|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Em
Flossy Whitemore, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Jednorożców
|
Wysłany: Wto 20:07, 26 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
[Dom za miastem] Dzień 11, (11 lipca), późne popołudnie. - Robb.
Usłyszawszy słowa Nei Robb pognał czym prędzej w poszukiwaniu rzeczy mogących rozkruszyć bloki cementu. Razem z innymi przeczesali dom, znosząc wszystko na dół, do salonu gdzie znajdowali się mutanci.
Klęknął przed wszelakimi młotkami i dwoma wiertarkami. Zerknął z niepokojem na Jaydena, który przyglądał się uleczonemu już przez Uzdrowicielkę swojemu ramieniu.
- Postarajcie się mnie uwolnić najszybciej. - mruknęła nagle Lacie, krzywiąc się. - To czym prędzej uleczę ich ręce. Będzie mniej bolało.
Gwendolyn siedziała na kanapie z podkurczonymi nogami, wpatrując się w wiertarki z przerażeniem.
Pewnie wie że i tak będzie bolało. - pomyślał ponuro Robb i patrzył, jak Matson zaczyna rozbijać blok Lacie.
- Weź wiertarkę. - poradził i zabrał z jej dłoni młotek, podając wiertarkę. - Rozkrusz ją jak najwięcej na brzegach, a potem resztki cementu dopraw młotkiem.
Matson wzruszyła ramionami, rozpoczynając pracę. Lacie zacisnęła zęby, a Jayden zaczął rozkruszać blok Nei.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany: Wto 20:29, 26 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
[Dom za MT] 11 lipca, 11, podwieczór. (O.o)
- Au. Au. Au.
W końcu blok pękł na pół. Ethan zaczął postukiwać obiema połówkami, a potem poddał się z powrotem eksperymentom z wiertarkami.
Stawiam trzy do jednego, że odwierci mi rękę.
McSyer nagle kichnął cztery razy. Z jego nosa posypały się małe bryłki na wpół zamarzniętej wody. Wszyscy popatrzeli na niego dziwnie. Wzruszył ramionami, w rezultacie kichając jeszcze raz. Mała kulka twardego lodu wydostała się z jego zatok, powodując dziki wrzask bólu.
Widząc zdziwione spojrzenia reszty, przewrócił oczami.
- Spadajcie.
W końcu miał już wolne dłonie. Czym prędzej zaczął nimi uderzać o biodra. Po jakichś dziesięciu minutach starań poczuł w końcu potężne swędzenie i pieczenie. Syknął.
Lacie podniosła dłoń.
- Może...
Ethan prychnął.
- Może nie. Sam sobie dałem radę.
Z jednej z szafek wyjął garnek, po czym po brzegi napełnił go zimną wodą. Włożył do niej ręce, czując lekką ulgę. Mimo to syknął, kiedy zdrapał kilka kolejnych warstw stwardniałego pyłu i martwego naskórka.
- Może jednak...
- Nie.
Ethan wyjął ręce z wody. Wycelował w garnek palcem - na lustrze wody pojawiło się jedynie kilka drobinek lodu.
Wspaniale.
Zamknął oczy. Po chwili w jego prawej dłoni pojawił się miecz - wielkości kluczyków do samochodu. Po kilku chwilach roztopił się.
Super.
McSyer pogrzebał jeszcze kilka chwil w szafkach - po paru minutach wyjął stamtąd paczkę dietetycznych sucharków i płatki zbożowe.
Spojrzał na zebranych, rozłożonych na krzesłach, sofie i wszędzie, gdzie tylko się dało. Parsknął cicho i skierował się ku drzwiom.
- Dzięki - rzucił przez ramię. Wyszedł przed domek, gdzie usiadł na plastikowym krześle, należącym do kompletu ogrodowego.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Cukierkowa
Delaney Fairfield, I kreska
Dołączył: 05 Maj 2012
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: Wto 21:02, 26 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
[Dom za miastem] 11 lipca, Dzień 11, późne popołudnie - Kayla
Kayla nerwowo patrzyła na fioletowowłosą dziewczynę rozbijającą blok Lacie.
Uzdrowicielka z zaciśniętymi zębami wytrzymywała niszczenie betonu.
"A to przecież tylko jedna ręka, tak samo u Nei. A reszta ma obie."
Wzdrygnęła się na samą myśl.
"Muszę tam iść i pomóc."
Ruszyła do Alyssy.
Wzięła niezbyt duży młotek i uklękła przy betonowym bloku na ziemi.
-Kay, co ci jest? Wszyscy tu są tacy mili! - próbowała rozweselić dziewczynę Alyssa.
-Nie lubię tłumu... - mruknęła Kayla i zabrała się do pracy. - Spokojnie.
Zaczęła delikatnie uderzać młotkiem o cement. Kawałki odpadały.
A po policzkach Alyssy popłynęło kilka łez.
-Będzie dobrze. - mówiła czerwonowłosa nie wierząc w swoje słowa.
-Nie będzie. - odpowiedziała cicho Alyssa.
-Przecież wiem.
Kayla uderzała coraz mocniej. W końcu zaczęły odpadać większe kawałki cementu.
-Aaaaau!
-Przepraszam.
Gdy największy kawał cementu odpadł, Kayla lekko się uśmiechnęła.
[Dom za miastem] 11 lipca, Dzień 11, wieczór
Alyssa wstała lekko poruszając rękoma.
Tak! Mogła nimi ruszać!
-Dzięki, Kay!
Dziewczyna podniosła się i obejrzała dłonie.
"Wolna!"
Oczywiście miała połamane palce, na jej dłoniach wciąż była cienka warstwa cementu, ale mogła się ruszyć nie musząc ciągnąć tego przeklętego bloku.
Podeszła do Lacie, która już była zajęta leczeniem dłoni reszty.
-Jak z resztą skończysz to mi pomożesz? - zapytała.
Lacie kiwnęła głową.
"Nareszcie wolna. Nareszcie. Bez tego durnego bloku."
Wypełniła ją ogromna radość.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em
Flossy Whitemore, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Jednorożców
|
Wysłany: Wto 21:39, 26 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
[Dom za miastem] Dzień 11, (11 lipca), wieczór.
Lacie puściła dłoń Nei, całkowicie wyleczoną. Zauważyła, że połamane kości nie sprawiają jej żadnych problemów.
Ujęła w dłonie ręce Alyssy. Ta skrzywiła się, jednak po chwili mina jej złagodniała. Lacie uśmiechnęła się, puszczając ją.
- Teraz leczyć jest o wiele łatwiej. Bez tego cholernego cementu. - stwierdziła, wybuchając śmiechem. - Nie spodziewałaś się tego, Deborah, prawda? I ty, Dan. A złożyłam ci taką piękną propozycję.
Jayden obdarzył ją uważnym spojrzeniem, a Lacie przestała się śmiać. Była całkowicie pewna tego, co chce zrobić. Wiedziała, że nie będzie mogła żyć dalej, nie zemściwszy się wpierw na tych...
Pogłaskała Julie po głowie i ruszyła pomóc Clarissie.
Pół godziny później wszyscy prócz Ethana siedzieli w salonie, na podłodze bądź na kanapie oglądając swoje ręce i ciesząc się z wolności.
Lacie zacisnęła pięsci i spojrzała na Neę.
- Nie możemy zwlekać i czekać aż zaczną nas szukać. Musimy coś wymyśleć. - powiedziała i przygryzła wargę. - Nie mogę się doczekać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Wto 22:05, 26 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
[DzM] 11 lipca, 11, wieczór.
Głupia Deborah. Na jej miejscu utopiłbym siebie i wrzucił ciało do zatoki.
Ethan wzruszył ramionami, huśtając się na krześle i kichając co jakiś czas. Z rezygnacją stwierdził, że ma złamane tylko kości małych palców i popękane kostki lewego nadgarstka.
McSyer stęknął kilka razy, obmacując rękę. Oczywiście, można było ją uciąć, oddać do leczenia, albo związać i modlić się o właściwe zrośnięcie.
Ciekawe, gdzie tu mają jakiś tasak.
W końcu zdecydował się jednak pościskać lewą dłoń kilka razy i związać kilkoma szmatami, usztywnić wycieraczką do butów i obwiązać dodatkowo sznurkiem. Popatrzył się na swoje dzieło, wysuwając lekko język.
Idealnie.
Po paru szybszych ruchach zawiniątko rozleciało się.
Ethan parsknął, wypluwając kolejny kawałek lodu. Charknął kilka razy i wypluł jeszcze paręnaście dodatkowych.
Z wnętrza domu rozległy się krzyki "Jestem za!" "A nie lepiej..." "Być może" itp.
Znowu.
Wszedł do budynku i zamknął cicho drzwi. Jednak, niewystarczająco cicho. Nie zwrócił jednak uwagi na nikogo. Wyjął z kieszeni paczkę sucharów i płatki, po czym położył je na stole.
- Ile szliśmy tymi kanałami?
Nea uniosła brwi.
- Dwie - trzy godziny.
McSyer uśmiechnął się.
- No dobrze. To idę.
Wyszedł z budynku, po czym szybkim krokiem skierował się do Michealtown.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Helen!
Nolan Knight, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Chyba Świnoujście.
|
Wysłany: Wto 23:32, 26 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
[Michaeltown] Dzień 11, południe.
Nerine pomału skierowała się w stronę zatoki. Tym razem była ubrana w przemoczoną czerwoną sukienkę i japonki. Nienawidziła przeprawiania się przez rzekę. Na dodatek musiała zostawić samochód przed wjazdem do miasta. Tym razem strażnicy wpuścili ją bez słowa. Godzinę wcześniej zdążyła przewieść rośliny do Camprine. Uśmiechnęła się na samo wspomnienie miny Hayley. Zaśmiała się cicho. Zauważyła, że Michaeltown opustoszało. Zdążyła dowiedzieć się o rozkazach Deborah jak rozstrzeliwanie podczas 'ciszy nocnej'. Śmieszyło ją to. Zastanawiała się gdzie znajduje się ich elektrokinetyk. W planach miała nawrzeszczenie na niego. Na całe życie miała plan. Uśmiechnęła się lekko. Gdy przechodziła obok tak zwanego Getta, zauważyła jakieś zamieszanie. Zignorowała to i pomału ruszyła w swoją drogę. Kilka sekund później usłyszała głos Deborah.
- UWAGA, WSZYSCY ZEBRANI. Przerwać wszystkie prace, kierować się do swoich mieszkań. Nie otwierać drzwi nikomu, oprócz strażników, siedzieć w środku do odwołania. Jeśli usłyszycie jakiekolwiek podejrzane dźwięki lub długie krzyki, skontaktujcie się z kimś z władz. Nie dostaniecie dzisiaj racji żywnościowych.
Odwróciła się na pięcie i spojrzała w stronę budynków.
"Gdzie ty tak właściwie jesteś?"
Przez głowę przeleciały jej ponownie słowa Deborah.
- Ha. Ha ha. Ha ha ha. - zaśmiała się sztucznie.
"Problem?"
Odwróciła się ponownie i skierowała w stronę King Street. Po dwóch minutach spokojnego chodu usłyszała czyjeś kroki za sobą. Z góry wiedziała, że to jakiś strażnik. Więc kim ona była? Głupim człowiekiem, który nie słuchał się Deborah i ma zostać rozstrzelany?
Uśmiechnęła się złośliwie. Sekundę później usłyszała głos strażnika.
- Hej, ty! - krzyknął. - Wynoś się stąd!
Zaśmiała się tak by tylko on ją słyszał. Nadal stała do niego tyłem.
- Bo co mi zrobisz?
Miała wrażenie, że czuje jak chłopak się denerwuje. Padło kilka przekleństw, lecz nie zareagowała. Usłyszała jak chłopak podnosi jakiś przedmiot i sekundę później poczuła przeszywający ból w czaszce. Zatrzymała czas milisekundę później. Odwróciła się spoglądając na twarz chłopaka. Zauważyła, że nad jej głową znajduje się lekko zakrwawiony łom. Uniosła dłoń i dotknęła swojej głowy. Lekko krwawiła.
"Ha ha. Zabawne. Nawet mnie nie boli"
Złapała prawą dłonią łom i odrzuciła go. Ponownie odwróciła się tyłem do chłopaka śmiejąc się podczas włączania czasu. Chłopak krzyknął zauważając, że jego łom 'zniknął'.
- Co ty k**** zrobiłaś?! - wrzasnął. - MUTANT!
Jej twarz nabrała złego wyrazu.
- Jak mnie nazwałeś?
- Głupi mutant!
- Nawet nie wiesz kim jestem. Chciałeś uderzyć mnie w głowę, a może nawet zabić. Nie wiesz nawet kim jesteś, a wiesz co? - zapytała po czym zdjęła opaskę i spojrzała mu w twarz. - Jestem Nerine.
Chłopak odskoczył do tyłu z krzykiem. Widać było strach w jego oczach.
"Zapewne już rozpuszczono plotki o mojej śmierci. A to się zdziwił"
- Próbowałeś zabić mnie! Gdybym tylko chciała to byś stracił głowę w jedną nanosekundę. Znaj mą łaskę i grzecznie zniknij mi z oczu.
Strażnik szybko odwrócił się i zaczął uciekać.
"Nikt nie ma prawa naruszać mego spokoju"
Ruszyła do mieszkania Neah'a.
Gdy dotarła na miejsce, wszyscy siedzieli spokojnie w salonie. Zauważyła, że przyglądają się jej oku, albo temu co nim było. Założyła opaskę na oko i spojrzała na Dessire.
- Co ci się stało? - zapytała.
Nerine uśmiechnęła się i zaczęła zdejmować japonki.
- Zwykły zatarg z strażnikami, nic takiego. - rzuciła i spojrzała na chłopaka. - Pomógłbyś mi zdjąć kołczan i łuk?
- Jasne. - chłopak wstał z kanapy i ruszył w jej stronę.
Kilka chwil później siedziała z grupką w salonie popijając herbatę.
- Więc na ile przyjechałaś? - zapytał chłopak.
- Nie wiem. Na pewno na dwa dni, a potem się zobaczy.
Spojrzała kątem oka na Effy. Potem zaczęli ze sobą dyskutować i nie zauważyli kiedy nastał wieczór. Nerine uniosła głowę i spojrzała na Neah'a.
"Pora mu powiedzieć..."
-Jestem głodna. Neah, chodź mnie oprowadź po kuchni. - rzuciła i wybiegła do kuchni.
Kilka sekund później siedziała w kuchni patrząc na chłopaka nie wiedząc jak zacząć rozmowę.
- Słyszę głosy. - rzuciła.
- Co?
- Słyszę głos każący mi iść do siebie. Wiem jak to brzmi. To coś kazało mi wydłubać sobie oko!
- Nerine...
Wtedy rozległ się dosyć głośny krzyk. Nerine szybko odwróciła głowę w stronę okna.
- Nie odchodź stąd.
Brunetka spowolniła czas i pobiegła w stronę drzwi. Chwyciła swój łuk po czym sprawdziła czy jej pistolety, nóż i scyzoryk są na miejscu po czym wybiegła na dwór. Pobiegła przed siebie po czym zauważyła kto tak krzyczy. Na ziemi leżał jakiś ciemnowłosy chłopak. Przez sekundę miała wrażenie, że ma Deja Vu. Najpierw znana z widzenia Rose, a teraz to...
Wyrzuciła z głowy mroczną wizję. Zauważyła nad chłopakiem ośmiu strażników z łomami i pistoletami. Jak się domyśliła - strażnicy postanowili ukarać go za ucieczkę z Getta. Na szczęście chłopak nie oberwał łomem około dwa razy i nie miał żadnej rany postrzałowej. Przybiegła na czas. Jeden z chłopaków zaczął opuszczać łom w spowolnionym świecie. Długo nie trwało by wyrwała im wszystkie łomy i ustabilizowała czas.
- Co do...? - zaczął jeden z nich.
- Witajcie. Przejmuję władzę. Radzę wam stąd spieprzać. - rzuciła grożąc im pistoletem i jednym z zabranych łomów.
- Nerine?
- Nie kufa, Święty Mikołaj! - krzyknęła po czym postrzeliła jednego ze strażników w rękę. - Zabiłam w życiu aż cztery osoby i to w ataku złości. Nie każcie mi tego powtarzać.
- To jest nasz mutant! Deborah się wścieknie! - wydarł się drugi strażnik.
- To nie mój problem. Ona was zabije, a nie ja. Zanim Deborah was ukaże to przekażcie jej wiadomość ode mnie. "Wróciłam". Rozumiecie?
Strażnicy skinęli głową. Nadal mieli do niej respekt. Jednooka uniosła swój pistolet TT i strzeliła w bark pierwszego lepszego strażnika.
- To za zniszczenie szpitala podczas wojny. SPADAJCIE!
Strażnicy szybko uciekli. Devein spojrzała na chłopaka i poznała w nim Ethana.
- O! To ty! Jakie miłe spotkanie. Ethan, prawda? To ty mnie kiedyś odwiedziłeś. Jak miło. Byłeś więźniem Deb, prawda? Jasne, że tak! Pewnie się na mnie wścieknie... Serio spadłeś mi z nieba! - krzyczała podekscytowana.
Spojrzała na jego ręce i zauważyła kilka ran. Zapewne były po cemencie z getta. Uśmiechnęła się lekko.
"Moje szczęście!"
- Ugh, ci debile rozpieprzyli szpital. Będziesz miał pewnie jeszcze kilka małych sińców po łomach. Chyba wypada ci pomóc... - mówiła do siebie.
- Nie potrzebuję twojej pomocy!
- Spokojniej, dobra? W domku Neah'a jest piwnica. Zawsze możesz skończyć jak Lacie.
Dziewczyna zatrzymała czas po czym zaczęła ciągnąć McSyer'a przez ulicę. Chwilę potem otwierała drzwi mieszkania i położyła chłopaka na kanapie. Pobiegła do kuchni w której stał zamrożony w czasie Neah. Sięgnęła po szmatkę i włączyła czas. Zamoczyła szmatkę wodą po czym pobiegła do Ethana kładąc szmatkę na jego ręce.
- Nie znam się na medycynie. Masz tu zostać. Jeżeli pójdzie dobrze to zaraz pojawi się tu Deborah i tylko mi się oberwie. - powiedziała siadając na dywanie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Poison
Lily Wilkes, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 11:41, 27 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
[MT] 11, wieczór
Deborah ze swojego punktu obserwacyjnego zobaczyła, że Ethan wrócił do Michaeltown, jako jedna z pierwszych. Zanim jednak zdążyła zawiadomić strażników, sami się zorientowali i zaczęli okładać go pałkami.
Hinner bała się strzelić w ten tłum, by nie uszkodzić kogoś ze swoich. Zauważyła też, że ktoś odpędza strażników… „Kto śmie…?”
Dopiero wtedy długie, czarne włosy wydały jej się znajome – nie pasowała tylko dziwna opaska na oku… „To tylko głupie plotki, przecież Nerine nie byłaby w stanie wydłubać sobie oka….” – myślała gorączkowo. Bała się ją o to zapytać przez krótkofalówkę.
„Może robi to na pokaz? Może pod tą opaską jest normalne oko…”
Nigdy nie wiedziała, czego ma się spodziewać po Nerine, mimo tego, że przyjaźniły się od dłuższego czasu.
Zaklęła pod nosem. W jednej chwili Nerine i Ethan byli na ulicy, w drugiej już nie. Wtedy Deborah nabrała pewności, że dziewczyna to prawdziwa Devein.
„Gdzie mogła pójść?!”
Jeśli chciała udzielić McSyerowi pomocy, to musiała szukać Uzdrowicielki, bo szpital był zniszczony… „Nie, nie poszłaby do niej, zresztą pewnie Ethan nie powiedziałby gdzie ona jest…”
Gdzie jeszcze mogła liczyć na pomoc?!
„NEAH!”
Dziewczyna założyła szelki z wiatrówką i wrzuciła lornetkę do małego plecaka. Biegiem zeszła z dachu do kamienicy, a potem udała się do domu Leandera.
Tak, jak się spodziewała, byli tam.
- Nerine… - mruknęła. – Ja…
Jakieś dzieciaki powiedziały jej, że wróciła, ale odkąd zniknęła, codziennie dostawała takie wiadomości… Nie mogła być niczego pewna.
- Próbowałam utrzymać porządek, dopóki nie wrócisz – jęknęła.
- Każąc rozstrzeliwać wszystkich w około?
- TAK! – zdarła się. – Musiałam jakoś zbudować swój autorytet, pokazać im, że nie mogą stawiać oporu…
- Przez co jeszcze chętniej podżegali bunt!
- Powinnaś się cieszyć, gdyby nie ja, nie miałabyś do czego wracać… Te dzieciaki wywaliłyby nas bardzo szybko, a Grantville jest zniszczone. Głodowalibyśmy, rozwalili hurtownię z zapasami! Teraz mam ich jedzenie, kazałam je przenieść w inne miejsce, a mniejszą połowę zostawić dla Michaeltown…
- Nie podoba mi się to.
Rozzłoszczona Deborah spojrzała na przyjaciółkę. Nie wiedziała co ma o tym myśleć – cieszyć się, że wróciła czy nadal się na nią wydzierać…
- Gdzie jest moja dawna Nerine, ta, która chciała wrzucić Echo lwom na pożarcie?!
Dziewczynie zsunęła się opaska. Zza niej łypał na Deborah pusty oczodół.
- Więc to nie plotka? Naprawdę to zrobiłaś? – zaśmiała się histerycznie, nucąc piosenkę Florence + The Machine. - I said, hey, girl with one eye
Get your filthy fingers out of my pie
I said, hey, girl with one eye
I'll cut your little heart out cause you made me cry
Nerine zamilkła na chwilę, a potem popatrzyła na nią złowrogo.
- Gdzie jest moja dawna Deborah, ta, która nie zadawała się z jakimś tam chodzącymi kontaktami?
- Możemy o tym teraz nie rozmawiać? Chcę zabrać McSyera.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Helen!
Nolan Knight, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Chyba Świnoujście.
|
Wysłany: Śro 15:01, 27 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
[Michaeltown] Dzień 11, wieczór.
- Możemy o tym teraz nie rozmawiać? Chcę zabrać McSyera.
Nerine uniosła brew i poprawiła opaskę. Nie lubiła gdy ktoś patrzył na jej oko. Skrzywiła się. Deborah i ona zmieniły się od czasu wojny. Miała wrażenie, że świat stanął do góry nogami, co akurat było prawdą. Wszystko było inne i niemożliwe. Od zniknięcia dorosłych aż do teraz. Wszystko.
- Nie. Na razie nie. Wracając do wcześniejszego tematu, to tak. Tak, wydłubałam sobie oko, ale są gorsze rzeczy niż to.
- Na przykład?
"Ciemność?"
- Zabiłaś Rose. - rzuciła.
- Musiałam jakoś zmusić ich do poddania się!
- Niezbyt dobry sposób. Rose była miłym dzieckiem. Lean też. A co z Emilly? Gdzie wisi jej trup? - warknęła.
Deborah spojrzała na nią zezłoszczona. Widocznie zaczęła ją irytować.
- Deb, nie będziemy już głodować. Nie będziemy. - szepnęła.
Nerine dała znak Neah'owi i Effy by do niej podeszli.
- Chyba pora wam wszystko powiedzieć. O Camprine, Ciemności, oku, mutacjach i reszcie. - powiedziała kierując siew stronę drzwi i zakładając klapki.
- A co z nim? - krzyknęła Echo z salonu.
- Ty i Dess pilnujcie go itd. Jakby co to weźcie jakąś pochodnie by was nie zamroził, a ja zaraz wracam. - krzyknęła ciągnąc za drzwi Deborah, Effy i Neah'a.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Śro 15:07, 27 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski
Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gniezno
|
Wysłany: Śro 15:13, 27 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
[Dom za miastem] Dzień 11 (11 lipca), wieczór
Położyła ręce na stole, pomału rozprostowując przy tym palce. Minęło tyle dni i Sophie nie mogła przyzwyczaić się do tego, że może swobodnie poruszać dłońmi. Uśmiechnęła się mimowolnie i przyjrzała się zebranym. Jedna dziewczyna szczególnie przykuwała jej uwagę, a mianowicie niejaka Matson. Może dlatego, że jej włosy miały nienaturalnie dziwny kolor. Jednak Sophie polubiła ją od pierwszego spotkania. Wydawała się szalona i zakręcona, a Thompson bardzo przepadała za takimi osobami. Wstała z krzesła i ruszyła w stronę kanapy, na której siedział Warp. Usiadła obok chłopaka i położyła głowę na jego ramieniu. Tak dawno się nie widzieli. Tyle dni w niepewności. Poczuła dotyk jego dłoni na swojej szyi. Przeszedł ją delikatny dreszcz, od którego na jej twarzy, pierwszy raz od paru dni pojawił się szeroki uśmiech. Wtuliła się w jego bluzę i poczuła przyjemny zapach. Zapach męskich perfum. Musnęła prawą dłonią jego policzek, a chwilę potem pocałowała go w to samo miejsce. Warp uśmiechnął się do dziewczyny i zaczął błądzić palcami w jej włosach. Zamknęła oczy i wyobraziła sobie łąkę, na której siedzi tylko ona i Warp. Żadnego hałasu, tylko spokój i cisza. Siedziała w objęciach chłopaka, oglądając zachód słońca. Warp nachylił się nad jej twarzą i delikatnie musnął jej wargi swoimi. Zaczął ją całować bardziej nachalnie, jak gdyby miał ją zaraz stracić. Warp przewrócił dziewczynę na plecy tak, że teraz dotykała swoim ciałem jego torsu. Włożył rękę pod bluzkę i delikatnie zaczął masować jej plecy. Już miała zrobić to samo, kiedy z zamyślenia wyrwał ją głos Lacie.
- Nie możemy zwlekać i czekać aż zaczną nas szukać. Musimy coś wymyśleć.
Sophie przetarła oczy wierzchem dłoni i powróciła do pozycji siedzącej.
- Masz jakiś plan?
Lacie mimowolnie pokręciła głową, dając znak, że nic jeszcze nie przyszło jej do głowy.
- Myślałam nad tym, żeby... - spojrzała po zebranych, wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Michael West, III kreski
Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: nowhere
|
Wysłany: Śro 15:23, 27 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
[Michaeltown] Dzień 11, wieczór
Kage stanął przed drzwiami mieszkania Neah'a. Widział jak przed chwilą Nerine, Deborah, Effy i Neah opuszczają mieszkanie. Odczekał chwilę i z kapturem zaciągniętym na głowę i chustą owiniętą wokół twarzy wślizgnął się do mieszkania przez otwarte kuchenne okno. Zakradł się do salonu i ujrzał właśnie jak dziewczyny idą do piwnicy po pochodnie.
Lepszej okazji nie będzie.
Cicho niczym kot dotarł do Ethana i przyjrzał mu się dokładnie.
Następnie wyjął miecz i prostym silnym cięciem odłączył jego głowe od reszty ciała.
Szybko wrócił do kuchni, wskoczył na zlew i wyszedł przez framugę otwartego okna.
Mogę ruszać dalej.
[rzeka Harkness] Dzień 11/12, północ
Usagi Kage wskoczył do wody aby zmyć z siebie odór śmierci. Wiedział że coś takiego nie istnieje, ale zawsze gdy splamił swoje ręce krwią musiał oczyścić swoje ciało. Uniósł głowę do góry, spoglądając na gwieździste niebo.
Miraż jak mówiła Nerine.
Następnym jego przystankiem były góry Regnards. Tam na niego czekały Amai i Katherine.
I któraś z nich zyskała moc.
Tylko która?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Śro 19:27, 27 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
[QWERTY] XyZ
Jestestwo Ethana wirowało dookoła ciała.
Cholera, nie mam głowy.
Nagle koło niego pojawił się zielony stwór z wielką paszczą i lśniącymi mackami.
Cichy szept przerwał bezruch śmierci:
Boisz się śmierci?
Jestestwo wzrusza ramionami, które całkowicie straciły kształt, rozchodząc się w eterze.
Bardziej boję się zielonopaszczych, mackowych stworów.
Paszcza kłapnęła kilka razy i zniknęła.
W ścianie pojawiła się widmowa dłoń, kształtu niedopieczonej bułki.
Chodź.
Świadomość McSyera powoli pozbierała się w jako-taką kulę i przeszła przez ścianę.
Przywitały go ciche śmiechy i chichoty.
Patrzcie, ten jest podobny do spleśniałej marmolady!
Ethan zmarszczyłby brwi, jednak w efekcie górna część jego bąbla pękła na pół, rozmywając się znowu. Czym prędzej pozbierał wszystko do kupy i przyklepał.
Nie jestem marmoladą.
Cóż, masz podobną konsystencję.
W ogóle gdzie ja jestem?
Z komina domu, z którego przed chwilą wyszedł bąbel, wygramoliła się zielona paszcza. Zamachała mackami i wskoczyła pod ziemię, wzbijając obłok eterycznego kurzu.
Jesteś w Międzystronie. Tak to nazwaliśmy.
Międzystrona?
Wiesz, nie jesteś ani tam - pif, paf - ani tam, gdzie byłbyś normalnie.
A dlaczego...
Bariera nie pozwala przejść niczemu i nikomu.
Naprawdę?
Jestestwo, które z nim rozmawiało, pokiwało poważnie głową, nie rozpadając się przy tym na atomy. Widocznie miało wprawę.
Da się wrócić na pierwszą stronę?
Po co? Tu nie jesz, nie pijesz, nikt w ciebie nie strzela...
...nie kichasz lodem...
...nie musisz martwić się o młodsze rodzeństwo...
Tak w ogóle, co mamy tu do roboty?
Druga świadomość machnęła macką, która oderwała się i poszybowała parę metrów, nim wróciła niechętnie do właściciela.
Możesz podsłuchiwać i podglądać każdego. Oczywiście, wygląda to tak jakbyś patrzył przez lekko zaparowaną szybę, ale niekiedy można przyłapać niezłe fragmenty.
Podglądacie żywych?
Czasami też ruszamy szklankami czy koszami na śmieci, ale jest to już tak oklepane, że nikt nawet nie myśli, że to nasza sprawka.
Więc...
Ja idę, obejrzę sobie dno oceanu. Ty popracuj trochę nad formą, bo wyglądasz jak nieświeży pulpet.
Porównania do jedzenia jednak wam zostały.
Z drugiej świadomości wydobył się błękitny kłąb eteru.
Równie dobrze mógłbym powiedzieć, że wyglądasz jak odchody piżmowoła.
Ciągle orbitujesz wokół pożywienia.
Co?
Z jestestwa Ethana wydobył się zielony kłąb dymu.
Piżmowoły jedzą swoje odchody, nie wiedziałeś?
Druga świadomość prychnęła i odwróciła się, szybko szybując przez przestrzeń Międzystrony.
McSyer spojrzał na siebie, zastanawiając się, czy lepiej wyglądać jak sześcian, kula czy artystyczny nieład.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Cukierkowa
Delaney Fairfield, I kreska
Dołączył: 05 Maj 2012
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: Śro 19:33, 27 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
[Dom za miastem] 11 lipca, Dzień 11, wieczór
Alyssa przysłuchiwała się rozmowie jednocześnie rozglądając się po pokoju.
"Gdzie jest Kayla?"
Jej przyjaciółka gdzieś sobie poszła.
Ale Alyssa została na miejscu wsłuchując się w rozmowę, czasem przytakując, czasem coś wtrącając.
Wszyscy chcieli jak najszybciej wymyślić plan i go zrealizować.
-Ej, przecież siostry Sophie, Nei i moja zostały w Michealtown! - zawołała nagle. - Musimy wziąć pod uwagę, że jeśli wkroczymy po prostu do Michealtown to mogą znów nas zaszantażować i wrócimy do punktu wyjścia. A nawet gorzej.
Zebrani zaczęli jej przytakiwać.
-Tylko jak? - zaczęła zastanawiać się na głos dziewczyna.
"Coś wymyślimy. Chyba."
[Dom za miastem] W tym samym czasie - Kayla
Kayla siedziała sobie spokojnie na ziemi.
Z dala od zbiorowiska.
Ich rozmowa zaczęła ją przytłaczać.
"Tam było tyle osób!"
Teraz z uśmiechem przyglądała się opasce na nadgarstku z napisem: Mam cukrzycę. Jeśli zemdlałam wezwij lekarza.
"Haha. Tu raczej nie ma lekarza."
Nagle w swojej głowie coś poczuła.
Coś dziwnego, nawet bardzo dziwnego.
Podeszła do pokoju w którym wszyscy siedzieli.
Spojrzała na Alyssę.
Nagle z niewiadomych przyczyn spłynęło na nią wrażenie, że zna dokładnie nastrój przyjaciółki.
Ulga, pomieszana ze zdenerwowaniem i strachem.
To nie mógł być jej nastrój. Ona się bała, była zagubiona.
"O nie! Czy ja... Czy jestem..."
-Jestem mutantem. - powiedziała na głos mając nadzieję, że nikt nie usłyszał co powiedziała.
Wybiegła jak najszybciej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Helen!
Nolan Knight, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Chyba Świnoujście.
|
Wysłany: Śro 23:31, 27 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
[Michaeltown] Dzień 11, wieczór. - Neah
Neah spojrzał na uśmiechającą się dziewczynę. Zauważył, że poczuła się o wiele lepiej niż przed kilkoma dniami. Nie mógł się doczekać aż dowie się o co chodziło z Ciemnością i obozem. Brunetka spojrzała na Hinner i zaczęła rozmowę.
- Deb, znalazłam miejsce gdzie jest dużo dobrego jedzenia. Tam jest wyżywienie na miesiące! Do tego mamy dostawę ryb i roślin... Czasami lepiej wyjść w las i poszukać czegoś nowego niż trzymać się w starych murach. - zaczęła.
Sekundę po zakończeniu zdania zadzwoniła krótkofalówka brunetki. Sięgnęła do torby i wyjęła ją.
- Pomocy! - usłyszała głos siostry, a potem usłyszała głośny i długi pisk.
Długo nie trwało by grupa pobiegła w stronę domu. Nerine zniknęła przed drzwiami, a chwilę potem w salonie. W jej oczach było widoczne przerażenie, a w ręce miała nóż sprężynowy. Chłopak dotknął dłonią swojej kieszeni w której chwilę temu był nóż sprężynowy. Zniknął.
"Brawo Nerine. Tylko mi go nie zniszcz" - pomyślał wchodząc do salonu.
Jego serce na chwilę stanęło gdy zauważył masakryczną scenę. Na kanapie leżał zakrwawiony korpus z nogami, a głowa chłopaka leżała na ziemi. Jednooka wrzasnęła najgłośniej jak mogła.
[MT] Dzień 11, wieczór.
Nerine spojrzała na resztkę Ethana krzycząc. Cały spokój, który posiadała, rozpłynął się. Pięć minut. Tyle starczyło by z człowieka zostało TO. Nerine poczuła jak jej krew szybciej płynie w żyłach i tętnicach. Jej oko przybrało przerażonego wyrazu. Głos, który ucichł w jej głowie, wrócił.
Boisz się Nerine?
Zaczęło jej się kręcić w głowie. Ból powrócił.
Bój się śmierci i Ciemności, Nerine
Nie wiedziała kiedy wpadła w szał. Szybkim ruchem złapała Echo za włosy i uderzyła ją w twarz najmocniej jak mogła krzycząc przy tym jak opętana.
"Nie chcę się bać. Nie chcę. Odejdź. Przestań. Boję się!"
Kilka kolejnych sekund później zaatakowała Dess. Ostrze noża sprężynowego wychyliło się po czym wbiło się w brzuch Dess. Tamta spojrzała na nią z dziwnym wyrazem po czym padła bezwładnie na ziemię. Kolejna krew rozbryzgała się na dywanie.
- JAK MOGŁYŚCIE POZWOLIĆ BY KOGOŚ ZABITO?! - wrzasnęła. - Ninja wam wpadł na chatę?!
Echo skuliła się na podłodze, a reszta nadal stała przy drzwiach salonu. Nerine zaczynała coraz bardziej wariować, a głos w jej głowie coraz bardziej napierał.
Poddaj się
- Ethan...
Dziewczyna pomału kucnęła łapiąc się za głowę. Odór krwi doprowadzał ją do mdłości. Spojrzała na głowę Ethana łkając jak szalona po czym usłyszała coś dziwnego.
"Tak, to ja."
Miała wrażenie, że dźwięk dobiegł znikąd, a zarazem z jej głowy i ucha. Rozejrzała się po pokoju z łzami w oczach.
"To tylko sen. To sen. Wszystko to sen. To nie prawda. Nie, nie, nie!"
Dziewczyna zaczęła się pomału uspokajać. Deborah z Effy podeszły do niej, a Neah do trupiej Dess. Brunet dotknął szyi dziewczyny po czym spojrzał na Nerine.
- Zabiłaś ją...
- Nie! Nie! Nie! - krzyknęła. - Ona się za kilka godzin wskrzesi, zobaczysz!
Ciemnooki spojrzał na dziewczynę z żalem i wyciągnął swój nóż z brzucha Desiree.
- Mówi prawdę. To moc Dessi. - odpowiedziała Effy.
Nerine pomału uklęknęła przed płaczącą siostrą.
"Kolejna skrzywdzona osoba"
*dwie godziny później*
Nerine, Neah i Deborah stanęli przy zatoce, a przy nich leżało ciało Ethana. Znajdowali się przy czymś co przypominało niski klif. Nerine zdążyła przygotować rzeczy do pogrzebu. Zabrała ze sobą kilka większych kostek lodu z wyżłobioną dziurką na świeczkę, kilka świeczek, niby wieniec zabrany z jednego ze sklepów oraz latający lampion ze świeczka domowej roboty. Jak zauważyła - wszyscy przyjaciele Ethana uciekli, rodzina zniknęła, więc pogrzeb musiał odbyć się tu i teraz. Effy postanowiła zostać z truchłem Dess, a Deborah przybyła przyciągnięta siłą. Nerine spojrzała na przyjaciół po czym zajęła się zapalaniem świeczki w wieńcu i kilka świeczek tealight. Włożyła kilka nowo zapalonych świeczek do dziesięciu kostek z lodem po czym spojrzała na resztę.
- Wrzucajcie.
Neah wraz z Deb wrzucili dwuczęściowe ciało Ethana do wody. Ciało szybko zatonęło. Nerine zbiegła na plażę używając mocy stopowana czasu po czym wrzuciła do wody wieniec i świeczki połączone z kostkami lodu. Wróciła do grupki i włączyła czas. Uniosła pomału lampion zapalając go. Lampion zaczął szybować nad zatoką. Nerin postanowiła cicho zanucić jedną piosenkę nim odejdzie. Była to piosenka U2 A day without me.
- Moja świadomość zaczyna się osuwać
Patrzę z zewnątrz
Na świat, który porzuciłem. - zaczęła.
W jej głowie dalej pojawiały się kolejne pytania. Który szalony ninja wpadłby do domu, pociął Ethana i uciekł? Kolejny raz coś szło nie po jej planie, a do tego kolejne pytanie podsycały jej pragnienie szukania odpowiedzi.
"To nie zmienia faktu. Ktoś umarł z mojego powodu. Najpierw ten psychol z psychiatryka, a potem gościu od odcinania palców... Kto będzie następny?"
Skończyła śpiewać i westchnęła. Nic nie znalazła, a zyskała tylko kolejne pytana i zło. Gdy jeszcze mieszkała w Michaeltown to znała Ethana. Tak salo Leana, Lacie i Rose. Oczywiście wszystkich z widzenia i na pewno nikt nie pamiętał jej. Uśmiechnęła się lekko i spojrzała na Deb gadającą przez krótkofalówkę. Kilka chwil później dziewczyna rozłączyła się.
- Muszę lecieć do strażników.
- Taa. Wpadnij jutro to może wreszcie się dogadamy. - mruknęła.
Deborah szybko odeszła. Nerine ostatni raz spojrzała w stronę zatoki i płynących po niej świeczek. Przez sekundę przeszedł ją dreszcz po czym odwróciła się i odeszła wraz z Neah'em.
- Nad Michaeltown wisi odór śmierci.
- Wiem to, Nerine. - odpowiedział obejmując ją ramieniem.
- Neah, nie chcę się już bać, a boję się strasznie.
Chłopak nachylił się i pocałował ją w czoło.
- Będę przy tobie czuwał. Nikt cię nie zabije. Nawet Ciemność.
- Obiecujesz? - załkała.
- Obiecuję.
Chwilę potem chłopak ponownie pocałował dziewczynę tym razem zjeżdżając ustami niżej.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Czw 13:11, 28 Cze 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Czw 6:53, 28 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
{Helen, o matko, pocałował cię w nos?!}
[Międzystrona] XyZ
Eeee...
Grupka ludzi właśnie wrzucała jego truchło do morza. Jako że czas w Międzystronie nie istnieje, widział wszystkich zastopowanych ludzi i Nerine, wrzucającą do morza świeczki itp.
Wrzucać do morza świeczki. Niesamowicie mądry pomysł.
Jestestwo chłopaka prychnęło - spowodowało to pojawienie się dookoła niego małego obłoczka niebieskiej pary.
Świadomość czym prędzej zanurkowała w odmęty morza. Poczuł się trochę dziwnie, gdy wpłynął nieopatrznie w ławicę ryb, która po prostu przez niego przepłynęła.
Po chwili usłyszał krzyki. Zdziwiony, zostawił na chwilę swoje ciało.
W miejscu, gdzie dno oceanu było najbardziej piaszczyste, siedziało kilka duchów i zagrzewało homary jak najszybszego chodu.
Dusza podleciała bliżej. Trójka skorupiaków walczyła zażarcie o pierwsze miejsce, próbując dostać się do największej muszli. Po kilku chwilach jeden z nich odpuścił, zaczynając szukać jakiejś wolnej muszelki.
W końcu wygrał najmniejszy homar - jednak gdy wszedł do swojego nowego mieszkania, nie dał rady go unieść. Zrezygnował więc.
Trzeci homar toteż został zwycięzcą turnieju. Zaczął przebierać radośnie nogami i wpadł do muszli, widocznie chcąc się urządzić.
I jak? Podobało się?
No... to... to było lekko dziwne.
E tam.
Nagle jakaś dusza wpadła do zbiorowiska.
Szybujcie szybko, w domku na polach zaczynają planować!
Wszyscy, McSyer też, czym prędzej poszybowali we wskazanym kierunku.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em
Flossy Whitemore, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Jednorożców
|
Wysłany: Czw 12:37, 28 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
[Dom za miastem] Dzień 11, (11 lipca), późny wieczór.
Lacie uniosła rękę, uspokajając zdziwioną i nieco poruszoną resztę.
- Wy myślcie, a ja się przejdę. - powiedziała spokojnie, nadając swoim słowom obojętny ton. Rzuciła Nei spojrzenie typu "ale tak naprawdę to idę sprawdzić tego 'mutanta'".
Kayla była ciekawą dziewczyną, a przynajmniej dla Lacie. Poczuła rosnące podekscytowanie.
Ciekawe czy ma fobię społeczną.
Zamknęła za sobą drzwi i stała przez chwilę, rozglądając po okolicy. W oddali dostrzegła trzy domy, znajdujące się obok dużego sadu. Zastanowiła się, czy zostały tam jakieś dzieci.
Po krótkiej chwili potrząsnęła głową i ruszyła za czerwonowłosą. Kayla siedziała niedaleko za domem, na pniu wyciętego drzewa.
Rzuciła jej spłoszone spojrzenie, jednak Lacie nie zraziwszy się tym usiadła koło niej. Kayla poderwała się, zamierzając czym prędzej uciec od Uzdrowicielki, jednak ta złapała ją za nadgarstek, przyciągając do siebie.
- Cześć, Kay. Mogę cię skracać, prawda? - zapytała i nie czekając na odpowiedź zaczęła mówić. - Masz szczęście że usłyszało cię tylko kilka osób. Mocą nie należy się afiszować, bo ludzie mogą jej użyć potem przeciwko tobie. - wymamrotała, przypominając sobie o Nerine i piwnicy. - Słuchaj, dzisiaj odkryłaś moc?
- Tak. - odparła Kayla powoli.
Lacie uśmiechnęła się, obejmując ją ramieniem, postanowiwszy że jeszcze nie czas na dręczenie pytaniami.
- Alyssa jest twoją przyjaciółką, tak?
Kayla skinęła głową, rzucając jej nieco wystraszone spojrzenie.
- Lubię ją. Dzięki za pomoc w ucieczce, Kay. - dodała Lacie.
Kayla uśmiechnęła się nieśmiało i nagle spojrzała w niebo, wyraźnie zaniepokojona. Lacie skrzywiła się nieco.
- Też boję się ciemności, jeśli o to ci chodzi. Mogę ci też powiedzieć, że panicznie boję się psów. - zaśmiała się cicho, spuszczając wzrok. - Nieco głupie, wiem, ale nic nie poradzę. Wracajmy, ok?
- Ok. - Lacie pomogła jej wstać i ruszyły z powrotem w stronę domu. - To... Powiesz mi na czym polega twoja moc? - zapytała, dając jej czas na zastanowienie się.
W tej chwili usłyszała ten głos.
"Jeszcze tu jestem" - oznajmił, a Lacie zamarła, rozglądając się na boki.
- Ethan? - mruknęła i uderzyła się lekko w czoło, uznając że się przesłyszała. Tak, z pewnością się przesłyszała.
"Nie, nie przesłyszałaś" - usłyszała znowu. Mogłaby przysiąc że jest to głos kriokinetyka.
Zrobiło jej się przeraźliwie zimno i objęła się ramionami, spoglądając za siebie, na ścianę lasu spowitą w zapadający mrok.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Em dnia Czw 12:39, 28 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|