Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Prolog
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Śro 20:37, 08 Sie 2012    Temat postu:

[Samantha Town] 22 grudnia (sobota) popołudnie

Christelle już od jakiegoś czasu spacerowała po mieście w poszukiwaniu prezentów dla Flossy i Setha.
- Moja kochana ciociunia w tym roku prezencików nie dostanie. - warknęła, kreśląc w powietrzu znak cudzysłowia, gdy wypowiadała trzy pierwsze słowa.
Przedzierała się przez śnieżne zaspy, aż dotarła do miejsca, o którym myślała już od rana. Uśmiechnęła się do siebie i zniknęła za skrzypiącymi drzwiami.
- Theo? - szepnęła, podchodząc do stoiska z kubkami. Zza lady wychyliła się burza ciemnobrązowych włosów. Chłopak na widok Elle uśmiechnął się szeroko i podniósł do góry palec wskazujący. Whitemore kiwnęła głową i zdążyła lekko poruszyć palcem, kiedy w drzwiach, znajdujących się niedaleko lady pojawił się tęgi mężczyzna.
- Ostrzegam cię, nie zadawaj się z nią.
Elle lekko drgnęła, wiedząc o kim mówi ojciec Theo. Stała nieruchomo, czekając, aż mężczyzna zniknie, aby mogła powrócić do normalnego stanu. Czarnowłosy jeszcze chwilę krzątał się po pomieszczeniu, po czym zniknął w tych samym drzwiach, w których jeszcze chwilę temu się pojawił. Christelle ponownie kiwnęła palcem, stając się widoczną.
- Jednak ta moc się przydaje. Nie ma co. - powiedziała wesoło, wyciągając z półki kubek z wizerunkiem kota z Cheshire. - Biorę go dla Flo. Wiem, jak bardzo za nim szaleje.
Dziewczyna podała chłopakowi odpowiednią ilość pieniędzy i razem wyszli z niewielkiego budynku.
- Jak dobrze wyrwać się z tego pieprzonego sklepiku. - Theo otarł pot z czoła i wziął Christelle pod rękę.
- Mam zaplanować zemstę na twoim ojczulku? Jestem w tym dobra. - wyszczerzyła się od ucha do ucha, klepiąc chłopaka po ramieniu. - Chodź, pójdziemy zobaczyć, czy Flo już wróciła.
Pociągnęła Theo za rękę i ruszyła wzdłuż odśnieżonego chodnika.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Śro 22:01, 08 Sie 2012    Temat postu:

[Samantha Town] 22 grudnia 2012 (sobota), południe.

Flo siedziała na podłodze, zatykając uszy rękoma i próbując ignorować wrzaski Kaia. Wyciągnęła z kieszeni telefon, postanawiając napisać do Matta i sprawdzić czy żyje. "Follow the with rabbit" - wystukała na swojej klawiaturze qwerty i wysłała wiadomość do Matta, którego zapisała sobie jako Wushu master.
- Zatrzymaj to, Flo! Zatrzymaj!
Flossy opadła głową na dywan, spoglądając w sufit. Nad głową przeleciała jej koszulka z The Beatles, a następnie czapka z Nirvaną.
- Nie umiem! - zawołała melodyjnym tonem, przekręcając się na bok i zwijając w kłębek. - Straciłam panowanie. - dodała, zamykając oczy. Czuła piekielny ból głowy i teraz pragnęła tylko spać.
Spać, spać i spać bez końca.
Dość duża figurka Piotrusia Pana tymczasem latała po całym pokoju, obijając się o ściany i rzucając po pokoju różnymi przedmiotami. Kai pomasował głowę po uderzeniu jakimś badziewiem, które Flo kiedyś kupiła za grosze od jakiegoś domokrążcy.
- Witamy w Nibylandii - wymamrotała, gdy Kai potrząsnął nią mocno. - Głowa mnie boli, zostaw mnie ty pop...
Nagle drzwi otworzyły się i stanęła w nich jej siostra i Theo.
- Elle! - Flo wyciągnęła ręce w jej kierunku, błyskawicznie się rozbudzając. Christelle pomogła jej wstać i omiotła pokój zdziwionym wzrokiem. Flossy westchnęła i z całej siły przyłożyła sobie w policzek. Piotruś opadł na jej ręce, nieruchomy.
- Oh, Piotrusiu.
Trzęsący się Kai zawył wściekle.
- Zwariuję z nią!
Flossy spojrzała na swoją siostrę, a potem przeniosła wzrok na wielkie, zapakowane w świąteczny papier pudło z napisem ELLE.
- To nie dla ciebie. To dla innej Elle - wymamrotała. - Piotrusiu, leć. Może spotkasz gdzieś swoją Wandę! - zawołała wesoło, podrzucając do góy figurkę. Piotruś zamachał rączkami i poszybował w kierunku półki, na której usiadł i zastygł.
- To niemożliwe - powiedział Theo, cały czas stojący w drzwiach.
- Tylko jeśli w to wierzysz - odparła Flossy z błyskiem w oku, przechodząc obok niego. - Macie ochotę na przedświąteczny spacer po plaży? Taka ośnieżona i oblodzona wygląda tak ładnie.
- O nie - zawył Kai. - Ona znowu każe mi ze sobą chodzić po lodzie, udająć pingwiny. I znów wpadniemy do wody. I znów Christelle będzie nas ratować.
- A pokój? - zapytała Christelle, schodząc za nią po schodach.
- Posprzątam go potem.
- Nie posprzątasz.
- Tak dobrze mnie znasz - powiedziała Flo, zakładając na nogi białe glany.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Śro 22:07, 08 Sie 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mashu95
Matthias Moore, III kreski



Dołączył: 28 Cze 2012
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa/Koszalin

PostWysłany: Czw 0:12, 09 Sie 2012    Temat postu:

[Samantha Town] 22 grudnia 2012r.- Popołudnie.


Po obejściu większości swoich znajomych, Matt* stwierdził, że nie ma ich zbyt wielu, a ci, którzy jeszcze pozostali w ST akurat gdzieś wywiało.
- Nake, czemu ty musisz mieszkać na jakiejś wyspie... byłoby fajnie gdybyśmy tak samo jak w podstawówce pokręcili sie we trzech z Chase'em.- chłopak naprawde tęsknił za ich paczką. Odkąd Nolana spotkał ten nieprzyjemny wypadek, w którym zginęła Clove, chłopak mocno się od nich oddalił. Wcześniej nie przeszkadzała mu nawet różnica klas (bądź co bądź był od nich starczy). Moore podszedł do drzwi ostatniego domu, w którym był pewien, że kogoś znajdzie. Zadzwonił do drzwi, które chwile potem otworzył mu jego przyjaciel Chase Trance.
Chłopak był już ubrany w starą kurtkę swojego ojca z dużymi kieszeniami, do których chował najróżniejsze rzeczy.
- Siemka Chase... idziesz gdzieś?
- Nie, dopiero wróciłem ze sklepu.- Chase pokręcił głową.- Mam nową grę, chcesz wypróbować?
Z telefonu Matt'a rozległ się nagle dźwięk włączanego miecza świetlnego. Skwiercząco syczący odgłos, nie dający się z niczym innym pomylić. Moore wyciągnął z kieszeni telefon, odblokował i odczytał wiadomość od Flossy. "Follow the with rabbit." Uśmiechną się. Dziewczyna zrobiła literówkę. Znany mu z Alicji w Karinie Czarów cytat, specjalnie przez dziewczynę przekręcony (tak specjalnie! Matt doskonale wie, że Flo ma zbyt wielka obsesję na punkcie tej historii by mogła nieumyślnie coś źle zacytować) sprawił, że chłopak zatęsknił za ich wspólnymi sparingami. Wśród wszystkich uczniów uczęszczających do klubu (aż... tak AŻ 8 osób łącznie z 3 instruktorami) tylko ona i instruktorzy stanowiła dla niego jakieś wyzwanie. Teraz tuż przed świętami nie miał co liczyć na jakąkolwiek możliwość zmierzenia się z przyjaciółką.
Wszedł razem z Chasem do jego pokoju. Trance natychmiast uruchomił swój komputer. Chwile potem obaj chłopcy zagłębili się w beztroskim świecie wirtualnych przygód.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Lily Wilkes, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 0:58, 09 Sie 2012    Temat postu:

[Samantha Town, plaza] 22.12, poludnie
Lily siedziała na jednym z wielu głazów na plaży. Ściągnęła zniszczone zamszowe kozaki po jednej z jej kuzynek i zamoczyła stopy w lodowatej wodzie.
Nie przeszkadzała jej temperatura wody. Niezależnie od pory roku to plaza była jej prawdziwym domem. Czasami spala w pobliskich jaskiniach, albo rozkładała koc na dużej, podłużnej skale, na której spokojnie mogła leżeć.
Miala na sobie gruby, zimowy płaszczyk, jedyny, który posiadała. Ukradła go dawno temu w Portland z Forever 21. Uwielbiała go - z wierzchu był pokryty dużymi, pomarańczowo-żółtymi łuskami, błyszczącymi w delikatnych promieniach słońca, przebijającego się przez kłębiaste chmury wiecznie wiszące na ST.
Normalni ludzie spędzali czas przed wigilia kupując prezenty, piekąc kolejne placki, rozmawiając z gośćmi, którzy przyjechali z daleka na ta okazje. Oczywiście nie dotyczyło to rodziny Wilkes. Lily wolała ulotnić się z domu o świcie, żeby nie natknąć się na rodziców. Co prawda Sara Deborah nie urządzała cyrków gdy Benjamin był w domu, ale Lily unikalna jej ostatnio bardzo często, wiec nie mogła być niczego pewna.
W oddali zamajaczyło jej kilka sylwetek. Poznała tych nastolatków, ale nie od razu. Siostry Whitemore, które znała ze szkoły, Kai, wieczna ofiara Flossy i chłopak sprzedający kubki. Chyba miał na imię Theo.
Westchnęła, gdy przystanęli niedaleko niej.
- Cześć - przywitała się.

/Sorry za brak polskich znaków w niektórych miejscach (korekta), ale PC spakowany i znów jestem na laptopie, już ostatni raz./


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Poison dnia Czw 1:02, 09 Sie 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 15:56, 09 Sie 2012    Temat postu:

[Samantha Town] 22 grudnia, południe

Przechodnie odskoczyli na boki, słysząc mrożący krew w żyłach damski krzyk. Mis parsknęła śmiechem, wyciągając dzwoniący telefon.
- Kocham ten dzwonek - mruknęła Page, po czym odebrała. - Cześć, Ann. Co chcesz dostać na święta?
- Przeszczep szpiku w inny dzień niż Sylwester - brzmiała ponura odpowiedź.
- Nie martw się. Obudzisz się i będzie już Nowy Rok. Od dwóch dni.
- Cudownie.
- No więc...?
- Masz notes? - Mis stłumiła uśmiech i przyłożyła ramię do ucha, przytrzymując IPhone'a, wyciągając notesik i długopis.
- Dyktuj. Staczasz się, Ann. Twój coroczny wywiad środowiskowy trochę się spóźnia.
- Nie narzekaj, tylko notuj... - zaczął padać śnieg, więc dziewięciolatka co chwilę upominała klnącą Mis, której śnieg uparcie padał na notes. Kiedy wreszcie wszystko było dokładnie spisane, rozłączyła się.
Wcisnęła z powrotem słuchawki w uszy, brnąc w kierunku domu handlowego. Tak go nazywali ludzie, z racji tego, że na miano centrum handlowego był nieco za mały.
Przepychając się przez tłum ludzi, którzy tak jak ona, co roku zostawiali kupno prezentów na ostatnią chwilę, wędrowała od sklepu do sklepu.

*dwie godziny później*

Poszła na łatwiznę, od razu każąc zapakować prezenty w sklepie z dekoracjami. Mis weszła do swojego pokoju, ignorując wściekłe mamrotanie sprzątaczki, która pomstowała na śniegowe ślady jej glanów.
Zostawiła wszystkie misternie zapakowane paczki w szafie i wybrała te, które przeznaczyła dla znajomych i przyjaciół.
Rodzice co roku podarowywali swoim dzieciom dodatkową dwie stówki na prezenty, co z grubsza nie miało sensu, skoro i tak dostawali prezenty za góra czterdzieści dolców. "I tak nie lubię świąt. Melduje się czołowa ateistka tej rodziny".
Śnieg wciąż nie przestawał padać, za tłum ludzi na ulicach zamiast się zmniejszać, wciąż rósł. Mis uśmiechnęła się, widząc, jak gąszcz ludzi rozstępuje się przed kimś. Znała tylko jedną osobę w Samantha Town, która mogłaby w tak sprośny sposób parodiować Cichą Noc.
- Cześć, Bryce! - wrzasnęła na całą ulicę, zarzucając mu ręce na szyję i przytulając się do najlepszego przyjaciela. Miała gdzieś, że ktoś mógłby ich uznać za parę. - Byłeś grzeczny? Przyniosłam ci prezent.
Wcisnęła mu w ręce pudełko i na pożegnanie kopnęła zaspę śniegu, obsypując mu płaszcz śniegiem. Pognała na plażę, zamierzając obejrzeć, jak daleko ocean był zamarznięty. Prawdopodobnie tylko kilka centymetrów, ale i tak uwielbiała rozwalać cieniutką warstwę lodu.
W oddali zobaczyła kilka osób, ale była zbyt zajęta fascynującą czynnością, by zwrócić na nich uwagę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rudzik
Celty N. Knight, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:55, 09 Sie 2012    Temat postu:

[Wyspa Knightów] 22 grudnia 2012 (sobota), południe

Celty pozostawiła bagaże w korytarzu i nawet nie zdejmując butów wbiegła schodami na górę. Tak dawno nie była w swoim pokoju, że z trudem poznała swoje rzeczy, które pozostawiła parę miesięcy temu. W pomieszczeniu panował lekki zaduch, więc otworzyła okno na oścież wychylając się przez nie. Wdychając zimne powietrze zaczęła obserwować sytuację na dole. Widziała jak jej bliźniak ładuje się wraz z Nessie do motorówki i mówi coś do Savannah. Potem odpłynęli razem i usłyszała głośny pisk przyjaciółki.
Knight odsunęła się od okna.
Zdrada.
Okno zamknęło się z hukiem. Celty zaczęła odliczać, ale nie potrafiła powstrzymać palącego w niej uczucia gniewu.
Pożałujesz, Savannah. Obiecuję ci to. Mnie się tak nie zostawia. Oby Nolan był na tyle mądry by wrzucić cię po drodze do morza. Bo moja zemsta będzie znacznie gorsza.
Kilkanaście minut później Celty przemierzała ogród w poszukiwaniu Vincenta. Jej matka powiedziała, że to tutaj poszedł z Nessie i Nolanem. Teraz, skoro zarówno jej brat, młodsza siostra oraz Savannah (której wysłała kilkanaście smsów z pogróżkami) opuścili wyspę, mogła wreszcie zająć się ukryciem przed nimi prezentów. A Vincent miał jej w tym pomóc.
Właśnie przechodziła obok jednej z zasp, gdy usłyszała czyjeś wołanie. Obróciła się poszukując wzrokiem właściciela głosu, jednak wokół niej nie było nikogo. W ten samej chwili zaspa zaczęła się ruszać i Knight wrzeszcząc wniebogłosy odskoczyła od niej wpadając w śnieg.
Z zaspy wynurzył się trzęsący z zimna Vincent.
- Rany, Vincent, mógłbyś mnie nie straszyć?
- Przepraszam panienko Knight! To Nessie mnie tak urządziła.
- Usiłujesz mi wmówić, że moja półtoraroczna siostra wepchnęła cię w śnieg?
Blondyn strząsnął śnieg z włosów i pokiwał głową.
- Rzeczywiście z ciebie baba, Vinc. - Celty parsknęła śmiechem i ciągnąc go za kaptur wprowadziła z powrotem do domu.
- Wśród tych bagaży znajdują się prezenty. - powiedziała i po kolei zaczęła wciskać mu walizki. - Pomożesz mi z ukryciem ich aż do świąt.
Wspólnie przenieśli wszystko do salonu i dziewczyna zaczęła wyjmować pakunki dla rodzeństwa przy każdym mówiąc co w nim jest.
- Fartuszek, poradnik i szminka dla Nettie. Szminka w kolorze zielonym oczywiście. Wybrałam taki kolor specjalnie dla niej. Nettie nienawidzi zielonego. - wcisnęła Vincowi paczki.
- Ale...co ja mam z tym zrobić?
- Schować? Nie chce mi się teraz szukać skrytek w tym pokręconym domu. Najtrudniej będzie ukryć prezenty dla Nolana, ale z tym też sobie poradzisz, prawda?
Blondyn skinął głową i Celty wyładowała kolejne pakunki.
- Domek dla lalek i maskotka dla Nessie, poradnik "Jak pozbyć się z domu nieznośnego rodzeństwa" dla Noaha i Nolana i lalka barbie dla Nettie albo Noaha. Jeszcze nie wiem dla kogo będzie.
Celty sięgnęła do kolejnej torby i zaczęła wyciągać z niej długą ciemną szatę.
- To dla kogo?
- To już prezenty dla Nolana. Masz je dobrze ukryć inaczej powieszę cię do góry nogami na drzewie, zrozumiałeś?
- Czemu wy wszyscy mi grozicie? - oczy Vincenta zaszkliły się i Celty pacnęła go w głowę.
- Cicho bądź, Vinc. Tutaj masz tarczę do rzutek z podobizną Noaha, replikę czarnej różdżki i poradnik "Jak poderwać rudą dziewczynę na 20 sposobów". Musisz ukryć jeszcze sowę, ale z tym to już będzie problem.
- Prawdziwą?
- Tak. Jest na korytarzu. Postaraj się Vincent i schowaj wszystko tak, by Nolan się do tego nie dorwał.
Celty wstała i skierowała się do drzwi. Nagle jakby sobie o czymś przypominając odwróciła się i wyjęła z walizki jeszcze jedną paczkę.
- To dla ciebie, Vinc. Wesołych Świąt. Nolan mówił, że to by ci się to spodobało.
Dziewczyna obserwowała go jak rozpakowuje prezent. Na jego twarzy pojawił się uśmiech widząc nową parę nożyczek i kolejnego pluszaka. Celty wzięła ze sobą Gilberta i wyszła z salonu nie czekając na żadne podziękowania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Michael West, III kreski



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nowhere

PostWysłany: Czw 23:06, 09 Sie 2012    Temat postu:

[Samantha Town] 22 grudnia 2012 (sobota), południe

Michael West wrócił do domu cały mokry.
- Mike? Już jesteś? Chodź tu, musimy porozmawiać.
Czego ona znowu chce?
Wspiął się po schodach wchodząc do swojego pokoju i barykadując się w nim. Drzwi otwierały się do środka, więc wystarczyło położyć deskę na dwóch drewnianych uchwytach, które młody West zrobił specjalnie, aby nikt nie naruszał jego prywatności.
Zdjął polar, rzucając go na krzesło i rzucił się na łóżko, chwytając po drodze PlayBoy'a leżącego na środku podłogi.
Założył nogę na nogę, zostawiając mokry ślad nuta na ścianie i otworzył gazetę spoglądając na seksowną modelkę stojącą nago w dość namiętnej pozycji.
To jest to.
Oblizał wargę i rozpiął rozporek.
- Mike! Otwórz drzwi! Co ty tam do diabła robisz?!?
Michael zaklął pod nosem i odkrzyknął.
- Wale konia! Nie przeszkadzaj mi!
Usłyszał jeszcze ciche "O Jezu", cichnący dźwięk kroków i znowu mógł pogrążył się w lekturze.
Chociaż trudno nazwać to lekturą
Parsknął pod nosem i wciągnął ponownie spodnie.
Stary, impotencja w tym wieku?
- Zamknij się - rzekł wpatrując się na duży plakat modelki powieszony na ścianie. Podszedł do niego i odkleił go w prawym górnym rogu, sięgając po niewielką blaszaną puszeczkę.
Usiadł przy biurku i uruchomił komputer.
Wbił wzrok w ekran, jednocześnie otwierając puszkę. Sięgnął do szuflady i wyjął z niej cienką białą bibułkę. Odciął odpowiedni kawałek i zaczął skręcać papierosa.
- Scooby145 jest dostępny. Co to za opis?! "Za dobro los zawsze ci wynagradza". Kpina - odłożył skręta na bok, zamknął puszeczkę i schował ją ponownie za plakatem. Podkręcił ogrzewanie na maksimum, otworzył okno na oścież, uruchomił wzmacniacz podłączony do komputera i włączył muzykę na maksa.
- Co by tu mu napisać? - pomyślał na głos, wkładając do ust skręta i wyciągając z kieszeni zapalniczkę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Vringi dnia Czw 23:10, 09 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Pią 13:45, 10 Sie 2012    Temat postu:

[Samantha Town] 22 grudnia, popołudnie.

- Cześć, Lily - przywitała się Flo, nie dziwiąc się nawet że widzi ją o takiej porze na plaży. - Uważaj, bo odmarzną ci stopy.
- Ta - mruknął Kai, szczękając zębami i wpatrując się w nogi blondynki, zanurzone w wodzie.
Elle i Theo usiedli na głazie obok Lily i zaczęli rozmawiać z nią o szkole.
Szkoła. Szkoła jest taka nudna - pomyślała Flo, wirując wśród płatków śniegu. Wpadła na Kaia, przewracając go na śnieg.
- Nie, Flo, no weź... - zaczął i wrzasnął, gdy rozpięła mu kurtkę i włożyła za koszulkę wielką garść śniegu. Wstała z niego i podała mu rękę, pomagając wstać. Pociągnęła go w stronę wody, ignorując prośby.
- Chodź, Pinky. Zostaniesz morsem.
- Nie chcę być morsem! Nie chcę, Flo, nie chcę, nie chcę! Będę chory!
- Co za pech! - wrzasnęła z głazu Elle, a Flo zaśmiała się. Nagle jej uwagę przyciągnął ktoś inny. Puściła litościwie Kaia, a ten odetchnął z ulgą.
Flossy podbiegła kawałek i przykucnęła, formując z śniegu kulkę śniegu. Uśmiechnęła się kpiąco i wstała. Miała doskonałego cela.
- HEJ, PAGE! - wrzasnęła radośnie i zamachnęła się, trafiając Mistle prosto w bok głowy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Pią 14:21, 10 Sie 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 14:03, 10 Sie 2012    Temat postu:

[ST, plaża] 22 grudnia, popołudnie

Poczuła silne uderzenie śnieżką w bok głowy. Śnieg natychmiast zaczął się topić, skapując jej za kołnierz. Ktoś krzyczał. Mis odwróciła się. Tak, tych rudych włosów nie da się z niczym pomylić.
Ruszyła sprintem, utrzymując idealną równowagę na śliskim śniegu. Z impetem wpadła na Flo, przewracając ją za ziemię. Dziewczyna jęknęła.
- Zejdź ze mnie - zaśmiała się. Reszta przypatrywała się im z lekkim niepokojem. Fakt, dwie dziewczyny, jedna na drugiej, to nie wygląda zbyt... normalnie. Mis roześmiała się opierając ręce na śniegu po bokach głowy Flossy i podniosła się do pionu. Kiedy otrzepała się ze śniegu, podała rękę Whitemore i pomogła jej wstać.
- Zaliczyliście już jakąś bitwę na śnieżki?
- Tak - powiedział Kai.
- Nie - odpowiedziała chórem reszta. Page uśmiechnęła się.
- Mój biedny braciszek siedzi w domciu pod kocykiem i pije herbatkę tatusia, bo okropna przyrodnia siostra jak co roku wsadziła jego kochany ryjek w zaspę śniegu i przygniotła butem - rzekła, parodiując płaczliwy ton zbitego dzieciaka. Rozmowę przerwał krzyk z jej kieszeni. Kai cofnął się, przerażony, ale reszta już przyzwyczaiła się do jej osobliwego dzwonka.
Mis poczuła jak lodowata dłoń ściska jej serce. Kevin, jej ojczym, dzwonił naprawdę rzadko.
- Hej - odebrała, starając się zapanować nad drżącym głosem. Ostatni raz dzwonił kiedy... - Coś się stało?
- Tak. Ann się pogorszyło.
Wiedziałam.
- Jak to się pogorszyło? - reszta towarzystwa spojrzała po sobie ze zdziwieniem. Kevin westchnął ciężko.
- Podali jej leki, które miały pomóc organizmowi do czasu przeszczepu szpiku, wiesz, przygotować ją do tego. Ale organizm je odrzucił, zaczęła wymiotować krwią i się dusić. Musieli zrobić intubację i wprowadzić w stan śpiączki. Ten przeszczep jest niezbędny, inaczej... Inaczej... Boże. W każdym razie, nie zrobią go bez tych leków. A jej organizm je odrzuca. Wracaj do niej szybko, Mistle - zakończył. Chociaż większość znajomych i rodziny zawsze zwracała się do niej Mis, on jedyny uparcie odmawiał zdrabniania jej imienia. Page rozłączyła się.
- Muszę lecieć - rzuciła, otrzepując resztę ubrania. Jej znajomi nie wiedzieli o siostrze chorej na białaczkę. Chyba, że Bryce wszystko wypaplał.
- Coś się stało?
- Tak - odwarknęła w przypływie bezsilnej rozpaczy, idąc w kierunku miasta. - Moja siostra umiera.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Char
Xavier Zake, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 17:59, 11 Sie 2012    Temat postu:

[Las, dom Xaviera] 22 grudnia, popołudnie.

Chłopak z furią kopnął drewniany stołek, który przeleciał na drugą stronę jego pokoju.
- Cholerna książka! - ryknął, obnażając zęby. - Gdzie, ku*wa...?!
Drzwi otworzyły się z hukiem. Jasnowłosy Jack wkroczył do środka, trzymając w rękach wielką księgę o tytule "Leksykon trucizn". Z bladej i wykrzywionej złością twarzy przyjaciela na moment zniknęły wszelkie emocje. Znienacka uśmiechnął się radośnie, podszedł do Jacka i poklepał po ramieniu.
- Dzięki, stary – westchnął. – Co ja bym bez ciebie zrobił?
- Prawdopodobnie byś zaginął – odparł młodszy kolega, uśmiechając się dobrotliwie.
Jednak Xavier już go nie słuchał. Wziął księgę i rozsiadł się w fotelu, gorączkowo przerzucając kartki.
- Jakbyś mnie szukał, to jestem w pracowni – odezwał się nieśmiało Jack. Nie otrzymawszy odpowiedzi, podreptał w swoją stronę.
Po kilku minutach Zake burknął:
- Jasne, Jack.
Siedział przez chwilę w bezruchu, wpatrując się w księgę ze zmarszczonym czołem. Nagle podskoczył jak oparzony i ściskając w dłoniach „Leksykon” pognał do laboratorium w piwnicach. Służba była przyzwyczajona do wyczynów młodego chłopaka. Bieganina o każdej porze dnia, dziwaczne życzenia i wybuchy złości były dla nich chlebem powszednim. Niepokojące były jednak wrzaski dochodzące z podziemi i to, że raz na jakiś czas ktoś z ekipy znikał. Jednak siedzieli cicho; nikt nie chciał narazić się na gniew Zake’a.
Wpadł do cuchnącego chemikaliami pomieszczenia, rzucił na jeden ze stołów księgę i pognał dalej, w największy mrok rozległej piwnicy, do zakurzonych regałów. Ostrożnie wyjął stamtąd niewielką buteleczkę z czymś szarym i mętnym w środku. Krocząc ostrożnie, jakby szedł po kruchym szkle, wrócił do miejsca, gdzie porzucił „Leksykon”. Niemal z czcią, delikatnie zdjął korek. Odmierzył z aptekarską precyzją odrobinę ciemnego proszku leżącego na srebrnej tacce i dosypał do płynu. Zawartość buteleczki zabulgotała i uspokoiła się. Xavier uśmiechnął się paskudnie. Właśnie trzymał w dłoniach najsilniejszą truciznę! Ze łzami w oczach nabrał odrobinę do aplikatora i wpuścił do miseczki z wodą jedynie kroplę. Potem, zamknąwszy drogocenną butelkę, podał miseczkę wynędzniałemu czarnemu królikowi w klatce. Zwierzak rzucił się na wodę jak dziecko na nową zabawkę. Wypił zaledwie dwa łyki i… upadł na podłoże klatki w drgawkach, tocząc krwawą pianę z pyszczka. Po chwili znieruchomiał a ciemne, nieświadome niczego oczy zaszły mgłą.
Chłopak otworzył klatkę i wyjął martwego królika z klatki. Troskliwie pogładził czarne futerko, dotknął ustami czoła zwierzaka i odniósł do chłodni, pomieszczenia za „laboratorium”. Tam złożył go w jednej z szuflad pokrytych szronem, jak wcześniej dziesiątki innych królików. Wychodząc z zimnego jak sama śmierć pomieszczenia uśmiechał się szeroko. Ukrył truciznę i usiadł przy stole, jakby nigdy nic czytając ręcznie zapisane strony „Leksykonu trucizn”.
Per aspera ad astra.
Zachichotał cicho.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Sob 21:37, 11 Sie 2012    Temat postu:

[ST] 22 grudnia, wieczór.

Dobry nastrój szybko zniknął po odejściu Mistle Page, ale posiedzieli jeszcze trochę na plaży. Flossy nie przyjmowała obojętnie śmierci, nawet jeśli nie był to nikt dla niej bliski.
Sama umierała wiele razy (nie, nie jest zombie, to jej chory mózg). Parę razy ucięto jej głowę. Potem widziała, jak wala się po podłodze. Pod jej nogami. W jej dłoniach. Jak wisi pod sufitem.
Często płonęła. Ostatnim razem spędziła w szpitalu dwa miesiące.
Nim odrodziła się z popiołów niczym feniks. Dobrze pamiętała tamten dzień. To było takie dziwne. Kuchenka w jednej chwili stanęła w ogniu. Dokładnie pamiętała krzyki Elle, gdy z rozpostartymi ramionami rzuciła się w ogień.
Potem widziała ojca, który wylał na nią parę kanistrów benzyny.
A potem umarła. Obudziła się parę dni potem, cała w bandażach. Przez cały miesiąc nie mogła niczego dotykać, bo dłonie bolały.
Flossy uśmiechnęła się, czując pod powiekami ciepłe łzy.
- Znów odleciałaś. O czym myślałaś? - zapytała idąca koło niej Elle.
- O kolorowych misiach.
- Zawsze myślisz o kolorowych misiach. To niepokojące.
- Czasem są zupełnie czarne - odparła Flo. - Wiesz, że byłam dzisiaj u psychologa?
- Susan wróciła?
- Mhm. Męczyłam też Michael'a Westa. Jest taki zabawny i uroczy.
Christelle parsknęła śmiechem, otwierając drzwi domu.
- Jest przed dziesiątą! Gdzie wy się tak długo włóczy... - Flo przewróciła oczami, mijając ciotkę i wspięła się po schodach.
- Dobranoc, Elle.
- Dobranoc, Flo.
Zamknęła drzwi i oparła się o nie. Czuła, że on wrócił. Nie odzywał się ponad miesiąc.
A teraz znów wrócił.
Schowała twarz w dłoniach, osuwając się na podłogę i uklękła pośród porozrzucanych przez Piotrusia rzeczy.
"Witaj, Flossy. Tęskniłaś?" - zapytał głos w jej głowie po paru chwilach.
Wiele razy próbowała wmówić sobie że to wytwór jej wyobraźni. Jej spaczonej wyobraźni.
Szafa zatrzęsła się. To Kot z Cheshire próbował się uwolnić.
Pluszowy królik spadł z półki i zatrząsł się, a drzwi szafki z impetem otworzyły się. Usłyszała dźwięk, brzmiący jak rozpruwający się materiał i zerknęła przez palce na Kota, kóry znajdował się dokładnie przed nią i właśnie rozszerzył usta (?) w psychopatycznym uśmiechu.
- Tęskniłam - odparła zgodnie z prawdą. - Lubię być nienormalna. Tylko wariaci są coś warci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Vringi
Michael West, III kreski



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: nowhere

PostWysłany: Sob 23:24, 11 Sie 2012    Temat postu:

[Samantha Town] 22 grudnia 2012(sobota), wieczór

Michael pomasował obolały policzek. Spojrzał wilkiem na ojca stojącego nad nim.
- Masz jeszcze coś do powiedzenia gówniarzu?!? Nie będziesz palił w moim domu!- zapytał tamten, niemal pieniąc sie ze złości.
- Tak. Jedną rzecz - odparł powoli wstając z chłodnych płytek kuchennych.
- No czekam.
- Nienawidzę cię - wycedził młody West. Włożył ręce do kieszeni sprawdzając co w nich ma.
Skradzione 100 dolarów, zapalniczka, klucze do pokoju, scyzoryk, paczka papierosów i latarka.
- Jesteś beznadziejnym człowiekiem. Porażka, nie potrafisz postawić się swojemu szefowi, dlatego co noc pijesz i zatruwasz życie własnej żony. Wiesz że ściany nam pleśnieją? No jasne, że nie wiesz! Niby skąd? - wciągnął powietrze, cały czas obserwując dłonie zdębiałego ojca. - Ożeniłeś się z kobietą bez własnego zdania, która nie potrafi krzyknąć na własnego syna. Ty zaś masz zadatki na patologicznego ojca. Robicie dobrą minę do złej gry. Nikt poza mną nie widzi w tym problemu.
Mam was naprawdę dosyć.

Ruszył w stronę salonu, mijając po drodze matkę. Spojrzał na nią z litością i wyszedł z mieszkania z płaszczem w ręku.
Stanął w bramie i odwrócił się po raz ostatni w stronę mieszkania.
Splunął na śnieg i ruszył w stronę miasta.
Gdzie spędzę tą noc?
Za zakrętem odpalił papierosa i wypuścił dym z płuc, wzdychając przy tym ciężko.
Chyba jednak muszę ją poprosić o pomoc.
Michael ruszył zgarbiony w stronę mieszkania Flossy Whitemore


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Nie 13:02, 12 Sie 2012    Temat postu:

[ST] 22 grudnia, późny wieczór.

Flossy właśnie opychała się cukierkami, na przemian z śpiewaniem hymnów z Kotem z Cheshire, gdy zobaczyła jak przez otwarte na oścież okno wlatuje śnieżka.
- Bałwan się mści. Za to że zjadłam jego nos - wymamrotała Flossy, wstając z podłogi i podchodząc do okna. Wychyliła się, dostrzegając w dole Michaela Westa z papierosem w ustach. - Przyszedłeś zaśpiewać serenadę? - zapytała ze zdumieniem, opierając podbródek na dłoniach i patrząc na niego z rozbawieniem. - Słucham.
- Mogę u ciebie przenocować? - zapytał Michael, a Flo wytrzeszczyła na niego oczy.
- Powinniśmy chyba najpierw lepiej się poznać - odparła, uśmiechając się kpiąco.
- Haha. Bardzo śmieszne - zakpił, a Flossy westchnęła. - Wpuścisz mnie?
- Właź. Nie jest wysoko - powiedziała zgodnie z prawdą. Mimo że mieszkała na piętrze, łatwo było się dostać do jej pokoju. Często wymykała się oknem, gdy ciocia dawała jej szlabany. - Wejdź po żywopłocie.
- Nie wygląda zbyt... - urwał, napotykając wzrok Flo, westchnął i zaczął się wzdrapywać. Flossy chwyciła go za ręce, pomagając wejść i razem opadli na jej łóżko, znajdujące się dokładnie pod oknem. Michael zerwał się od razu na nogi, stając na podłodze. Flossy szybkim ruchem zabrała mu papierosa i zaciągnęła się.
- Ohyda! - zawołała, krzywiąc się i wyrzucając go do kosza.
- Ej!
Michael rozejrzał się ciekawie po jej po pokoju.
- Największy bajzel jaki widziałem w życiu.
- To wina Piotrusia Pana - wyjaśniła Flossy i sięgnęła po cukierki leżące na podłodze. Wyciągnęła dłoń w jego kierunku. - Częstuj się.
- Wolę niczego od ciebie nie brać - odparł chłodno West. Flo wzruszyła ramionami, rzucając cukierki na podłogę. Chwilę potem zamarli oboje, słysząc kroki na schodach.
- Mhm. Za głośno śpiewałam hymny.
- Wejdę pod łóżko! - postanowił Michael.
- Radziłabym nie... - zaczęła Flo, jednak Michael już ładował głowę pod łóżko. - I tak nie wejdziesz... - dodała, gdy spojrzał na nią z przestrachem.
- Co ty tam trzymasz?
- Noże. Kamienie. Piłę mechaniczną. Ostrożności nigdy za wiele - powiedziała z powagą.
- Flossy Whitemore, co ty tam robisz? - rozległ się głos ciotki i pukanie do drzwi.
- Przebieram się! - wrzasnęła, zdejmując koszulkę i wychodząc na korytarz.
Darlene spojrzała na nią krzywo.
- Jazda do pokoju, tyle razy ci powtarzałam... A jeśli Seth cię zobaczy? Narażasz moje dzie... - Flossy pokiwała głową poważnie i wróciła do pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Zawsze działa. Biedny Seth. Swoją żonę nago zobaczy pewnie pare lat po ślubie - warknęła i przebrała się w piżamę, nie robiąc sobie nic z jego obecności. - Jesteś przemarźnięty. - stwierdziła, popychając go na łóżko i ściągając z niego płaszcz. - Zdejmij buty, bo mi tu moczysz dywan, debilu.
- Nie...
- Zamknij się - warknęła, siadając na parapecie. Chwilę potem nieruchomy i spokojnie siedzący Kot z Cheshire zamiauczał przeciągle, spoglądając ciekawie na przybysza.
- To jest Michael West. Michael'u, poznaj Kota z Cheshire.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:40, 12 Sie 2012    Temat postu:

[ST] 22/23 grudnia, późny wieczór/noc

Klatka piersiowa dziewięciolatki unosiła się miarowo, a w rogu respiratora migała zielona dioda. Z oddechem wszystko było w porządku.
Mis z fascynacją obserwowała bohomazy przedstawiające zapis bicia serca Ann. Zawsze wylatywało jej z głowy, jak się nazywają.
Ray dla odmiany gapiła się na przewód kroplówki dziewczynki. Jim milczał, siedząc na parapecie i ukrywając twarz w dłoniach. Matka głaskała Ann po głowie, a łzy bezgłośnie spływały jej po policzkach. Kevin rozmawiał przyciszonym głosem z lekarzami w korytarzu.
- Dosyć - powiedział łagodnie do trójki nastolatków. - Pojutrze jest Wigilia, idźcie spać.
- Ale...
- Żadnych protestów, Mis.
"Wow. Musi być serio wkurzony. Normalnie zawsze mówi Mistle".
Dziewczyna podreptała niemrawo do swojego pokoju, nie odpowiedziawszy na pożegnania dwójki rodzeństwa. Opadła na łóżko i bezsilnie gapiła się w sufit. "Ray pewnie właśnie idzie spać. A Jim wymknie się do obserwatorium".
Rezydencja Bloomwoodów była zakończona kopułką, jednak mury osłaniały ją w ten sposób, że nie można było tego zaobserwować z ulicy. Obserwatorium było sponsorowane przez kapitułę jakiegoś konkursu astronomiczno-matematycznego, który wygrał Jim.
Mis podniosła się z łóżka i ściągnęła koszulę nocną. Powoli i cicho zaczęła się przebierać w wąskie jeansy, ukochaną bluzę z Led Zeppelin i glany. Narzuciła na to płaszcz, czapkę (wciąż prószyło) i obwiązała luźno szalik.
Otworzyła okno i ostrożnie postawiła stopę na gzymsie na zewnątrz i przymknęła okno.
Bryce dawno temu opatentował ten sposób, kiedy Mis siedziała w domu z powodu szlabanu. Page objęła rękami piorunochron i zsunęła się na dół, niezbyt elegancko lądując w zaspie śniegu.
Nezira zaczęła szczekać.
- Ciii, to tylko ja - szepnęła w ciemność, uspokajając sukę, rozgarniając gałęzie żywopłotu. Kiedy dotarła do metalowej konstrukcji wzięła lekki rozbieg i podpierając się na poprzecznym drucie przeskoczyła płot, lądując na ulicy.
- Jingle bombs, jingle bombs, mine blew up you see! - zanuciła pod nosem, ale była daleka od humoru Ahmeda śpiewającego tę piosenkę*.
Dotarła na obrzeża blokowiska i minęła zaczepiających ją żuli. Mis zadarła głowę, spoglądając w okna drugiego piętra. Roleta była zasunięta, ale wewnątrz paliło się światło. Page widziała poruszającą się sylwetkę przyjaciela.
- Bryce! - syknęła, przesuwając się, by lepiej patrzeć w jego okno. Już formowała śnieżkę, by go obudzić, kiedy do Bryce'a dołączył drugi kształt. Zdecydowanie dziewczęcy. Zdecydowanie nie jego matki.
Mistle upuściła śnieżkę, będąc w ciężkim szoku.
- To ja tutaj lezę przez pół miasta, a ty się zabawiasz z jakąś panienką? A żeby cię rodzice przyłapali, durniu! - szepnęła w ciemność i rozjuszona odwróciła się na pięcie, idąc przed siebie. "A nie... Jego rodzice się rozwiedli, faktycznie. A ojciec pewnie siedzi gdzieś w barze". Nawet nie wiedziała kiedy dotarła do parku, który o tej porze wyglądał nieco upiornie. Latarnie nie działały od dawna.
- Wcale się nie boję - powiedziała Mis pewnie i usiadła z impetem na zaśnieżonej ławce. Z wyzywającym uśmiechem zlustrowała ciemną okolicę. - OK, posiedzę tutaj sobie, niech mnie szukają.
Otuliła się szczelniej kurtką i szalem i podkurczyła nogi, opierając je na ławce.
"Najwyżej umrę z zimna", pomyślała, zasypiając na siedząco.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Nie 19:11, 12 Sie 2012    Temat postu:

[ST] 23 grudnia, noc.

Flossy siedziała okrakiem na śpiącym Michael'u Weście, przyklejając do jego policzków brokatowe naklejki, jedne z jej zdobyczy za grosze. Na czoło przykleiła mu naklejkę z głową dziewczynki i napisem MAŁA KSIĘŻNICZKA pod spodem. Zachichotała, schodząc z niego i dziwiąc się że się nie obudził.
Stała przez chwilę w miejscu, będąc pewną że dzisiejszej nocy nie zmruży oka.
- Miłych snów, brokatowy przyjacielu - szepnęła i wyszła z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi. Zeszła po schodach, wzdrygając się przy każdym skrzypnięciu. Kątem oka zauważyła w salonie ciotkę siedzącą na kanapie, obżerającą się popcornem i oglądającą jakieś łzawe melodramaty.
A Sethowi to zabrania. Egoistka.
Przemknęła się do przedpokoju, założyła na piżamę płaszcz a na nogi glany i wyszła. Spojrzała na odkrytą część nóg i zadrżała z zimna, żałując że nie założyła chociażby rajstop.
Ruszyła w stronę parku, który lubiła. Tam było tak ciemno. I ciemno. I nawet ciemno!
- Jest zbyt późno proszę śpij - zanuciła, dostrzegając na ławce ciemną sylwetkę. Podeszła bliżej i stwierdziła że to z pewnością Mis Page. Śpiąca Mis Page. Gdy spała wyglądała tak słodko. Ale trzeba będzie ją obudzić. Stuknęła ją lekko pięścią w głowę.
Mistle spojrzała na nią z lekkim zdziwieniem, unosząc głowę.
- Chcesz balonika, Mistle? - zapytała Flo, udając klowna z TO.
- Nie, dzięki - burknęła. - Poza tym nie masz żadnych baloników.
Flossy sięgnęła dłonią do kieszeni, wyciągając z niej nic innego jak nienadmuchany jeszcze, niebieski balonik.
- Zawsze noszę przy sobie kilka - powiedziała, siadając koło niej na ławce.
Mis nie skomentowała tego ani słowem. Spojrzała na nią zaspanym i ponurym jednocześnie wzrokiem. Opuściła nogi na ziemię, przecierając oczy.
- A teraz powiedz mi co robisz w nocy w parku.
- A ty? - odparowała momentalnie Mis. - Poza tym co cię to obchodzi?
- To przez twoją siostrę? - zapytała szybko Flossy, ściskając w dłoniach balonik.
Mistle siedziała przez chwilę, milcząc i chyba nie zamierzając jej odpowiadać.
- Tak! - wybuchnęła w końcu i opowiedziała jej o wszystkim na jednym wdechu. - A na dodatek mój najlepszy przyjaciel w tym czasie zabawia się z jakąś dziewczyną. - zakończyła z goryczą.
Flossy przez chwilę przetrawiała wszystko.
- Wiesz, ludzie umierają. To normalne.
- Ale...
- Oczywiście często nie muszą. Trzeba być jak najlepszej myśli. Ja też myślałam, że nic nigdy się nie stanie mi, ani mojej rodzinie. A potem CABOOOM. Jednej nocy ojciec zabił matkę i siebie. W jednej chwili wesoła rodzinka składała się z czterech osób. A w następnej chwili zostałam tylko ja i Elle - powiedziała, nie będą pewna dlaczego w ogóle to mówi. - Nie zna się dnia ani godziny.
- Nie chcę by Ann umarła! - wrzasnęła Mis.
- Pewnie że nie chcesz. Ale on - Flo spojrzała w górę znacząco. - Nic sobie z tego nie robi. Pomyśl sobie, że bardzo chcesz by żyła i nie nastawiaj się na najgorsze, Mis. Może zadziała.
Nadmuchała balonik i wyciągnęła z drugiej kieszeni płaszcza szpulkę nitki.
- Mogłabyś? - Mis bez słowa przerwała kawałek i pomogła jej zawiązać balonik. - Dzięki.
Mistle westchnęła, spoglądając w niebo. Na jej czapce wylądował płatek śniegu. Opuściła głowę w dół.
- Znów zaczyna padać?
- Super. Śnieg jest taki ładny - zachwyciła się Flossy.
- Ta.
- Przestań się martwić - prychnęła Flo, unosząc dłonią jej podbródek. - Zapomnij - dodała, powstrzymując się przed kpiącym uśmiechem.
To będzie zabawne.
- A... - zaczęła Mistle, jednak Flossy przerwała jej, zamykając usta pocałunkiem.
Odsunęła się od niej po dłuższej chwili.
- Co to miało być? - zapytała Mis z miną, której Flo nie umiała sprecyzować. Chyba najlepiej określić by ją można było - WTF. Tak więc Mis z WTF na twarzy spoglądała na nią z niedowierzaniem.
- Twój balonik - Flo podała jej niebieski balonik, wesoło popychany do góry przez podmuchy wiatru. - Wesołych świąt, Mistle. - dodała, chichocząc złośliwie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Nie 19:14, 12 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 2 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin