Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział VII
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Sob 17:31, 09 Cze 2012    Temat postu:

[MT, dom Robba] Dzień 7, (7 lipca), wczesny wieczór.

Lacie szła ulicą, ciągnąć Warpa za rękaw jego koszuli.
- O ile pamiętam wcześniej całowałeś jedynie muszle klozetowe, gdy wsadzali twoją głowę do kibla. - burknęła.
- Czasy się zmieniają, Lacie... - powiedział Warp rozmarzonym głosem.
- Ta. Wiem. Warp, wiesz, że możesz zginąć?
- Nie szkodzi. - Warp uśmiechnął się do niej. - Zanim zginę, uleczysz mnie.
Lacie przypomniała sobie o Leme i uśmiechnęła się smutno.
- Nie zawsze. Ufasz mi?
Warp zastanawiał się przez chwilę.
- Ufam. - odpowiedział zrezygnowanym tonem i skrzywił się, zobaczywszy rozjaśnioną twarz Lacie. - Zabiję cię jeśli mnie zabijesz, Lacie.
Uzdrowicielka wyszczerzyła się do niego.
- To samo powiedziałam do Nei parę dni temu. - stwierdziła radośnie. - Chwila... - Lacie wyciągnęła krótkofalówkę z kieszeni. - Nea?
- Zapomniałaś o odbiorze.
- Kij z tym. Zapomniałam powiedzieć ci, że zabiję cię, jeśli się zabijesz. - oznajmiła. - Bez odbioru.
- Jesteś chora. - stwierdził Warp, po czym krzyknął cicho. - Co oni robią?
Lacie już miała skręcać w swój ogródek, jednak wytężyła wzrok, podążając za spojrzeniem Warpa.
- Toż to nasze rude bliźnięta. - stwierdziła radośnie, podbiegając (znów się nie wywaliła! Brawa dla niej!) do pomostu, przy którym Isa, Monty i ich ekipa z McDonaldsa ładowała wielkie worki do łodzi. - Isssssa, czy to jest to o czym myślę?
- A o czym myślisz?
- O tym, że uciekasz z żarciem, wstrętny kradzieju. - burknęła Lacie.
- Nie! - oburzyła się Isa i broda jej zadrżała. - Jak możesz...
- Płyniemy z całymi zapasami na ten przepołowiony statek. - przyszedł z pomocą jej brat. - Bo McDonalds może ucierpieć, prawda? Albo mogą zniszczyć nasze zapasy, jeśli im się nie powiedzie. W chwilach desperacji robi się różne rzeczy.
Tak. Dzisiaj zamierzam coś takiego zrobić. Bo i tak mamy marne szanse.
Lacie poklepała go po ramieniu.
- Ok. Ale pospieszcie się, zostało mało czasu.
Parę minut później grzebała w swojej szafie, wywalając swoje rzeczy.
- O! - zawołała, naciągając na siebie czarną, obcisłą bluzę. - Jedyna czarna rzecz, jaką posiadam.
Zaplotła czym prędzej długie włosy w warkocz i ukryła twarz pod kapturem.
- Widać, że jestem Uzdrowicielką?
- Nie widać. - uspokoił ją Warp, nadal nie do końca wszystko rozumiejąc. - Lacie, dlaczego jesteś pewna, że przegramy?
- Czuję to w kościach. - burknęła, zdejmując kaptur. Usiadła na łóżku.
- Co teraz robimy?
Lacie spojrzała na niego zdziwiona.
- Jak to co? Czekamy.


[MT, dom Robba] Dzień 7, (7 lipca), wczesny wieczór. - Jayden.

Spędził ze swoim młodszym, słodkim braciszkiem zaledwie dzień, a już wiedział, że z tym dzieckiem jest coś nie tak. Robb oznajmił mu, że Gaiaphage do niego przemawia, a gdy się złości to boli go głowa. Bardzo. Raz pieprzył coś o Uzdrowicielce i potworze, którego sobie uroił, podobno mieszkającym pod ziemią.
I to MNIE zamknięto w psychiatryku.
Jayden słyszał głos Nei i wiedział, że nadchodzi wojna, co go niesamowicie cieszyło. Nienawidził ludzi z Grantville. Z Michaeltown także, ale mniej. Uśmiechnął się złośliwie. Załatwił strażników, to załatwi innych, co nie?
Przesunął dłonią po swojej broni, uśmiechając się sam do siebie. Robb wpadł do salonu.
- Jay! Chodźmy do podziemi się ukryć! - zawołał rozpaczliwie. - Boję się!
Jayden stał przez chwilę, wpatrując się w niego z rosnącym zdumieniem. Potem parsknął śmiechem.
- Jayyy!
- Gówno mnie obchodzi czy się boisz czy nie. Gówno mnie obchodzi także to, co się z tobą stanie, mały.
- Jesteś... Moim starszym bratem. - powiedział żałośnie Robb ze łzami w oczach.
- Prócz wspólnych rodziców nic nas nie łączy. - burknął Jayden. - Możesz iść ze mną, jeśli chcesz.
- Dobra. - zaszlochał Robb, trąc piąstkami oczy.
- Masz dziesięć lat, mazgaju! - warknął. - W ogóle nie jesteś do mnie podobny.
- I dobrze. - powiedział cicho Robb. Jayden uderzył go wierzchem dłoni w głowę, na co chłopiec jeszcze bardziej się rozryczał.
- JAMIE! Chodź na dół i przygotuj się, do kończymy nasze dzieło! Chcesz pobawić się ogniem, prawda?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Sob 17:35, 09 Cze 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Sob 17:47, 09 Cze 2012    Temat postu:

[MT - Rynek] Dzień 7 (7 lipca) wieczór

- I nie pytaj, czemu nie jestem w podziemiach. - dodała z uśmiechem dziewczynka.
Sophie pociagnęła Julie za rękę i posadziła ją sobie na kolanach.
- Jestem Sophie. To jest Brandon, Alyssa i Freddie. - wskazywała kolejno na swoich towarzyszy. Ostatni uśmiechnął się przyjaźnie do dziewczynki i pokiwał jej wesoło. - A teraz się pytam, dlaczego nie jesteś w podziemiach?
Dziewczynka wywróciła oczami.
- Nie jestem dzieckiem. Nie będę siedzieć zamknięta. A poza tym to chcę wam pomóc.
- Ok, niech ci będzie.
Sophie rozejrzała się dookoła. Było ciemno, a jedynym źródłem światła była latarka, trzymana przez Freddiego. Na niebie pojawił się księżyc, która raz po raz znikał za gęstymi warstwami chmur.
,,Ciekawe, jak tam Lacie i Warp. Mam nadzieję, że nic im się nie stanie.''
Zamknęła oczy i po raz pierwszy od 7 dni pomyślała o swoich rodzicach.
,,Opiekujcie się nami wszystkimi gdziekolwiek jesteście.''


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Sob 17:53, 09 Cze 2012    Temat postu:

[Grantville] Dzień 7, po 14.

Nerine minęła plac z uśmiechem na twarzy. Spojrzała w stronę hurtowni i zaśmiała się.
"Brawo Neah!"
Szybkim krokiem ruszyła do swojego domu. Kochała go. Każdy kawałek mieszkania był dla niej jak rodzina. Kochała cały domu jak i jego domowników.
Zdjęła z swoich ramion dwa plecaki i rzuciła je na ziemię. Zdążyła okraść sklepy z potrzebnych rzeczy nim mieszkańcy ją uprzedzili. Zabrała ze sobą ponad pięćdziesiąt noktowizorów, latarki, lornetki, kilka dalmierzy, gazy pieprzowe, odstraszacze zwierząt działające na ultradźwiękach i paralizatory. Dla siebie zachowała odstraszacz, paralizator i gaz pieprzowy. Do tego miała swoje dwa pistolety, nóż, scyzoryk i własnie zabrany łuk, kołczan, strzały, eter dietylowy w butelce i kilka szmatek. Ze sklepu ukradła też damską bluzkę z kamuflażem typu woodland, bojówki i desanty. Takie same ubranie ukradła dla siostry, ale w mniejszym rozmiarze.
Nerine ruszyła w stronę półek z książkami zdejmując z siebie ubranie w biegu. Gdy dotarła do półki, zaczęła wkładać spodnie przy okazji wyjmując jakiś papier z książki 'Strategie wojenne'. Rozłożyła kartkę i zobaczyła mapę Grantville i Michaeltown oraz okolic. Na mapie były nabazgrane różne szlaczki po stronie Grantville najwięcej. Nerine uśmiechnęła się. Zaczęła kartkować książkę i wyjęła dwie mapy, tym razem obu miast.
Nerine uśmiechnęła się jeszcze i schowała mapy do książki po czym poszła w stronę stołu. Rozłożyła mapę całego Nowego Świata na stole i pognała po ołówek i cyrkiel. Zaznaczyła ołówkiem całą barierę przy cmentarzu jak i całym mieście, a potem zaznaczyła ją na części sadów, Michaeltown i zatoki. Już wtedy zdała sobie sprawę, że to okrąg. Cyrklem dokończyła rysunek i zaznaczyła wielki 'X' na elektrowni.
Nerine przeszła się po domu i zaczęła nawoływać znajomych. Potrzebowała by kilka osób niosło obydwa plecaki. Szybko znaleźli się chętni. Nerine ruszyła do swojej szafy i wyciągnęła ciemnozielony plecak. Pobiegła do kuchni i zaczęła pakować do niego jedzenie, wiele napoi energetycznych, czekoladę i trochę konserw. Przebiegła się do salonu i spakowała książkę wraz z zamkniętymi w niej mapami.
Brunetka podeszła do jednego z przytarganych plecaków i zaczęła wyjmować rzeczy dla siebie. Kabury wraz z swoimi pistoletami TT przymocowała do paska. Nóż, scyzoryk i eter dietylowy w butelce wraz z szmatkami schowała do lewych kieszeń spodni, a gaz pieprzowy, paralizator, odstraszacz przeciw zwierzętom i latarki schowała do prawych kieszeń. Miała ze sobą też dwa kołczany strzał i łuk. Jeden kołczan był pełen zwykłych strzał, a drugi - strzał zamoczonych w acetonie. Wystarczyła tylko zapalniczka by stworzyć płonące strzały. Na głowę założyła noktowizor z dwoma iluminatorami. Zgarnęła kilka zapalniczek z kuchni i schowała je do kieszeni.
Devein spojrzała na swoją siostrę bliźniaczkę siedzącą przy stole. Rzuciła jej zabrane ubrania i uśmiechnęła się.
- Proszę Echo. Musisz przecież wyglądać jak ja. - uśmiechnęła się.
Dwadzieścia minut później Echo, Nerine, Neah, Chantal i Tony ruszyli na plac. Tony i Neah nieśli plecaki z sprzętem dla reszty dzieciaków, który mieli rozdać w lesie Ross'a przed atakiem. Dziewczyna nie mogła się doczekać kiedy użyje swojego noktowizora w ciemnościach.
Siostry Devein już wcześniej zauważyły, że są ze sobą mylone. Nerine to śmieszyło od czasu gdy Chantal gadał o wojnie jej siostrzyczce. Zaśmiała się w myślach. Już dawno nauczyła Echo swojej roli. Uwielbiała planować wiele rzeczy bez wiedzy innych.
Gdy grupka dotarła na cmentarz, Dan już na nich czekał. Nerine ruszyła w jego stronę.
- Witaj, jestem Nerine Devein, Główna Siła. - przywitała się.
- Dan Hempel. Przyjechałem wam pomóc.
Nerine spojrzała na niego przekrzywiając głowę.
- Oddział M?
- Co?
- Mutant?
- Tak, a co?
Nerine uściskała mu dłoń.
- Witaj w naszych szeregach. Jestem chronokinetyczką i panuję nad czasem, a ty co robisz?
- Ja zajmuję się elektryką jakby. Potrafię kopać prądem i tworzyć pioruny.
"Chodzący kontakt?"
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Już widzę twoją rolę na wojnie.
"I już jest wszystko dopięte na ostatni guzik"
Chantal i reszta weszli do kościoła i otworzyli właz do tuneli. Nerine ostatni raz odwróciła się by spojrzeć na miasto.
"Jakie piękne... Ślicznie by wyglądało w ogniu"
Złapała się za głowę.
"Boże, Nerine, o czym ty myślisz?"
Nerine spojrzała na Chantala i zaśmiała się.
"Drugiego dnia też miał łom. Do twarzy ci w łomie!"
Nerine podeszła do włazu jako jedna z pierwszych i nachyliła się nad nim.
- Nerine. Pójdź na samym końcu wraz z Echo i upewnij się, że zamknięto właz. Nie chcę by mój mały klon rwał się do przodu.
Brunetka wskoczyła do tunelu, a za nią wskoczył Neah, Dan, Effy, Deborah i Barbie.
"Żegnaj Grantville"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Char
Xavier Zake, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:04, 09 Cze 2012    Temat postu:

[MT - Rynek] Dzień 7 (7 lipca) wieczór

Co jest pewne - Julie polubiła Sophie. Nie ufała jej do końca, ale polubiła.
Ten Freddie i Alyssa też nie sprawiali wrażenia wyjątkowo wstrętnych.
Poza tym, siedzenia na kolanach u Sophie nie można było porównać z zimnym chodnikiem.
Co nie znaczy, że przestała się bać. Przeciwnie - bała się jeszcze bardziej.
- Ładna noc - powiedziała.
Sophie skinęła głową.
- Zbyt piękna na takie wydarzenia - mruknęła ze smutkiem.
Tak po prawdzie, noc nie była nawet znośna. Chmury zasłaniały księżyc, i było dość nieprzyjemnie.
- Mam wrażenie, że ta noc będzie najgorszą nocą w moim życiu - szepnęła dziewczynka do ciemnoskórej. Jej szaro-zielone oczka były jeszcze większe niż zwykle. Zacisnęła pełne usta w cienką kreskę.
Tamta uśmiechnęła się blado.
- Nie wiemy, co będzie dalej, po tej nocy.
Mała iluzjonistka zebrała się w sobie i zadała pytanie, które dręczyło ją najbardziej:
- Czy mamy jakiekolwiek szanse?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Sob 18:23, 09 Cze 2012    Temat postu:

[MT - Rynek] Dzień 7 (7 lipca) wieczór

- Czy mamy jakiekolwiek szanse?
Sophie czuła się, jak porażona prądem. Unikała rozmowy na ten temat. Spojrzała zdezorientowana na Freddiego, szukając pomocy. Chłopak chyba zrozumiał o co chodzi Sophie, bo po paru chwilach zwrócił się do Julie.
- Oczywiście, że mamy szanse. - uśmiechnął się przyjaźnie do dziewczynki. - Mamy bardzo dużo osób z nadprzyrodzonymi mocami. Napewno więcej niż w Grantville.
Chwilę siedzieli w ciszy.
- Ale to nie wystarczy, prawda?
Sophie wywróciła oczami i przytuliła dziewczynkę.
- Nie rozmawiajmy o tym teraz. Zobaczymy, co przyniesie czas. Miejmy nadzieję, że wygramy tą bitwę.
Odwróciła się w stronę Brandona i zobaczyła, że chłopak patrzy na nią podejrzliwie.
- Wy już tak na serio? - spytał.
- Kto? Co? - zrobiła zdziwioną minę.
- Nie udawaj, że nie wiesz. Ty i Warp. - burknął i odwrócił wzrok w drugą stronę.
Dziewczyna nabrała powietrza i głośno je wypuściła.
- A jeśli tak to masz coś przeciwko?
Brandon z powrotem spojrzał na dziewczynę i uniósł brwi.
- Może tak, może nie.
,,Debil.''
Sophie spojrzała na niebo, czekając na sygnał od Nei.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Wildness dnia Sob 18:24, 09 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rudzik
Celty N. Knight, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:26, 09 Cze 2012    Temat postu:

[GV - tunel] Dzień 7, popołudnie

Effy z niepokojem weszła do tunelu. Nienawidziła podziemi. Wejście za nimi zostało ponownie zamknięte i dziewczyna nerwowo przełykając ślinę spojrzała w stronę Nerine. Gdyby nie telepatia, prawdopodobnie nie rozpoznałaby jej. Effy skupiła się na umysłach innych. Wszyscy byli podekscytowani i gotowi do walki.
"Nerine, jak długo nam to zajmie?"
Kilka godzin.
"Boże. Nienawidzę ciemności."
Dan i Deb szli tuż za nią. Effy zwolniła zrównując kroku z chłopakiem.
- Jesteś elektrokinetykiem, ta?
Nie widziała jego twarzy, ale zdawało się że kiwnął głową.
- Powinno ci się udać stworzyć kulę światła. Spróbuj to zrobić i nam pomóż oświetlić ten cholerny tunel. Latarki nie dają zbyt wiele światła.
Wróciła do przyjaciółki. Niecałe pięć minut później w tunelu coś rozbłysło i pod sufitem pojawiła się kula zielonego światła. Przemieszczała się razem z Danem. Chwilę później rozbłysło kolejne światło. Elektrokinetyk stworzył jeszcze dziesięć takich kul rozmieszczając je nad grupą co kilka metrów. Zielonkawe światło nadawało podziemiom jeszcze więcej grozy, jednak przynajmniej coś widzieli.
To jednak nie uspokajało Malone. Tu, pod ziemią czuła coś. Coś złego. Próbowało wedrzeć się do jej umysłu. Zacisnęła palce na pistolecie rozglądając się na boki z coraz większym przerażeniem. Tak jakby w podziemiach oprócz nich było coś jeszcze.
Zauważyła jak Tony przygląda się jej z zaniepokojeniem.
Wszystko dobrze?
Pokręciła przecząco głową.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 18:31, 09 Cze 2012    Temat postu:

[Michaeltown] Dzień 7 (7 lipca), wieczór - Matson

- Nea, jak sytuacja? Odbiór.
- Bez zmian - dziewczyna ziewnęła. - Bez odbioru.
Matson opuściła swoją strefę. Teraz wtargnęła na stację benzynową, która wyglądała, jakby od początku NŚ nikt tam nie zaglądał.
Przez chwilę buszowała po zapleczu, po czym znalazła to, czego szukała.
W kącie stała beczka z zatartym napisem 'chloroform'. Ostrożnie ją odkręciła. Od zapachu zakręciło się jej w głowie, co oznaczało, że jest na dobrym tropie. Przelała chloroform do 30 mniejszych butelek.
"Gdzie tu jest jakaś szatnia? Przydałby się jakiś plecak, albo torba".
W końcu za ladą znalazła skórzaną torbę na ramię kasjerki. Bezceremonialnie wywaliła na podłogę całą zawartość i wpakowała tam butelki i jakieś szmaty.
- A co my tu mamy? - mruknęła do siebie, kiedy zauważyła dziwne zawory. - Benzyna - przeczytała. "Czyżby zakręcenie tego tego, powodowało po prostu odcięcie zbiorników od maszyn pompujących? Cóż spróbujmy".

*dziesięć minut później*

Matson z satysfakcją stwierdziła, że z wężów na zewnątrz nic nie leci. "To na wypadek, gdyby tym debilom zabrakło benzyny do koktajli Mołotowa".
Truchtem pobiegła do straży pożarnej i upewniła się, że Freddie i jego ekipa są na miejscu.
- Mają Hinner, ona na pewno będzie coś podpalać - powiedziała bez przywitania się. - Bądźcie gotowi.
Po drodze do swojej strefy zahaczyła jeszcze o czyjś dom i zamiast zakrętek w butelkach, przykręciła tam końcówki spryskujące.
- Jestem genialna - mruknęła do siebie zadowolona. W ciągu najbliższych minut rozdawała butelki, tłumacząc, że w środku jest chloroform i że jeśli psikną tym komuś na twarz, ofiara zemdleje w ciągu kilku sekund.
- Zgłupiałeś do reszty, idioto? Na tych z Grantville! - jęknęła, kiedy jakiś chłopak psiknął drugiemu, kiedy tylko wręczyła mu butelkę. W efekcie tamten zemdlał i trzeba go było odnieść do domu.
- Ci, którzy nie mają gazów pieprzowych, ani granatów dymnych ani innych gadżetów z komisariatu mają ten chloroform - oświadczyła z dumą Percivalowi. Ten wymamrotał jakieś gratulacje i zajął się zgłębianiem budowy moździerza.
Matson ruszyła z powrotem do swojej strefy, po drodze oglądając uzbrojenie obrońców Michaeltown. "Trzeba przyznać, fantazję to oni mają". Odetchnęła z ulgą, widząc, że wcale nie ma tak źle.
"Jednak takie Michaeltown, a broni ma sporo".
Połowa obrońców miała broń palną, ci którzy jej nie mieli, zazwyczaj nosili ze sobą kije baseballowe, pałki teleskopowe, łomy, kastety, noże, sztylety, maczugi zrobione z kawałków drewna, gwoździ i drutu. Dwójka chłopców miała nawet halabardy, a fioletowowłosa bała się myśleć, skąd je wytrzasnęli. Ktoś skombinował nawet bagnet.
Dodatkowo, prócz niej, 29 osób miało butelki z chloroformem. Kilka bardziej doświadczonych osób trzymało granatniki.
Percival od początku akcji zbrojnej szczycił się swoim moździerzem, wygrzebanym z czyjejś piwnicy.
- Współczuję temu, kto oberwie z moździerza - uśmiechnęła się do siebie. W tej chwili Matson nie wiedziała, jak bardzo przewyższa ich Grantville, nie tylko liczebnością, ale i uzbrojeniem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Lily Wilkes, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:28, 09 Cze 2012    Temat postu:

[Tunele] 7, 7, przed dojściem do elektrowni
Deborah szła, oddychając głęboko. Mały plecak, który niosła, coraz bardziej jej ciążył.
Spakowała do niego sporo śrutu do wiatrówki (wolała nie ryzykować, strzelając z pistoletu, do którego się nie przyzwyczaiła), trochę wody i zupek chińskich, gaz pieprzowy, pałkę policyjną i noktowizor. Wiatrówkę niosła przez pierwszą godzinę marszu, a potem Dan zaoferował się jej pomóc, bo nie niósł praktycznie niczego.
Kieszenie miała pełne śrutu. W myślach dziękowała matce, za to, że nauczyła ją szyć – do dużego, skórzanego paska przymocowała „kieszonki”, na koktajle Mołotowa, które miały pomóc jej wywołać ogólny pożar. Przy pasie, w ozdobnej pochwie miała schowany nóż. Do drugiej kieszeni spakowała drugi gaz pieprzowy – raczej nie był jej potrzebny z racji mocy, ale wolała mieć coś na wypadek gdyby się przemęczyła, a czekał ją nie mały wysiłek.
Usta i nos zasłoniła chustką, którą zamierzała zwilżyć gdy dojdą do MT. Dym nic jej nie robił, ale nienawidziła uczucia, gdy powoli wnikał do jej nosa…
Osobom, które nie miały noktowizorów, a były to głównie osoby przystosowane do walki wręcz, nosiły okulary przeciwsłoneczne, prawie w ogóle nie przyciemnione. Chronili oczy przed gazem pieprzowym i – podobnie jak Deb – usta i nos chustkami przed dymem. Było oczywiste, że będzie go sporo.
Deborah uśmiechnęła się na samą myśl.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Sob 19:41, 09 Cze 2012    Temat postu:

[Tunele] Dzień 7, wieczór.

Grupa szła kanałami w ciszy. Ludzkie cienie padające na ścianę dodawały grozy. Strach. Chyba wszyscy to wyczuli. Jeden wielki strach.
Przed grupą pojawiła się kolejna odnoga tunelu. Tym razem prowadziła na prawo. Nerine lekko szturchnęła Effy i dała jej mapę do trzymania. Chwilę przyglądała się mapie i odetchnęła z ulgą.
- Idziemy prosto! Zaraz będzie wyjście! - wrzasnęła do tyłu i ruszyła przed siebie.
Boisz się?
"Nie, nie boję się. Nerine Devein nigdy się nie boi"
Boisz się, Nerine
- Boję się. - szepnęła Nerine. - Ale na pewno nie boję się o siebie.

[Schron - Las Ross'a] Dzień 7, późnawy wieczór. - Neah

Neah usiadł przy włazie i pomagała reszcie wyjść. Połowa brygady była już na zewnątrz, a reszta w tunelach. Słońce pomału zachodziło, a dzieciaki już siadały do posiłku. Wielki budynek elektrowni widniał w oddali. Wiedział, że tam trafi wraz z tym Danem. Uśmiechnął się i podszedł do Nerine, która zrobiła sobie biwak pod drzewem.
"Skąd miała czas na zrobienie kanapek?"
Brunet usiadł obok niej na ziemi i uśmiechnął się.
- Co tam psychodeliczna władczyni?
Dziewczyna obrzuciła go piorunującym wzrokiem i sięgnęła po napój energetyczny. Uśmiechnął się i poczekał aż odstawi puszkę by mógł ją zabrać. Obrzuciła go groźnym spojrzeniem.
- Z dnia na dzień stajesz się coraz bardziej chamski, sługo. - mruknęła.
Uśmiechnął się i chwilę potem zabrał jej kanapkę z worka. Zignorowała to.
- Już wkrótce zaczynamy. Jak tam twój oddział?
Chłopak schylił głowę.
- Szczerze to nie chcę mieć oddziału. Wolałbym zająć się elektrownią.
Skinęła głową.
- Nie ma sprawy. Pójdziesz tam z Danem i moją kuzynką Aimee i jakimiś dwoma gostkami. Przydadzą wam się.
Uśmiechnął się i wrócił do jedzenia.

*godzinę później*

Większość oddziałów została pogrupowana. Każdy znał strategię jak i plan. Nerine szybko go wytłumaczyła i zapewniła grupę, że dadzą radę. Za dwadzieścia minut wszyscy mieli ruszyć na stanowiska. Brunetka zawołała do siebie Echo, Deborah, Effy, Chantala, Dana i Neah'a. Uśmiechnęła się do siostry.
- Teraz zajmiesz moje miejsce.
Echo wytrzeszczyła oczy.
- Co?
- Mówiłam ci, że nic nie robię bez planu. Ty ruszysz na wojnę wśród ludu, a ja będę wam pomagać z oddali. Ty musisz tylko chodzić z oddziałem i nie dać się zabić.
Brunetka przytuliła siostrę i pogładziła japo włosach.
- Wybacz mi za wszystko, Echo. Jestem pewna, że będziesz silna.
Chwilę stały w bezruchu po czym Nerine odsunęła się. Spojrzała na Deborah i przytuliła ją.
- Trzymaj się i nie daj się zabić, Katniss. - zaśmiała się.
Deborah odwzajemniła uśmiech.
- Ty też się trzymaj.
Przez dobre dziesięć minut żegnali się życząc sobie nawzajem powodzenia i przeżycia. Nerine stanęła przy drzewie.
- Pamiętajcie, przy campingach znajdziecie motorówki, skutery i kurty, więc łatwo się dostaniecie. Ja będę już na was czekać. Nie ma powodu by osobna jednostka przeprawiała się drogą wodną z tłumem. Echo-Nerine Devein jest z wami i oni mają tak uważać. Będę czekać w ukryciu. Powodzenia moja siło główna. - rzuciła i pomachała dłonią.
Grupa odeszła w stronę pól campingowych, a Dan z Aimee i dwoma innymi ludźmi szykowali się do podróży, której celem była elektrownia. Nerine uśmiechnęła się. Miała czas na chwilę odpoczynku.
Zielonooka odwróciła się i zaczęła wspinać się na drzewo.
- Może ci pomóc? - zapytał Neah.
Pokręciła głową.
- Sama dam sobie radę. - rzuciła i chwilę potem siedziała na gałęziach. - Chodź tu!
Chłopak westchnął i zaczął się wspinać na drzewo. Kilka minut później siedział z Nerine na gałęzi.
- Michaeltown tonie w czerwieni nieba. - rzuciła.
Ciemnooki przechylił głowę i spojrzał na nią ze smutkiem po czym wskazał na oddalającą się grupkę.
- Czemu to robisz? Nie musiałaś wysyłać ich wszystkich na wojnę. - wyrzucił z siebie.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
- Słyszałeś legendę o królu Arturze i pytaniu o kobiecą naturę?
Leader spojrzał na nią zdziwiony i uśmiechnął się. Nie wiedział co ma na myśli, ale wiedział, że szykuje się długa rozmowa.
- Nie słyszałem.
Nerine pomału wstała i rozłożyła ramiona jak ptak wzbijający się do lotu.
- To ci ją opowiem. - odrzekła. - Pewnego razu Król Artur dostał się w niewolę do potwora, który uzależnił jego życie od odpowiedzi na pytanie: czego pragną kobiety? Wszystkie damy dworu zaczęły ujawniać królowi swe najskrytsze pragnienia, lecz niestety te odpowiedzi nie zadowoliły potwora. Życie króla zawisło na włosku. Wtedy pojawiła się siostra potwora, czarownica stara i odrażająca. Powiedziała, że jeśli jakiś młody i piękny rycerz zechce ją poślubić i objąć w małżeńskiej łożnicy, zdradzi królowi tajemnicę i uratuje królestwo od zguby. Wtedy to Lancelot, rycerz najpiękniejszy z wszystkich, zgodził się pojąć czarownicę za żonę i wprowadzić do swego łoża. Kiedy to się dokonało, odrażająca starucha przemieniła się w objęciach rycerza w piękną i młodą dziewczynę, a zaraz potem wyjawiła mu skrywaną tajemnicę. Wtedy król Artur został uratowany, a radość wróciła w granice królestwa.
Nerine pochyliła się nad nim, a jej długie czarne włosy opadły mu na twarz.
- A ta tajemnica mówiła: Kobiety najbardziej pragną korzystać ze swej władzy.
Chłopak odgarnął jej włosy i pomału stanął na gałąź. Uśmiechnął się i oparł o pień drzewa.
- Niezła bajka, Nerine. - odpowiedział. - Już wkrótce będziemy musieli wyruszyć.
Dziewczyna przytaknęła.
- Dokładnie cztery minuty.
Leader schylił głowę.
- Nie daj się zabić, Nerine.
- Ty też nie daj się zabić.
Dziewczyna przybliżyła się do chłopaka.
- Jeżeli ktoś cię zabije, zabiję go, jego rodzinę i przyjaciół.
- Jeżeli ktoś ciebie zabije, zabiję całe Michaeltown. - wyrzuciła.
Uśmiechnął się i przyciągnął ją do siebie.
- Nerine... - zaczął.
Zamknęła oczy i uśmiechnęła się. Lubiła gdy ktoś ją przytulał. Stała z nim dwie minuty po czym się odsunęła.
- Chyba pora lecieć.
Westchnął głęboko. Zauważył, że dziewczyna wychyla się do przodu jakby chciała skoczyć.
"No tak. Skoczy i poleci do Michaeltown stopując czas."
Spojrzała na niego i uśmiechnęła się po czym bardziej się wychyliła do przodu. Złapał ją za dłoń i poczekał aż się wyprostuje.
- Nerine, skąd mam wiedzieć, ze jesteś prawdziwa? Skąd mam wiedzieć, że to ty wrócisz z wojny, a nie Echo? Jesteście bliźniaczkami, a Effy zawsze może skłamać jak ją poprosisz, więc..
Dziewczyna położyła palec na swoich ustach pokazując by się wyciszył.
- Poznasz mnie po czynach. - zaczęła. - Echo nigdy by czegoś takiego nie zrobiła.
Wtedy Nerine uśmiechnęła się i sekundę później była przy nim stając na palcach. Nie przypuszczał, że ta Nerine coś takiego. Spojrzał na jej zamknięte oczy nie mogąc do końca rozumieć co się dzieje. Nagle wszystko się zmieniło. W jednej chwili czuł ją i jej cało dotykające jego, a w następnej chwili nie czuł nic.
Zniknęła.
Spojrzał na zegarek. Minęły trzy minuty.
Wojna się zaczęła.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Lily Wilkes, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:51, 09 Cze 2012    Temat postu:

[Zatoka-MT] 7, 7, koło 21.
Zajęli motorówki, skutery wodne i kutry.
Deborah mogła się założyć, że spodziewali się ich od strony dróg. Mieli przewagę i punkt zaskoczenia. Próbowali się zachowywać cicho, co było dość łatwe, biorąc pod uwagę, że większość Michaeltown biegała bez sensu, krzycząc i ogólnie robiąc chaos, chociaż wojna jeszcze się nie zaczęła.
Uwagę na nich zwróciło może pięcioro dzieciaków, którzy tylko wzruszyli ramionami nadal gapiąc się w drogę.
Zmoczyli chustki na nosach, naciągnęli okulary. Deborah ubrała noktowizor.
Światła w MT zamigotały i zgasły. Byli już prawie przy brzegu.
Barbie, Chantal i pomocnica Barbie pogrupowali ludzi: broń palna, reszta, broń palna, mutanci, reszta.
Deb spojrzała na zegarek. 21:00.
- OGNIA! – krzyknęli jednocześnie Chantal i Barbie.
Oddziały ruszyły biegiem, strzelając do napotkanych dzieciaków, które nawet nie zdążyły się obrócić.
„Wojnę czas zacząć”


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:54, 09 Cze 2012    Temat postu:

[MT] Dzień 7 (7 lipca), wieczór

Nea z niepokojem spojrzała na zaciemnione miasto. Teraz tylko w jakiejś 1/5 miasta nie wysiadł prąd. Odwróciła się i zaczęła z uwagą obserwować otoczenie. Wspomagała się lornetką, ale w końcu odrzuciła ją, bo światła przy drodze tylko pogarszały sprawę.
Nagle to usłyszała. Cichy, ledwie dobiegający do jej uszu dźwięk kroków i rozmów. Minutę później dostrzegła ich.
"O ku*wa. Ile ich jest".
Neę zmroziło. Jeżeli kiedykolwiek miała jakieś nadzieje na wygraną, właśnie wszystkie wyparowały.
Większość ładowała się na łodzie, motorówki i inne łódki, które Nea dokładnie widziała, jako że przystań była jako tako oświetlona. Nieliczni szli pieszo.
- Nadchodzą. Właściwie nadpływają. Na nabrzeże, wszyscy! - jęknęła do krótkofalówki, bojąc się, że nie zdążą. Zaczęła ześlizgiwać się z drzewa, gotowa do szaleńczego sprintu do miasta.

[MT] W tym samym czasie - Matson

Percival wyglądał jak porażony prądem, kiedy wysłuchał co ktoś miał mu do powiedzenia przez krótkofalówkę. Matson już miała podejść i zapytać o co chodzi, kiedy ciszę w mieście przeszył ostry dźwięk wuwuzeli.
Jednoczeście usłyszała ryk motorówki. "Co do...?"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
A.
Louis Black, II kreski



Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 20:03, 09 Cze 2012    Temat postu:

[Elektrownia] Dzień 7 (7 lipca) wieczór

Dan stał w najważniejszym z pomieszczeń w elektrowni i nie wiedział co ma zrobić.
Pierwszy krok należał do niego. Pozbawić Michaeltown prądu.
Nie było tu żadnego guzika, którym dało się wyłączyć prąd.
Chłopak zaczął sobie wyobrażać swój dom. Światło w salonie, które zgasło. Tak samo jak u sąsiadów.
Kolejne minuty.
Wszystko domy były na ulicy porażone były w ciemności. Powoli gasły latarnie.
Dan przybierał na sile.
Kolejne światła gasły, a Dan czuł w sobie coraz więcej siły.
Czerpał energie z prądu.
Powoli w mieście pozostawały jedynie małe źródła elektryczności. One i zgasły.
„Ciemność.”
Część elektrowni przestała pracować.
- Udało mu się – ktoś cicho powiedział.
Chłopak czuł moc jaka jest w jego ciele. Pozostali mogli zobaczyć jak świecą mu się ręce. A ciało, gdzieniegdzie oplatają węzły elektryczności. Gdy odwrócił się reszta mogła zobaczyć jego oczy, a raczej ich brak. Cała gałkę wypełniała srebrna poświata*.
Czuł, ze zaraz siła jaką miał rozerwie jego ciało albo czaszkę.
Jak w amoku wyszedł z pomieszczenia, które znajdowało się dość wysoko i stanął na kracie. Skierował ręce u niebu i po momencie wystrzeliła z nich wiązanka piorunów, a może jeden ogromny piorun.
21:00
Działo się przez dobrą minutę. Światło zdążyło obejść cała barierę. Wyglądała jak jedna bańka. Bańka, która nigdy nie pęknie.
Nadmiar energii powoli znikał. Jednak czuł się silniejszy.
– Wojnę czas zacząć – odwrócił się do kilku osób, które były razem z nim. Nie wiedziały co powiedzieć. Mechanicznie patrzyli na barierę.
Oczy przybrały normalną barwę.
„Poczuj się jak Voldemort.”

*Coś takiego jak miała Storm z X-men’ów, gdy robiła burze : )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Lily Wilkes, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 20:09, 09 Cze 2012    Temat postu:

[MT] 7, 7, kilka minut po 21
Deborah biegła.
Dan miał dołączyć do nich później, po tym jak odłączy prąd w Michaeltown. Później miała się z nim spotkać, ale nie wiedziała ile czasu dokładnie mu to zajmie.
I czy do tej pory przeżyje.
Na szelkach, na plecach nadal miała wiatrówkę, a mimo to obiegała rozwścieczony tłum z drugiej strony – wzdrygające się na widok broni dzieciaki z MT, które trzymały rękę na spuście, ale nim odważyły się go nacisnąć, ginęły od uderzeń pałkami w głowę, strzałów z różnorakich maszyn.
Barbie przesuwała się po środku, strzelając z uzi do wszystkiego co się rusza. Z drugiej strony to samo robił Chantal. W środku szła pomocnica Barbie (Michelle?) też trzymając w ręce uzi. Wiele osób do nich celowało, ale nikt nie trafiał – zamiast tego napotykały żywe tarcze, dzieciaki, które przewracały się po ziemi w ciemności, w łapczywym tańcu śmierci. Grantville miało przewagę w tym, że Michaeltown nic nie widziało. Oni mieli noktowizory, skołowane z elektrowni.
Deborah przemykała mniej zaludnionymi ulicami, biegnąc.
W końcu dobiegła do dużego budynku straży pożarnej. Wyciągnęła przed siebie ręce i podpaliła go.
„Teraz tak łatwo nie zepsują mojego dzieła”
Opuściła miejsce dopiero, gdy cały budynek znikł w płomieniach. Na pewno nie zdołaliby go ugasić.
W biegu co kilka metrów rzucała butelki Mołotowa, od czasu do czasu pomagając którejś płonąć mocniej. Z domów wybiegały dzieciaki, palące się żywcem. Myśleli, że będą bezpieczni ukryci w szafach, pod łóżkami.
Och, jak bardzo się mylili.
Deborah przesunęła się w stronę Drugiej Alei. Była bardzo blisko pola walki, więc schowała się w cieniu szpitala. Uśmiechnęła się szeroko, rzuciła w okno butelkę z koktajlem, koncentrując się mocno. Kolejne piętra zaczęły się palić. Ogień szedł w górę i w górę…
„Piękne”
Z szpitala dało się słyszeć płacz i krzyki.
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, próbując zwiększyć ogień.
„Uzdrowicielka też będzie mieć utrudniony żywot”
Podpaliła też okoliczne domy. Zaśmiała się w duchu i wydłużyła ogień, gestykulując zawzięcie rękoma. Złączone ze sobą płomienie mknęły wysoko ku niebu, tworząc literę „G”.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Sob 20:10, 09 Cze 2012    Temat postu:

[Wjazd do Michaeltown] Dzień 7, przed 21.

Nerine biegła w stronę Michaeltown. Musiała jako pierwsza wejść niezauważona. Pierwsze latarnie zaczęły gasnąć. Nerine sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła paralizator i nóż. Nie była pewna co trzeba dokładnie użyć, więc zdecydowała się na łuk. Schowała przedmioty do kieszeni i zaczęła krążyć w ciemnościach przyglądając się miastu. Widziała dzieciaki w mieście, a niektórzy byli nawet na drzewach. Wyciągnęła i wymierzyła. Chłopak na drzewie wrzasnął i zaczął strzelać jak oszalały. Nerine wyciągnęła drugą strzałę i zapaliła ją zapalniczką, po czym naciągnęła na cięciwę. Strzał. Chłopak wrzasnął głośniej po czym jego bluzka zaczęła płonąć, a ciału runęło na ziemię.
Trup.
Nerine uniosła głowę i spowolniła czas.
- And the battle's just begun
There's many lost, but tell me who has won
The trench is dug within our hearts
And mothers, children, brothers, sisters
Torn apart
- zanuciła wysyłając strzały w powietrze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski



Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gniezno

PostWysłany: Sob 20:19, 09 Cze 2012    Temat postu:

[MT - Rynek] Dzień 7 (7 lipca) wieczór

Siedzieli w milczeniu, aż nagle usłyszeli trzeszczenie krótkofalówki.
- Nadchodzą. Właściwie nadpływają. Na nabrzeże, wszyscy! - usłyszeli zdenerwowany głos Nei.
,,O cholera.''
- Proszę o chwilę uwagi! - krzyknęła i stanęła na ławkę. - Wszyscy ustawić się w szeregi po 7 osób. Powodzenia. Uważajcie na siebie.
Zeskoczyła z ławki i pobiegła w stronę zatoki.
- ZA MNĄ! DO BOJU!
Prawie cała armia Michaeltown ruszyła za dziewczyną. Sophie usłyszała dźwięk wuwuzeli. Wojna zaczęła się na dobre. Biegła w jednym szeregu razem z Alyssą, Julie, Freddiem, Brandonem i dwoma nieznajomymi chłopakami. Słyszała przyspieszone oddechy i głośne bicia serc. Latarka, trzymana przez Freddiego podświetlała im drogę pod stopami. Nagle wszyscy wstrzymali oddechy. Cała bariera dosłownie świeciła.
- Nie zatrzymywać się!
W oddali zamajaczyły sylwetki dzieciaków. Słychać było pierwsze strzały. Sophie, trzymając Julie za rękę niespodziewanie wyrwała się naprzód i zaczęła biec przed siebie. Wyciągnęła pistolet i butelkę z chloroformem. Nagle obie skręciły i zniknęły za domami.
- ZOSTAĆ TAM, GDZIE JESTEŚCIE! - krzyknęła i skrótami pobiegła nad zatokę. Kiedy już znalazła się niedaleko celu, schowała się za krzakami i obserwowała całe zdarzenie. Armia Grantville przewyższała armię jej miasta.
- Cholera, jest ich za dużo. - mruknęła.
- Nie damy rady, prawda? - spytała Julie i zaczęła szlochać.
- Damy, zobaczysz. - ostatni raz przytuliła dziewczynkę i ruszyła w drogę.
Niezauważalnie przemykała za domami, coraz bardziej zbliżając się nad zatokę. Wyciągnęła prawą rękę i zaczęła strzelać. Trafiła 5 chłopaków i 3 dziewczyny. Nagle zauważyła, że Alyssa zbliża się do jednego chłopaka, który w nią celuje.
,,Zastrzel się.''
Widziała, jak chłopak przystawia sobie pistolet do skroni i naciska na spust. Z krzykiem opadł na ziemię. W dalszym ciągu z ukrycia strzelała do wroga.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 3 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin