|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Poison
Lily Wilkes, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 13:31, 16 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[ST] 1, późny wieczór
"Celty?!"
- Możemy pomóc?
- Możecie pomóc, oczywiście...
Celty i jej koleżanka Amy zaczęły pomagać Lily transportować dzieciaki do sklepu z bielizną erotyczną. Wilkes na początku nie zwróciła na to uwagi, ale liczyło się, żeby były bezpieczne...
To, co zrobiła Celty było niesamowite i... dziwne. Jeśli ona to zrobiła.
Lily myślała, że wszystko będzie dobrze, dopóki Mark nie wyciągnęła noży - ale one też zatrzymały się w powietrzu.
Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie - Mistle postrzeliła Yvonne, pojawił się Nolan Knight, którego od dawna nie widziała.
Rozmawiała chwilę z Mistle - opowiedziała jej o jej wizji, bez zagłębiania się w fakt, że to była wizja... A potem zaczęli* szukać w domach.
Przed tym Wilkes poleciła jakiemuś starszemu dzieciakowi, któremu ocaliła życie, żeby zrobił reszcie gorącą czekoladę - stoisko nadal stało, wystarczyło z niego skorzystać. Chłopczyk nie śmiał kwestionować.
Przeszli Accel Road, zbierając opuszczone dzieciaki, które zapłakane oglądały świąteczne programy na DVD - w końcu telewizja nie odbierała. Brała większość na ręce, całowała w czoła, zapewniała, że wszystko będzie dobrze. Starsze dzieciaki dreptały za nimi, młodsze wrzucili do wyścielanej taczki - nie było to może zbyt dobre rozwiązanie, ale mieściło się tam więcej noworodków niż w wózkach.
W jednym z domów uderzył ich niesamowity smród. Lily weszła do środka.
- Halo? - zawołała.
Nikt jej nie odpowiedział, ale nie było to zaskoczenie - dziecko, chłopczyk, na oko trzyletni, leżał nieprzytomny na ziemi w kałuży barszczu z poparzonymi palcami. Ogień na kuchence nadal się gotował, a czajnik huczał złowrogo, ziejąc obłokami pary jak smok.
*Piszę w 3 os. l. mnogiej, bo nie wiem, kto w końcu poszedł. xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Em
Flossy Whitemore, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Jednorożców
|
Wysłany: Czw 13:56, 16 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[Samantha Town] Dzień 1 (24 grudnia), późny wieczór
- Vivienne Harper. I nie, nie wiem gdzie jest. A teraz pomóż mi z tymi trupami - usłyszała Flo przyglądająca się czarnowłosemu chłopakowi i rudej dziewczynie.
- W jakim sensie on ma ci pomóc? Chcecie je obedrzeć ze skóry, pokroić, schować do lodówki i zachować na gorsze dni? - zapytała poważnie, podchodząc bliżej. Wyszła niepostrzeżenie, podczas gdy Theo, Elle i Helena cały czas świętowali zniknięcie dorosłych.
- Tak, oczywiście że tak - odparła ironicznie. - Choć raczej myślałam o zabraniu ich z widoku.
Flo zachichotała.
- Potem będziecie żałować, gdy nadejdzie głód - oznajmiła i umilkła, zgromiona wzrokiem Vivienne. - Sorki. Tak naprawdę to mogę pomóc. Trupy są takie fascynujące - powiedziała i klasnęła w dłonie. Ubrania pięciu nieboszczyków poderwały ich do góry, tak że zawisły spokojnie w powietrzu.
Bryce uniósł brwi, ale nic nie powiedział, a okno pobliskiego domu otworzyło się z trzaskiem. Flo ruszyła ręką parę razy i w końcu zasłona zerwała się, opadając prosto na nią.
- Co się tak patrzycie? Tak będzie szybciej - powiedziała, wrzucając normalnie zwołki w zasłonę, która poderwała się, lewitując nad nimi.
- Dżizas, jakie ciężkie. Dokąd to? Chyba że nadal chcecie przerobić to na żarcie. Mimo wszystko to byłoby tak obrzydliwe jak jedzenie w McDonaldsie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Helen!
Nolan Knight, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Chyba Świnoujście.
|
Wysłany: Czw 15:16, 16 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[Samantha Town] Dzień 1 (24 grudnia), noc.
Chwilę trwało nim chłopak ułożył sobie wszystko w głowie. Zdążył się połapać w większości rzeczy, ale najtrudniej przyszło mu wytłumaczenie co robi.
- To trochę trudne, bo... hm... jakby to powiedzieć... potrafię tworzyć różne rzeczy poza własnym umysłem. Może to być chyba wszystko. Kiedyś zrobię ci Pottera czyde oki? - wyszczerzył się, a chwilę później odleciał myślami do Celty. - Więc ona powstrzymała tą napastniczkę? I ona pozabijała te dzieci? Wsadziliście ją gdzieś?
- Postrzeliłam ją, ale uciekła. Celty pomogła mi przy tym.
"Ta tępa debilka atakowała mi siostrę?!"
- Zabiję. Jak ją znajdziesz to daj mi znać. Mówiłem ci o tworzeniu różnych rzeczy. Może zrobię dla niej maszyny tortur? Albo latające noże. Lub wielkie wilki odgryzające nogi. Taak. Nikt mi nie będzie atakował siostrzyczki i Mis. Supcio, mam pierwszego wroga. - zaśmiał się.
Page spojrzała na chłopaka jak na wariata.
- A właśnie. Jak twoja siostra się wybudzi czy coś to mi powiedz. Mógłbym zrobić jej jakieś pluszaki, może doktora mówiącego, że jest lepiej. W końcu to kłamstwo, ale lepsze od brutalnej rzeczywistości. Ewentualnie mógłbym jej coś zagrać. Może nie będzie nam tak źle w tym miejscu.
"W tym miejscu? Może to trzeba jakoś nazwać? Wtrącenie do Otchłani? Zamknięcie w Otchłani? To wszystko jest jednym wielkim bezsensem."
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sprężynka
Mistle Page
Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 16:10, 16 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[Samantha Town] Dzień 1/2 (24/25 grudnia), noc
- Och... dzięki - odpowiedziała zmieszana dziewczyna. Postawa Nolana naprawdę ją zaskoczyła. We dwójkę obserwowali, jak kilkoro ochotników oraz Celty i Amy pomagają Lily w noszeniu dzieci.
- Telekineza - zaczęła niepewnie - jest znaną... umiejętnością. Powiedziałabym: mocą. Występuje w wielu książkach i w ogóle. W parapsychologii różne take zdolności oznacza się literą psi. Podobno większość z nich ujawnia się, gdy no... dojrzewamy, czasem trochę wcześniej lub trochę później.
- Myślisz, że wszyscy mniej więcej w naszym wieku są... inni? - zastanowił się na głos Nolan. Mis myślała przez chwilę, przywołując w pamięci ostatnie miesiące. Tak, podejrzewała Lily Wilkes. Ten test z historii. Wygrana na loterii. "Czyżby...?"
- Nie wiem. Może. A może nie. Osobiście nie zauważyłam u siebie czegoś nienormalnego, chociaż z biologicznego punktu widzenia jestem już kobietą. Nolan, pomyśl, co by było, gdyby was było... więcej. Z mocami jak z jakiegoś X-Mena! Nie wierzę, że dorośli zostawiliby was w spokoju. Nie wierzę, że reszta... społeczeństwa zostawi was w spokoju.
Milczeli przez chwilę, stojąc po kostki w śniegu, każde rozważając ostatnie wydarzenia i zajadając się cukierkami. "Dumle. Dumle. ON MA DUMLE. Trzymaj się Nolana Mavetha Drake'a Knighta, zaprawdę powiadam ci, trzymaj się go. ON MA DUMLE!".
- A ty, jaki masz dzwonek, wstrętny mugolu?! - odezwał się poirytowany dziewczęcy głos z kieszeni Mis. Nolan spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Jesteś brzuchomówcą? Poza tym, chyba udowodniłem, że nie jestem mugolem, no nie?
Page zaśmiała się, wyciągając telefon.
- To sms.
"Gdzie ty jesteś? Jest po północy!", pisała Ray.
- Och, jest już 25. Wesołych świąt, Nolan - uśmiechnęła się najmilej jak tylko potrafiła, próbując ukryć zirytowanie sms-em siostry. "Lubisz dzieci, Ray?". Po kilku sekundach przyszła odpowiedź: "o.O Wiesz, że tak".
Przytupując w miejscu, odpisała: "Niektóre potrzebują twojej pomocy. Są w Tower, ochotnicy je tam zwożą, ale mają za mało opiekunów".
"Zaraz tam będę".
- Wbrew pozorom, moja siostra jest dość empatyczna. Szkoda, że tylko dla słodkich maluchów - mruknęła, po czym o czymś sobie przypomniała. - Nolan, kto pilnuje twojej siostrzyczki, tej małej Nessie?
- Pamiętasz imię - zdziwił się, a Mis prychnęła. - Moja kuzynka.
- Jest późno - stwierdziła, ziewając. - A coś czuję, że jutro będzie dłuuugi dzień, chcę się wyspać. Dziś ściągnęli mnie z łóżka nieprzyzwoicie wcześnie. Eee... masz gdzie spędzić noc?
- Pewnie.
- OK. Jakbyś mnie szukał, to wiesz mniej więcej gdzie jest mój dom. Vane Road 15, na rogu z Hempel Avenue, dwie przecznice od Clinton. Na razie, Nolan. Ach, fakt, peleryna - zatrzymała się w pół drogi. - Wpadnij jutro, oddam ci ją.
To powiedziawszy, ruszyła raźno przed siebie, nie czekając na odpowiedź. Kiedy przekroczyła próg domu, Jim potwierdził, że Ray wyszła pomagać przy dzieciach. Ten zaś poprawiał swoje obliczenia z pomocą komputera, nanosząc okrąg na mapę.
- Rano pokażę ci efekt - mruknął. - Zaraz, skąd masz tę pelerynę?
Mis uśmiechnęła się delikatnie, ale nie odpowiedziała.
- Idę spać. Jakby jutro przyszedł tutaj taki wysoki brunet, wyglądający jak psychol, albo chociaż bardzo, bardzo podejrzanie, wpuść go. I powstrzymaj Nezirę i Sama, żeby go nie zagryzły po drodze.
"Albo, żeby on nie wystraszył ich na śmierć", pomyślała, będąc już u siebie. Rzuciła ubrania na jedną z ich dziwacznych kupek, minęła cztery wieżyczki książek, upewniła się, że Ołtarzyk wciąż jest taki jak należy i wzięła szybki prysznic.
Ziewając, przebrała się w piżamę. Spała jedynie w majtkach i za dużej na nią koszulce do połowy uda. Ostatnią myślą przed zaśnięciem, było: "Wciąż nie rozpakowałam prezentów..."
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski
Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gniezno
|
Wysłany: Czw 16:31, 16 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[ST] Dzień 1, noc
Elle zostawiła w domu Flo, Theo, Setha oraz Helenę i już od jakiegoś czasu wędrowała obrzeżem miasta.
- Banda rozwydrzonych, debilnych bachorów. Wystarczyło tylko kilka godzin, aby to wszystko zrujnować. - mruknęła pod nosem, otrzepując rękawiczką swoją czarną kurtkę, którą śnieg zdążył już obsypać.
Z centrum można było usłyszeć dziecięce krzyki, dźwięk tłuczonego szkła, płacz, wystrzały i co jeszcze sobie dusza mogła wymarzyć.
- Świetnie. Jak tak dalej pójdzie to góra za dwa dni wszyscy znajdziemy się pod ziemią.
Nagle stanęła i szeroko otworzyła swoje niebieskie oczy. Przed sobą ujrzała tajemniczą ścianę o mleczno-białym kolorze. Podniosła swój prawy, wskazujący palec i delikatnie dotknęła nim dziwnej bariery. Poczuła nieprzyjemne mrowienie i szybko schowała dłoń w kieszeń od swojej czarnej kurtki.
- Cholera, co to ma być? - spytała samej siebie, po czym uniosła głowę w stronę nieba.
''Oż ku*wa.''
Bariera rozciągała się nad całym miastem, a w dodatku przypominała kopułę, pod którą można kogoś zamknąć. Elle uśmiechnęła się na tą myśl złośliwie, ale bardzo szybko zrzędła jej mina.
- Nie. - szepnęła. - Nie, nie, nie, to niemożliwe.
Przygryzła wargę i zmrużyła oczy.
''Nie mów, że to to o czym myślę.''
Dziewczyna wybuchnęła chisterycznym śmiechem.
- Za co to wszystko? Za co, Panie? - uniosła ręce do góry i wykrzywiła usta w złośliwym uśmieszku.
Odwróciła się w stronę, z której przyszła i rzuciła się do szaleńczego biegu.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Wildness dnia Czw 16:32, 16 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
A.
Louis Black, II kreski
Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 18:46, 16 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[Samantha Town] 24 grudnia (poniedziałek), wczesny wieczór
– Mam nadzieję, że wam smakuje–powiedziała matka Louisa podczas jedzenia jednej z potraw wigilijnych.
Puff
Rodzice Louisa zniknęli. Sztućce, którymi jedli bezwładnie opadły wydają głuchy dzięki. Chłopak był oszołomiony.
– Mamo? Tato? – zaczął. – Gdzie jesteście? Nie, to nie jest śmieszne. – powoli wstał od stołu. – GDZIE WY DO CHOLERY JESTEŚCIE?! TO NIE JEST SMIESZNE! – wrzeszczał na cały dom.
W panice wybiegł na dwór.
Nie było nikogo.
„Coś się stało.”
Wrócił do domu. Zarzucił na siebie pałasz i złapał lezącą na szafce Alicję. (Chłopak ostatnio nie rozstawał się z tym egzemplarzem.) Zamknął dom i ruszył przed siebie.
***
– ŻE JA PRZEPRASZAM CO TO MA BYĆ?! – Louis stał przed mlecznobiałą ścianą. Rozciągała na prawo, lewo i w górę. Chłopak niepewnie jej dotknął. Poczuł delikatne mrowienie, które zaczęło narastać. – Prąd.
Tkwił ciągle w tym samym miejscu.
– JESTEŚMY ZAMKNIĘCI. CHOMICZKI W KLATCE! ALBO JAK NAS ZALEJE TO ZOSTANIEMY RYBAKMI. ŚWIETNIE. ŻEM SIĘ WYRAŻE, ZAJ*BIŚCIE.
Odwrócił się na pięcie i ruszył w powtórną drogę.
***
- Nie ma dorosłych! SUPER! – dzieci biegały po ulicy i krzyczały podobne hasła.
- Mój starszy brat też zniknął!
„Nie to chore. Ciekawe kiedy się obudzę?
…
TO NIE MOZĘ BYĆ PRAWDA!
ABSURD. NIEDORZECZNOŚĆ.BUJDA. FARSA.”
Skierował się w stronę cmentarza.
„Może tam będzie spokojnie.”
Po kilku minutach przechodził przez bramę. W oddali zauważył tańczącą postać. Podszedł do niej.
– Emm… Dobry wieczór? A może, jednak dobra noc? – rudowłosa odwróciła się, obdarzyła go zaciekawionym spojrzeniem.
- Ale co ty tutaj robisz? Nie boisz się chodzić w nocy po cmentarzu?
– Jakbym żył to może bym się bał… – dziewczyna wytrzeszczyła oczy, a później zaczęła się śmiać. – Louis. Louis Black.
- Flossy Flo Whitemore. Jeszcze nigdy nie rozmawiałam z duchem - na chwile zamilkła. – Co to? – wskazała na książkę.
– Alicja. Alicja w Karinie Czarów. Pierwsze, francuskie wydanie.
- Och, naprawdę? Kocham Alicję! Mogę zobaczyć? - chłopak podał jej przedmiot.
– Wesołych Świąt Flo. – wyjął z kieszeni telefon. Było przed dwunastą. – Tak, Wesołych Świąt Jest twoja. Follow the rabit.
Zaciekawiona zaczęła kartkować książkę. W tym czasie chłopak wysłał sms’a do Celty To jakaś chora sytuacja. U ciebie też? (wiem to dziwnie brzmi) Zniknęli?
– A to co? Niedługo miał być pogrzeb?-wskazał na dół.
- Trupek. Dziś był.
– Nie no. Nigdy nie spędzałem świat z trupem. Zapowiada się ciekawie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Helen!
Nolan Knight, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Chyba Świnoujście.
|
Wysłany: Czw 18:55, 16 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[Samantha Town] Dzień 1, noc.
Brunet zachwiał się gdy Mistle oddaliła się od niego. Jego myśli znowu powróciły do bariery. W głowie zaczęły pojawiać się przeróżne liczny, pi, średnice, okręgi i wiele innych rzeczy. Uśmiechnął się do siebie.
"Chcę wiedzieć."
Zamknął oczy wyobrażając sobie mapę okolicy. Był w mieście i był na wyspach, wiedział jak to wygląda.
"Jak to się mówiło..."
Ruszył szybko do pierwszego lepszego sklepu z bronią powtarzając w umyśle pytanie.
"Bariera. 24 grudnia. Dookoła miasta i okolic. Po co? Gdzie?"
Wskoczył do sklepu zabierając wiele pistoletów, karabinów, gazów pieprzowych, paralizatorów i tym podobnych. Pobiegł do ogrodniczego ignorując tłum dzieciaków i pomocników. Gdy znalazł się w sklepie zagarnął łopaty, piły mechaniczne, gwoździarki, siekiery i kilka innych rzeczy. Zapakował ją na taczkę i ruszył w stronę torów kolejowych.
- Ha, mam nadzieję, że Mis zaopiekuje się pelerynką. - mruknął dotykając białej sówki i chowając różdżkę. - Wysłuchiwanie jęków tego miasta mnie irytuje. Są lepsze miejsca gdzie jest więcej prawdy. A teraz Nolan musi odpocząć.
Kilka chwil później zaczął biec po oblodzonych torach mijając most nad rzeką.
- Władza i cukierki. Jakie piękne połączenie. Oby dwa tak samo szkodliwe. Mówi się trudno. Teraz trzeba odpocząć. - powiedział do siebie spoglądając na taczkę pełną 'broni'. - Clove, zapowiadają się piękne dni.
Brunet szybko sięgnął po telefon i wysłał ostatniego SMS'a Celty. Wyjeżdżam. Wrócę za maksymalnie pięć dni. Spotkamy się później. Nolan. Kilka sekund później wyłączył telefon.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rudzik
Celty N. Knight, II kreski
Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 19:28, 16 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[ST] Dzień 1/2 (24/25 grudnia), noc
- Nie żyje. - stwierdziła Amy pochylając się nad chłopcem.
- Jak umarł? - odezwała się Lily.
- Czy to ważne? Kolejna ofiara. Zanieście zwłoki na cmentarz. - rzuciła do dwóch starszych chłopców.
Celty podeszła do kuchenki zakręcając gaz. Wyłączyła też czajnik przy okazji parząc sobie palce. Syknęła z bólu i spojrzała w stronę nastolatków wynoszących martwe ciało.
Pochód ruszył dalej sprawdzając kolejne mieszkania i zabierając dzieciaki. Lily świetnie się nimi zajmowała, miała do tego wręcz talent. Celty tylko się przyglądała. Lubiła dzieci, ale nie umiała się z nimi dogadywać. Mimo że miała młodszą siostrę, tak naprawdę nigdy się nią nie zajmowała.
Powoli ich praca zaczęła przynosić efekty. Maluchy wysyłano do Tower, gdzie kilkoro ochotników obiecało się nimi zająć. Rannych przenoszono do szpitala, a trupy zanoszono na cmentarz.
W ten sposób parę godzin później z pomocą grupy dzieciaków udało im się obejść część miasta. Ray, siostra Mis zaoferowała pomoc w opiece nad dziećmi.
Dopiero o północy zrobili sobie przerwę. Wycieńczona Celty padła na ławkę obok Lily i Amy, która nie odzywała się od dłuższego czasu. Szybko wystukała wiadomość do John i obiecała spotkać już w domu.
Knight wyciągnęła z kieszeni cukierki od brata i poczęstowała nimi dziewczyny. Przez chwilę jadły w ciszy, dopiero po chwili Lily się odezwała.
- Jak to zrobiłaś?
- O co ci chodzi?
- Wtedy na rynku. Broń Yvonne wypadła jej z rąk. To samo było z nożami. I to wszystko za jednym ruchem twojej ręki.
Celty zauważyła, że Amy przysłuchuje się rozmowie. Knight westchnęła ciężko i wyjęła z kieszeni garść cukierków i podrzuciła je do góry. Słodycze zawisły w powietrzu, gdy tylko wyciągnęła drugą rękę. Przez chwilę bawiła się mocą formując z nich coraz to nowe kształty, po czym rozdzieliła je na trzy i cukierki wylądowały na kolanach każdej z dziewcząt.
- Niesamowite. - szepnęła Lily oglądając cukierek z każdej strony, jakby sprawdzając czy nie mają jakichś ukrytych skrzydeł.
- W sumie ja też mam pewne zdolności.
Amy chwyciła za poparzoną rękę Celty i dziewczyna syknęła z bólu.
- Co ty robisz?
- Pokażę wam coś.
Przez kolejne minuty obie obserwowały jak poparzenie pod wpływem dotyku Pracley znika. Celty uśmiechnęła się widząc jak na jej dłoni nie została nawet blizna. Jedyne co potrafiła z siebie wykrztusić to "wow".
- Co do dziwnych zdolności... - Lily wyglądała jakby się nad czymś zastanawiała. - Czasami mam jakieś wizje...nie wiem czy to można porównać do tego co wy potraficie. Chodzi o to, że każda taka wizja się sprawdza.
- Według mnie powinniśmy się z tym nie ujawniać. Gdyby dorośli nagle wrócili i zobaczyli co potrafimy, mielibyśmy przerąbane. To raczej nie jest normalne...
Telefon Celty zadzwonił i dziewczyna szybko wyjęła go z kieszeni jeansów.
Wyjeżdżam. Wrócę za maksymalnie pięć dni. Spotkamy się później. Nolan.
Odczytała treść SMS-a i podniosła się z ławki.
- Że co?! 5 dni?! Porąbało go?!
Dziewczyny patrzyły na nią w osłupieniu. Tymczasem Celty nerwowo chodząc w kółko, wpatrywała się w wyświetlacz.
- Już późno. Powinnam zwijać się do domu. Nie będziemy tu przecież siedzieć całą noc. - odezwała się w końcu. - Mieszkam niedaleko. Jeżeli chcecie możecie u mnie nocować. Jak się okazuje Nolan gdzieś wyjechał i zostaję sama.
- Masz jeszcze cukierki? - spytała Amy.
Celty niepewnie pokiwała głową.
- No to ja z chęcią. - Pracley wtuliła się w jej ramię jedną ręką sięgając do kieszeni. Knight zgromiła ją wzrokiem i pacnęła w czoło.
- Zero cukierków aż do rana. Lily, idziesz z nami?
[ST] Dzień 1, noc - Savannah Parks
Savannah szła w dół Accel Road z rosnącą frustracją. Obcasy jej nowych butów ślizgały się po lodzie i dziewczyna co chwila traciła równowagę. Przy każdym kroku wyklinała na Nadine, która od kilku godzin nie odpisywała. Jakimś cudem Parks uniknęła strzelaniny. Cały czas siedziała w swojej rezydencji i dopiero kiedy Knight obiecała się z nią spotkać na rynku, wyszła na zewnątrz. Właśnie wtedy ta wariatka zaczęła strzelać. Savannah przeklinając na Celty i życząc jej wszystkiego co najgorsze, uciekła na tyle szybko, na ile pozwoliły jej wysokie obcasy.
Miała zamiar popłynąć na wyspę, z dala od tej mieszaniny psychopatów i podpalaczy i czekać na ratunek. Nie wierzyła, że dorośli zniknęli. Myślała raczej, że to jedno z tych reality show lub zwykły eksperyment naukowy. Albo coś na wzór Igrzysk Śmierci, gdzie zamknęli ich na arenie pełnej czyhających na nich niebezpieczeństw.
Savannah zatrzęsła się z zimna i w tej samej chwili zauważyła Nadine w towarzystwie dwóch nieznanych jej dziewczyn. Właśnie miała zamiar do nich podejść i ochrzanić przyjaciółkę, gdy jej uwagę zwróciła drobna sylwetka. 12-letni blondyn, łudząco przypominający dziewczynę. Zapewne każdy uznałby go za kogoś nic nie znaczącego jednak w głowie Savannah zapaliła się ostrzegawcza lampka.
Vincent Rise, chłopak z rezydencji Knigt'ów na wyspie. Skoro on jest tutaj, to znaczy, że Nolan...
Blondynka pisnęła z radością wyobrażając sobie twarz jej ukochanego. Rzuciła się w stronę Vincenta o mało nie wywracając się na śniegu.
- Tu jesteś sługo!
- Dajcie mi już spokój, ja wcale nie jestem służącym...
- Zamknij się i zaprowadź mnie do Nolana!
Chłopak zaczął mruczeć coś pod nosem i rozejrzał się wokół jakby kogoś szukał.
- Pan Nolan zjawi się niedługo. Kazał mi iść do domu jego ojca.
- Cudownie! - blondynka klasnęła w dłonie. - W takim razie prowadź, sługo!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Persephone
Helena Foster, II kreski
Dołączył: 30 Lip 2012
Posty: 167
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Królestwo Umierającego Słońca
|
Wysłany: Czw 19:46, 16 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[ST] Dzień 1/2, noc
Helenie nie podobało się, że została w obcym domu z dwójką ludzi, których nie znała. Nie lubiła takich sytuacji. Nie chodziło o to, że czuła się niezręcznie, po prostu nie miała ochoty poznawać nowych osób. Od szampana trochę kręciło się jej w głowie, ale wstała z krzesła, lekko się chwiejąc i skierowała się w stronę drzwi.
- Wiecie co, pójdę już. - wymamrotała.
Wypadła na ulicę najszybciej, jak mogła. Świeże powietrze dobrze jej zrobiło. Nie chciała jeszcze wracać do domu, miała raczej ochotę rozejrzeć się po okolicy. Teraz było to łatwiejsze, kiedy chaos nie był tak wielki. Idąc wzdłuż obrzeża miasta, zastanawiała się nad sytuacją. Zniknęli dorośli...
Co masz na myśli, mówiąc dorośli? - zapytała samą siebie.
Nie widziała żadnych osiemnasto, czy nawet siedemnastolatków. Może ludzie nie zniknęli w przypadkowy sposób? Może była jakaś... granica? Wiedziała, że zmierza w dobrym kierunku, jednak roześmiała się. To wszystko wydało jej się nagle takie absurdalne.
Wtedy wpadła na biegnącą Elle.
- Auu! - krzyknęła, odzyskując równowagę.
- Przepraszam! - rzuciła Elle. - Ale mogłaś patrzeć przed siebie.
Helena machnęła ręką, dając dziewczynie do zrozumienia, że patrzenie przed siebie nie jest jej priorytetem.
- Dlaczego biegłaś? - spytała zamiast tego.
- Widziałaś barierę? - Christelle odpowiedziała pytaniem na pytanie, i nie czekając na odpowiedź, pociągnęła Helenę za sobą.
Po kilku minutach stały przed ową "barierą". Wyglądała jak ściana. Kiedy Helena spojrzała w górę, nie mogła dojrzeć jej końca.
- Myślisz, że to ma coś wspólnego z...
- Jestem pewna.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Persephone dnia Czw 19:47, 16 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Poison
Lily Wilkes, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 20:09, 16 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[ST] 1/2, noc
- Zero cukierków aż do rana. Lily, idziesz z nami?
Lily milczała przez chwilę. Z jednej strony była rozbita pomiędzy chęcią pomocy dzieciom, z drugiej brzdące miały już opiekunów, a ona musiała się wyspać - bądź co bądź była na nogach od czwartej nad ranem.
- Nigdy dobrze nie wyspałam się w swoim domu. Może u ciebie mi się poszczęści - uśmiechnęła się.
Powoli ruszyły w stronę domu Celty. Po drodze wymieniły jeszcze kilka zdań - Amy domagała się cukierków, ale Nadine nie zmieniła zdania. Zamiast tego wręczyła jeden z cuksów płaczącej dziewczynce, którą spotkały na drodze. Wyjaśniły małej jak dojść do Tower.
Dom Celty był całkiem sporych rozmiarów.
- Wow - mruknęła Lily. - Ale normalnie mieszkacie na wyspie, nie?
- Jeśli za "wy" uznajesz rodziców, Nolana i resztę rodzeństwa. Ja mieszkam w internacie.
- No tak.
Razem z Amy pomogły Celty przygotować łóżka dla gości, a potem przygotowały kolację - tosty, kanapki i barszcz, znaleziony na samym końcu lodówki. "Kolacja wigilijna..."
- Nie mam jeszcze twojego numeru. - stwierdziła Amy, patrząc na Lily.
- Ja też - zawtórowała jej Celty.
Lily wyjęła swoją [link widoczny dla zalogowanych], którą dostała rok temu od ojca na gwiazdkę. Model nie należał do najnowszych, ale Lily mimo wszystko uwielbiała ten telefon, głównie dlatego, że był jej pierwszym i należał tylko i wyłącznie do niej.
Wymieniły się numerami, a potem rozmawiały jeszcze o swoich umiejętnościach. Zasnęły w niewielkim świetle, rzucanym przez lampkę nocną. Lily już spała, kiedy na jej komórkę przyszedł SMS od Ray: Z dziećmi OK
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski
Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gniezno
|
Wysłany: Czw 20:17, 16 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[ST] Dzień 1/2, noc
''Muszę jak najszybciej im o tym opowiedzieć.''
Z tą myślą przemierzała drogę do domu na Vane Road. Biegła co tchu, co chwila ślizgając się na ubitym śniegu. Nie mogła sobie wyobrazić tego, że tak poprostu są zamknięci, odizolowani od reszty świata.
- Elle? - przystanęła na dźwięk swojego imienia. Odwróciła się i ujrzała przed sobą wysokiego chłopaka z niebieskimi, wręcz morskimi włosami.
- ELLE, TY ŻYJESZ!
Whitemore uniosła prawą brew i przyjrzała się badawczo chłopakowi.
- Po pierwsze, niestety nie wiem, kim jesteś. Po drugie, nie poszczaj się z radości. Po trzecie, masz cholernie dziwne włosy. Z jednej strony fajne, z drugiej wydają się zbyt przyciągające uwagę, nie sądzisz? A teraz jazda. Odpowiesz mi na parę pytań. Pierwsze... - tu zrobiła dramatyczną pauzę. - Kim jesteś?
Niebieskowłosy przez chwilę stał w zamyśleniu, zdziwiony monologiem Elle.
- No jak to kto? No ten, no wiesz, no. Ja jestem ten twój kolega z przedszkola. Pamiętasz napewno.
Christelle spojrzała na chłopaka, jak na głupiego, po czym wybuchnęła chisterycznym śmiechem.
- Serio? A ja myślałam, że smerfy przefarbowały ci włosy. A jeśli chodzi o tego kolegę to nie, niestety nie pamiętam.
Chłopak odwrócił wzrok i wlepił go w ziemię.
- Przypomnij sobie. Taki mały szkrab. Zawsze zabierał wszystkim samochodziki. - spojrzał na Elle, która obserwowała go z szeroko otwartymi oczami. - Dobra, to może inaczej.
- Stop. - wyciągnęła prawą dłoń i dotknęła jego klatki piersiowej. - Dane osobowe.
- Cedric Crevy. Lat 14, prawie 15. Coś jeszcze?
Dziewczyna z powrotem schowała swoją dłoń do kieszeni kurtki.
- Trzymaj. - Cedric wyciągnął dłoń, włożył ją do pustej kieszeni kurtki Elle, szybko ją wyciągnął i zniknął, jak gdyby nigdy nic.
Dziewczyna stała jeszcze chwilę, obserwując oddalającego się chłopaka, a kiedy zniknął jej z oczu, wyciągnęła z kieszeni tajemniczy przedmiot, który włożył niebieskowłosy. Tym tajemniczym przedmiotem okazała się mała karteczka, na którym widniało 9 cyfr.
,,Co to ma znaczyć?''
Nie zastanawiając się więcej ruszyła w dalszą drogę. W ciągu paru sekund jej chód przeobraził się w sprint, gdyż dziewczyna nie mogła się doczekać, aż opowie Flo o dziwnym spotkaniu nieznajomego chłopaka. Nagle wpadła na coś, a raczej na kogoś. Kiedy podniosła głowę, ujrzała Helenę, która tak, jak ona widocznie gdzieś pędziła. Czarnowłosa krzyknęła, starając się utrzymać równowagę.
- Przepraszam! Ale mogłaś patrzeć przed siebie.
Helena machnęła ręką i spojrzała Elle w oczy.
- Dlaczego biegłaś?
''Nie mam zamiaru się jej tłumaczyć.''
Whitemore przypomniała sobie o tajemniczej kopule, o której miała zamiar opowiedzieć.
- Widziałaś barierę? - spytała i nie czekając na odpowiedź, pociągnęła dziewczynę za rękę.
Parę minut później dotarły na miejsce, w którym Elle po raz pierwszy zobaczyła mleczną ścianę. Popatrzyła na czarnowłosą, która w zdumieniu obserwowała każdy centymetr bariery.
- Myślisz, że to ma coś wspólnego z...
- Jestem pewna. - przerwała Helenie, wiedząc, co chciała powiedzieć.
- I co teraz? - pirokinetyczka zbliżyła swój palec do tajemniczej bariery.
''Aaa, mój palec!''
- Mój palec! - krzyknęła Foster, a Elle ledwo zdusiła w sobie złośliwy śmiech.
- Boli, prawda? Musimy jak najszybciej powiadomić o tym Flo i Theo. - Elle ruszyła w stronę, z której niedawno temu przybiegły. - Chodź, nie traćmy czasu.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Wildness dnia Czw 20:20, 16 Sie 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Helen!
Nolan Knight, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Chyba Świnoujście.
|
Wysłany: Czw 21:46, 16 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[Ośrodek wypoczynkowy dla pomylonych] Dzień 2, przed brzaskiem.
Knight dotarł do dużego budynku Ośrodka Wypoczynkowego i zaśmiał się spoglądając na drewnianą tabliczkę.
"Oh, chyba nikt się nie obrazi."
Zmarzniętą ręką sięgnął do taczki po nóż po czym wyskrobał na tabliczce kilka dodatkowych słów tak iż napis brzmiał 'Ośrodek wypoczynkowy dla pomylonych imienia Nolana Knighta'.
Uniósł głowę do góry i zauważył, że w ośrodku palą się światła.
"Racja, smarkacze są i tutaj. Zabije się ich dla świętego spokoju i tyle."
Kopniakiem otworzył drzwi do budynku, a gdy minął recepcję i wielką choinkę - wpadł do pierwszego lepszego pokoju nie zważając iż ktoś już w nim mieszka. Zauważył wolne łóżko, pociągnął taczkę pod nie i chwilę później pacnął się na nie nie zwracając uwagi, że sowa uciekła na parapet, a cukierki wydały dziwny dźwięk.
"Śpię, śpię, śpię, kto normalny łazi po Samara Morgan Town w nocy? Śpię, śpię... Poduszko, wyjdź za mnie."
- Kto to? - usłyszał piskliwy dźwięk.
Chłopak odkleił głowę od poduszki i przekrwionymi oczami spojrzał na dwie dziewczynki na oko dziesięcioletnie.
- Yhmyhhh - wysapał śpiącym tonem. - Tak, wiem, jestem boski, ale mam zły humor i obetnę wam głowy. Spadówa.
Dziewczynki długo wisiały przy łóżku chłopaka aż wreszcie przemówiły.
- Gdzie mamusia?
Chłopak uniósł brew i wydał z siebie głośne sapnięcie.
"Zawsze są problemy ze smarkulami."
- Wasza mamusia ma was w... nosie i poszła sobie daleko stąd. Ja tu rządzę i raczę spadać.
Dziewczynka, która nie odzywała się, nagle wybuchła gniewem.
- ODDAJ MOJĄ MAMĘ!
"Ja pieprzę. CHCĘ SPAĆ!"
Knight sturlał się się z łóżka, a chwilę potem wstał i sięgnął po piłę mechaniczną, którą włączył wymachując nią dziko.
- Tak na prawdę jestem psychicznym mordercą w ciele chłopca z cukierkami. Zamierzam zaprowadzić porządek na tej ziemi mordując wszystkich, których spotkam. Żegnajcie dziwne dzieci.
Dziewczynki uciekły z piskiem za drzwi, a Nolan zaśmiał się przechylił głowę wyłączając piłę.
- Zadzwońcie do mnie potem! - rzucił za dziewczynkami i opadł na łóżko z piłą w ręce.
"Spać, spać, spać... Mój mózg po 16 godzinach bez snu nie pracuje jak należy. Spać, spać."
Post został pochwalony 1 raz
Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Czw 21:52, 16 Sie 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mashu95
Matthias Moore, III kreski
Dołączył: 28 Cze 2012
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa/Koszalin
|
Wysłany: Czw 21:48, 16 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
ST. 24 grudnia 2012r.- Późny wieczór.
Matt zaraz po zniknięciu rodziców wybiegł z domu. Potrzebował pomocy. Jedynym miejscem jakie przychodziło mu teraz do głowy był dom jego najlepszego przyjaciela. Rodziny Moore'ów i Trance przyjaźniły się od wielu lat. Wiedział, że tam mu nie odmówią pomocy. Jednak w połowie drogi spotkał młodego Trance'a. Jego rodzice również zniknęli. Z tego co słyszeli z innych domów również i stamtąd dorośli zniknęli.
Chase w obawie przed innymi nastolatkami postanowił sprawdzić co się dzieje w lombardzie jego ojca niedaleko centrum miasta. Na miejscu okazało się, że sklep stoi nienaruszony. Chłopcy postanowili na wszelki wypadek zaczekać w nim do rana, aż grupki zdezorientowanych dzieciaków wrócą do domów.
- Jak myślisz... co się dzieje?- Chase przerwał milczenie, panujące dotychczas.
- Nie mam pojęcia... to było mgnienie oka... mama wołała Ann i w połowie zdania PUFF... zniknęła.- Matt ciągle nie mógł uwierzyć w to co się stało.
- U mnie było podobnie... tata miał właśnie dzielić kurczaka... sztućce zawisły nagle w powietrzu, a potem leżały na ziemi... Zniknęli... i chyba nie tylko nasi rodzice.- Trace wziął z półki jedną z zastawionych rzeczy. Starą konsole nintendo.- Póki co musimy czekać. Chodź... ripnąłem tą wersję, mozna "Złapać Je Wszystkie".
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mashu95 dnia Czw 22:09, 16 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Michael West, III kreski
Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: nowhere
|
Wysłany: Czw 23:14, 16 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
[SK] Dzień 1/2, północ
West westchnął ciężko i spojrzał ponuro na dziewczynę.
- Przynieś mi jabłko.
Valerie spojrzała na niego zaskoczona, na co on ponaglił ją gestem. W tym czasie wyjął papierosa i zapalił go.
- Mam jabł-ko - urwała, widząc chłopaka z papierosem w dłoni. - Ty palisz?
Kiwnął głową i wyciągnął drugą dłoń po jabłko.
- Jabłko.
- Nie powinieneś palić - odparła tamta, spoglądając na niego z wyrzutem.
Chłopak parsknął śmiechem i uśmiechnął się do niej ironicznie.
- Skąd ty się urwałaś? Nie wolno palić. Bo rodzice tak mówią? - widząc jej niepewne skinienie, wybuchnął śmiechem. - Nic im do tego. A teraz daj mi to jabłko!
Podała mu owoc, a ten po chwili kompletnie spleśniał.
- Mam dotyk trędowatego. Mogę zniszczyć wszystko czego dotknę.
Spojrzała na niego z wybałuszonymi oczami, więc chwycił łyżkę leżącą na stole i ta pokryła się grubą warstwą rdzy.
- Widzisz? - odparł uśmiechając się. Dziewczyna cofnęła się w stronę ściany, po czym wybiegła z mieszkania zatrzaskując za sobą drzwi. Blondyn przez chwile wpatrywał się w wejście do salonu, po czym zaniósł się głośnym śmiechem.
Świetna reakcja.
Odwrócił się w stronę telewizora i sięgnął po pilota od DVD.
Chyba obejrzę ten film jeszcze raz.
Usiadł na kanapie obejmując kolana. Ledwo obejrzał 10 minut filmu i zasnął w tej pozycji.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Chihiro
Johnatan Yashimoto, III kreski
Dołączył: 01 Maj 2012
Posty: 91
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 23:46, 16 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Post trochę bez ładu i składu...
[ST], Dzień 1, 24/25 Grudnia, noc.
- John?
-Mhm?
- Mogłabyś mnie już puścić? W tej sytuacji nie czuję się komfortowo.
Johnathan posłała siostrze oburzone spojrzenie.
- Czy w waszym DNA wpisane jest psucie wzruszających chwil, jaką jest między innymi przytulanie się dwóch sióstr, które zwykle mają siebie nawzajem głęboko gdzieś? - spytała John, patrząc na siostrę. Bo od paru...nastu/dziesięciu/set minut siedziały przytulone do siebie i płacząc. W końcu ich brat zniknął...
Yui wytknęła siostrze język, a potem usiadła po turecku, patrząc się na John.
- Co się dzieje z tymi, którzy znikają?
- A bo ja wiem? Zniknij i sama zobacz... Może umierają... Albo teleportują się gdzieś...
Yui kiwnęła głową.
- To co teraz robimy?
- Chyba za późno, aby gdzieś iść... - odpowiedziała John, biorąc do ręki komórkę. - O! Trzydzieści nowych smsów... Charmy, Charmy, Charmy, Charmy, Charmy... Niech męczy swojego chłopaka, a nie mnie! "Zginiemy tu, John!", "Gdzie jesteś, ja tu zaraz oszaleję z nerwów, rodzice zniknęli i nie wiem co robić", "Słyszałam strzały"... O! Wiadomość od Celty!... Czytu, czytu, czyt... No nie... Przecież nie będę tak późno do niej szła! Już była jedna strzelanina...
- Była?
- Chyba tak... Nie jestem pewna, bo nie widziałam... Celty i Amy tam poszły, ale... - urwała, bo nagle dopadły ją wyrzuty sumienia. Zostawiła przyjaciółki (w sumie to kuzynkę i przyjaciółkę, ale kto by się tam przejmował szczegółami), podczas gdy one poszły w stronę odgłosów strzelania. Mógł je ktoś postrzelić, albo coś...
- E tam... Jutro rano się tym przejmę... - mruknęła John pod nosem, rzucając komórkę z powrotem na łóżko brata.
- To co robimy?
- Idziemy spać... Choć w sumie... Spakuj coś do plecaka... Najpotrzebniejsze rzeczy. Jutro rano idziemy do Celty, ok? - Jej siostra pokiwała głową i wybiegła przez drzwi, aby się spakować.
- Łał! To była najdłuższa rozmowa z Yui od czasu... od zawsze! - szepnęła do siebie John, wychodząc z pokoju. Biorąc przykład z tego co sama powiedziała, wzięła swój plecak od szkoły i zaczęła wkładać tam swoje rzeczy - komórkę, ciuchy na przebranie w razie jakiegoś wypadku, PSP, Starego gameboya, kilka paczek baterii, ładowarki no i kilka gier. Wszystko co jej było potrzebne do przeżycia.
Gdy miała wszystko gotowe, rzuciła się na łóżko i zamknęła oczy. Słyszała, jak drzwi od jej pokoju otwierają się.
- John?
- Mhm?
- Mogę z tobą spać?
- Mhm?!
- To znaczy koło ciebie, w tym samym łóżku...
- Wiem co to znaczy... Po prostu zdziwiło mnie, że sama z siebie to zaproponowałaś... O ile nie masz żadnej lalki, to możesz.
John słyszała jak Yui wybiega z powrotem do swojego pokoju, aby odłożyć lalkę i wraca z powrotem. Gdy obydwie leżały, młodsza z dziewczyn spytała:
- John... Wszystko będzie dobrze, prawda?
- Oczywiście, że tak! - skłamała John.
[ST] Dzień 2, 25 Grudnia, rano.
- Wzięłaś wszystko?
- Tak.
- Nie zostawiłyśmy odkręconego gazu, albo czegoś tam?
- Sama sobie sprawdź.
- No to idziemy! - powiedziała John, otwierając drzwi i zakładając swoje kozaki i kurtkę. Miała ze sobą plecak, tak jak Yui. - Kierunek: Dom Celt!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|