Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział VI
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 14:58, 08 Cze 2012    Temat postu:

[MT - dom Nei <jakiś hotel się tam zrobił normalnie!>] Dzień 7 (7 lipca), po południu

Druga kartka notesu Nei też już była zapełniona, tym razem mutantami z Michaeltown. "Wszyscy mają mniej więcej około 15 lat. Dziwne".
- Sądzę, że ta zimna wojna dziś się skończy - powiedział cicho Freddie.
Nea, która gardziła przedmiotami szkolnymi, nie bardzo orientowała się w terminach historycznych. Ale zimna wojna - tak, to zdecydowanie coś jej mówiło.
- Zaatakują dziś - oświadczyła, a wszyscy spojrzeli na nią z zaskoczeniem. - Wczoraj nocą porwali Echo. Ledwo co odbiliśmy... odbiliście - poprawiła się, widząc lekko wyzywające spojrzenie Ethana - Lacie. Psychologia. Oni też palą się, żeby zrobić z nami porządek.
- Kupa tępaków - skrzywiła się Gwen. Fred wyglądał, jakby go olśniło.
- Dokładnie. Spójrzcie, dlaczego dorośli z Michaeltown i Grantville wcale jakoś zbytnio się nie nienawidzili? Dlaczego to zawsze dzieciaki i nastolatkowie się sprzeczali i nienawidzili? - Nea zmarszczyła brwi, ale to Matson odpowiedziała, nie odrywając wzroku od gry wideo.
- Bo Michaeltown uważało nas za tępaków, a my was za ważniaków.
- Matson jest z Grantville - uprzedziła pytania Nea.
- Szpieg - warknął Fred. Nea pokręciła głową.
- Nie sądzę, prawda, Matson? W ciągu dzisiejszego dnia padło tyle decyzji i ważnych rzeczy, że zapewne dawno pędziłaby, żeby im powiedzieć.
Dobra, w każdym razie, ona mówi z sensem.

- Zawsze mówię z sensem - wtrąciła się fioletowowłosa.
- Chodzi o to, że jeśli chodzi o wszelkie starcia, oni mają miażdżącą przewagę. Michaeltown jest w miarę spokojne, a Grantville...

[MT - dom Nei] W tym samym czasie - Matson

- Chodzi o to, że jeśli chodzi o wszelkie starcia, oni mają miażdżącą przewagę. Michaeltown jest w miarę spokojne, a Grantville... - mówiła Nea, kiedy Idunn jej przerwała:
- W Grantville, jeśli nie umiesz się bić, nie masz życia. Chodzisz zastraszony, na co drugim kroku słyszysz "kasa albo wpie*dol". Dołożą ci 20 razy w ciągu tygodnia i masz dość. Odpowiadasz agresją na agresję - nakręcała się Matson. - Uczysz się bić, zaczynasz wymuszać kasę, robisz to samo, co kiedyś twoi oprawcy. Nie chcesz znowu zjechać na sam dół i bać się na co drugim kroku. Rozumiecie? Oni od najmłodszych lat są tacy. Przetrwanie mają we krwi. Tutaj, jeśli spiorą cię raz na tydzień, to masz pecha. Tam, jeśli oberwiesz dwa razy dziennie, możesz mówić o szczęściu. Zakładając oczywiście, że jeszcze żyjesz.
Zapadła krępująca cisza.
- Siedziałam w poprawczaku i byłam 2 tygodnie na obserwacji w psychiatryku, więc wiem - ujawniła nieoczekiwanie. "Kur*a. Po co ja im to mówię?".
- Myślałam, że zwiałaś z domu, kiedy rodzice nie zaakceptowali twojego stylu. A 3 dni później zaczął się Nowy Świat - szepnęła Nea.
- Kłamałam - wykrzywiła się Matson. - Kiedy miałam 12 lat, pewna dziewczyna zamordowała moją siostrę. Zwinęłam pistolet i chciałam zabić tę su*ę. Nie udało się. W psychiatryku próbowali znaleźć jakąś chorobę, ale nie znaleźli. Trafiłam do poprawczaka. 2 miesiące temu wyszłam za dobre sprawowanie. Kiedy tylko zaczął się Nowy Świat, kiedy tylko rodzice zniknęli i kapnęłam się, że coś tu nie halo, zwiałam. Oni nie mogą się dowiedzieć, że tu jestem.
Wszyscy spojrzeli po sobie zszokowani.
- A teraz wisienka na torcie - skrzywiła się. - Dziewczyna, która zabiła moją siostrę, zrobiła to z premedytacją, mając mniej niż 14 lat.
Gwen pisnęła, przerażona.
- Teraz ma mniej niż 15 lat, co oznacza, że wciąż jest w Grantville.
Wszyscy zebrani pobladli.
- Macie 99,9% szans, że ona przyjedzie atakować Michaeltown. Jeszcze dziś. Urocze dziewczę o imieniu Barbie - warknęła.
Matson zerwała się z krzesła i wyszła do drugiego pokoju, mijając wchodzącą do salonu Lacie.
"Przynajmniej tu zostanę. Chwilowo jestem bezdomna".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Em
Flossy Whitemore,
III kreski




Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 1422
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 17 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraina Jednorożców

PostWysłany: Pią 14:59, 08 Cze 2012    Temat postu:

[MT, ulice] Dzień 7, (7 lipca), po południu.

Lacie stała bezradnie, intenstywnie myśląc. Korciło ją, by zapytać Amai, co napisał jej Kage, jednak postanowiła nie być natrętna. Postanowiła także wyrzucić tomy Sailor Moon, które dostała od Kage, jednak od razu potem pomyślała, że nie miałaby do tego serca. Cóż w końcu zawiniła jej biedna Usagi Tsukino?
- Nie rozumiem tego. - burknęła Lacie, opierając się o ścianę budynku. Po Kage, ani jego wątpliwych towarzyszach, jeśli takowych posiadał, nie było ani śladu. - Po kij mu było mi pomagać i zabijać trzech mieszkańców Michaeltown? Chyba że jestem za głupia by zrozumieć.
Amai otworzyła usta by coś powiedzieć, jednak po chwili się rozmyśliła.
- Mówiłam, że się zemszczę na Nerine i zrobię to. - stwierdziła ponuro, dłonią przywołując do siebie Percivala. - Masz jakąś kartkę i długopis? - zapytała.
Percival wyciągnął z kieszeni mały, pogięty notes i jakąś końcówkę ołówka.
- Jak zwykle wszystko co potrzebne, posiadam. - oznajmił radośnie. - Czegoś potrzebujesz?
- Taaak. - odparła Lacie, uśmiechając się złośliwie. Nachyliła się w jego stronę i szepnęła mu coś na ucho.
- Skąd ja ci wytrzasnę... - wymamrotał, notując.
- Pamiętasz te ćwiczenia wojskowe w tamtym roku? - zapytała cicho. W jego oczach pojawił się błysk zrozumienia i zasalutował w stronę Lacie. - Biorę ludzi i lecę. Gdzie...?
- Skombinuj ciężarówkę. - mruknęła. - I załatw mi jakichś troje, może czwórkę odważnych ludzi.
Percival uśmiechnął się i szybko zniknął za rogiem. Lacie stała przez chwilę w milczeniu, po czym skrzywiła się. Nadal miała na sobie te pogniecione i śmierdzące dymem, przypalone z jednej strony ubrania. Z przykrością zauważyła, że koszulka od Nei za wygraną w którymś konkursie szkolnym nadaje się do wyrzucenia. Westchnęła.
- Amai, zajdziesz ze mną do domu?
Niecałe dziesięć minut później znalazły się w domu Uzdrowicielki, gdzie Lacie przebrała się w szorty i niebieską koszulkę na ramiączkach. Wyrzuciła także swoje zniszczone już i szare - niegdyś białe, ukochane trampki i założyła na nogi dżinsowe, za kostkę. Shirei, zobaczywszy właścicielkę usiadła jej na ramieniu i nie chciała się odczepić. Chcąc nie chcąc musiała wziąć ją ze sobą.
Na ulicy blisko jej domu zauważyła dziewczynę, która wyglądała, jak gdyby kogoś szukała.
- Siemka! - Lacie podeszła do niej i przywitała się, jak gdyby nic się nie stało. Jak gdyby nie odkryła dzisiaj trzech trupów. Jednak nie chciała wzbudzać niepotrzebnej paniki, jeszcze nie.
- Uzdrowicielka. - wymamrotała dziewczyna. - Szukam kogoś, kto zajmuje się tym miastem.
Lacie zamyśliła się.
- Po co szukasz Nei?
- Chciałam pomóc.
- Me serce raduje się, słysząc tak cudowne słowa. - szepnęła Lacie. - Mało jest takich osób.
- Wiesz, że pomogłam im cię odbić? W Grantville. - dodała i wyciągnęła do niej rękę. - Alyssa Green.
- La... A zresztą wiesz. - mruknęła, ściskając jej dłoń. - W takim razie dzięki za pomoc.
Dziesięć minut później stanęły przed domem Nei. Lacie weszła do środka, polecając Alyssie i Amai zaczekać w korytarzu. Minęła po drodze Matson.
- Hej... - przywitała się, opierając o framugę. - Sorki, że przepadłam, ale mam wieści z ostatniej chwili. - powiedziała ponuro. - Trzy trupy. Pochowaliśmy je na cmentarzu i wiemy czyja to sprawka.
- Grantville? - zapytała Gwen.
- 100 punktów dla ciebie, Gwendolyn! - zawołała Lacie. - Zaiste, naszych kochanych przyjaciół. Nea, błagam, powiedz że masz jakiś plan, jak im dokopać.
W tym momencie stanęła za nią Alyssa.
- To ty. - burknął naburmuszony Warp, jednak po chwili uśmiechnął się radośnie. - Twoja sztuczka była niezła.
- Widzę, że znacie Alyssę. - wyszczerzyła się Lacie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Em dnia Pią 15:00, 08 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poison
Lily Wilkes, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:10, 08 Cze 2012    Temat postu:

[MT] 7, 7, późny ranek - Leme
Leme nie była tak głupia, by tylko biernie uczestniczyć w odbieraniu anonimów. Zasłoniła okno kilkoma firankami, tak, żeby nie było jej zza niego widać, uzbroiła się w cierpliwość i paczkę chrupek i czekała. Czekała na anonima, który przesyłał jej kartki.
Już po chwili zauważyła dziewczynkę, na oko dziesięcioletnią.
Parsknęła.
Mimo wszystko, dziewczynka rozglądnęła się na boki, a potem ukradkiem wsunęła list do jej skrzynki. Leme wyciągnęła aparat i szybko zrobiła kilka zdjęć.
- Mam cię! – syknęła Zdjęła z wieszaka kurtkę, w biegu złapała okulary przeciwsłoneczne, zamknęła drzwi i gdy dziewczynka oddaliła się wystarczająco, wyjęła list ze skrzynki.
To dziewczynka, była Nią.
Zaśmiała się cicho, a potem zaczęła ją śledzić. Już po chwili przypomniała sobie jej imię: Lisa.
W końcu Lisa usiadła na ławce w parku. Po chwili przysiadła się do niej.
- Cześć, Ty. – rzuciła, wyciągając list z kieszeni. – Jak myślisz, jak zareaguje miasto, gdy dowie się, że tajemnicza Ona, to gówniara, która ledwo nauczyła się pisać?
Lisa popatrzyła na nią jak na idiotkę.
- Nie wiem o czym mówisz.
- Ależ owszem, wiesz. Mam dowody i nie zawaham się ich opublikować.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Helen!
Nolan Knight, III kreski



Dołączył: 27 Kwi 2012
Posty: 735
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 16 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Chyba Świnoujście.

PostWysłany: Pią 15:22, 08 Cze 2012    Temat postu:

[Grantville] Dzień 7, przedpołudnie.

Nerine uśmiechnęła się i uniosła głowę. Kage zdobył broń i przysłał pośrednika by jej tą broń przekazał. Ucieszyła się i uściskała Luke'a gdy ten puścił uchwyt taczki. Chwilę potem odsunęła się od niego i skinęła głową.
- Podziękuj Usagi'emu. Świetnie się spisał. - uśmiechnęła się. - Barbie, w takim razie jesteś z nami w Głównych Siłach.
Nerine jeszcze nad ranem wymyśliła kto będzie liczył się do Głównej Siły. Te osoby miały krótkofalówki. Zamierzała zaliczyć do nich siebie, Deborah, Effy, Kage'a, Chantala, Travisa, Neah'a, Tony'ego, dzieciaki z wjazdu do miasta i grupkę, która zajmie elektrownie. Miała jeszcze z trzy krótkofale na zapas. Teraz musiała dołączyć Barbie. Tak samo jak Chantal miała panowanie nad grupą z poprawczaka czyli Oddział 1. Oddział 2 mieli stanowić zwykli ludzie, którymi miał się zająć Neah i Travis. Był jeszcze Oddział M, nad którymi miała sprawować władzę Deborah z Effy. 'M' w nazwie nie znaczyło nic innego jak Mutanci. W jej planie był jeszcze Kage ze swoimi ludźmi czyli Oddział Kage'a oraz ludzie z elektrowni i Grantville. Elektrowni mieli pilnować zwykli ludzie + jakiś mutant. Nie była tylko pewna kim będzie owy mutant. No i ludzie z miasta pilnujący wjazdu. Krótkofalówki jak i Effy były łącznością Oddziałów i reszty ludzi co tworzyło niezłą armię.
Nerine pokrótce wytłumaczyła Barbie cały plan wojny.
- Jakbyś mogła to pójdź do naszych i przekaż im, że zbliża się wojna i mają ćwiczyć posługiwanie się bronią. Dokładniejszy plan wojny wytłumaczę na placu wieczorem. Spróbuj utrzymać wojnę w tajemnicy, bo wszędzie czają się wtyki.
Barbara skinęła głową i wyszła z domu. Nerine ruszyła w stronę kanapy i spojrzała na milczącą Effy i Chantala. Przed rozmową z Deb usłyszała kłótnię Tony'ego i Effy. Aż się uśmiechnęła na myśl, że taki normalny chłopak może zabijać niewinne istoty. Devein nigdy nie była za zabijaniem, al jednak to nie był jej świat. To była wojna. Wtedy dołączyła się do kłótni i ochrzaniła Tony'ego. Wiedziała, że bez praw miasto będzie jak bez władcy. Odwalałaby tylko brudną robotę. W planach miała po wojnie ustalenie kilku praw.
Nerine przysiadła się do nich po czym zaczęła szeptać coś do Effy, która kilka razy skinęła głową.
- Chantal, przyprowadź Echo. - rozkazała.
Chłopak spojrzał na nią krzywo po czym wstał z kanapy - którą Nerine przytargała rano w zamian za starą podziurawiona - i ruszył na górę.
Horror powtórzył się gdy mniejsza Devein zaczęła się drzeć ciągana po schodach. Chwilę później leżała na dywaniku w salonie, a Nerine wstała z kanapy.
- Witaj Echo. - powiedziała przyglądając się siostrze. - Widzę, że Chantal potraktował cię ulgowo. Na prawdę nie musiałeś.
Echo pobladła. Jej ręce i nogi były pokaleczone lecz to jednak psychika ucierpiała najbardziej. Nie była już tą samą osobą.
- Gdzie Glen? - zająknęła się.
- Ah, on. Śpi sobie spokojnie zamknięty w piwnicy. W sumie to leży na przypalonej podłodze. Podziękuj swoim przyjaciołom.
Brunetka spojrzała na Chantala i dała mu znać by podszedł. Dopiero wtedy zauważyła, że w pokoju znajduje się jeszcze Deborah i Tony.
- Chantal, dobij ją. - rzekła.
Chłopak sięgnął po nóż i karabin nie będąc pewien czy ma zabić siostrę Władczyni czy tylko ja pokaleczyć. Richardes odłożył bronie i wyciągnął z kieszeni spodni scyzoryk. Chwilę potem wyciągnęło się ostrze. Nerine zaśmiała się gdy Echo zaczęła histerycznie płakać.
- Przestań! Nerine, przestań! Przestań! - chlipała.
Gdy chłopak przycisnął ostrze do ręki dziewczyny, Nerine zacisnęła swoją na jego nadgarstku.
- Poczekaj chwilę. - upomniała go. - Chcesz żyć, tak?
Echo pokiwała głową i wstała z ziemi.
- Tak więc obiecaj, że będziesz moja. Rozkażę ci płakał - będziesz płakać. Rozkażę sprzątać - będziesz sprzątać. Zostaniesz moją własnością, a uwolnię cię od niego. - powiedziała z błyskiem w oczach.
Echo wydała z siebie kilka chlipnięć po czym zasłoniła twarz rękoma.
- Dobrze. - chlipnęła.
- Całym zdaniem! - wydarła się.
Echo zachwiała się i spojrzała przez palce na siostrę.
- Zostanę twoją własnością, Nerine. - powiedziała zaczynając ponownie histerycznie płakać.
Nerine uniosła głowę dumnie patrząc na niższą istotę.
- Złóż mi pokłon. - powiedziała z dumą. - Na kolana!
Echo upadła na ziemię po czym schyliła się do przodu rycząc histerycznie. Nerine zaśmiała się po czym podała siostrze dłoń. Brunetka poczuła na sobie spojrzenie mokrych niebieskich oczu. Uśmiechnęła się słodko po czym Echo złapała jej dłoń.
- Tak się cieszę Echo. Nareszcie. Teraz będziemy mogły być znowu siostrami. - powiedziała z uśmiechem po czym przytuliło Echo. - Nie wiesz jak bardzo się cieszę...
Wtedy Echo wczepiła się rękoma w ubrania siostry płacząc. Nerine uniosła głowę znad ramienia siostrzyczki i spojrzała na Effy. Nerine odsunęła się.
- Echo, oto moje pierwsze postanowienie. - zaczęła po czym rozpromieniła się jak najmilsza osoba na świecie. - Żegnaj Echo.
Oczy Echo utkwiły na siostrze po czym upadła na ziemię. Za nią ukazała się Effy z lampą w ręce.
- Brawo Effy, świetnie się spisałaś. Teraz tylko trzeba przenieść ją na cmentarz i zacząć pogrzeby. - powiedziała z powagą Nerine.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Char
Xavier Zake, II kreski



Dołączył: 29 Kwi 2012
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:49, 08 Cze 2012    Temat postu:

[MT, dom Nei] Dzień 7, (7 lipca), po południu.

Dostała się do domu, gdzie byli ludzie. Pierwszy sukces. A jednak...
Julie drżała na widok tylu nieznanych postaci. Stała z misiem w dłoni, patrząc na nich bezradnie. Wtryniła się w środek rozmowy i czuła się bardzo nie na miejscu.
Nagle zapragnęła, by był tu ktoś, kogo zna.
I znów pojawiła się Babcia. Tym razem Julie nie dała się nabrać, ale nie chciała, żeby znikała.
Kłopot tkwił w tym, że najwyraźniej inni też ją zobaczyli.
I nie do końca wiedzieli, co zrobić. Spoglądali na Babcię, na dziewczynkę, na siebie nawzajem, i tak co chwila.
W końcu mała nie wytrzymała i odezwała się cieniutkim głosikiem, mocno ściskając łapkę Krzysia.
- Dzień dobry. Jestem Julie.
Nieco się uspokoiła i pozwoliła sobie na niepewny uśmiech.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
A.
Louis Black, II kreski



Dołączył: 30 Kwi 2012
Posty: 573
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 16:00, 08 Cze 2012    Temat postu:

[MT] Dzień 7, (7 lipca), po południu – Lisa (Zezwolenie Myry na wydarzenia w poście)
Szczerze, jak na redaktorkę, myślałam, że jesteś inteligentniejsza. Jaki autor by to zrobił samemu? Taka kartka przechodzi przez kilku zaufanych ludzi – Lisa musiała coś wymyśleć.
„Kto uwierzy, ze dziesięciolatka może coś takiego.”
- A co? Boisz się o swoją pozycje?
- Nawet nie żartuj, co taki smarkacz może? – zrobiła pauzę i zamilkła. – Czyli wszyscy mają się dowiedzieć o tajemniczej, małej smarkuli JA.
- Zamknij się!
- Tak pięknie wyglądasz na tych zdjęciach – przewracała w palcach aparat. – To jak?
- Opublikuj je. Ośmiesz się. Teraz. Kto ci uwierzy? Teraz siłę ma JA. Wystarczy kilka słów, a jesteś skończona.
- Kochanieńka, mnie tak łatwo nie nabierzesz - zaśmiała się Leme. - Nie wiem czy wiesz, ale śledziłam cię przez całą drogę, gdy hasałaś sobie po mieście i zostawiałaś kartki. Trochę jak uroczy jednorożec. Wiem, że to ty – Lisa była wściekła. Wyjęła nóż, który zawsze przy sobie nosiła i z ogromną siła wbiła go Leme w dłoń.
- Ty pi*rdolona idotko!
Ta nie zareagowała. Wyjęła go i wbiła w brzuch.
Później złapała za włosy i zaczęła tłuc głową w ławkę. Dziewczyna chciała się bronić, ale za późno zareagowała.
- Dobra jesteś, a raczej byłaś. Przywitaj się z JA.
- Statek… - wyszeptała, na tyle głośno by Lisa mogła ją usłyszeć.
- Hello Leme. Goodbye Leme – po czym wbiła jej nóż w klatkę piersiową. Wyjęła go, wyczyściła o jej ubranie i odeszła zabierając aparat.


[MT] Dzień 7, (7 lipca), po południu
Dan obudził się na kanapie bez koszulki z rozpiętymi spodniami, obok niego leżała Jenny w bluzce jaką miała na sobie wieczorem.
- K*rwa, mój łeb – powiedział chłopak a w odpowiedzi Jenny tylko niewyraźnie coś wymamrotała.- Trzeba wstać i ogarnąć co się dzieje.
- Pięć minut. Zbawcze pięć minut.
*trochę później i więcej niż pięć minut*
Rodzeństwo było już po prysznicu.
- Boże, mój łeb. Przejdę się. Przy okazji przyniosę jakieś jedzenie – powiedziała Jenny i wyszła.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sprężynka
Mistle Page



Dołączył: 28 Kwi 2012
Posty: 533
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 16:07, 08 Cze 2012    Temat postu:

[GV] Dzień 7 (7 lipca), po południu - Hope Allen/Lynette Weiss

Hope Allen odetchnęła z ulgą. Znowu w Grantville. Nie pamiętała, dlaczego nagle znalazła się w Michaeltown, w dodatku w ratuszu. "Mniejsza z tym. Tu jest mój dom".
Raźnym krokiem ruszyła w kierunku Grantville. Zamrugała ze zdziwieniem, widząc drut, szlabany i kolczatki. Zapukała w budkę.
- Ej, czego tu szukasz?
- Mieszkam tutaj - odparła zdziwiona. Fakt, niektóre dzieciaki jej nie kojarzyły. Przecież nie chodziła do szkoły, od kiedy...
Pisnęła, zablokowawszy myśli o rodzicach. "Nie myśl, nie myśl, nie myśl!"*
- Mieszkasz? Dobre. Nie wyszłabyś stąd!
- Ej, stary - szepnął jeden strażnik do drugiego. - Patrz, jak ona się zachowuje.
Ale Hope już ich nie słyszała. Obejmowała głowę rękami i trzęsła się, mimo, że temperatura sięgała jakiś 22 stopni.
- Stary, ona chyba zwiała z psychiatryka - szepnął tamten. Hope spojrzała na niego swoimi wielkimi, błękitnymi oczyma.
- Dobra, jest totalnie nieszkodliwa. Przecież od razu to widać. Ej, mała, masz jakiś dokument? Legitymację, czy coś? - strażnik denerwował się, czy nie spotkają ich jakieś konsekwencje. Bądź co bądź, ta blondynka mogła coś knuć.
Dziewczyna zmarszczyła brwi i sięgnęła do kieszeni. Była tam stara, przetarta miejscami legitymacja szkolna. Strażnicy pochylili się nad nią, próbując odczytać cokolwiek.
- Al... le... Allen? Cholera, nie da się odczytać nazwiska, coś się tu musiało wylać.
- Spójrz tu. Szkoła podstawowa numer 13, Grantville. Stary, ona jest stąd!
- Dobra, właź. Ale dziób na kłódkę.
Blondynka skinęła głową. Odchodząc, usłyszała, jak chłopcy wołają za nią, pytając jak się nazywa. Z błyskiem w oku odwróciła się i odpowiedziała:
- Lynette Weiss.

[MT - dom Nei] W tym samym czasie - Nea

- Zaiste, naszych kochanych przyjaciół. Nea, błagam, powiedz że masz jakiś plan, jak im dokopać.
Kiedy już przywitali się z Alyssą, Nea zamyśliła się.
- Coś tam mam. Słuchajcie, przede wszystkim, nie mamy zielonego pojęcia, czy na pewno będą atakować. Dlatego trzeba wystawić kogoś, kto będzie siedział przy drodze wylotowej. Ułatwiona sprawa, że jesteśmy wtuleni w barierę, a z drugiej strony są pola uprawne, a więc płaski teren. Wszystko idealnie widać.
- Hm, OK, mów dalej.
- Przydałoby się wysłać parę osób po domach i ogłosić, że możliwy jest atak z Grantville.
- Nie lepiej po prostu użyć radiowęzła? - zapytała Lacie. Nea pokiwała przecząco głową.
- Echo radiowęzła niesie się daleko. Jakby Grantville miało szpiega, to starczy, że skryłby się gdzieś za miastem i wszystko by usłyszał. Ludzie z Michaeltown kojarzą innych ludzi z Michaeltown, więc ryzyko jest mniejsze. Emily - zwróciła się do siostry - przynieś prezent wujka Bena.
Siostra spojrzała na nią jak na wariatkę, ale po chwili wróciła z siedmioma [link widoczny dla zalogowanych]**, w siedmiu kolorach tęczy.
- Wujek Ben - zmarszczyła brwi Lacie. - To musi być ktoś ze strony twojej mamy, bo nie kojarzę gościa.
- Zgadza się. Był na mundialu w RPA i nakupił pełno wuwuzel. Te przywiózł nam w prezencie. Zastanawiałam się, dlaczego tak dużo. Potem okazało się, że były totalnie przecenione, bo wprowadzono normę, że wuwuzela nie może wydawać dźwięku głośniejszego niż 120 decybeli. Te wydają około 140 - dodała z dumą.
- Hm, wszystko pięknie, ładnie, ale dalej nie rozumiem, co ma Mundial w RPA, wuwuzele i decybele do Grantville.
- Już mówię, Ethan. Ja wezmę jedną z nich i wlezę na drzewo za miastem. Stamtąd będę obserwować. Jeżeli zobaczę, że ktokolwiek nadjeżdża, nadchodzi, nadlatuje, cokolwiek, wtedy zadmę w wuwuzelę. Sześć innych osób będzie kolejno w różnych punktach miasta. Co najmniej jedna musi być w miarę blisko mnie. Kiedy usłyszą mój sygnał, też będą dąć.
- ...A ludzi powiadomi się, że kiedy usłyszą wuwuzelę, mają brać dupę w troki i złazić do jakiejś piwnicy, czy coś. Dzięki temu my będziemy powiadomieni, kiedy ktoś nadjeżdża, a także ludzie - dokończyła za nią Lacie.
"Oby się zgodzili!"


* Osoba z rozdwojeniem jaźni zmienia osobowość w przypływie emocji, w sytuacji zagrożenia, gdy przypomni sobie coś nieprzyjemnego, w wyniku wstrząsu itd.
** Link.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum www.rpggone.fora.pl Strona Główna ->
RPG / Archiwum
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4
Strona 4 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Forum.
Regulamin