|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Poison
Lily Wilkes, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 15:27, 20 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
[MT] Dzień 4, koło 10 – Freja
Freja leżała na trawie przyglądając się chmurom. Dotarła do Michaeltown po pięciu godzinach wędrówki. Szła jak w transie, nie podnosząc głowy znad nosków adidasów i zanim się obejrzała, mijały kolejne godziny.
- Króliczek – mruknęła, wskazując jeden z obłoków. – Krówka. Kangur. Puma. Tygrys. Żaba z wyłupiastymi oczami.
Zachichotała.
- Chcę do zoo – szepnęła. – Dawno nie byłam w zoo. Zoo jest fajne. Zoo…
Przeszła ulicami w kierunku ogrodu zoologicznego. Przeszła przez dużą bramę i skierowała się do budki biletera.
- Panie bileterze poproszę bilet – Wyciągnęła pieniądze znalezione w parku z kieszeni. – Tylko w ładnym kolorze! Panie bileterze? Panie bileterze!
Zajrzała do budki. Była pusta, oczywiście.
Szła alejką, oglądając zwierzęta, gdy zobaczyła swoje ulubione.
- ZEBRY! – krzyknęła, biegnąc ku ich wybiegom. – O jeny jeny… Zamknęli was, tak jak nas? Też jesteście w psychiatryku? Biedne zeberki, biedne… Jak to otworzyć?
Chwilę później usłyszała kroki, zbliżające się do niej.
- Chyba wiem, jak ci pomóc.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Em
Flossy Whitemore, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Jednorożców
|
Wysłany: Nie 15:59, 20 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
[GV] Dzień 4, (4 lipca), poranek.
Lacie machnęła ręką w prawo.
- Gdzieś tam jest poprawczak, więc... - urwała nagle, wykonując niezgrabny ruch drżącą ręką. - Tam... Psychiatryk...
Rose spojrzała na nią bez zrozumienia, jednak Lacie szybko wzięła się w garść, odsuwając od siebie ponure wspomnienia.
Szybko dowiedziała się, gdzie znajdują się pacjenci i ruszyły w stronę ambulatorium.
[GV - Ambulatorium]
Tak jak spodziewała się Lacie było bardzo źle zaopatrzone, ale nie było w tym nic dziwnego, skoro większość pacjentów z powazniejszymi objawami była kierowana do dużego szpitala w Michaeltown. Grantville oprócz tego posiadało jeszcze tylko przychodnię znajdującą się koło psychiatryka.
Kręciło się tu bardzo mało osób zajmujących się pacjentami z źle opatrzonymi ranami. Podobnie jak w Michaeltown pierwszego dnia zdarzyło się tu trochę wypadków, takich jak zniknięcie dorosłego, akurat kierującego samochodem czy potrącenia. Dochodziły do tego także bójki i zabawy bronią.
Chociaż pewnie tutaj były umyślnie spowodowane... - pomyślała ponuro, po czym parsknęła głośno śmiechem. Wszyscy, czyli zaledwie cztery osoby dopiero teraz zwróciły na nią uwagę.
- Dlaczego dajesz jej lekarstwo nasenne, skoro ma złamaną rękę? - Lacie wyrwała jej pudełko i rzuciła je za siebie.
Usiadła przy ciemnowłosej dziewczynce.
- Co się stało?
Dziewczynka skrzywiła się, spoglądając na nią spokojnie.
- Dostałam od brata. - odparła, a w jej oczach zalśniły łzy.
Miała zaledwie cztery lata.
Myślałam, że będzie tu o wiele gorzej.
Dotknęła ręki małej i odsunęła ją po zaledwie minucie. Grymas bólu zniknął z twarzy dziewczynki. Machnęła ręką kilka razy i otworzyła szeroko oczy.
- Wow!
Dziewczyna, której wyrwała przed chwilą tabletki podeszła bliżej. Nie wydała się zdziwiona, ale Lacie zauważyła lekkie niedowierzanie w jej oczach.
A to znaczy, że w Grantville także są ludzie obdarzeni mocą.
- Potrafiłabyś tak także z chorobami?
Lacie skinęła głową.
- Wiem, że na 100% radzę sobie z przeziębieniem i gorączką. - przeniosła wzrok na dziewczynkę, ciągle sprawdzającą swoją rękę. - Co z nią?
- Młodsze dzieci znajdują się w przedszkolu.
Lacie wzięła dziecko za rękę.
- Ok.
- Czekaj, czekaj, mieszkasz w Grantville? Przydałaby nam się pomoc...
- Nie. - odparła Lacie. - W Michaeltown. Możesz powiedzieć chorym że w razie czego w Michaeltown mieszka... Uzdrowicielka.
*piętnaście minut później* [GV - Przedszkole]
Lacie wsunęła głowę do środka, po czym prychnęła na widok rudowłosej dziewczyny.
- Witaj, Hayley.
[GV] Dzień 4, (4 lipca), poranek - Jayden.
Jay błąkał się po przedmieściach Grantville, nie wiedząc co ze sobą począć. Przyzwyczaił się do prawie ciągłego odizolowania i teraz czuł się conajmniej dziwnie. Minęły trzy dni, odkąd wyszedł z psychiatryka, w którym spędził dokładnie niecałe trzy lata.
Zaburzenia psychiczne, też coś.
Jayden nie był głupi, wręcz przeciwnie. A inteligentny i skłonny do przemocy człowiek był bardziej niebezpieczny niż tępy. Tak, Jayden był zdecydowanie zbyt bystry.
Kopnął butelkę leżącą na ulicy i uśmiechnął się ponuro. Nie miał co ze sobą począć, jednak cieszył się z wolności. Chwilę potem skrzywił się, wiedząc, że nie czeka go tu nic dziwnego. Jedyną przyjazną dla niego osobę stracił już dawno temu.
Zauważył ruch niedaleko i pobiegł tam czym prędzej. Chwycił niewiele młdoszego od niego chłopaka za koszulę i z całej siły pchnął go na ścianę muru, po czym przywalił mu z całej siły pięścią w twarz.
- Zabawne. Zapomiałem już jakie to cudowne uczucie. - mruknął, przymierzając się do kolejnego ciosu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Nie 17:52, 20 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
[GV] 4 lipca, 4, 10.04 (Do 11.00 zostało 56 minut)
Cios nieznajomego spadł na Ethana, zaskakując go zupełnie. Chłopak może nie spodziewał się takiego powitania w Grantville, ale jako że dowiózł im Uzdrowicielkę w jednym kawałku, miał nadzieję, na odrobinę więcej wrażliwości.
McSyer prychnął, uchylając się przed kolejnym ciosem i zadając swój. Także nie trafił.
Nieznajomy napastnik uniósł brwi, wyprowadzając kolejne uderzenie. Tym razem Ethan postanowił, że nie ma zamiaru dłużej zabawiać się z komitetem pochwalnym Grantville i położył mu dłoń na lewym ramieniu.
Napastnik natychmiast odskoczył, krzycząc głośno i masując się po ramieniu.
- Ej, co ty mi...
- Jeśli nie przesadziłem, krążenie powróci za jakiś czas.
Nieznajomy cofając się potknął się o parę okrągłych bryłek lodu. Wylądował na plecach, krzycząc głośno.
McSyer podał mu rękę.
- Dobra, wstawaj. Przecież cię nie zabiję.
Chłopak ujął niepewnie jego dłoń i wstał.
Ethan, ciągle trzymając go za rękę, powiedział:
- Ojej, zapomniałem. Jesteśmy w Grantville. Racja.
Nieznajomy wrzasnął w końcu i wyrwał zsiniałą rękę z uścisku McSyera.
- Teraz też nie przesadziłem. Chyba.
Ethan odwrócił się na pięcie i skierował do samochodu. Zerknął na zegarek. Lacie zostało jakieś 50 minut. Postanowił zaczekać w aucie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em
Flossy Whitemore, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Jednorożców
|
Wysłany: Nie 18:19, 20 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
[GV] Dzień 4, (4 lipca), po 10. - Jayden.
Jayden zacisnął zęby, powstrzymując jęk bólu. Wpatrywał się ze zdumieniem w bryłki lodu na ziemi. Po chwili wypuścił z sykiem powietrze i zaklął głośno, ściskając mocno dłoń, by ją ogrzać. Oparł się plecami o mur i zamknął oczy.
Fantastycznie się zaczyna.
- To jakiś mutant. - powiedział sam do siebie, unosząc wzrok w niebo. - Mutant. - dodał, napawając się tym słowem. - Mutant...
I to JA znalazłem się w psychiatryku.
Ochłonąwszy trochę ruszył w kierunku centrum Grantville. Dopadł po drodze dwóch gówniarzy i zabrał im broń. Jeden z chłopaków próbował się bronić.
- Patrolujemy ulice! To dzięki nam jest porządek, oberwiesz od Nerine!
Jayden uniósł brwi, nie mogąc uwierzyć w to co słyszy.
- Jakiej pieprzonej Nerine?
- Zaprowadziła w mieście porządek. - chłopak spojrzał na niego jak na idiotę. - Wygłosiła przemówienie.
Jay parsknął śmiechem. Po minucie otarł łzy z oczu i spojrzał na nich z rozbawieniem.
- Chwila, wy to na serio? I według was to jest porządek?
Chłopak skinął hardo głową. Jay wzruszył ramionami.
- Obawiam się, że się mylisz. - powiedziawszy to, wykonał szybki ruch pięścią, celując w twarz chłopaka. - Widzisz? Gdyby ktoś naprawdę rządził Grantville to nic takiego by się nie stało.
I nie zostałbym zaatakowany przez jakiegoś mutanta...
- Zapłacisz mi za to! - warknął, ocierając z wargi krew. Jęknął z bólu, spoglądając na niego oskarżycielsko.
- Wątpię. Sam sobą rządzę. - Jak stwierdziła kiedyś Lacie.
Jedną dłonią złapał go za kołnierz i przywalił nim o ścianę.
- Jestem tylko. - przyjrzał się krwi spływającej po jego skroni i uśmiechnął się. Drugi chłopak stchórzył i uciekł czym prędzej, zostawiając towarzysza. Jay przewrócił go na plecy i nadepnął butem na jego brzuch. Chłopak jęknął, a Jay wyciągnął zdobyty przed chwilą pistolet. Zwolnił spust i przez chwilę się zastanawiał. Po chwili wycelował w jego rękę, postanawiając go nie zabijać. I tak się wykrwawi. - Biednym szaleńcem, który uciekł z psychiatryka.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Michael West, III kreski
Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: nowhere
|
Wysłany: Nie 18:21, 20 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
[Grantville] Dzień 3, późne popołudnie
- Masz jeszcze jakieś chore pomysły? - zapytała ironicznie Nerine, spotykając Usagi'ego na ulicy.
Popiera mój plan pomimo, że się jej nie podoba?
- Chciałem cię ostrzec, że w czasie przemowy ktoś rzuci w twoją stronę kamieniem. Albo dwoma?
- Co?! - zapytała gromiąc Japończyka wzrokiem.
- Namówiłem kogoś, by namówił ta osobę do tego. - widząc jej oburzenie uniósł przepraszająco ręce - Potrzebny jest teatrzyk, przedstawiający co się stanie z tymi, którzy spróbują podnieść rękę na władze tj. ciebie.
- Hm? Znaczy, że w twoim planie to ja tym wszystkim rządzę? - zapytał spoglądając z zaskoczeniem na chłopaka. Widocznie nie brała na poważnie tego, że jemu nie zależy na władzy.
- Słuchaj. Może mi nie wierzysz, ale wybrałem sobie role najbardziej do mnie pasującą. Będę łaził i wydzierał z łóżek ludzi których mi wskażesz. Związywał i bił jeśli zajdzie potrzeba, czemu nie? - obdarzył ją rekinim uśmiechem. - To może być całkiem zabawne.
Odwrócił się na pięcie i ruszył w swoją stronę.
[Grantville] Dzień 4, poranek
Kage zarzucił na plecy katanę i opuścił mieszkanie, zamykając je na klucz. Istniały nikłe szansę że ktokolwiek ruszy jego mieszkanie. Nie po tym co stało się na placu.
Wrócił na chwilę do zebrania na rynku, na którym to Nerine Devein. Czuł że ta dziewczyna ewidentnie go nie lubi, zwłaszcza po ich ostatniej rozmowie. No, ale nie mogła zaprzeczyć, że jego plan przebiegł bez komplikacji. Wprowadziła kilka modyfikacji do jego pierwotnego planu, no ale to ona w końcu rządziła Grantville.
I nikt nie śmiał temu zaprzeczyć. Chłopak który rzucił w nią kamieniem stracił palce dłoni w wyniku cięcia Usagiego. Nie dość tego Chantal zaciągnął go w jakieś ustronne miejsce, a gdy skończył, tamten rzygał zębami.
Co ciekawe, Kage zauważył, że Richardesowi spodobał się taki obrót spraw.
Już kolesia lubię.
Dziś, gdzieś o tej porze Luke miał wyjść z tuneli wejściem na cmentarzu.
- Ciekawe jakie fanty zgarnął. - powiedział na głos idąc na spotkanie z przyjacielem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em
Flossy Whitemore, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Jednorożców
|
Wysłany: Nie 18:49, 20 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
[MT] Dzień 4, (4 lipca), przed południem. - Warp
Warp wziął do rąk kartkę.
- Michaeltown po Apokalipsie? - uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na dziewczynę. - Leme Brooke.
Dziewczyna prowadząca szkolną gazetkę. Obrzuciła go szybkim spojrzeniem. Tak, z pewnością kojarzyła Kena zwanego Warpem, szkolne dziwadło.
Odgarnął z włosy kosmyki i uniósł głowę do góry. Popularna Kuolema, reprezentująca szkołę na wszystkich konkursach Lacie, czy największy w szkole dziwak - on.
Teraz wszyscy są tacy sami. - pomyślał z satysfakcją.
Pomachał kartką przed oczyma dziewczyny.
- Zrobię ci łaskę i to przeczytam, ha! - dziewczyna spojrzała na niego jak na idiotę i poleciała dalej.
Warp westchnął i opuścił wzrok na "gazetkę".
Lacie, z leczącym dotykiem i parę innych zdolności. Pojawiły się nawet oszronione szyby.
Ważne rzeczy wyłapane z przemówienia Lacie i Nei, a także tego drugiego. Ogłoszenie o naborach...
Warp ścisnął w dłoniach kartkę i pobiegł za Leme. Jak to miał w zwyczaju - przyczepiał się do jakiejś osoby.
- Ej, ej, ej, ej. - zrównał z nią krok. - A wyjdzie drugi numer? Mogłabyś o mnie napisać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Poison
Lily Wilkes, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 19:27, 20 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
[MT] Dzień 4, przed południem - Leme
- Nie myślałam o tym – powiedziała Leme. – Znaczy się pisałam z nudy, nie miałam w planie w ogóle tego drukować, ale skoro już zaczęłam… pasowałoby skończyć…
- To jak, znajdę w następnym coś o mnie? – drążył Warp.
- Hm… a co takiego mogłabym o tobie napisać? Już widzę te nagłówki „Dzielny Warp postrzelony!” „Warp – wierny towarzysz Uzdrowicielki” „Wywiad z Warpem, czyli jak dziwak odnajduje się w Nowym Świecie”.
Zaśmiała się.
- Mogę ci dostarczyć wielu przydatnych informacji – żachnął się.
- Dobra, czyli wywiad? Okej, zaczynamy od pytania tytułowego. Warp, jak odnajdujesz się w Nowym Świecie?
- Ja…
- Warp, to prawda, że widziałeś kopułę z bliska?
- N…
- Warp, co sądzisz o rządach Lacie? Jesteś za nią, czy Neą? Sądzisz, że działają razem, żeby po jakimś czasie rzucić się ku sobie, niczym politycy zanim dorośli zniknęli?
- Hm…
- Warp, ile jedzenia już zmarnowałeś?
- No…
- Dobra, na dzisiaj tyle – urwała, popatrzyła na niego spode łba i jeszcze raz się roześmiała. – Może chciałbyś pomóc mi zbierać materiał na kolejne artykuły? Jak skończę rozdawać „MT po Apokalipsie” idę na ten statek, który podobno bariera rozdzieliła na połowę. Chcę to zobaczyć z bliska i zrobić kilka zdjęć. Potem może odwiedzę szpital i przedszkole, mam zamiar zdać relacje z tych całych naborów, wiesz, jak dzieciaki radzą sobie na miejscu dorosłych. Co ty na to?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rudzik
Celty N. Knight, II kreski
Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 20:00, 20 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
[Grantville] Dzień 3, późne popołudnie
Effy zaczęła wszystko rozumieć. Nerine cały czas ją okłamywała, ukrywała myśli, by ona nie dowiedziała się o mocy. A ona była jej potrzebna tylko po to, by wyczuwać zagrożenie. Spojrzała na brunetkę z wściekłością w oczach.
- Effy, posłuchaj, to nie tak jak myślisz...
Wyszła z salonu mijając zaskoczonego Chantala i Neah'a. Pobiegła do swojego pokoju głośno trzaskając drzwiami. Przesiedziała tam kolejne dwie godziny. Potem najzwyczajniej w świecie w milczeniu zeszła na parter i razem z Nerine i resztą poszła na plac. Poznała plan Kage'a zanim powiedział go na głos Nerine. Bez większego przekonania zajęła miejsce z tyłu obserwując tłum. Kiedy jakiś dzieciak rzucił w brunetkę kamieniem, Usagi jednym ruchem odciął mu palce. Effy nawet nie drgnęła patrząc na krew lejącą się z dłoni chłopaka. Bardziej zaskoczył ją Chantal, który wyprowadził chłopaka. Przez chwilę nie mogła uwierzyć, że chłopak, którego niby dobrze znała był zdolny do czegoś takiego. Czuła, że tu nie pasuje i powinna po prostu odejść, ale...nie potrafiła. Z tym samym uczuciem wracała do domu dziadka Nerine. Przez resztę wieczoru nie odzywała się do nikogo. Chantal próbował namówić ją do gry w scrabble, jednak odmówiła. Miała dosyć tej chorej gry.
Hayley wróciła wyjątkowo późno. Jak zwykle przyprowadził ją Travis, tym razem jednak dołączyła do nich nowa opiekunka w przedszkolu - Lily i jej pies Bandi. Blondynka wydawała się sympatyczna. Oprócz faktu, że była fanką Nerine.
- Nerine? Nerine Devein?! Jestem Lily! Miło mi cię poznać! - pisnęła ściskając ją. Brunetka przez chwilę miała ochotę ją zastrzelić, jednak Effy krzyknęła na nią w myślach. Nowa koleżanka Hayley zamieszkała w ich pokoju razem z Bandi'm. Rudowłosa trochę obawiała się psa, jednak Lily zapewniła ją, że jest niegroźny. Effy długo nie mogła zasnąć, a kiedy w końcu jej się to udało obudziła się z krzykiem. Śniła jej się zakrwawiona ręka chłopca z placu. Effy nie powiedziała siostrze o przemówieniu Neri. Nie potrafiła się do tego zmusić.
[Grantville] Dzień 4, ranek
Dziewczyna obudziła się zlana potem. Po nocy pełnej koszmarów bała się ponownie zasnąć. Hayley siedziała na łóżku obok wpatrując się w nią zmrużonymi oczyma.
- Przyznaj, co się wczoraj stało kiedy mnie nie było?
Effy odgarnęła z czoła pasmo włosów i spojrzała na siostrę.
"Nie mogę ci tego powiedzieć. To by było zbyt...okrutne"
Hayley uniosła brew do góry.
Skoro tak chcesz...
- Mogę dzisiaj iść z wami do przedszkola?
- Skąd ta zmiana decyzji? Myślałam, że nie przepadasz za dziećmi.
"Nie przepadam. Boję się tu zostać"
- Dobrze, tylko nie możesz siedzieć bezczynnie. - westchnęła rudowłosa.
Effy wzięła szybki prysznic, przebrała się i poszła razem z resztą. Hayley szła pod rękę z Travisem i o czymś rozmawiali. Ona została z tyłu razem z Lily i Bandi'm.
- Co się gnębi Effy? - spytała blondynka.
- O czym ty mówisz?
- Coś cię gnębi. Nie sądzę byś zawsze była taka przybita. Nie znam wielu wiecznie smutnych ludzi. Wiesz, powinnaś się cieszyć. Przynajmniej masz siostrę. Chociaż to trochę dziwne. Jesteście do siebie niepodobne...
- Czy ty coś mi sugerujesz?
- Ktoś z twojej rodziny był rudy? Ktokolwiek?
Effy przeczesała włosy palcami.
- Nie...w zasadzie teraz jak o tym mówisz...
- Ahh, chciałabym, żeby mój brat też tu był. - zmieniła temat - Polubiłabyś go. Zawsze jest taki miły i uprzejmy. Nasza macocha zawsze na niego narzekała, ale ona ogólnie nas nienawidziła. Czasem chciałabym, żeby mama wróciła. Nie lubię tej całej Samanthy. Jest taka pusta. Według mnie wzięła ojca dla kasy. - przerwała jakby się nad czymś zastanawiając - Zawsze chciałam być psychologiem. Ten wasz Chantal to jakiś sadysta. Wiesz, wczoraj z nim rozmawiałam przy partyjce scrabbli. Powiedziałam, że on może mi wszystko powiedzieć i ja go zrozumiem, a on na to, że tylko jego karabin go rozumie. Dziwak. Ogólnie gadałam z nim i wiesz co Effy? Pokazałam mu Bandi'ego, a on zapytał, czy mój pies umie polować. Wyobrażasz to sobie? Polować?! Na biedne zwierzątka?! Nie rozumiem jak można się znęcać nad zwierzętami. A ty co sądzisz Effy?
Brunetka ocknęła się i spojrzała na nią nieprzytomnym wzrokiem.
- Tak, masz rację.
- Wiedziałam, że się ze mną zgodzisz! Ogólnie wydajesz się być sympatyczna. Wiesz, znałam kiedyś taką dziewczynę...
Effy nie słuchała. Wyłączyła się już dawno temu i trajkotanie Lily stało się dla niej jednym wielkim szumem. Co jakiś czas blondynka ją szturchała i Effy wyczytując z jej myśli o co jej chodzi, odpowiadała coś, by dała jej spokój. Nagle przystanęła. Spojrzała na parę przed nimi i z wrażenia aż zatkała usta ręką. Travis pocałował Hayley w policzek i wypuszczając jej rękę z uścisku, oddalił się w kierunku szpitala.
- Ja...pitolę...- powiedziała zszokowana Lily. - To oni ze sobą tak na serio?
- Najwyraźniej tak. - mruknęła brunetka.
Rudowłosa przyspieszyła, nie oglądając się za siebie. Effy prychnęła cicho i ciągnąc za sobą Lily pobiegła za nią w kierunku przedszkola.
Dwie godziny później Effy po raz kolejny z wściekłością krzyczała na jakiegoś dzieciaka. Nigdy nie lubiła dzieci, a dzisiaj jeszcze bardziej je znienawidziła.
- Bez bójek! Cholera, jesteście dziećmi, a zachowujecie się jak goście z tych filmów pełnych przemocy! - ryknęła. - Dosyć tego! Nerine pewnie i tak nie obchodzi to przedszkole, więc ja coś zarządzę. Wszyscy powyżej 5 lat - wynocha! - wrzasnęła na całe gardło.
Dzieciaki patrzyły na nią w osłupieniu.
- Effy, to nie najlepszy pomysł... - zaczęła Hayley. - Słuchajcie dzieciaki! Zostajecie tu do końca tego dnia. Wieczorem trzeba będzie ustalić, kto powinien opuścić przedszkole, a kto nie!
Dzieciaki lekko przerażone wróciły do swoich zajęć. Większość znów zaczęła płakać, tym razem z powodu krzyku Effy.
Nagle do pomieszczenia weszła jasnowłosa dziewczyna. Effy natychmiast ją rozpoznała.
"Lacie. Ale co ona tu robi?"
Vane nie zauważyła jej i od razu skierowała wzrok na rudowłosą. Prychnęła na jej widok.
-Witaj, Hayley.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em
Flossy Whitemore, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Jednorożców
|
Wysłany: Nie 20:31, 20 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
[GV - Przedszkole] Dzień 3, (3 lipca), godzina 10.
Po chwili dostrzegła także siostrę Hayley, poznaną w dzień zniknięcia dorosłych Effy.
- No proszę. Czyżby Grantville spodobało wam się bardziej? Co was tak oczarowało? Tak, zapewne ten cudowny cmentarz i psychiatryk.
- Lacie, proszę cię. - Hayley spojrzała na nią z dezaprobatą.
Lacie uśmiechnęła się promiennie.
- Nie podoba mi się ta atmosfera.
Jestem tu dopiero od niecałych dwóch godzin, a już dowiedziałam się takich rzeczy. W Grantville panuje porządek tylko dlatego, że zastraszono dzieci.
Effy spojrzała na nią nagle, jak gdyby usłyszała jej myśli.
Lacie przeklnęła w duchu swój honorowy charakter. Musiała przyznać, że ta metoda działała i w Grantville zapanował względny porządek szybciej niż u nich.
- Lacie co ty tu robisz?
- Co tu robię? - Lacie spojrzała na nią ironicznie. Popchnęła czterolatkę w stronę innych dzieci. - Tej wyleczyłam złamaną rękę. Zrobiłyśmy kółko i po drodze udało mi się pomóc jakimś dziesięciu, może piętnastu dzieciakom.
- Dlaczego?
- Bo. - wycedziła powoli, spoglądając na nie obie. - Nie dzielę ludzi na tych z Grantville i Michaeltown. - przyjrzała się płaczącym dzieciom. - Spokojnie.
Uklękła przy jednym z chłopców i położyła dłoń na jego głowie. Momentalnie uspokoił się i wlepił w nią duże, szare oczy.
Tak, dowiedziałam się naprawdę wielu, ciekawych rzeczy.
- Chciałabym wam pomóc, ale boję się, że obetniecie mi dłoń, zabijecie czy coś równie łagodnego... - Hayley spojrzała na nią bez zrozumienia, a Effy ponuro.
- Dlaczego użyłaś liczby mnogiej? - zapytała ze złością brunetka.
Lacie umilkła na chwilę.
- Przepraszam. Mam po prostu za sobą trzy okropne dni. Nawet nie wiem czy te wszystkie dzieci nie nagadały mi głupot... - nie dokończyła zdania, bo do nagle do pomieszczenia wszedł chłopak. Czarnowłosy japończyk z mieczem w ręku, a dokładniej...
KATANA! Prawdziwa!
Lacie wyszczerzyła się mimowolnie, przyglądając broni.
- Ładna katana. - pochwaliła nieznajomego.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Michael West, III kreski
Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: nowhere
|
Wysłany: Nie 21:00, 20 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
[Grantville] Dzień 4, poranek
- Ładna katana. - usłyszał wchodząc do przedszkola. Odwrócił się spoglądając na nieznajomą.
- Dziękuje. - odparł obojętnym tonem. Posłał pytające spojrzenie Effy, ale tamta tylko spoglądała na Japończyka zaniepokojona.
Co nie umknęło uwadze pozostałej dwójce.
- Nie jesteś z Grantville - rzekł tak jakby to było coś oczywistego. Uniósł dłoń w jej stronę. - Kage.
Tamta spojrzała na niego zaskoczona po czym uścisnęła dłoń.
- Lacie.
Uzdrawianie, dwie kreski.
Hayley opiekująca się przedszkolem widocznie nie przejrzała jego charakteru gdyż także się z nim przywitała.
- Hayley, Nerine kazała mi przekazać, że jakby ktoś zakłócał ci spokój, albo co gorsza cię okradł masz się zgłosić do Chantala - odparł równie obojętnym tonem co zwykle. - Albo do mnie.
Tamta kiwnęła głową na znak, że rozumie.
- Poza tym ludzie Chantala mają przeszukać miasto w mleka, pieluch i wszystkiego czego potrzebuje przedszkole.
- Przecież już to robiliśmy. - odparła Effy. Usagi'emu nie umknęło to Lacie przygląda się wszystkiemu nadstawiając uszu.
- Ta, wiem. Ale Devein mówi, że zawsze mogliśmy coś przeoczyć. - następnie odwrócił w stronę Lacie. - Rządzisz w Michaeltown, prawda?
Ciekawi mnie jak by wyglądała jej rozmowa z Nerine.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em
Flossy Whitemore, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Jednorożców
|
Wysłany: Nie 21:26, 20 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
[GV - Przedszkole] Dzień 4, (4 lipca), godzina 10.
Lacie prychnęła, nie spuszczając wzroku z nowo poznanego chłopaka.
- To zbyt dużo powiedziane. - stwierdziła. - Ja i moja siostra, Nea postanowiłyśmy zaprowadzić jakiś tam porządek, bo nikt się do tego zbytnio nie garnął.
- Brzmi, jakbyś rządziła. - odparł spokojnie.
- Ludzie słuchają mnie tylko dlatego, że... - obrzuciła go podejrzliwym spojrzeniem. - Umiem pewne rzeczy. I im pomagam.
I nie obcinam ludziom rąk, chociaż miałabym na to ochotę... - dodała w myślach.
Z rozmowy Kage'a i Effy dowiedziała się tyle, że w Grantville rządzi za to jakaś Nerine. Nerine Devein.
- Przyjaźnię się z siostrą Nerine. - powiedziała nagle, kojarząc znajome nazwisko. - Nie przepada za nią. Oh, nie, raczej jej nienawidzi, a Echo jest sympatyczną osóbką, która po prostu nie potrafi kłamać. A z jej krótkich, aczkolwiek dosadnych opisów wychodzi na to, że ta dziewczyna jest zwyczajną debilką. - dodała bezczelnie, po czym uśmiechnęła się promiennie. - Ale ja nie będę oceniała ludzi, których nie znam.
Wyciągnęła dłoń w kierunku Rose, a Shirei przeleciała przez pół pomieszczenia i usiadła na jej ramieniu.
- Rose, wróć do Ethana i powiedz mu, że jeszcze sobie pozwiedzam to cudowne miasteczko. - spojrzała na Kage, przechylając głowę. - Jeśli masz wolną chwilę - mógłbyś zaprowadzić mnie do tej całej Nerine?
- Ale po co? - zapytała Hayley.
- By porozmawiać o wpływie promieniowania na organizmy żywe. - Lacie spojrzała na nią ironicznie, po czym przeniosła wzrok na japończyka. - To co? Chyba, że akurat idziesz odrąbywać ludziom głowy kataną, to nie będę się narzucać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vringi
Michael West, III kreski
Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 147
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: nowhere
|
Wysłany: Nie 22:02, 20 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
[Grantville] Dzień 4, poranek
- Nie. Dekapitacji nie dokonuje. - odparł wyraźnie rozbawiony żartem. Uśmiech zniknął w ułamku sekundy, tak że nawet nie było pewne czy w ogóle zagościł na jego twarzy. - A teraz chodź. Nie mam całego dnia na niańczenie cię.
Lacie zrobiła się czerwona jak burak. Posłał jej obojętne spojrzenie i wyszedł na ulicę.
- Czekaj! - zawołała doganiając go. Odwrócił się w jej stronę i przystanął, czekając aż go dogoni. Przyjrzał się jej jak rzadkiemu okazowi robaka, po czym obrócił się na pięcie i ruszył w stronę mieszkania Nerine. - Hej! Zwolnij!
Znowu zatrzymał się i spojrzał wymownie w górę.
Można się wolniej poruszać?
Był coraz bardziej zirytowany żółwim tempem Uzdrowicielki. Gdy wpadli na jednego z jego znajomych po prostu musiał się na kimś wyżyć.
- Ups. Sory że na was wpad...- reszta zdania została zagłuszona przez potężne kopnięcie z półobrotu. Tamten poleciał na glebę, lądując na masce jakiegoś samochodu.
- Od razu lepiej. - westchnął Kagę, policzył w myślach do dziesięciu i zwrócił się w stronę dziewczyny. - Dobra, możemy iść.
Uspokojony na moment chłopak zdołał doprowadzić ją do mieszkania dziadka Devein.
- Poczekaj chwilę. - odparł i zatrzasnął jej przed nosem drzwi. Pierwsze co zrobił to przywitał się z Chantalem. - Siemka. Nerine jest?
- W kuchni.
- Dzięki. Odwiedź mnie jutro. Będę miał dla ciebie trochę broni.
Wskoczył do kuchni i szybko opowiedział Devein o Lacie.
- Tak, poznałam ją ostatnio.
- Hmm.. Wpuścić ją?
- Dlaczego by nie?
Wrócił się w stronę wejścia i otworzył drzwi.
- Możesz wejść.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rudzik
Celty N. Knight, II kreski
Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 22:57, 20 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
[Grantville] Dzień 4, poranek
Kiedy Kage i Lacie wyszli z przedszkola, Hayley odetchnęła z ulgą.
- Czasami mam ochotę urwać łeb tej przemądrzałej ślicznotce. - warknęła.
Effy miała nieobecny wzrok. Spojrzała na rudą i chwyciła ją za ręce.
- Od dzisiaj obiecuję, że będę ci o wszystkim mówić, zgoda?
- Dobrze się czujesz? Ty i szczerość? - zakpiła.
Effy skupiła się i powoli zaczęła przesyłać siostrze myśli. Nie chciała by jakieś dziecko, bądź Lily i Aimee cokolwiek usłyszały. Hayley coraz bardziej wytrzeszczała oczy.
- Boże. - powiedziała, gdy siostra skończyła. - Ale, no wiesz, Effy, jeżeli kiedykolwiek będę musiała wybierać, po której stanę stronie, to i tak nadal wybiorę Nerine. Mimo tego, co teraz o niej wiem po prostu nie wytrzymałabym pod rządami Lacie. Nadal ufam Devein. Ale do rzeczy. Co teraz zrobimy? Po tym wszystkim?
- Po prostu rób dalej co do ciebie należy. Nie warto się na razie w to wtrącać.
Effy zabrała swoją torbę i skierowała się w stronę drzwi.
- Ej! Gdzie idziesz?! - krzyknęła za nią Hayley.
- Sama nie wiem. Pewnie wrócę do domu albo poszwendam się po mieście. Nie wytrzymam wśród tej dzieciarni.
[Michaeltown] Dzień 4, po północy - Tony
Tony leżał na łóżku wpatrując się w sufit. Miał wyrzuty sumienia. Od czterech dni praktycznie nic nie zrobił. A co najważniejsze, nie próbował szukać siostry. Sam nie wiedział dlaczego wciąż przekładał decyzję wyjazdu do Grantville. Kochał siostrę z całego serca, jednak bał się znowu ją zobaczyć. Nie był już taki, jakim go zapamiętała. Wstał i włożył na siebie czarny T-shirt i jeansy. Było jeszcze wcześnie, jednak on nie mógł już dłużej czekać. Wszedł do garażu i w ciemności zauważył zarys auta. Uśmiechnął się złośliwie wyobrażając sobie minę Samanthy, gdyby dowiedziała się, że jej przybrany syn zabiera jej ukochane auto. Otworzył szafkę, w której ojciec przechowywał wszystkie klucze i znalazł to czego szukał. Całe szczęście mieszkali na obrzeżach miasta. Łatwiej było mu teraz wyjechać. Wsiadł do auta i przekręcił kluczyk w stacyjce. Zapalił papierosa i powoli wyjechał z garażu.
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
A.
Louis Black, II kreski
Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 15:51, 21 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
[MT] Dzień 4, koło 10 – Lisa
Na jej propozycje oczy Freji zabłyszczały.
- Proszę, pomóż im, są takie smutne – westchnęła. Lisa wiedziała, ze to idealny moment. W zoo nie było nikogo, jeśli Ethan miałby się pojawić to zrobiłby to wcześniej.
- Dobrze, ale też mi w czymś pomożesz – uśmiechnęła się promiennie.
Dziewczynka doskonale wiedziała jak wypuścić zwierzęta i jak dawać im jeść. Po tylu wyprawach każdy by się nauczył.
- O takkk! – pisnęła. – Dziękuje ci… - po czym zauważyła wychodzące na zewnątrz zebry.
- Liso.
- Ja jestem Freja. To w czym ci pomóc?
- Chodź ze mną. Na razie je tu zostawimy by nacieszyły się wolnością.
Przy wejściu zamknęła bramę, a na szybie od kasy przykleiła karteczkę z napisem Dla Ethana i Lacie. Buziaczki. Zwierzęta nie mogły uciec, jednak na pewno rozeszły się po dużym obszarze zoo.
Ostatni raz spojrzała na swoje dzieło.
„Przydała by się jakaś zakrwawiona głowa czy coś.”
A później dorzuciła w myślach.
Jestem mistrzynią pisania różnym charakterem pisma.
A ta Freja jest całkiem okej. Przynajmniej nie chce ustawić całego świata według jej własnego pomysłu na chore dobro”
- Ale pamiętaj, ja nie miałam z tym nic wspólnego.
- Dobrze. To ja sama uwolniła te zeberki. Prawda? One były takie smutneeee!
- Prawda. A teraz chodź. Trzeba sprawdzić czy jakaś broń nie jest dostępna dla tych gówniarzy.
„ Właściwe to jest nawet sympatyczna. Ale. Chyba zbyt naiwna.
Może udaje?
Nie można dzielić się z nią wszystkim. Póki co zdobyłam jej zaufanie.”
[Grantville] Dzień 4, poranek – Michelle
„To co się stało wczoraj było chore.”
Michelle nie mogła spać tej nocy. Chyba powoli zaczynała nienawidzić tego miasta. A najgorsze było to, że nie mogła nigdzie uciec. Uciec daleko. Teraz to wszystko zamknęła wielka, biała kopuła.
Michelle wyszła na ulice. Przy swoich spodniach miała pistolet. Przejechała po nim palcami.
„Zabij lub bądź zabity.”
Czyżby wielka wojna o pozycje się rozpoczęła?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez A. dnia Pon 16:04, 21 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Helen!
Nolan Knight, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Chyba Świnoujście.
|
Wysłany: Pon 16:12, 21 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
[Grantville] Dzień 3, noc.
Nerine przewracała się na łóżku. Właśnie miała pierwszy koszmar od początku NŚ. Obudziła się z krzykiem i spojrzała na łóżko naprzeciwko. Deb zniknęła. Zauważyła to już popołudniu, ale wiedziała, że nie może pójść jej szukać. Po pierwsze ludzie nadal byli niespokojni i gotowi do rozróby. Po drugie uważała, że Deb sama wybrała wyjazd. Nie sądziła by ktokolwiek porwał podpalaczkę z nieokiełznaną mocą. Nerine spojrzała jeszcze raz na łóżko. Nigdy nie była w pokoju sama. Nienawidziła samotności.
Westchnęła głęboko i zwlokła się z łóżka. Przeszła się po pokojach. Najpierw wpada do pokoju Effy, Hayley i Lily. Zauważyła, że nie jest tu lubiana i na dodatek nie jest też miło widziana. Brunetka sięgnęła po koc i przykryła nim drżącą z zimna (albo nie tylko z zimna) Hayley. Wtedy zdała sobie sprawę, że rządząc jest odpowiedzialna za około 400 osób z Grantville. Ruszyła przez korytarz omijając pokój Neah'a, któruy nadal był na nią wściekły tak samo jak Effy. Dziewczyna zauważyła, że w pokoju Chantala świeci się światło. Otworzyła drzwi i poprosiła chłopaka o przysługę po czym wyszli z domu. Chantal ruszył w stronę ambulatorium, a Nerine postanowiła nie marnować nocy i poszła na patrol.
[Grantville] Dzień 4, wczesny ranek.
Nerine wróciła rano z patrolu. Nie była ani trochę zmęczona. Pozwoliła sobie zasnąć na ławce po czym spowolniła czas by jak najdłużej spać. Zdała sobie sprawę, że już wkrótce szykuje się wojna. Do tego wiedziała, że wkrótce pojawią się i ofiary. Po jakimś czasie ruszyła na plac. Przypomniała sobie zebranie z poprzedniego dnia. Czuła się wtedy jak pacynka. Mówiła to co było jej rolą, a wśród niej stali aktorzy. Nawet jeden z aktorów stracił rękę jak w scenariuszu.
Brunetka potrząsnęła głową jakby chciała wyrzucić myśli z głowy i ruszyła się przejść po mieście. Wtedy trafiła na Travisa.
- Hej. Jak tam?
- Tak sobie. Ten świrus z drugiego dnia umarł. Znaleziono go na łóżku z zakrwawioną ręką. Podobnież chwycił jakiś nóż i się zadźgał. Chyba ktoś się w nocy włamał. Mogłabyś załatwić jakiś partol do szpitala na noc?
Nerine spojrzała na chłopaka. Nawet nie chciała udawać zaskoczenia z powodu jego śmierci.
- Spróbuję - mruknęła i odwróciła się.
Po kilku minutach zauważyła tłum dzieciaków. Potem okazało się czemu się tak przyglądają. Na ziemi leżał zakrwawiony chłopak. Co ciekawego krwawił z ręki.
- Nerine! - wydarł się Travis, próbując podnieść chłopaka.
- Travis, to nic nie da. On się wykrwawi. Przenieśmy go do mojego domu
- Czemu?!
- To i tak żywy trup do cholery! - wydarła się.
Wraz z chłopakiem przeniosła rannego do swojego domu, a dokładniej do piwnicy.
- Żyje - stwierdził Travis.
- Póki co. Wychodzi, że dziś trzeba będzie wyprawić trzy pogrzeby. No cóż, dzięki. Wracaj do szpitala.
- Dobra, trzymaj się.
Brunetka spojrzała na rannego po czym poszła do kuchni. Zaczęła robić herbatę. Gdyby ktoś się przyjrzał, zauważyłby iż przez dziesięć minut stała w miejscu wykonując jedno okrążenie łyżką.
"To moja wina. Zabiłam ich"
Spojrzała na kubek. Wtedy dostrzegła, że herbata ma czerwony kolor.
"Ich krew na moich rękach. To wszystko moja wina. Krew, krew, krew"
Dziewczyna złapała się za brzuch czując, że zbliża się fala nudności. Szybko pognała do łazienki. Dawno nie czuła się tak beznadziejnie. Po wyjściu z toalety zauważyła Effy.
- Hej - powiedziała łapiąc się za brzuch.
- Hej - odburknęła.
- Byłaś w przedszkolu. Wielkie dzięki, Effy. Mogłabyś pójść do strażników wjazdu sprawdzić co się dzieje? Mam wrażenie, że dużo tu obcych.
Effy wzruszyła ramionami i trzasnęła drzwiami. Nerine wróciła patrzyć się w szkarłatną herbatkę.
"Zabiłam, zabiłam, zabiłam!"
Schyliła głowę i zrzuciła łyżkę na ziemię.
"Nie mogę już na to pozwolić"
Wtedy do kuchni wpadł Kage. Nawet go lubiła, chociaż miał dar wpadania do niej w nieodpowiednich momentach. Chwilę mówił coś o Lacie. Pamiętała ją. Magiczną lekarkę z Michaeltown
- Wpuścić ją?
- Dlaczego by nie?
Brunetką przymknęła oczy i zacisnęła dłoń na kubku.
"Uzdrowicielka"
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Pon 16:28, 21 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|