|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Pią 17:27, 13 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
[Michealtown] 112
Mała fala uderzyła o brzeg, wyrzucając, jak zresztą ciągle ostatnimi czasy, kilkanaście kostek lodu, parę zamarzniętych ryb i kilka potężnie oszronionych wodorostów.
Zupełnie niespodziewanie, z morza wyłonił się także o wiele większy blok lodu.
Bryła zaryła się w piasek, chrzęszcząc cicho. Przez kilka minut nie ruszała się, by w ciągu paru chwil momentalnie zacząć się roztapiać.
W końcu było już po wszystkim, a na piasku pozostało tylko kilka niewyraźnych kształtów.
Pierwszy z nich, największy, poruszył się pierwszy, wyciągając kończyny na wszystkie strony i przeciągając się. Drugi, o wiele mniejszy, po chwili drżenia, podbiegł i wspiął się na pierwszy kształt, by w końcu zacząć po nim biegać w kółko jak szalony.
Trzeci kształt był naprawdę mały i zupełnie okrągły. Nie ruszał się.
Człowiek w końcu wyciągnął się do końca i wstał z ziemi. Dziwaczna jaszczurka, czyli druga postać, wskoczyła mu na ramię. Nieruchomy kamień pozostał na miejscu.
Ethan McSyer, bo to on był tym największym kształtem, pogłaskał małe zwierzątko, które zwinęło się na jego ramieniu, okręcając ogonek dookoła jego ucha. Podniósł kamień i postukał w niego, przykładając do niego ucho. Mruknął cicho do siebie i przewrócił oczami, kiedy przegniły rękaw jego koszuli odpadł na piach, plaskając cicho.
Westchnął, po czym skierował się do jednego z najbliższych domów.
Pogładził się po nienaruszonym karku i twarzy, bez żadnych śladów odcięcia i utopienia. Wszystko było w idealnym stanie. Nie był kredowobiały, usta nie były napuchnięte i zsiniałe, oczy były na miejscu.
Szarpnął za klamkę. Drzwi były otwarte, a dom opustoszały. Szafki były otwarte, nie było w nich żadnego jedzenia. Warstwa kurzu zalegała na wszystkich półkach.
Ethan przesunął palcem po stole. Zerknął na niego – rzeczywiście, nikt tutaj od dawna nie przebywał.
Padł na sofę. Jaszczurka zaczęła biegać po nim, łaskocząc go ogonkiem.
Nowoprzybyły westchnął i zwlókł się z łóżka. Poszedł do sypialni i przejrzał wszystkie szafy i komody.
Po kilku chwilach był już przebrany i odświeżony. Wytrzepał kryształki soli z włosów, rozciągnął wszystkie mięśnie i z powrotem położył się na sofie.
Jaszczurka zaczęła buszować po pokoju, zaglądając w każdy kąt. Ethan położył okrągły kamień na szafce nocnej.
Po dwudziestu minutach odpoczynku znowu wstał i wyszedł przed dom, na wszelki wypadek, nasuwając kaptur na głowę.
Niewiele się zmieniło w Michealtown przez tyle miesięcy.
Skierował się na plac. Westchnął, czując jak zaczyna burczeć mu w brzuchu. Czym prędzej skierował się do kolejki i złapał cokolwiek. Przełknął szybko skromny posiłek, marszcząc brwi pod wpływem niezbyt przyjemnego smaku i zapachu.
Uśmiechnął się, na widok szczątków od dawna nieczynnej fontanny, pełnej śmieci i resztek jedzenia.
Podszedł do niej i rozejrzał dookoła. W kolejce stał ostatni, więc plac coraz bardziej pustoszał, aż w końcu nie było na nim nikogo.
Ethan pogładził się po szyi, pogłaskał jaszczurkę i pochylił się nad fontanną.
Przycisnął swoją dłoń do taniego kamienia, z którego zbudowany był wodotrysk. Po paru chwilach kolumna z lodu wzniosła się do góry, by po chwili poszerzyć się od podstawy, aż po koniec. W końcu była szeroka na dwa metry, błyszcząc się z daleka.
Przycisnął dłoń do obelisku. Jego dłoń odcisnęła się w plastycznym dla niego lodzie, odtworzona idealnie: z liniami papilarnymi, kształtem palców etc.
McSyer cofnął się, patrząc na swoje dzieło. Jaszczurka zaczęła przebiegać z jednego ramienia na drugie, smagając go co jakiś czas zimnym i cienkim językiem w szyję.
Chłopak pogłaskał zwierzątko i opadł na ławkę na krańcu placu. Pod kapturem przyjął wyraz uprzejmego, lecz lekko niedowierzającego zdziwienia, że na środku rynku pojawić się może nagle słup lodu.
Jaszczurka syknęła.
- O co chodzi? – Ethan pochylił głowę lekko, mówiąc do jasnobłękitnego zwierzątka półgębkiem.
Płaz syknął jeszcze kilka razy i pociągnął go ogonem za ucho.
McSyer westchnął i wstał. Skierował się do ogrodu zoologicznego. Jak przypuszczał, był opuszczony. Zwierzęta albo rozbiegły się, albo zostały zjedzone. Brama była zamknięta; ktoś na kawałku tektury napisał NIECZYNNE.
Ethan otworzył bramę, wyrzucając napis za siebie.
Praktycznie od razu usłyszał stukot kopyt – do wejścia przybiegła wychudzona zebra, trzymając w pysku ździebełko trawy i przeżuwając je lekko.
Jaszczurka wysunęła języczek, zaniepokojona.
Zebra wierzgnęła i potrząsnęła grzywą.
Ethan pogłaskał ją lekko i zaczął prowadzić do jednego z magazynów. Być może suchy prowiant dla roślinożerców jeszcze się nie zmarnował.
Skład karmy, o dziwo, był ogołocony z tego delikatesu. McSyer zorientował się co się stało dopiero wtedy, gdy zebra pokazała mu wybite drzwi i ślady kopyt na drewnie.
- Świetnie. A co z drugim?
Zebra potrząsnęła grzywą na prawo i lewo.
- Nie ma tam tylnych drzwi, co? A przednie nie puszczają?
Zwierzak pokiwał głową.
- Więc chodźmy.
Wychodząc, Ethan złapał kilka suszonych owadów i rzucił jaszczurce. Płazik połknął je szybko i położył się, uspokojony, na ramieniu.
McSyer, po chwili mocowania się z drzwiami i kluczem, otworzył magazyn. Zebra wbiegła do niego, skacząc dookoła z radości.
- Smacznego.
Kriokinetyk skierował się do budki biletera. Westchnął, podsunął sobie krzesło i oparł się o biurko, zamykając oczy.
- To niemożliwe.
Ethan otworzył jedno oko.
- Ty nie żyjesz – powiedział Sonic, nachylając się nad kriokinetykiem i zaczerpując głośno powietrze.
Chłopak parsknął.
- Ale... ale... nie miałeś... nie miałeś... no... odcięli... odciął... ale...
McSyer odchylił głowę do tyłu i pokazał niebieskowłosemu szyję.
- Widzisz tu gdzieś szwy?
Sonic otworzył szeroko oczy.
- Sfingowali to?
- Nie. Naprawdę nie żyłem przez trzy miesiące. Nie mam ochoty nic tłumaczyć, jasne?
Rozmówca niepewnie kiwnął głową.
- Wiesz co to znaczy? Panuje chaos...
- Jak zawsze.
- ...głód,...
- Nie nakarmię nikogo lodem.
- …a niektórzy zaczynają zachowywać się naprawdę dziwnie!
Ethan zamilkł i westchnął.
- Z tym też nic nie zrobię.
Sonic zmarszczył brwi.
- W efekcie, mój tak zwany „powrót” - naprawdę nigdzie nie szedłem – nic nie zmienia.
- Mam nikomu nie mówić?
McSyer wzruszył ramionami.
Jak fajnie znowu mieć ramiona, nie mackę.
- Nie musisz. Zresztą, niektórzy powinni się domyślić.
Niebieskowłosy potrząsnął głową.
- Dobra, jak chcesz. Ale... skoro mówisz, że nieważne gdzie... to chociaż powiedz jak!
Ethan pogładził się po szyi.
- To pytanie też możemy uznać za nieważne, dobrze?
Sonic spuścił wzrok i kiwnął głową.
- Chcesz wiedzieć co i jak?
Kriokinetyk szybko pokręcił głową.
- Nie, nie. Wszystko na żywioł.
Koło oparcia krzesła błysnął lodowy, błyszczący miecz po czym zniknął, zostawiając po sobie tylko chłodną aurę.
Sonic wzruszył ramionami, mrugając szybko oczami.
- Jak chcesz.
Cofnął się.
- Na pewno nie jesteś duchem?
Ethan parsknął.
- To stadium mam tak jakby za sobą.
Sonic cofnął się jeszcze bardziej i wyszedł z budki. Gdy opuszczał ZOO, odwrócił się jeszcze i wrzasnął:
- Ale nadal nie mogę pojąć, jak to zrobiłeś?!
Kriokinetyk phihnął, po czym pogłaskał nieruchomą przez czas rozmowy jaszczurkę, zwiniętą dookoła jego szyi.
Zapadł się w krzesło, zjeżdżając coraz niżej, aż w końcu głowa była na wysokości poręczy. Mruknął do siebie parę słów i z najgłębszej kieszeni wyjął okrągły kamień.
Położył go na biurku i dotknął rękami. Do skały przyległa kilkucentymetrowa warstwa lodu.
Kiwnął głową i zerknął na zegarek, zamykając oczy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Poison
Lily Wilkes, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:16, 13 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
[Elektrownia] 112, swit
NIE! Głupia, nie może ze mną walczyć, moja moc jest silniejsza od niej. Nie może kontrolować MOICH wilków. - ryknęło Gaiaphage.
"R u talkin' to me?"
Deborah wyciągnęła ręce przed siebie. Podpaliła drzwi do elektrowni i uśmierzyła ogień kilka razy, w efekcie czego został z nich tylko popiół. To samo zrobiła z dużą częścią ogrodzenia kilka minut temu. Szło jej bardzo szybko, bo wcześniej wiele razy ćwiczyła ten aspekt mocy w Camprine.
"Moje zwierzęta mają słuchać tylko mnie, Gaia. Obiecałeś mi to."
Nie uda jej się kontrolować całego stada. Ptaków w ogóle. I szerszeni.
"Nie ma już szerszeni!"
Są.
- PTAAAAAKI - wrzasnęła Deborah. Nie musiała czekać długo na ich przylot. Już podpalone, wysłała do elektrowni. - PODDAJCIE SIĘ, ALBO WAS SPALĘ! - krzyknela, nie pewna czy ją słyszą. Nerine uśmiechnęła się demonicznie i wparowała do elektrowni, razem z kilkoma wilkami.
Deborah wyciągnęła ręce przed siebie i zaczęła palić budynek. Była ciekawa jak zamierzają udzielić pomocy dzieciakom z halucynacjami, które zamiast nich widziały wściekłe węże, potwory, psychopatów... może nawet ją.
Przyprowadź je. Przyprowadź mi Neę i Sophie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Poison dnia Pią 18:18, 13 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Em
Flossy Whitemore, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraina Jednorożców
|
Wysłany: Pią 18:38, 13 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
[pola uprawne/MT] Dzień 112, przed wschodem słońca. - poranek.
Lacie szła, ściskając karabin. Nathaniel i Ignis zostali w laboratorium pod opieką zachwyconej Echo. No, najpierw przerażonej a potem zachwyconej.
Część arsenału okazała się być nieprzydatna do walki, chyba że przywiązaliby Deborah do drzewa, co raczej było niemożliwe.
Za to mieli mnóstwo karabinów. Przydatnych, co było ważne. Jeden z nich służył teraz Accelowi za laskę, którą gdzieś posiał.
- I po bitwie. - wymamrotała do Accela i Reed, którzy jej towarzyszyli. - Zamordowali wszystkich? - zapytała beznamiętnie, wchodząc do miasta.
Accel spojrzał na nią ponuro.
- Wątpię. Pewnie się ewakuowali.
- Lacie Vane? Podobno nie żyjesz. Chociaż teraz nic mnie nie zadziwi. - usłyszawszy głos za sobą, odwróciła się, ściskając mocniej karabin.
Odpowiedni człowiek w odpowiednim czasie. - pomyślała z radością, wpatrując się w niebieskowłosego Sonica.
- Jak to nie żyję? I co miałeś na myśli?
Sonic skinął głową, wskazując by poszli za nim.
- Nie dość, że nie żyjesz... Podobno umierałaś w strasznych boleściach. Na początek Devein złamała ci kark biczem... Zamordowała tez twoje dzieci.
Nerine. Zabiję cię.
- Znasz wszystkie szczegóły, nawet zmyślone. Przerażasz mnie. - wymamrotała Lacie, wchodząc za nim do budki.
- Tadam. - Sonic wskazał ręką chłopaka śpiącego na krześle.
Który z pewnością był Ethanem.
Nie. Przecież to... Przecież on nie żyje!
Wrzasnęła głośno i zemdlała, uderzając głową o podłogę.
*10 minut później*
Lacie otworzyła oczy.
- Lacie, spokojnie...
Po czym stwierdziła, że to co zobaczyła wcale jej się nie przewidziało. Zerwała się, cofając pod ścianę.
- Ty żyjesz.
- Bystra jesteś. - zakpił Ethan.
Accel i Reed spoglądali to na Uzdrowicielkę to na Ethana nie mając pojęcia o co chodzi.
- Kage odciął ci głowę. - wyjąkała. - Jakim cudem...
- Naprawdę nie chce mi się wszystkiego tłumaczyć.
Accel z powrotem podał Lacie jej karabin, a ona wycelowała w Ethana.
- Nie jesteś zombie? Nie chcesz zjeść mojego mózgu?
McSyer parsknął śmiechem, głaszcząc jaszczurkę.
- To jakiś absurd.
- Też tak myślałem. - Sonic prychnął. - Trzęsiesz się.
Lacie objęła się ramionami, nie mogąc uspokoić.
- Mamy ważniejsze zadanie. - przypomniał Accel, a Lacie pokiwała głową.
- Sonic...
- Elektrownia.
Po chwili zachichotała, przyglądając się Ethanowi.
- Oboje nie żyjemy.
*ileśtamczasupóźniej*
Płonące skrzydła lecących w stronę elektrowni ptaków w jednej chwili zamarzły, a one same po prostu opadły na ziemię. Zdezorientowana Deborah rozejrzała się wokół siebie, a Lacie i Ethan zamarli, przylegając do pni drzew.
- Trzeba zlikwidować ogień. - szepnęła do kriokinetyka, a ten pokiwał głową, wybiegając zza drzew i przebiegając niedaleko Hinner.
Lacie zaśmiała się pod nosem, żałując że nie może widzieć jej miny.
Dała znak Accelowi i Reed i rzucili się w stronę elektrowni z karabinami w dłoniach.
Sama Lacie odczekała chwilę, czekając aż szok Deborah minie i wyskoczyła zza drzewa, uskakując przed kulą ognia.
Kątem oka dostrzegła Sophie i Jaydena na strażnicy. W biegu zaczęła strzelać do Hinner, za każdym razem trafiając w drzewa. Przyglądała się z uśmiechem dziurom w drzewach, pełna podziwu dla broni z Laboratorium.
Jakie głośne te cudeńka.
- Tęskniłaś, Deborah? - zapytała głośno i radośnie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sprężynka
Mistle Page
Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:48, 13 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
Uwaga! Czytać, biorąc poprawkę na halucynacje!
[Elektrownia] Dzień 112 (19 października), świt
Nea zataczała się, podpierana przez Matson. Poprawka: przez obrzydliwego zombie. Przynajmniej tak postrzegała to Nea, wymęczona halucynacjami.
Dzieciaki rozstępowały się przed nią. Czy raczej krwiożercze bestie. Według mózgu Nei, ma się rozumieć.
Po dwudziestu minutach doczołgała się do strażnicy, skąd miała świetny widok, a jednocześnie trudno ją było dostać. Miała kuloodporne szyby i pancerne ściany.
Nea wykrzywiła się w dziwnej parodii uśmiechu, widząc zaskoczenie na twarzy Deborah. Przystawiła dłoń do szyby, a ta grzecznie odsunęła się na bok.
- ZDZIWIONA, ŻE ŻYJĘ!? - wrzasnęła, krztusząc się własną śliną. Zamrugała, kiedy zaszarżowała na nią płonąca Lacie, wymachująca mieczem i biegnąca w powietrzu.
"To tylko halucynacje", uspokoiła się, resztką zdrowego rozsądku. Pstryknęła palcami, a z szarżującej Lacie został brzydki, rozpłaszczony placek na ziemi. Nea usłyszała za sobą warczenie. Niestety, wilk był szybszy.
Mimo, że dziewczyna szamotała się rozpaczliwie, próbując potraktować go swoją mocą, ten chwycił za zdrową rękę. Wysmaganą biczem niewiele mogła zrobić.
Wilk zawlókł ją przez podwodny świat w środku którego stała elektrownia, wprost pod nogi Deborah i...
- Lacie? - zachichotała Nea, obracając ręką i próbując pływać kraulem w 'podwodnym świecie'. - Przecież Nerine cię zabiła. A ja przed chwilą rozwaliłam cię, o tam. Miałaś taki fajny miecz!
Lacie mruknęła coś o pieprzonych szerszeniach i halucynacjach, ale Neę już zainteresowała inna rzecz.
- No nie. Co jak co, panie szerszeniu, który mnie użądliłeś, Ethana McSyera mogłeś sobie odpuścić - mruknęła, kiedy chłopak pochylił się nad nią, uśmiechając szeroko. - Przecież wy oboje nie żyjecie!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Wildness
Christelle Whitemore, III kreski
Dołączył: 03 Maj 2012
Posty: 305
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gniezno
|
Wysłany: Pią 19:04, 13 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
[Elektrownia] Dzień 112 (19 października) poranek
Chodź.
- Gaiaphage, mam teraz ważniej...
CHODŹ.
Dziewczyna z całej siły uderzyła się ręką w głowę.
- Nie czas teraz na nasze spotkania. - podeszła do Jaydena i wzięła od niego jeden z karabinów. - Są coraz bliżej. - mruknęła nieswoim głosem. Jej oczy zabłysły zielonym światłem.
Poczuła piekący ból na policzku. Zamrugała parę razy, a jej oczy przywróciły do normalnego koloru.
- Dzięki, Jay. Prawie zawsze działa. - zaśmiała się, kiedy do pomieszczenia weszła Nerine w towarzystwie czterech potężnych wilków. Sophie znieruchomiała na widok macki, która zastępowała rękę Devein.
- No co się tak gapicie? - dziewczyna wybuchnęła histerycznym śmiechem. - Wiem. Zazdrościcie mi mojego biczusia, którym potrafię zrobić, na przykład to. - kiedy to powiedziała, wystrzeliła swoją mackę w stronę Sophie. Dziewczyna poczuła ucisk na swojej szyi. Złapała bicz i zaczęła w niego uderzać prawą dłonią.
- I co teraz zrobisz? - Nerine podeszła do ciemnowłosej i popatrzyła jej w oczy. - Chyba nie chcesz mnie zabić, prawda?
Sophie uśmiechnęła się złośliwie i kopnęła dziewczynę w brzuch. Devein zatoczyła się, tym samym uwalniając szyję dziewczyny z uścisku potężnej macki. Thompson ścisnęła pewniej karabin i wycelowała nim w jednooką.
- Czas się pożegnać, Nerine. - zaśmiała się i nacisnęła na spust. Dziewczyna z macką zniknęła, a nabój dosłownie wbił się w naprzeciwległą ścianę. Nagle poczuła ból w lewej nodze. Popatrzyła w to miejsce i ujrzała wilka, który zatopił swoje ostre zęby w jej kończynie. Dokładnie wymierzyła w ruchomy cel i nacisnęła na spust, a zwierzę upadło na ziemię z głośnym jękiem.
Idzie.
- Kto? - jęknęła.
Rozejrzała się po pomieszczeniu. Wszyscy walczyli z natrętnymi wilkami. Jej wzrok zatrzymał się na drzwiach, w których stała Deborah, oglądająca z rozbawieniem całe przedstawienie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mashu95
Matthias Moore, III kreski
Dołączył: 28 Cze 2012
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa/Koszalin
|
Wysłany: Pią 19:51, 13 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
Elektrownia. Poranek 19 października.
Accel, razem z Reed i Last Order, biegli w poszukiwaniu czegoś w rodzaju radiowęzła elektrowni. Chłopak miał przy sobie zapis jedynej rzeczy, która mogła uratować dzieci z Michaeltown. Capacity Down, dźwięk pozbawiający mocy. Wystarczyło tylko, że podłączy go do głośników w elektrowni, a wszyscy mutanci stracą moc. Sumując tą sytuację z ilością broni, jaką dysponowało teraz MT, szanse na zwycięstwo rosły z beznadziejnych, do więcej niż prawdopodobnych. Ponadto Accel miał przy sobie jedyną osobę, której moc nie znikała przez antykod. Last Order, Komenda Nadrzędna. Ta, która uodparnia.
- Musimy się pospieszyć. Lacie, McSyer i reszta dzieciaków nie utrzymają Hinner i tej z biczem zamiast ręki zbyt długo.- powiedział Accel, idąc tak szybko jak mógł, podpierając się jednocześnie karabinem. Oddał wcześniej z niego kilka strzałów. Zabił parę wilków i trzy płonące ptaki.
Wreszcie udało im się odnaleźć właściwy pokój. Teraz wystarczyło już tylko podłączyć odtwarzacz, a mutanci z Grantville stracą swoją przewagę. Accel odnalazł wtyczkę służącą do podłączania sprzętu zewnętrznego i wpiął do niej małe pudełeczko. Ze wszystkich głośników w całej elektrowni rozległ się piszcząco-świdrujacy dźwięk.
Accel poczuł w głowie ból. "Już zapomniałem co to gówno robi z ludźmi" pomyślał. Last Order podeszła do niego i złapała go za wolną rękę.
- Reed, musisz stąd wiać. Gdy tylko wpadną na to co się dzieje będą chcieli wyłączyć program. Nie może cię tu wtedy być. Znajdź Lacie, z nią będziesz bezpieczna.- powiedział dziewczynie.- Ja i Last Order idziemy się zabawić z naszymi oprawcami. Chce widzieć ich zdziwione miny, gdy będę wypróbowywał na nich wszystkie swoje wzory.
- Uważajcie na siebie.- poprosiła ich jeszcze, gdy odchodzili.
*5 minut później, główny korytarz elektrowni.*
- Co to za dźwięk?- zapytał zdezorientowany Ethan. Jego moc zamrażania zniknęła. Wyglądało na to, że moce innych również. Lacie zakrywała uszy.
- To jest... więc Accel to wziął?- Kage nie wyglądał na zdziwionego.
- Tak, to jest nasz ratunek.- powiedziała Lacie, patrząc na obydwu.
Z jednego z bocznych korytarzy wyszedł Accel, zasłaniając swoim ciałem Last Order, która trzymała go za rękę. Dziewczynka stała za nim. "Pora rozpocząć imprezę." stwierdził w myślach Accel.
- HINNER I TY BICZORĘKA!!!- wrzasnął, przekrzykując pisk głośników.- Będziecie przeklinać dzień, w którym podniosłyście rękę na moich przyjaciół!
Albinos uderzył stopą o podłogę, a ziemia pod wszystkimi zatrzęsła się.
- WITAM W PIEKLE!!!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mashu95 dnia Pią 20:57, 13 Lip 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Vicky
Patricia A. Moore, II kreski
Dołączył: 08 Lip 2012
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Świnoujście
|
Wysłany: Pią 21:01, 13 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
[Dom Vicky] Dzień 111, ranek
Dziewczyna obudziła się całkiem naga.
- Co się cholera dzieje, czemu nie mam ubrań?- zareagowała natychmiastowo. Obok niej leżała biała kartka, wzięła ją do rąk i zaczęła czytać.
Wiesz, nie wiem jak ci to wszystko wyjaśnić. Wiem tyle, że piliśmy i było super, w pewnym momencie zaproponowałaś mi coś, nie wiem co.. Nagle urwał mi się film, potem najwyraźniej wytrzeźwiałem, zauważyłem, ze jesteśmy nadzy, więc ubrałem się i wyszedłem, zostawiając cię tu samą. Wybacz.
Ryan.
- Co jest kur%$#?- spojżała nie dowierzając własnym oczom. Na jej pościeli były białe ślady, a wokoło waniały się puste flaszki wódki.
"Nie, to niemożliwe. Nie. Z nim? Nie"- zaczęła szybko analizować sytuację. Wstała z łóżka cała roztrzęsiona i zaczęła szukać gumki, w końcu jeśli to zrobili to musieli się jakoś zabezpieczyć. Chodziła, schylała się, szukała pod łóżkiem, w śmietniku. Nic. Nigdzie jej nie było.
"Kur$%^, nie. Nie. Niee.."- złapała się za głowę z niedowierzenia. Dla niej to był koniec świata. Nie miała już szansy przetrwać, a teraz.. Jakby jeszcze zaszła w ciąże. Nie, to raczej niemożliwe. Dziewczyna skończyła swoje przemyślenia, stwierdziła, że pewnie chłopak się wstydził i wyrzucił prezerwatywę gdzie indziej. Victoria wzięła z szafy pierwsze lepsze ubrania i wybiegła z sypialni.
- C-co jest?- zapytał zaspany Rody, przeciągając się.
- O jeny.. jeszcze tu jesteś?- zapytała ze zdziwieniem.
- Tak, na to wygląda. A poza tym, fajnie przechodzisz orgazm, drzesz się jakby cię ktoś zarzynał- zaśmiał się chłopak.
- Nie, więc jednak to prawda- powiedziała pod nosem.- Opowiesz mi co się działo? Jako jedyny nie piłeś, powinieneś pamiętać- rzekła.
- Tak, bo to prawda. Wszystko pamiętam. A więc.. przyszliśmy tu do domu, potem doszła do nas jedna dziewczyna, miała na imie Sophie, wszyscy się wstawiliście.. ty, Ryan i ona. Ona miała coś do załatwienia, więc poszła, a my zostaliśmy sami. Tak się wstawiliście z Ryanem, że głowa mała.. zaprowadziłaś go za rękę do swojej sypialni i tyle was widziałem. Zamknęłaś za sobą drzwi. Zza drzwi słychać było jęki i takie tam.. no i twój orgazm, jakby cię zarzynali.
- Szlag by to. Jest takie prawdopodobieństwo, że się zabezpieczyliśmy?- zapytała.
- Powiem ci, że jak na moje oko, nie ma tego prawdopodobieństwa. Byliście wstawieni- odparł.
"Niemożliwe"
- Ale..- nagle przerwał im mocny huk, dziewczyna aż padła na ziemię.- Co się stało!?- powiedziała z przerażeniem.
- Niewiadomo, siedź spokojnie to nic się nam nie stanie.
- Mówisz to z takim spokojem?- zapytała z niedowierzaniem.
Victoria Midnight była przerażona. Wstała z podłogi, poszła do przedpokoju, wzięła klucze i otworzyła spiżarnię.
- Skarlet!- zawołała.- Idziesz Rody czy siedzisz tu sam?
- Niech ci będzie, pójdę.
Dziewczyna zamknęła za nimi drzwi i od razu rzuciła się na kanapę.- Moje!- krzyknęła i zaśmiała się złowieszczo.
- W porządku, ja sobie usiądę na krześle- podszedł do starego, zakurzonego krzesła i usiadł.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Vicky dnia Pią 21:02, 13 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Helen!
Nolan Knight, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Chyba Świnoujście.
|
Wysłany: Pią 22:39, 13 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
[Elektrownia] Dzień 111 (teraz mamy 111!), poranek.
Nerine szybko uciekła z niby miejsca bitwy. Do czarnej listy postanowiła dopisać nazwisko Sophie.
"Jak. ona. śmiała. grozić. MI. karabinem?!"
Zaśmiała się histerycznie po czym ruszyła w stronę nastawni. Szaleństwo przejęło kontrole nad rozumem dawno temu.
"Nastawnia. Ha ha ha. Dzięki psycho tatusiu. Byłeś taki kochany by brać mnie na wycieczki do elektrowni nim zamknąłeś mnie w poprawczaku."
Ruszyła przed siebie pomachując macką wesoło. Szczęście rozpierało ją całą.
"Gaiaphage, Nemezis będzie twój! To wszystko dzięki mnie! Deb nauczyła zwierzęta zabijać, a Lacie dała mi bicz. Reszta jest nieważna! Po co ci reszta? Masz mnie! Jestem bardziej użyteczna niż reszta! Ha ha ha! Zostanę twoim diabłem, oki? Diabeł Gaiaphage! Jak cudownie to brzmi!"
Uśmiechnęła się po czym znalazła książkę z obsługą różnych urządzeń elektrowni. Przytrzymała książkę biczem po czym zaczęła szukać informacji o reaktorze. Po dobrych dziesięciu minutach znalazła je i wpadła do nastawni. Uśmiechnęła się znajdując komputer z klawiaturą i pojedynczym, starym komputerem. Uśmiechnęła się po czym usłyszała pisk, który sprawił jej niemiłosierny ból.
- Tak się bawimy?
Z głośników dobiegł ją głos Acceleratora.
- HINNER I TY BICZORĘKA!!! Będziecie przeklinać dzień, w którym podniosłyście rękę na moich przyjaciół! WITAM W PIEKLE!!!
Nerine wybuchnęła śmiechem padając na ziemię i wydając z siebie przedziwne dźwięki.
- Aghr, strzeżcie się złe niewiasty! - wyrzuciła dokańczając zdanie Acceleratora. - Jesteś przemilusi! Biczorękaaa! Boże, jak to pięknie brzmi! Biczoręki diabeł Gaiaphage! Mówiłeś coś o piekle? Ja tam byłam i wróciłam na piechotę, ha ha!
Dziewczyna pomału podeszłą do klawiatury i zaczęła szukać w książce odpowiedniego kodu. Po piętnastu minutach wpisała na klawiaturze kod i spojrzała na ekran. Dziewczyna kliknęła końcówką bicza enter po czym elektromagnesy przestały działać, a pręty opadły. W tej samej chwili pisk ustał wraz z szumem turbin. Ekran wyłączył się. Prąd w całym Nowym Świecie został odcięty.
- I co powiesz teraz?! - wrzasnęła histerycznie. - Zabiję was wszystkich! Nemezis umrze! Dziękuję, Gaiaphage!
Nerine pognała do wielkiego pomieszczenia ze stalowej podłogi i pomostów. Zaśmiała się cicho machając biczem. Po pomieszczeniu były porozwieszane znaki informujące o promieniotwórczości. Na środku pomieszczenia znajdował się upiornie niebieski basen, w którym były znużone pręty paliwowe. Reaktor. Jednooka zaśmiała się po czym ruszyła w stronę panela po czym zabrała sterownik. Szybko znalazła w książce jak go się obsługuje.
"Tak! Pręty w wodzie - reaktor stoi. Wyciągnięcie paru spowoduje uruchomienie. Wyciągnięcie wszystkich spowoduje topnienie. Promieniotwórczość. Wystarczy je wyjąć i nastąpi promieniowanie. Małe dziurki w skórze... Muszą się poddać. Umrą jeżeli się nie posłuchają. Reszcie zaczną wypadać włosy od promieniowania. Piękna śmierć. Tfu, jacy inni? Wszyscy są tu. Wszyscy będą martwi. Grantville też umrze. Te Grantville nad rzeką. Wszyscy. Gaiaphage nie umrze. Zdobędzie co chciał. Duszę Nemezis. On jest z nimi. Większość opętanych jest z Michaeltown. On chce by oni mu go przyprowadzili. Nemezis był w Michaeltown. Nemezis umrze z wszystkimi napromieniowany. chyba, że go oddadzą. Albo co najmniej poddadzą się. Inaczej zginą. Zaraz przyjdzie tu jakiś bohater i się pobawimy, prawda Biczuś?"
Dziewczyna zaśmiała się po czym zdjęła plecak i przebrała się w swoje stare, całe ciuchy. Z trudem założyła koszulkę potem spodnie. Na koniec uzbroiła się w pistolety, noże, scyzoryki, karabin i gaz pieprzowy. Wszystko schowała w kieszeniach, a pistolety w kaburach. Karabin trzymała macką. Szybko do niej dotarło, że może nią strzelać. Założyła karabin na pasku po czym przewiesiła przez ramię i złapała w bicz pistolet, a w rękę sterownik przypominający wyglądem pilota.
"Gdy się poddadzą, Dan podejdzie do maszyny w nastawni i naładuje nią swoją energią. Potem wpiszę kod, turbiny zaczną się kręcić, reaktor wraz z prętami będzie działać i prąd wróci do Nowego Świata. Wszyscy wrócą szczęśliwie do domów, pobici biczem i będą żyć jak dalej. Bez jednego mieszkańca. Chcę Nemezis."
Ciemnowłosa zaśmiała się po czym oparła się o panel.
- Kto będzie dzisiejszym bohaterem? - zakpiła.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Pią 22:42, 13 Lip 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
fester9696
Richard Cobben, I kreska
Dołączył: 03 Lip 2012
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Polana Jednorożców
|
Wysłany: Sob 0:12, 14 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
[ Dom Ryana ] 18 października, dzień 110, późna noc
Ryan wszedł ostatkiem sił do swojego domu, ale i tam nie zaznał spokoju, ponieważ zobaczył scenę, której nie mógł się spodziewać. Mia siedziała na podłodze oparta o ścianę przy schodach
- Co tu się stało Mia, co ? Wyszedłem na pół nocy a ty mi tu już podłogę brudzisz krwią ? Co tu się do kur** nędzy stało ? - Mówił zaskoczony chłopak
- Wpadła tu z nożem, zaskoczyła mnie i dźgnęła. Nie krzycz na mnie
, bo obudzisz Gini, proszę nie krzycz. - Płakała Mia
- To wszystko twoja wina, wiesz? Gdybyś mnie tam nie wysłała nikt by cie nie dźgnął a ja nie musiałbym się bić z jakimś psycholem, który chciał mnie zabić bo uratowałem twoją koleżankę Deb z zatoki. Teraz muszę na siebie uważać bo połowa jeśli nie więcej mieszkańców Nowego Świata chce mnie za to zabić i to twoja wina . Wynoś się z mojego domu podstępna suko i to już. - Cedził przez zęby surfer.
- Ale... -
- Nie obchodzi mnie to że jesteś ranna, wynocha . - Przerwał jej chłopak - Przepraszam, nie powinienem tego mówić, po prostu ucierpiała moja duma po walce z telekinetyczką i dziewczyną, którą co dziwne mimo tego wciąż kocham
i pragnę ją znowu pocałować przytulić, pragnę by znowu mnie pokochała . - Padł na podłogę obok wykrwawiającej się dziewczyny.
- Daj opatrzę ci to bo mi tutaj zejdziesz obok mnie. Wybaczam, ci że wysłałaś mnie w sam środek wojny pomiędzy Grantville, a Michaeltown. - Zabandażował ranę dziewczynie siedzącej obok niego.
- I co teraz będzie ? - Zapytała przestraszona dziewczyna
- Nic, bo co ma być. Zarżniemy się jak świnie winem z piwnicy i pójdziemy spać, a o reszcie pomyśli się jutro. -
- Tak - Przytaknęła dziewczyna. I tak jak powiedział Ryan tak zrobili. Zasnęli leżąc obok siebie na kanapie otoczeni stertą butelek po winie...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mashu95
Matthias Moore, III kreski
Dołączył: 28 Cze 2012
Posty: 207
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Warszawa/Koszalin
|
Wysłany: Sob 0:57, 14 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
Elektrownia. Przedpołudnie 19 października 2012r.
Deborah Hinner, Dan Hempel i kilka innych osób zostało zatrzymanych. Gdy ich moce zostały odcięte pozostali bezbronni. Zwierzęta zostały wystrzelane, niektóre zostały zgniecione przez Accel'a. Accel, razem z Last Order wciąż trzymającą go za rękę, stał koło więźniów.
- Hmmm... obeszło się bez piekła.- powiedział albinos.- Podjęliście mądrą decyzję "poddając się".- żartował. Jedynie Dan nie stawiał większego oporu. Deborah za to przez cały czas była niespokojna.
- Nerine wam tego nie daruje.
"Nerine?" pomyślał Accel.
- Kto to jest Nerine?- zwrócił się do Lacie.
- To ich przywódczyni... ta z biczem zamiast ręki.
Wtedy rozległ się alarm, oraz komunikat. "Ryzyko Napromieniowania."
Kage zawołał do Acceleratora:
- Accel! Nerine musiała się dostać do przestawni! Za mną!
Albinos nie kazał sobie tego dwa razy powtarzać. Złapał Last Order pod pachę i zmieniając wektory pod stopami ruszył za przyjacielem.
*Chwilę potem: Nastawnia*
- Albinosie, przyszedłeś złożyć mi waszą kapitulację?- zapytała jednooka dziewczyna, gdy Accel i Last Order weszli do sali.
- Nie.- odpowiedział.- jestem tu po to, by cię powstrzymać, albo przy użyciu słów, albo siły.
- Na mnie już nic nie zadziała.- roześmiała się tamta.- Zresztą o co ty walczysz? Ten świat nie jest już nic wart! Rządzi nim Ciemność! Strach i obłuda! Nie ma w tym świecie litości, nie ma współczucia, nie ma nadziei! Ten świat już dawno się skończył! Nie ma już nikogo kto byłby w stanie nad nim zapanować! NIKOGO OPRÓCZ CIEMNOŚCI!- darła się.
- Chcesz wiedzieć dlaczego walczę?- zapytał.- Walczę o Nowy Świat! O nadzieję o współczucie, o poczucie bezpieczeństwa i przyszłość! Walczę dla bliskich mi osób, dla Last Order i Reed i dla tych dzieci, które urodziła Lacie. Oni Wszyscy zasługują na szansę. JEŚLI TWÓJ ŚWIAT NAPRAWDĘ WYGLĄDA W TAKI SPOSÓB, W JAKI GO OPISAŁAŚ, TO JA ZNISZCZĘ TĄ ILUZJĘ!
- Nigdy ci się to nie uda!- wyciągnęła przed siebie bicz w który zawinięty był karabin i strzeliła krótka serię. W momencie, gdy pociski dotknęły ciała Acceleratora ich wektory natychmiast się zmieniły. Wszystkie zostały przekierowane. Każdy trafił bezbłędnie w lufę broni dziewczyny. Karabin na jej oczach rozpadł się na części. Odrzuciła go i spróbowała uderzyć chłopaka samym biczem. Bez skutku. Długi kawał ciała został po prostu odrzucony.
- Jeszcze tego nie rozumiesz? Jestem teraz niepokonany! Pozbawiłem was wszystkich mocy, ja jestem jedyny.- odezwał się do niej spokojnie.- Przestań już i ustaw rdzeń w bezpiecznej pozycji.
- Nigdy! Wszyscy zginiemy!
- Nie zostawiasz mi wyboru.- powiedział przybierając smutny ton. Postąpił jeden krok do przodu. Potem kolejny i jeszcze jeden.- Tym razem to już koniec.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mashu95 dnia Sob 1:00, 14 Lip 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Poison
Lily Wilkes, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 1:30, 14 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
[Elektrownia] 111, przedpoludnie
- Musze do ubikacji! - warknela Deborah.
- Rob pod siebie - rzucil straznik.
- Poddalismy sie, tak? - odparla slodziutkim glosem. - Mozecie isc ze mna, ustawicie sie pod kabina, na litosc boska!
Dwoch straznikow udalo sie z nia. Mysleli, ze byla bezsilna bez mocy. Och, jak bardzo sie mylili...
Weszli do lazienki dla pracownikow elektrowni. Dziewczyna weszla do kabiny - byla to sporych rozmiarow lazienka dla inwalidow. Zamknela za soba drzwi, wspiela sie po rurze do podtrzymywania. Widziala idealnie obu straznikow stojacych za drzwiami. Wyjela noz, zaszyty w nogawce spodni razem z ozdobna pochwa, szybkim ruchem i rzucila w straznika - trenowala ta umiejetnosc przez trzy miesiace. Trafila idealnie w serce. Drugi straznik popatrzyl oniemialy na cialo kolegi.
- Co sie stalo?! - wrzasnela Deborah z kabiny. - Kto tu jeszcze jest?
Zdezorientowala drugiego straznika, ktory obrocil sie w strone drzwi. Hinner pochylila sie i pociagnela za pasek karabinu pierwszego straznika.
"Z tlumikiem. Super."
Znow wspiela sie na porecz i wycelowala w pierwszego straznika. Troche chwiala sie na poreczy, bylo jej niewygodnie strzelac - za pierwszym razem udalo jej sie w brzuch, dopiero pozniej w serce.
Przeskoczyla ciala obu straznikow, wciagnela ich do kabiny, wspiela sie po szafce przy umywalkach zewnatrz i zamknela drzwi od srodka.
Biegiem pognala do nastawni z karabinem w reku. Dopiero przy samej nastawni zwolnila do bezszelestnego, powolnego kroku.
- Tym razem to juz koniec - uslyszala glos Acceleratora, ktory stal, odwrocony do niej tylem.
Mrugnela do Nerine, by dziewczyna zajela sie albinosem. Ta, zaczela odwracac uwage chlopaka kolejna gadka.
W tym czasie Deborah podkradla sie odpowiednio blisko i strzelila. Nie celowala w serce, ale brzuch. Chlopak zlapal sie za miejsce, gdzie trafila kula, powoli tracac przytomnosc.
"Ciekawe jak sie z tego wykuruje bez Uzdrowicielki? Ktos tu bedzie musial przywrocic wszystko do normalnosci."
- Tak. Wasz koniec - rzucila Hinner.
Albinos zemdlal, uderzajac glowa o posadzke. Deborah zasmiala sie, uslyszawszy gluchy dzwiek. Tak rozny i tak podobny do tego, ktore wydalo cialo Rosemary Vane!
- Kontynuuj - mruknela, patrzac na Nerine.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Poison dnia Sob 1:34, 14 Lip 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Helen!
Nolan Knight, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Chyba Świnoujście.
|
Wysłany: Sob 2:38, 14 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
[Elektrownia] Dzień 111, ranek.
Dziewczyna spojrzała na leżącego albinosa z obrzydzeniem.
- Nie pozwoliłam ci się dotykać, ty resztko człowieka. - rzuciła spluwając niedaleko chłopaka.
Spojrzała na Deborah przejeżdżając ręką po tym co zostało z bicza. Wyglądało to jak przyklejona ciągutka do ludzkiego korpusu. Zero krwi. W oczach Nerine pojawiła się nienawiść.
- Zrobie ci takie kuku, że ludzie będą na ciebie patrzyć z obrzydzeniem.
Zielonooka pomału usiadła na chłopaku po czym nachyliła się nad jego szyją obnażając zęby.
- Nie żebym miała jakiś związek z Edłardziem Ciulenem, ale nie mam bicza. Czymś kuku muszę zrobić.
Nerine wbiła zęby w szyję chłopaka po czym zaczęła poruszać głową jeszcze bardziej rozszarpując szyję. W jej ustach zaczęła zbierać się krew chłopaka. Po chwili jednooka zabrała głowę od chłopaka i nachyliła się nad jego twarzą. Jak na osobę nieobcinającą paznokci przez ponad 200 dni, miała je wyjątkowo długie. Uśmiechnęła się przejeżdżając nimi po twarzy chłopaka. Po kilkukrotnie powtórzonej czynności zauważyła, że jego czoło krwawi.
"Chętnie wydłubałabym ci oczy, ale nie mam ochoty się tobą męczyć. I tak jeszcze do ciebie wrócę. Skrzywdzę cię, jak nigdy cie nie krzywdzono. Zapłacisz za Biczora. Nie jesteś bogiem. Jesteś zwykły, a i twoją moc można obejść!"
Zaśmiała się po czym spojrzała na dziewczynkę nazywaną Last Order. Wyrzuciła z siebie sekundowy śmiech po czym splunęła krwią. Ręką złapała dziewczynę po czym przycisnęła jej głowę do ściany.
- Za to co zrobił, trzeba ponieść ofiarę. - wyrzuciła ściskając jej szyję.
Nemezis...
"Morderstwo!"
Przyprowadź mi Nemezis!
"Daj mi ją zabić!"
Chwilę potem Devein poczuła przymrożenie w mózgu. Jęknęła po czym uderzyła głową dziewczyny o ścianę po czym ta osunęła się na ziemię.
- Przeżyje. Niestety. - wyrzuciła po czym wróciła po swój sterownik, opuściła pręty i schowała pilota do kieszeni. - Michaeltown ma zbyt wiele świrów w szeregach, nie sądzisz? Później zniszczę ich zafajdany świat. Póki co muszę znaleźć chłopca. Jeżeli go tu nie ma, to jest w Camprine.
Deborah uniosła brew i podeszła do Nerine.
- Po co ci chłopiec?
- Gaiaphage go chce. To on TO stworzył. Gdy odwiedzisz mój dom w jaskini to zrozumiesz wszysztko. - rzuciła po czym spojrzała w strone drzwi - Pora uratować Chantala i Dana. Szukuje się pasjonująca walka.
Jednooka dotknęła lewą ręką leżący na ziemi bicz po czym cisęła nim ze wściekłością w chłopaka. Macka przy okazji zdążyła chlasnąć albinosa w policzek.
- High five Biczuś. - jęknęła ze smutkiem kierując się w stronę drzwi.
Dziewczyna dopiero wtedy zauważyła, że Deb przygląda się 'ciągutce'. Na czerwonej przestrzeni za tatuażem pojawił się rosnący guz.
Bicz się regenerował.
[Jaskinia / Elektrownia / Laboratorium] Dzień 111, ranek. - Macka
Gaiaphage przybrało na sile. Jego macka została wysłana w stronę biczorękiej. Potrzebował jej. Potrzebował jej oraz jej mocy. Niewidzialna macka przeleciała przez wnętrze ciała Nerine podłączając się do centrum jej mocy. Chwilę potem niewidzialna macka zdobyła moc chronokinezy.
Gaiaphage panując nad swoją macką wysłał ją za ciało dawcy. Chociaż macka miała niewidzialne połączenie z jednooką, poleciała dalej niż jakakolwiek materialna macka sięgnęła. Przebijała się przez ściany i drzewa po czym znalazła to co szukała. Dwójkę dzieci. Macka przecięła się na pół po czym dotknęła ciał dzieci zaczynając postarzanie.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Sob 3:11, 14 Lip 2012, w całości zmieniany 6 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
A.
Louis Black, II kreski
Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 10:04, 14 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
[Elektrownia] Dzień 111, ranek.
Dan siedział sam. Deborah wyszła do toalety.
„Oczywiście.”
Wiedział, ze to jakiś plan ucieczki.
Dźwięk , który ogłuszał mutantów już dawno ustał. Czekał aż jego moc powróci.
„Dobije to miasto. Dobiję je. Sam czy z pomocą Deb. Spalę je.”
Po chwili pojawiły się dwie sylwetki. Jedna dziewczyna była z biczem, a drugą była Hinner. Neri podeszła do chłopaka i rozciął mu wszystkie węzły. Wstał masując sobie nadgarstek.
[b[ - Gdzie jest ten cholerny Akumulator?! Zabiję go. Albo przypiekę mu mózg. Nea to nic. Ja mu go spalę. Będzie wegetował jak roślinka. Alkaiczne paluszki lezą na łóżku i poruszają tylko ockami. Czyż to nie piękne? Gdzie on jest?[/b] –cisza. – GDZIE ON KUFA JEST?!
- Nastawnia. Ale zaraz wracaj.
– Spiekanie mózgów nie idzie mi najgorzej. Teraz zrobię to świadomie.
Dan ruszył przed siebie. Wiedział, gdzie znajduje się do pomieszczenie. Gdy już do niego wchodził ujrzał zakrwawionego chłopaka leżącego na podłodze i nieprzytomną dziewczynkę.
– No proszę, proszę. Pan Akumulator z piekła. – zaczął nad nim krążyć.
- Czego chcesz? –syknął przez żeby.
– Ja? Śmierci? Ból? Cierpienia? Coś w ten deseń. Wiesz nie mam za dużo czasu. – jego dłonie zaczęły mocno świecić. Przyłożył je do głowy chłopakowi. Ten zawył. Nie stracił przytomności, ale patrzył na wszystko jakby obcym wzrokiem. – Zrobiłbym z ciebie ser szwajcarski, ale na prawdę mi się śpieszy. Masz szansę w przyszłości przeprosić. I teraz myślę, ze zastanowisz się dziesięć razy nim zaatakujesz moich przyjaciół. Bz elektryczności będzie dobrym miejscem na przemyślenia. I trochę sobie pokrwawisz. Niestety zmiany są odwracalne. Chociaż pocierpisz. Ale Lacie będzie musiała się trochę namęczyć. A teraz sprawdzimy, czy ktoś będzie takim samobójcą by narazić swoje życie w ratunku tobie. – oddalił się i wokół chłopaka stworzył bańkę. – To tylko kilka godzin, ale one mogą być śmiertelne. Tik, tak. – kiedy miał już wychodzić zdjąć ze ściany zegar i postawił go za bańką. – Tik, tak. Czas ucieka. Tik, tak.
Wyszedł z pomieszczenia i wrócił w to samo miejsce. Do dziewczyn dołączył Chantal.
- Ale Nemezis! Nemezis! MUSZE GO ZNALEŹĆ! – krzyczała biczoręka.
– Jaki znów …. Nemezis? – wtrącił się Dan.
- On. Gaia go chce! Musimy go znaleźć!
- Co mu zrobiłeś ?– zapytał Chantal. – Słyszeliśmy jak wył.
– Rozpieprzyłem mu mózg prądem. Taka roślinka na wegetacji, a teraz sobie cierpi w bańce, która zniknie za kilka godzin. Chciałem zrobić z niego ser szwajcarski, ale czas mnie gonił. – pytający rzucił mu jedynie dziwne spojrzenie i uśmiechnął się.
- Nerine, co robimy? – zapytała Deborah.
[MT] Dzień 112, wczesne południe – Lisa
Dziewczynka wiedziała co się dzieje w mieście. Chciała sprawdzić jak potoczy się sprawy bez jej informacji.
Wyjęła kartkę, wiedziała, ze czas poinformować tych którzy zostali. Chociaż wieści rozchodzą się szybko i być może dotrze to do elektrowni.
Dzień dobry Michaeltown!
Czyż to nie piękna pogoda? Apokalipsa wisi w powietrzu. Czuję to.
Zastanawia mnie skąd macie ten informacje. Pani od czasu wszystkich zabiła?
Ogłosiłam to? Nie. To nie mówicie.
Lecie żyje, żyła i żyć będzie. Zapewne. Tak samo jak jej dzieci. Słodkie bliźniaki. Jeden jak smok czy jaszczurka Ignis – ogień, a drugi ciemnowłosy Nathaniel – dar Boży. Czy to nie ironia? Dar Boży po igraszkach w getcie. Doprawdy ciekawe. Ale przestańmy zastanawiać się nad tą trzymiesięczną ciążą tylko pogratulujmy rodzicom! Kage i Lacie. Morderca i laleczka. Pięknie.
Co do trupów w rodzinie Vane, to możemy zaliczyć ostatnio poległą Emily. Pokój jej duszy.
Jedni umierają drudzy zmartwychwstają. Tak, tak. To on. Ethan McSyer. Wydaje mi się, ze gdzieś mi się mignął, ale to i tak sprawdzona informacja. Skąd nagle tyle lodu?
Miejmy nadzieję, że Lacie się ucieszy. A może nawet chłopiec zamrażarka zostanie drugim ojcem. W końcu Kage’a ciągle nie ma. Ale chyba jednak się nie lubią. Nie obcina się ludziom głów od tak.
Szkoda, ze nasze bohaterki uciekły do elektrowni.
Mam nadzieję, ze na następny raz będziecie czekać na sprawdzone wieści. Inaczej zginiecie.
Patrzę,
JA
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez A. dnia Sob 10:05, 14 Lip 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Helen!
Nolan Knight, III kreski
Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 16 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Chyba Świnoujście.
|
Wysłany: Sob 11:05, 14 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
[Elektrownia] Dzień 111, przedpołudnie.
Dziewczyna spojrzała na swoją mini armię. Przez głowę przeleciały jej kolejne obrazy. Już dawno zrozumiała czego Ciemność chce. Ciała. Gaiaphage potrzebowała ciała. Do tego potrzebował Lacie. Sam był słaby. Drut paliwowy z grudkami uranu mógł dać mu siłę. Lacie dałaby ciało. Jedyny wróg - Nemezis musi zostać złapany i unieszkodliwiony.
Uran...
Z gardła Nerine wydał się przyciszony jęk. Przez głowę dziewczyny przeleciały jej własne wspomnienia. 4 silne osoby i tłum ofiar. Co jej to przypominało? Ah tak, Warp, Lacie, Jayden i Jamie. Wesołą czwórka, która zniszczyła Grantville. Nerine mogła się nareszcie zemścić. Plan już był ułożony w głowie. Musi zabrać pręt paliwowy do samochodów. Tuż przy elektrowni znajdowały się jej samochody, którymi przewoziła dzieci z Grantville. Zaśmiała się.
"Prosta robota."
Uran!
Wystarczyło potem dorwać Lacie i Nemezis. Jeżeli użyłaby mocy to wszystko potoczyło by się szybciej. Miałaby okazję do zemsty. Zaśmiała się wiedząc, że w godzinę się wyrobi. Miała sterownik. Miała bicz. Miała osłabionych przeciwników. Cztery osoby na całe Michaeltown. Z jej ust wydał się śmiech psychopaty.
- Nerine, co robimy? - zapytała Deb.
Dziewczyna dała znak by Chantal, Deb i Dan przybliżyli się jak najbliżej niej. Coś w stylu narady bejsbolistów przed meczem lub w przerwie. Zaśmiała się cicho.
- Skoro wszyscy się zebrali w jednym miejscu to nie ma po co z tym zwlekać. Mamy na Camprine dużo różnorakich broni, nieprawdaż? Misja - Dorwać uran, Nemezis i Lacie.
- A co potem? - zapytała Deb.
- Do tego zmierzam. Nas jest tylko czterech. Wystarczająco dużo. - zaznaczyła po czym wydała z siebie najgłośniejszy krzyk na jaki było ją stać. - WYSADZIMY ELEKTROWNIE Z CAŁYM MICHAELTOWN W ŚRODKU!
Nerine pomału zachwiała się po czym dotknęła lewą ręką bicza, który już całkowicie odrósł.
"Umrzecie w boleściach jak umarli ludzie w poprawczaku. Poczujecie ten ból. Ten wybuch zapamięta cały NŚ na wieki!"
Dziewczyna uśmiechnęła się spoglądając na drzwi. Była pewna, że ktoś podsłuchiwał. Czemu niby Nerine miałaby wykrzyczeć własny plan przeciwnikowi? Zacisnęła pięść. Słowa w jej dłoniach mogły zmienić się w czyn. To była bezpośrednia groźba do Michaeltown. Gdyby ktoś wpadł z bronią - miała pilot i mogła wyciągnąć pręty po czym poprosić Deb o spalenie sterownika. Gdyby ktoś próbował gorszych rzeczy - mogła zagrozić wysadzeniem po czym mogła skoczyć do Camprine. Nie ważne co się miało stać - w planie Nerine najważniejszy był Uran i Nemezis. Nic więcej. Na tych na których miała się zemścić, już się zemścił. Nerine poprawiła włosy po czym spojrzała w stronę pomieszczenie z reaktorem.
"I co teraz?"
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Helen! dnia Sob 11:31, 14 Lip 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|