|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Sprężynka
Mistle Page
Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 15:44, 06 Maj 2012 Temat postu: Rozdział II |
|
|
Jesteście cudowni. Jeden rozdział w parę dni. Kocham Was normalnie xD
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Sprężynka
Mistle Page
Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 16:11, 06 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
[McDonald's] Dzień 1 (1 lipca), wczesne popołudnie
Nea powoli przeżuwała frytki, kiedy trzasnęły drzwi. Zaskoczona odwróciła głowę.
- Kazałam wam siedzieć w domu - jęknęła, zobaczywszy Emily i Leana.
- Nie działa telewizja. Nie ma internetu. Dzwoniliśmy do ciebie, ale telefon się zepsuł - poskarżyła się Emily. Nea westchnęła, tłumiąc frustrację.
- Idźcie za zaplecze i zjedzcie coś.
Emily i Leander zgarnęli resztę dzieciaków i nastolatkowie zostali sami.
Vane odchrząknęła.
- Idę nad zatokę. Pójdę wzdłuż tej bariery o ile ona istnieje.
Dan, Lacie, Des, Clarissa, Effy i Sophie nie wyglądali na przekonanych. Zapadła cisza. Wtedy z zaplecza wróciły dzieciaki, oczywiście robiąc niesamowity harmider.
- Patrz, Neaaaaa, to tutaj pieką frytki? - Lean i Rose zaczęli bawić się frytkownicą. Dziewczynka ciągnęła za kabel, a Leander usiłował dosięgnąć uchwytu.
To trwało zaledwie sekundę, krócej niż uderzenie serca. Ciężka, wielka frytkownica zsunęła się z blatu i leciała prosto na Leana.
Nea zareagowała instynktownie. Wyciągnęła rękę i frytkownica zatrzymała się w powietrzu, centymetry nad głową jej brata.
Effy zakrztusiła się colą, Clarissa upuściła hamburgera, którego jadła. Nea uniosła dłoń i frytkownica wróciła na swoje miejsce.
- To... to... Jak to zrobiłaś? - wykrztusiła Lacie.
- Tak samo, jak Dan kopnął cię prądem - chłopak spojrzał na nią zaskoczony.
Nagle Nea poczuła, że po jej sercu rozlewa się przyjemna fala ciepła.
- Nie jestem jedyna...
"Co nie zmienia faktu, że jesteśmy jakimiś mutantami".
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em
Flossy Whitemore, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Jednorożców
|
Wysłany: Nie 16:31, 06 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
[McDonald's] Dzień 1 (1 lipca), wczesne popołudnie.
Sophie i Effy spojrzały na Lacie, jednak ta położyła palec na ustach. Nie chciała by ktokolwiek się dowiedział.
- Wow. - podskoczyła radośnie na krześle, prawie przewracając sałatkę. - Potrafiłabyś mnie podnieść?
Nea przyglądała jej się przez chwilę, by upewnić się, że nie żartuje.
- Nie próbowałam podnosić ludzi. - odparła spokojnie.
Lacie uśmiechnęła się na samą myśl o polataniu sobie w powietrzu.
- To jest niesamowite. Ale jeśli Dan spróbuje kopnąć mnie prądem, to spróbujesz? Możesz spróbować urwać mu swoją mocą głowę.
- Mocą?
- Moc brzmi lepiej niż mutacja, prawda?
Nea wzruszyła ramionami.
- Moc czy mutacja, to i tak niepokojące.
- Niepokojące jest jeszcze to, że zniknięcie po skończeniu piętnastu lat nie było jednorazowym wypadkiem! - wybuchnęła Clarissa.
Lacie nadal nie była skłonna uwierzyć Clary. Westchnęła.
- Nie jesteśmy pewni na 100%.
- Byłoby niedobrze. - powiedziała Nea. - Mam przecież niedługo urodziny...
- A ja niecały miesiąc po tobie. - wtrąciła Lacie, żując sałatę. Spojrzała na kuzynkę. - Pójdę z tobą zobaczyć do cudo.
- Co?
- Barierę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
A.
Louis Black, II kreski
Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 16:46, 06 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
[McDonald's] Dzień 1 (1 lipca), 1, południe
- GARDZĘ przemocą. - powiedziała poważnie Lacie i bardzo głośno. - Wręcz się nią BRZYDZĘ. Ale potraktował mnie prądem.
„Najpierw okłada ludzi łopatą, a później gardzi przemocą
Rozdwojenie jaźni?”
Idąca obok nich Effy roześmiała się jakby usłyszała jego myśl.
„Po co z nimi idę? Miałem iść znaleźć Jenny.”
Szli przez kilkanaście minut w milczeniu. „Szli w milczeniu” to za dużo powiedziane, jedynie Dan milczał. Był trochę zdziwiony, ze nikt nie zapytał jak to się stało.
„Może uznali, że Lacie jest urojona i lubi okładać ludzi łopatą. Ja raczej bym nie uwierzył, że można dostać piorunem bez większych skutków. Jedynie piszcząc i „brzydząc się przemocą”.
Bez komentarza.”
Znaleźli się w McDonalds.
„Przemielone zwierzątka? Ja pierdzielę, dziwne, że nie wylądowała w psychiatryku.
Albo u jakiegoś dobrego terapeuty. Przydałby się jej.”[/i]
Effy dziwne śmiała się z niczego.
„Co jest?”
Szybko spoważniała.
Dan usiadł, gdzieś w kącie samemu. Jadł coś. Wiedział, ze teraz musi już znaleźć Jenny, jednak wyjął książkę i zaczął czytać.
[MT] Dzień 1 (1 lipca), 1, południe – Jenny
Jenny od samego rana przygotowywała się do dni miasta. Miała mieć swoje własne stoisko z ubraniami w sekcji „Młodzi zdolni” . Dziś dostała sms’a, że musi przygotować wszystkie lniane torby na zakupy swoimi inicjałami i powkładać do nich swoje wizytówki. Pracowała nad wszystkim do południa i nie skończyła, nie chciała nic jeść w domu, właściwe nie miała czasu, a ojca jak nie było tak nie ma.
„Pewnie znów ktoś zgarnął go na kawę.”
Jen ubrała dżinsowe szorty, koszulkę przylegającą do ciała i szary sweter opadający na jedno ramię oraz ciemne okulary typu Ray-Ban . Zabrała torebkę i postanowiła wyjść od McDonalds.
Cos co bardzo ją zaniepokoiło idąc przez miasto to to, że nie było dorosły ani nikogo starszego, a karambol z aut również nie zostawał niezauważony.
Po kilkunastu minutach doszła do celu. Tu też było dziwnie pusto. Weszła do środka. Nie było tu nikogo z dorosłych.
W kącie, zadała od innych zobaczyła Dana.
„Jak w szkole.”
Podeszła do niego.
- Hej ty! – uśmiechnęła się, chłopak poznał swoją siostrę.
- Co ty tutaj robisz?
- Wpadłam cos zjeść, tata zniknął pewnie ktoś garnął go znów na kawę, a przy okazji podobno już moje stoisko jest rozstawione. Podejdę tam i zobaczę co się dzieje i wracam do wyszywania toreb. Dziś dostałam sms’a - wyjęła z torby telefon. – Dziwne, nie ma zasięgu no, ale – pokazała Danowi wiadomość : [i]Jen, obierz paczkę od kuriera i wyszyj na tych torbach swoje logo, nie przejmuj się rozmiarem, a i mam nadzieję, ze masz trochę swojej biżuterii do sprzedaży.[/i]– Właściwe to muszę tego trochę przygotować, wszyscy ze świata mody na pewno mnie odwiedzą. A co się dzieje tu dzieje?
- Wyjadę nam się, że wszyscy powyżej piętnastki zniknęli. To dziwne, ale wydaje się być realne –przerwał. – Byłem w parku, szła do mnie młoda kobieta, po chwili jej nie było. Nie mogła zawrócić, otwarta przestrzeń. To było niemożliwe. Zostały same dzieci.
- To trochę niemożliwe.
- A pamiętasz żarówkę?
- No, dobra. Musimy to jakoś potwierdzić. A co robiłeś przez ten czas?
- Siedziałem w parku. Był pogrzeb, a później o mało co nie byłem skatowany łopatą.
- Co? –zaśmiała się.
- Lacie – wskazał wzrokiem dziewczynę.
- Dobra ja idę coś zjeść – nadal śmiała się pod nosem.
- Jenny, przez ladę! - dla niego też było to absurbalne.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: Nie 16:49, 06 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
[MT] 1 lipca, 1, popołudnie.
Ethan przeżuwał kawałek Snickersa, siedząc na piasku i zamrażając co jakiś czas powierzchnię fal. Wsłuchiwał się w odgłos łamanego lodu i jego chrupanie.
Po chwili pokręcił głową i wstał. Wskoczył na rower, który zabrał ze swojego domu, i zaczął jechać w stronę ogrodu zoologicznego.
Mniej więcej jednak w połowie drogi stanął, wcale nie zaskoczony. Jakaś grupka chłopaków, znanych mu idealnie ze szkoły, wybiła szybę wystawy sklepowej i wkradła się do środka.
McSyer wsadził głowę przez wybitą dziurę, ale natychmiast ją cofnął. Cała trójka była odwrócona, grzebiąc po półkach z grami komputerowymi.
Chłopak zajrzał jeszcze raz, bardzo ostrożnie.
Hmm... jeśli się nie mylę, para wodna jest także w powietrzu.
Jeden z bandziorów sapnął:
- Wam też jest tak zimno w stopy?
Drugi z nich, niski grubas bez szyi, zerknął w dół.
- Chłopaki...
Każdy z nich miał stopy zatopione w wielkiej bryle lodu.
Ethan odwrócił się. Szyby sklepu nie mógł naprawić, ale...
Po paru chwilach we framudze pojawiło się nowe okno - wykonane tym razem z czystej, zamarzniętej wody.
McSyer przyłożył rękę do ściany budynku i przytrzymał ją tam przez chwilę - gdy zabrał dłoń, widniała tam identyczna kopia, wykonana z lodu, gruba na jakiś centymetr.
Chłopak parę razy pokiwał głową. Zauważył, że lód, zastępujący szybę, pokrył się warstwą szronu.
Ethan, wiedząc, że i tak go nie widzą, wielkimi literami napisał: "SURPRISE!", po czym wskoczył na rower, a po paru chwilach bujał już się na swoim wiklinowym fotelu między wejściem a wyjściem z ZOO.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Cukierkowa
Delaney Fairfield, I kreska
Dołączył: 05 Maj 2012
Posty: 205
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: Nie 17:08, 06 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
[MT] 1 lipca, Dzień 1, ranek
Alyssa obudziła się i spojrzała na zegarek. Było koło 10. Zeszła z łóżka i wyszła z pokoju.
-Lily! - zawołała do siostry i weszła do pokoju. - Wstawaj!
Lily niewyraźnie mruknęła więc Alyssa zostawiła ją na trochę. Zeszła po schodach i poszła do kuchni.
-Mamo... - powiedziała na tyle głośno, by każdy na parterze ją usłyszał.
Nikt nie odpowiedział.
Pewnie wyszła do pracy. W końcu zbliżają się Dni Michaeltown i jest więcej turystów.
Alyssa szybko zjadła kanapkę i pobiegła do pokoju się ubrać.
Włożyła sukienkę w kwiaty i założyła baleriny. Związała włosy.
-Lily, musisz wstać! - krzyknęła do siostry.
-Wstanę potem, dam sobie radę. - powiedziała ośmiolatka.
-Ok. Ja wychodzę. - powiedziała Alyssa.
[MT] 1 lipca, Dzień 1, południe
Alyssa zauważyła, że prawie nikogo nie ma. Jej mamy, ale innych dorosłych też. Alarmy samochodowe wyły bez przerwy. Pełno rozbitych wozów.
Co się stało?
Bez namysłu pobiegła przez miasto.
*godzinę później*
Nie była w stanie dłużej biec. Wdrapała się na drzewo i postanowiła stamtąd patrzeć na miasto. Czasem ktoś przechodził. Ale nikt dorosły.
Alyssa nie miała pomysłu. Nie wiedziała gdzie iść.
Więc poszła prosto przed siebie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
A.
Louis Black, II kreski
Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 17:12, 06 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
[McDonald's] Dzień 1 (1 lipca), wczesne popołudnie – Jenny.
Jenny zabrała jakieś frytki, pice i hamburgera. Gdy przechodziła obok frytkownicy zauważyła, że dzieci bawiły się nią.
- Patrz, Neaaaaa, to tutaj pieką frytki? – Jenny uśmiechnęła się, jednak po chwili się przeraziła. Zaczęli się bawić, frytkownica zaczęła się zsuwać.
- CHOLERAAA! – jednak urządzenie zatrzymało się przed jego czołem i wróciło na miejsce. Jen odetchnęła z ulgą. Rzuciła się do dzieci. Same były przerażone. – Już dobrze – uśmiechnęła się. – Zjedzcie coś – po czym dała im frytki i hamburgera, a sama musiała przez chwilę dojść do siebie.
[McDonald's] Dzień 1 (1 lipca), wczesne popołudnie – Dan.
- CHOLERAAA! – usłyszała krzyk Jenny. Rzucił się przerażony w jej stronę.
Wszystko działo się tak szybko.
„Okazało się, że nie jestem sam.”
- Mutacja - wymamrotał.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Rudzik
Celty N. Knight, II kreski
Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 17:25, 06 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Z dedykacją dla Helen xd
[MT] Dzień 1 (1 lipca) około południa
-Muszę bardziej uważać. - mruknęła do siebie Effy. Nie chciała zdradzić, że również ma jakieś dziwne zdolności.
-Na co? - Hayley pojawiła się znikąd.
-O szlag, przestań ciągle za mną łazić! - warknęła.
-Jestem twoją siostrą i nie mam za kim łazić.
-Zachowujesz się jak dzieciak.
-Nieprawda!
Effy westchnęła. Hayley wpatrywała się w nią uciążliwie.
-No co?
-Nic. Po prostu stoję i patrzę.
Effy z trzaskiem odstawiła szklankę. Wiedziała, czego chce jej siostra. Od jakiejś pół godziny po jej głowie chodziły myśli jak przekonać Effy do pójścia do domu. Hayley chciała odzyskać gitarę.
-Nie możesz po prostu iść tam i wziąć to swoje ustrojstwo?
-Skąd wiesz o czym myślę?
-Jestem twoją siostrą tępaku i znam cię na wylot. Idź już i daj mi spokój.
-Aleś ty kochana. - mruknęła Hayley jednak nie ruszyła się z miejsca.
Effy ponownie westchnęła i chwyciła ją za ramię.
-Dobra, pójdziemy tam, weźmiesz co chcesz i szybko wracamy. To tylko przecznicę stąd więc zdążymy w kilka minut.
Hayley uśmiechnęła się od ucha do ucha.
-Gdzie jest ta bariera? - zapytała.
-Przy zatoce. - odpowiedziała jej Nea.
-Dobra, w takim razie spotkamy się na miejscu. Muszę iść z Hayley na chwilę do domu.
Nea i Lacie pokiwały głowami na znak, że się zgadzają. Effy wzięła siostrę za ramię i wyprowadziła z budynku.
Kilka minut później stały przed wysokim budynkiem z czerwonej cegły. Effy mimowolnie przypomniała sobie jak jeszcze rano stojąc tu kłóciła się z Hayley o to kto siedzi z przodu. Wydawało się jej, że minęły wieki od tego zdarzenia.
Rudowłosa wbiegła po schodach i pociągnęła za klamkę. Drzwi były zamknięte.
-Nie mam kluczy. - pisnęła i usiadła na schodku.
-Wiem, że ani ciocia, ani mama by tego nie pochwaliła, ale w tej sytuacji nic innego nie możemy zrobić. - Effy sięgnęła po ogromny kamień i z całą siłą rzuciła nim w okno na parterze. Szyba pękła i dziewczyna przerzuciła rękę przez otwór siłując się z klamką po drugiej stronie. Po chwili okno otworzyło się i Effy zwinnie weszła do mieszkania. Znalazła klucze i otworzyła Hayley. Ruda natychmiast pobiegła schodami na górę do swojego pokoju. Effy również poszła na górę i przebrała się w czarną tunikę, na którą nałożyła ciemnoczerwoną koszulę w kratę. Do tego obowiązkowo nałożyła makijaż. Wyglądała znacznie inaczej niż kilka minut temu. Wzięła swoją torebkę i spakowała do niej wszystko czego potrzebowała. Dodatkowo wrzuciła do niej również swój szkicownik. Nie uważała się za jakąś wielką artystkę tak jak Dan, po prostu rysowała ludzi tak jak ich naprawdę widziała. Dzięki ten nowej zdolności wiedziała jacy ludzie byli naprawdę.
-Mam ją! - Hayley weszła do pokoju tuląc instrument.
-Nie będę tego niosła.
-I tak bym ci jej nie dała. Zbyt bardzo ją kocham, żeby ją komuś powierzać.
Effy prychnęła cicho i przerzuciła torebkę na ramię.
-Musimy się pospieszyć. Wzięłaś wszystko czego potrzebujesz?
-Tak - wyszczerzyła się Hayley i wskazała na gitarę. - Mam Wojtka i on mi wystarczy. Albo ona. Jeszcze nie wiem jakiej jest płci, więc co drugi dzień nazywam ją Wojtusia.
-Boże, z kim ja się zadaję. Chodźmy już lepiej, tamci pewnie już są na miejscu.
Kiedy wychodziły, Effy zahaczyła wzrokiem o torebkę matki. Zajrzała do niej z ciekawością. W środku nie znalazła niczego interesującego. Dokumenty, pieniądze, kosmetyki, telefon - nie były nawet godne uwagi. Nagle natrafiła wzrokiem na białe pudełeczko w bocznej kieszonce. Tabletki mamy. Dziewczyna obejrzała pudełko ze wszystkich stron. Ich matka nie brała żadnych leków, co najwyżej witaminy. Powiedziałaby im gdyby coś z nią było nie tak, prawda?
-Effy, idziesz wreszcie?! - Hayley wydzierała się z drugiego końca korytarza.
-Chwilka! - dziewczyna szybkim ruchem przełożyła tabletki do swojej torby i z natłokiem myśli wybiegła z mieszkania.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Helen!
Nolan Knight, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Chyba Świnoujście.
|
Wysłany: Nie 17:40, 06 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
[W drodze na cmentarz] Dzień 1, południe
Nerine, Deb i Kage wyszli z szpitala psychiatrycznego. Zamierzali pójść na cmentarz. Głównie na melanż niż by oddać cześć zmarłym. Po drodze zatrzymali się przy pubie.
- Kto idzie po alkohol? - zapytała Deborah
- Może ty pójdź. Ja się nie znam
- Dobra, zaraz wracam.
Nerine spojrzała za odchodzącą Deb i oparła się plecami o ścianę budynku. Spojrzała na zegarek. Była 12:13. Dziewczyna zamknęła oczy i zaczęła wyobrażać sobie pustynię. Pustynię z wielkim zegarem na środku. Widziała wszystkie wskazówki - godzinną, minutową i sekundową. Przyglądała się ostatniej i jej tyknięciom. Chwilę potem pomyślała, że wskazówka przyśpiesza i tak się stało. Wskazówka zaczęła przyśpieszać, a wtedy Nerine otworzyła oczy. Kage poruszał się w przyspieszonym tempie po czym zwolnił. Deborah jeszcze nie szła. Nerine chciała wierzyć, że ćwiczenie pomogło jej w przyśpieszeniu czasu. Spojrzała na zegarek.
"12:16 Świetnie! Idzie mi jeszcze gorzej niż na lekcji!"
Dziewczyna spojrzała na wychodzącą z budynku Deb z alkoholem.
- No to idziemy! - powiedziała i ruszyli w stronę cmentarza.
Po drodze minęli hurtownie owoców. Nerine chwilę się jej przyglądała.
"Za jakiś miesiąc lub dwa to wszystko będzie zgniłe. Teraz wszyscy żrą chipsy lub degustują alkohol. Trzeba coś z tym zrobić"
Ruszyli dalej i minęli posterunek policji i weszli do parku. Chwilę potem byli na cmentarzu.
- Zapalę sobie - mruknął Kage
Deborah zaczęła wyjmować butelki alkoholu z plastikowej reklamówki, a Nerine ruszyła w stronę katedry. Weszła do niej i chwilę przyglądała się malunkom na ścianie. Chwilę potem wyszła z niej i ruszyła przejść się po cmentarzu. Wtedy zauważyła zdziwione twarze znajomych. Spojrzała w tym samym kierunku co oni i zobaczyła TO - wielką, mlecznobiałą ścianę. Ściana przebiegała przez cmentarz, za ścianą kaplicy. Nerine otworzyła usta z zdziwienia. Wszyscy stali w milczeniu.
"To nie jest ściana. Na pewno jest kołem i okrąża miasto. Gdyby to była ściana to ktoś z drugiej strony by ją ominął i tu przyjechał"
Nerine podniosła głowę do góry. Miała wrażenie, że bariera w jednym miejscu znika i dalej jest niebo. Specjalnie zwolniła maksymalnie czas by się przyjrzeć. Miała wrażenie, że jednak widzi mleczną powłokę, a potem niebo.
"Miraż! Cholera, to miraż! Pozorny obraz odległego nieba spowodowany przez różne współczynniki załamania się światła"
Czas wrócił na swoje miejsce. Całe przyglądanie się 'mirażowi' trwało około trzech sekund.
Brunetka zaczęła przeklinać jak oszalała. Deborah spojrzała na nią zdziwiona.
- To nie jest ściana! Cholera! Jak myślicie czemu nikt tu nie przyszedł?! Ta bariera pewnie jest dookoła miasta! Figura zamknięta i już! Nie można wyjść z niej, ani do niej wyjść! Cholera zginiemy!
- Uspokój się, przecież widać niebo - powiedział Kage
- To nie niebo! To miraż! To jest dalsza część tej bariery! - krzyknęła - Zniszczę ją! Zniszczę to! Rozwalę na kawałki!
Deb zaśmiała się histerycznie, a Nerine uciekła od grupki i złapała za butelkę alkoholu i zwolniła czas by zdobyć dobry rozpęd. Pobiegła w stronę bariery i rozbiła butelkę na barierze, która ani drgnęła. Dziewczyna położyła dłoń na barierze i syknęła po czym odskoczyła od bariery.
"Uspokój się" - pomyślała i zaczęła powtarzać w myślach alfabet od tyłu. Zawsze jato uspokajało.
Z Y X W U ...
"Dorośli zniknęli"
T S R P O ...
"Mamy nadnaturalne zdolności"
N M L K J I H ...
"Pojawia się bariera, która jest zamkniętą figurą geo coś tam"
G F E D C B A ...
"Zostajemy tu na zawsze, a oni nigdy nie wrócą!"
Dotychczas spanikowana Nerine uspokoiła się i wykonała 'rekini uśmiech Drake'a'.
- Na zawsze sami! Oni nie wrócą! Nareszcie wolni! Deb, rozumiesz to?! Nigdy więcej matmy! - krzyknęła radosna Nerine i zakręciła się wokoło własnej osi.
- Jak myślisz, Michaeltown też jest pod tą barierą czy tylko my?
- Hym, a to akurat ciekawe. Może są i inne miasta. Trzeba się przebiec przy tej barierze - mruknęła i sięgnęła po butelkę alkoholu - Idę się przebiec przy barierze! Za maks dwie godziny wrócę - oznajmiła i pobiegła truchtem w stronę komisariatu.
[Przedszkole w MT] Dzień 1, południe. - Echo
Dzieci spojrzały na starszą dziewczynę odsuwająca skrzypce od brody. Właśnie grała im 'Dla Elizy'. Większość dzieci ucichło i patrzyły na nią w osłupieniu. Dziewczyna przygotowała się do gry kołysanki. Echo od zawsze była utalentowana. Gdy grała można było mieć wrażenie, że świat stanął w miejscu i ucichł by tylko usłyszeć jej grę. Dziewczyna grała dzieciom jeszcze kilka kołysanek po czym spojrzała na dzieci. Wiele z nich zasnęło na matach, a inne w łóżeczkach. Echo uśmiechnęła się. Tylko pojedyncze jednostki nie spały. Dziewczyna odłożyła skrzypce i spojrzała na około półtorarocznego chłopca.
- Glen, to straszne co się stało. Nie wiemy nawet jak się nazywają. Można powiedzieć, że urodziły się w tym miejscu. Jeżeli rodzice nie wrócą to on nawet nie będzie pamiętać swojej matki. To okropne - szepnęła biorąc chłopca na ręce.
U kąciku oka zakręciła jej się łza.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Nie 17:40, 06 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gaia
Sebastian Fleming, II kreski
Dołączył: 05 Maj 2012
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wrocław
|
Wysłany: Nie 17:42, 06 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
[MT, Livin Street] 1 lipca, popołudnie
Concepción szła za chłopakiem całą drogę do domu, która nie okazała się być długa- mieszkał bardzo blisko Zoo. Budynek otoczony był od wschodu niedużym sadem. Usiadła pod młodą jabłonią, czekając, aż chłopiec pozałatwia swoje sprawy i wyjdzie. Trzymała też kciuki za to, by nie zamknął drzwi na klucz.
Kiedy oddalił się ulicą z nowym środkiem transportu, granatowym rowerem, Concha położyła dłoń na klamce i ostrożnie ją nacisnęła.
Tak.
Postawiła nogę w przedsionku, mimowolnie się wzdrygając. W środku było bardzo zimno. Weszła głębiej, pocierając nieosłonięte ramiona. Postanowiła urządzić sobie małą wycieczkę.
Najpierw odwiedziła kuchnię, gdzie natknęła się na paczkę wafelków. Brzuch domagał się śniadania uporczywym burczeniem.
Ale...czy tak mogę? Po prostu je zjeść?
Podobnie jak w przypadku wtargnięcia do cudzego domu, szybko pozbyła się wątpliwości i sięgnęła po opakowanie. Z pełnymi ustami ruszyła do salonu. Telewizor, sofa, duże okna. Nic ciekawego. Na końcu korytarza znajdowały się jeszcze dwa pomieszczenia. Jednym z nich była łazienka, drugim więc...
O. Jego pokój.
Zostawiając po sobie ślad okruszków, zaczęła badać wnętrze. Ściany w ciekawym odcieniu zieleni nadawały temu miejscu przyjemnego wyglądu.
Concha wytarła umazane nadzieniem palce o brzeg sukienki. Chwyciła leżącą na regale książkę i zerknęła za okładkę.
"Dla Ethana", głosiła dedykacja.
Ethan, powtórzyła w myślach, by zapamiętać. Ethanethanethan.
Po chwili jej uwagę przykuły różnych wielkości kolorowe figurki rozstawione na półkach i biurku. Rozpoznała w nich pokemony.
Skupiła wzrok na plastikowym Butterfree i jego czerwonych oczach.
Cofnęła się o krok, gdy jego skrzydełka zadrżały.
Niemożliwe.
Zaraz jednak poczuła nadchodzącą przygodę.
Leć! rozkazała figurce Concepción.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Clarissa
Dołączył: 02 Maj 2012
Posty: 171
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 17:48, 06 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
[McDonald's] Dzień 1 (1 lipca), popołudnie.
- No... to idziemy zobaczyć barierę. - Powiedziała Clarissa. Wyciągnęła z kieszeni swoich jeansów prawdopodobną mapkę obecnego miasta i podała przyjaciółce. - Lacie, prowadzisz. Bardziej orientujesz się w mapach.
- Okej, no to ruszamy.
Clarissa, Lacie, Sophie, Nea wyszli z McDonald'sa. Wyruszyli w stronę bariery.. Podczas drogi wygłupiali się. Nea podnosiła przypadkowe przedmioty, a Lacie cały czas prosiła ją, aby podniosła i ją. Clary cały czas zastanawiała się nad zniknięciami. Mama zniknęła o 9.58. A Josh o 10.00, w czasie swoich 15 urodzin. To było co najmniej dziwne. Nagle, zobaczyła coś. Musiała to narysować.
- Lacie, daj mi kartkę i połóż czystą stroną do mnie.
- Ale, co się stało? - Zapytała Nea.
- Zaczekajcie. Macie coś do pisania? - Zapytała Clarissa.
- Tak, mam długopis. Trzymaj. - powiedziała Nea i podała jej długopis.
Clarissa wzięła długopis i zaczęła rysować. Było to miejsce, które znała, ale nie przypominała go sobie za dokładnie.. W powietrzu było widać jakieś jasne kręgi. Widać było tak też kilkoro nastolatków i jedną osobę, która leci w powietrzu.
- Co to jest? - Spytała Lacie.
- Sama nie wiem. Po prostu to zobaczyłam. Przyszło to do mnie jak grób taty.
- Ciekawe kto będzie szukał tej bariery ręką.
Lacie wzięła kartkę z rąk Clarissy i poszła dalej.
***pół godziny później, późne popołudnie***
Gdy dotarli do bariery nikt nie pamiętał już o rysunku. Sophie postanowiła pójść przodem i wyciągnęła rękę, aby wymacać barierę. Nagle krzyknęła i odbiła się od niej. Nic jej się nie stało. Była jedynie w szoku.
- Może teraz uwierzycie w moje rysunki.
- Dobra, ja wierze. Widać, że to morze wyglądać jak na twoim rysunku. Najlepiej będzie, jak skopiujesz te mapy i nam rozdasz. Wtedy będziemy widzieli, jak to wszystko wygląda.
- Okej, jutro je dostaniecie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Clarissa dnia Nie 18:02, 06 Maj 2012, w całości zmieniany 5 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
A.
Louis Black, II kreski
Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 18:07, 06 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Clari w dialogu masz ‘może’ przez ‘rz’
[MT] Dzień 1 (1 lipca) około południa
„Zostawili nas.”
- Des, dołącz do nas. Zostawili nas. To moja siostra – dziewczyna z chęcią dosiadła się do rodzeństwa. W końcu nikt nie postanowił zabrać i jej.
- Jenny – uśmiechnęła się blondynka.
- Desiree - odpowiedziała. Wszyscy kończyli jeść.
- To co robimy? – zapytała Jen. – Skoro nie ma dorosłych to nici z mojego stoiska.
- Pójdźmy gdzieś, nie mamy po co tu zostać. – powiedziała Des. Dan spakował książkę i wyszli na ulice.
- Ciekawe czy znaleźli barierę. O ile coś takiego istnieje.Widzisz Jenny, okazało się, że nie tylko ja mam jakieś dziwne zdolności.
- Ta, jasne – zaśmiała się, jednak zaraz spoważniała, przypominała sobie te dzieci, które poszły razem z nimi.
- Jenny, Dan mówił ci o tym jak Lacie go zaatakowała?
- Tak, wspominał coś – zaśmiała się pod nosem.
- To nie było śmieszne, ta dziewczyna to jakaś furiatka – urwał. – A najsmutniejsze jest to, że teraz nikt jej nie pomoże. – zaśmiali się wszyscy troje. Dalej szli przez ulice miasta.
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em
Flossy Whitemore, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Jednorożców
|
Wysłany: Nie 18:19, 06 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
[Przy barierze*] Dzień 1 (1 lipca), popołudnie.
- Teraz ci wierzę. - powiedziała cicho Lacie i przyjrzała się barierze. Miała mleczny kolor i rozciągała się prawdopodobnie nad obszarem z rysunku Clarissy.
Rose wpatrywała się z fascynacją w Sophie. Po chwili ruszyła w stronę bariery z radosnym okrzykiem "Ja też chcę!".
Lacie rzuciła się w stronę siostrę i złapała ją w pasie.
- Nie widziałaś, co się stało Sophie?
Nea trzymała mocno Leana, pragnącego dołączyć do Rosemary.
Lacie odsunęła ją do tyłu i wyciągnęła dłoń. Dotknęła jednym palcem bariery i wzdrygnęła się. Poczuła niemiłe mrowienie w opuszku palca. Przyłożyła całą dłoń i szybko ją zabrała.
- Oh.
Nea uniosła wzrok do góry.
- Nie mówcie mi, że...
Lacie opadła na kolana.
- Jesteśmy zamknięci w kuli! JAK CHOMIKI! - wydarła się rozpaczliwie.
*Jako, że nie wiem gdzie dokładnie bariera przebiega. Przy zatoce i... Biegnie przy zoo, czy od strony parku?
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski
Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gniezno
|
Wysłany: Nie 18:35, 06 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
[MT] Dzień 1 (1 lipca), popołudnie
- Jesteśmy zamknięci w kuli! JAK CHOMIKI! - Lacie wydarła się rozpaczliwie, upadając przy tym na kolana.
- No, to już jest naprawdę dziwne.
Sophie podeszła i ponownie dotknęła bariery. Poczuła straszne mrowienie.
Emily widząc skwaszoną minę siostry, podeszła i przytuliła się do niej.
- Nic ci się nie stało?
- Nie, wszystko dobrze, kochanie. Nie dotykaj tej bariery.
- Chyba możemy się już rozejść. - powiedziała Lacie. - Jutro, jeśli się zgadzacie, możemy się spotkać i sprawdzić, jakie szkody w mieście wyrządziły bachory.
- Okej, jestem za. To do zobaczenia jutro. - Sophie pożegnała się z nastolatkami i odeszła w stronę domu razem z Emily.
Po drodze spotkała pare dzieciaków, które penetrowały sklepy.
- Gówniarze...
Po paru minutach doszły do domu.
- Emily, lepiej jeśli się położymy. Jutro czeka nas ciężki dzień, a nie chcę cię zostawiać samej w domu. Zwłaszcza, kiedy grasuje pełno smarkaczy.
Razem weszły po schodach na górę. Zmęczone wszystkimi wrażeniami szybko weszły do łóżek i momentalnie zasnęły.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Wildness dnia Nie 18:47, 06 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
A.
Louis Black, II kreski
Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 19:08, 06 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
[MT] Dzień 1 (1 lipca) późne południe
- Wiecie co, chodźmy na zatokę, możemy zobaczyć tam duży obszar – zaproponowała Des, kiedy bez celu chodzili po mieście i patrzyli na zniszczenia, nie były wcale małe. W pewnym momencie Dan powiedział:
- Teraz kradną, wpiepr**** ile tylko można, a może przyjść głód – dziewczyny nie odpowiedziały, jednak zgadzały się z nim.
- No to chodźmy nad tę zatokę – powiedziała Jen.
*kilkadziesiąt minut później*
Weszli na plażę, na początku nie widzieli jeszcze statku przepołowionego przez barierę.
- O JA PIERDZIELĘ! – powiedzieli razem jednocześnie. – W normalnych okolicznościach jest to niemożliwe.
- To nie są normalne okoliczności – powiedziała mechanicznie Jenny.
- Bariera przecięła statek. Teraz mamy dowód, ze jesteśmy zamknięci jak w klatce. A horyzont jest jakby… biały – dorzuciła Des.
- Dobra, dziś nasze życie zmieniło się strasznie – te słowa nie były może do końca do trafione, ale prawdziwe. - Być moze na zawsze...
- Teraz nic nie będzie normalne, jak wcześniej – powiedziała Jenny.
- To może wpadłabyś do nas… pograć w Scrabble, obejrzymy coś na DVD.
- Pogadamy, będzie fanie – powiedziała z entuzjazmem Jen. Czekali na odpowiedź. Rodzeństwo chciało wrócić do domu, odbyć normalny wieczór, o ile TU może być normalnie. Dan polubił Des.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|