najskrytszą tajemnicę. – Pewnie będzie mnóstwo osób…
Brunetka powtarzała to samo każdemu, kto się napatoczyl.
- Pójdę po Chantala – stwierdził Neah, skręcając w jedną z uliczek.
- Zostało siedem minut, ludzie już się gromadzą. – zakomunikowała Deborah, spoglądając na staroświecki zegarek, który zabrała z domu dziadka Nerine.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pon 18:55, 07 Maj 2012    Temat postu:

[ZOO] 2 lipca, 2, późny ranek.

Ethanowi śniło się trzęsienie ziemi. Dopiero po chwili zorientował się, że to nim ktoś trzęsie, a nie podłożem pod stopami.
Otworzył jedno oko i natychmiast cofnął się do tyłu, wywracając krzesło i łamiąc wiklinowy fotel, stojący za nim.
Gdy już wyszedł ze sterty połamanych części, postanowił otworzyć drugie oko. Otrzepał spodnie z kurzu i drzazg z wikliny.
Szkot popukał się po nosie.
- Już myślałem, że atakują nas smoki. Dzień dobry. O co chodzi?
Dziewczyna otworzyła usta.
- Oczywiście, ZOO jest otwarte dla zwiedzających.
- Ale...
- Tak, zniknęli wszyscy dorośli. Sądzę, iż zauważył to każdy to w Michealtown.
- Ale...
- Oczywiście, przyjmujemy skromne datki. W obecnej sytuacji pieniądze jednak nie są najodpowiedniejsze - mile widziane są ryby, surowe mięso, owoce i wszelkiego rodzaju insekty.
- Daj mi coś powie...
- Z każdym zażaleniem proszę kierować się do kierownika ogrodu zoologicznego, którym w zaistniałej sytuacji jestem ja, Ethan McSyer, dwunasty tego imienia w długiej linii naszego szkockiego rodu.
- Ale...
Chłopak pacnął się w czoło.
- No tak. W zaistniałej sytuacji nie przyjmujemy także czeków, kart kredytowych i zagranicznych walut. Chyba, że płaci pani arbuzami, wtedy jesteśmy gotowi przyjąć pani zamówienie.
- Czy mógłbyś wreszcie...
Ethan parsknął.
- Ty połamałaś mi fotel.
McSyer odwrócił się i westchnął.
- To był dobry fotel, nie ma co.
Dziewczyna tupnęła nogą.
- Mogłabym wiedzieć, dlaczego ta szyba jest taka oszroniona? Mamy lato!
Ethan prychnął.
- Co to za lato... miałem nadzieję, że Wichry Zimy wyjdą, zanim skończę Taniec ze Smokami, a tu zonk. Przedwczoraj Varys wielkodusznie zamordował Kevana Lannistera, a dzisiaj nie wiem nawet, co stało się następnego dnia.
Chłopak odwrócił się, postawił krzesło i usiadł.
- Ale czym mogę służyć? A tak... szyba.
McSyer odchrząknął i pomasował się po karku.
- Cóż... to chyba moja wina.
Wystawił stojącą obok niego szklankę wody na zewnątrz i dotknął jej palcem. Po paru chwilach przechylił ją na drugą stronę. Walec lodu wypadł na zewnątrz.
Ethan mruknął coś i oparł się wygodniej, po czym powiedział ponuro:
- Ta dam.
Po paru chwilach dodał:
- Mam oprowadzić panią po ogrodzie zoologicznym?


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Pon 19:00, 07 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Chihiro
Johnatan Yashimoto, III kreski



Dołączył: 01 Maj 2012
Posty: 91
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:26, 07 Maj 2012    Temat postu:

[MT] Dzień 2 (2 VII), rano

- KAAAWYYY!
Ledwo Jenny zdążyła to wykrzyknąć, gdy Des poderwała się z miejsca. Pobladła na twarzy.
- Za... zaraz wrócę! - krzyknęła i jak strzała popędziła na górę. Wbiegła do łazienki i rzuciła się ku swoim ubraniom, leżących obok plecaka. Oczywiście zapomniała je wziąć. Szybko chwyciła za bluzkę i włożyła rękę do kaptura. Pusty.
- Cholera - przeklęła Desiree. Obejrzała szybko łazienkę i wyszła na korytarz.
Tam znalazła to czego szukała.
Megan całkiem zadowolona chodziła po suficie korytarza i nie wyglądała jakby miała zejść. Des podskoczyła próbując ją złapać. Nic z tego. Była na to za niska.
Pobiegła do kuchni, gdzie nadal siedział Dan.
- Daniuś! - zawołała jak najsłodszym tonem. Już wiedziała, że chłopak nie przepada za pajączkami. Ale ktoś musiał ściągnąć Megan... Des pochyliła się do Desa składając ręce tak jakby mu mówiła jakąś tajemnicę. Mimo to mówiła na tyle głośno, że Jen ich słyszała. - Mam dla ciebie specjalną misję... Na korytarzu na górze czai się potwór. Nie możesz go zabić, ale musisz mi go oddać. Niestety ja jestem za niska, aby go złapać...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Chihiro dnia Pon 20:28, 07 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 3 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin